Temat: Szukam pracy - automatyk, projektowanie, PLC, SCADA,...
Michał Kurylak:
Dlatego najpierw szuka pracy w swojej okolicy (bo tak jest najwygodniej, co tu kryć) a jak sytuacja przyprze go do muru to zacznie szukać gdzie indziej. Nie rozumiem waszego podejścia.
A niech szuka. Mi nic do tego. Jego wola. Szukania nigdy dość.
Ale można tak szukać, szukać, szukać... Aż zabraknie nawet na dojazd na przysłowiowy "śląsk".
Michał Kurylak:
Myślisz, że na Śląsku nie będzie skazany na łaskę pracodawcy i to ile mu szef rzuci?
Jestem ze Śląska i mogę Ci tylko powiedzieć że masz trochę idealistyczne spojrzenie na ten region. Wszędzie jest krucho z robotą a jak nie z robotą to z pensjami.
Wszędzie będzie może i krucho, ale śmiem twierdzić, że alternatyw będzie miał dużo więcej niż na Pomorzu.
Michał Kurylak:
Dlaczego nic, kilku moim znajomych znalazło pracę jako automatycy w trójmieście
Dlatego nic, bo są na pewno 2 uczelnie oferujące studia w kierunku automatyka (PG - 3 wydziały i AMorska - w wydział) wypuszczająca rokrocznie ok. 150-200 automatyków.
I nie ma przemysłu. Nie ma. Rozumiesz - NIE MA PRZEMYSŁU - co ma zrobić ta chmara absolwentów?
A moich kilku też znalazło, a jakże. Reszta już się na pomorzu nie poszczęściło.
Za to w innych regionach jak najbardziej nie mieli większych problemów ze znaleziem pracy.
Michał Kurylak:
Będzie ciężko, ale może przynajmniej nie będzie dokładał do pensji na mieszkanie, na jedzenie, rachunki itp (bo jeśli np w trójmieście mieszka z rodzicami to pewnie takie rzeczy go nie obchodzą). Jeśli ma załatwioną pracę w innym regionie kraju, z któj za pensje wystarczy mu na mieszkanie, życie i jeszcze coś zostanie to czemu nie ale jeśli ma jechać i dopiero szukać (a jak znam Śląsk - i tak usłyszy że dostanie max 2 tys zł bo też pełno studentów i szefów-szmaciarzy którzy nie chcą płacić, podczas gdy wynajęcie mieszkanie kosztuje 1500, rachunki 500 zł i na jedzenie już niema) to gdzie w tym widać jakiś sens?
Nie obraź się, ale czytając ten monolog nasuwa mi się jedno stwierdzenie.
Jesteś albo zagorzałym bolszewikiem, albo należysz do związków zawodowych.
Praca załatwiona, może mieszkać z rodzicami, max. 2000 dla absolwenta to mało, szefowie szmaciarze.
No sam powiedz? Mi to zalatuje socjalizmem z ideami Marksa i Engelsa.
Nic nikomu się nie należy za "bycie" - absolwentem, polakiem, żydem, gejem, białym czy murzynem.
Pracę się dostaje, a nie załatwia. A dostaje bo:
- miałeś odpowiednie umiejętności
- pięknie się sprzedałeś - kwestia czasu w jakim pracodawca kapnie się, że to lipa
- pracodawca ma chęć cię zatrudnić, bo mimo braku umiejętności masz cechy, które to zrekompencują na danym stanowisku
- ma na to budżet
- bo na twojej pracy zarobi - i to przede wszystkim.
Zejdź na ziemię i porzuć ten bolszewicki ton.
To nie ZSRR, tylko gospodarka rynkowa.
Sam korzystasz z jej dobrodziejstw kupując tam gdzie ty chcesz, za tyle ile chcesz i dokładnie to co chcesz.
Pracodawca robi tak samo. Nawet jeśli jest krwiopijcą - z czym wielokrotnie nawet bym się zgodził, ale...
To ALE, to jego prawo, jego pieniądze i jego sprawa. A nam nic do tego.
Michał Kurylak:
Ja bym nie nazwał tego szczęściem. Praca jest po to by żyć a nie życie po to by pracować. Gdybym nie dostał pensji wystarczającej na życie, wynajęcie mieszkania, utrzymanie samochodu by móc dojechać do pracy to zwyczajnie bym takiej pracy nie podejmował bo i po co?
Twoja sprawa. Jeśli już na początku nic nie umiejąc myślisz tylko o papu, to super.
Ja zaczynałem z innym podejściem i mając 800 netto, wydawałem 400 na paliwo.
I co? I po 1,5 miesiąca zmieniłem na 1500 netto, więc już zostawało mi 1100 na życie...
A jak już wynająłem mieszkanie z kumplem - patrz nie znalazł pracy w Gdańsku... :-) To już było życie jak w Madrycie.
Ale nie jęczałem, tylko się uczyłem. Automatyki, Programowania, rozwiązywania problemów w tzw. 5 minut, technologi, jezyka rosyjskiego, angielskiego.
Bo wiedziałem, że pokora się opłaci.
I kiedy uznałem, że mam za duże umiejętności do oferowanej płacy, to ją zmieniłem z podwyżką 80% netto.
Łapałem się na 2 próg podatkowy - same nowe problemy... :-)
Dlatego cały twój wywód ja osobiście traktuję jako bajki na dobranoc i takie krzyki związkowców na wiecach strajkowych.
Ale żal mi tych, którzy mają podobne podejście, jak ty. Idee oczywiście słuszne, ale gorzej z otaczającą rzeczywistością.
Nie chce się dopasować do oczekiwań. Straszne, nie?
Michał Kurylak:
Współczuje ale to tylko i wyłącznie Twój wybór i nikogo nie powinieneś namawiać do podobnej drogi. Ja w życiu nie zgodziłbym się na pestki za swoją pracę i pensję niewystarczającą na kawałek dachu nad głową, paliwo na dojazd do pracy i życie. Widzę ostatnio, że jest taki trend podejmowania pracy poniżej jakiegokolwiek godnego minimum. Mgr inż podejmujący pracę za 1000 zł (pani na kasie w biedronce ma 1500zł) bo na forach mu powiedzieli, że tak trzeba ... a pracodawcy to wykorzystują nie płacąc - bo i po co dać np 2 tys jak jest pełno absolwentów którzy sami są gotowi pracować za 1000?
Myślisz, że pracodawcy czytają nasze wypociny i od tego warunkują ofertę?
Szczerze wątpie. W innym wątku opisałem koszty zatrudnienia programisty PLC.
Nie obraź się, ale wypowiadasz się w kwestiach o których nie masz zielonego pojęcia.
Albo może i masz, ale nie usiadłeś nad kalkulatorem i tego nie policzyłeś.
A procodawcy płacą tyle ile muszą. Jak mają 10 kandytatów, to przykręcają śrubę ile się da.
Bo wydają swoje pieniądze. A jak widać po twoim poście, wydawać pieniądze innych jest dużo łatwiej.
To tak jak z twoim kupowaniem mięsa na targu (uproszczam, bo oczywiście każdy cżłowiem jest inny) - jak masz 10 ofert z takim samym towarem to co bierzesz?
Tą najdroższą, bo człowiem się napracował, miał kosztów co nie miara? Już to widzę.