Temat: Religia psuje ludzi.
W fanatycznym ateizmie zawsze fascynuje mnie absolutne przekonanie, że Boga nie ma. Nie różni się to w zasadzie od fanatycznej postawy pewności w istnienie Boga. Tak samo jak nie ma dowodów na to, że Bóg jest, nie ma też dowodów na to, że go nie ma...
Ostatnie zdanie nigdy mi się nie podobało i używam go z najwyższym obrzydzeniem, bo co to znaczy mieć niezbity dowód czegoś? Czy to znaczy, że taki dowód został opublikowany w Nature? Że wyczytano gdzieś, że ktoś coś udowodnił? Jaką mamy pewność, że to prawda? I kolejne pytanie: co to jest prawda? Czy to coś co widziałeś na własne oczy? Coś czego dotknąłeś? A skąd pewność, że byłeś w pełni władz umysłowych? Takich pytań rodzi się wiele i można je ciągnąć w nieskończoność, wychodząc z prostego i oczywistego założenia: to co widzimy, czujemy itd. to jedynie interpretacja sygnałów elektrycznych docierających do naszego mózgu (prawie jak cytat z Matrixa, w którym jest sporo racji). Co to znaczy, że jabłko jest miękkie, soczyste, słodkie i czerwone? To znaczy, że nasz mózg tak właśnie zinterpretował bodźce jakie dotarły do naszych receptorów. Wystarczy sobie uświadomić, że rzecz, która wydaje nam się solidna (bez pustych przestrzeni w środku), na przykład bryła ołowiu, w rzeczywistości w większości składa się z pustki. Atomy w smoczej swojej części wypełnia pusta przestrzeń. My tego nie widzimy, nie możemy ręki włożyć w sztabkę złota, ale to nie dlatego, że złoto musiałoby mieć dziury (bo faktycznie je ma) ale ze względu na naturę oddziaływań między znajdującymi się blisko siebie atomami, przenoszonymi za pomocą fotonów, a przynajmniej tak słyszałem (jak w reklamie jednego z jabłkowych piw ;)) i tu pojawia się sedno mojej wypowiedzi: ktoś mi powiedział, że Napoleon przegrał pod Waterloo. Ktoś mi powiedział, że świadczą o tym wiarygodne i spójne materiały i ja w to wierzę. Nie "wiem". Wierzę. Nie mam niezbitych na to dowodów.
Podstawą geniuszu zawsze była otwartość umysłu, a ta z kolei zakłada powątpiewanie w najbardziej nawet (wydawałoby się) oczywiste oczywistości. W tym sensie np. Albert Einstein był bardzo religijną osobą. Religijność i religia nie psuje ludzi, otwiera ich umysły na rzeczy niepoznawalne, a jeśli jednak psuje, to z całą pewnością ekonomia, nauka, sztuka i praktycznie wszystko również psuje ludzi, bo nie jesteśmy kukiełkami tylko Homo Sapiens i od nas zależy jak użyjemy dynamitu. Czy tak jak chciał tego Nobel, czy do zabijania.