Mustapha
Sahel Phd
Pharma Executive,
Sales Manager
Temat: Nawiedzeni inaczej :)
Beata K.:
Mustapha S.:Bo ja wiem? Nie przypuszczam. Wiara to wiara i już.
No i tu mamy problem. Dopóki ktoś wierzy i tylko wierzy, wbrew dowodom, faktom, logice, to jego sprawa. Ale olbrzymia liczba wierzących oczekuje, że niewierzący będą traktować ich wiarę na rowni z matematyką, medycyną, biologią czy innymi naukami.
"Olbrzymia liczba" to ile ? 1000, 2000? Co to znaczy?
A może Ty to tak chesz widzieć?
Myslę ze tak samo jak człowieczenstwo, które się myli, bładzi, szuka, czasem przegrywa, ale własnie dlatego jest prawdziwe i tylko dlatego jest wartosciowe; tak samo wiara czasem zawodzi, czasem kapitulujemy, ale wierzymy.
Nie ma sensu przekładać wiary na język faktów, to są dwa rozdzielne zbiory, na dokładkę działają tam zupełnie iine prawa i działania.
Dlatego wierzący jak wejdzie na ateizm nie jest w stanie się odnaleźć i odwrotnie.
Moze dlatego, ze odmiennośc się wyróżnia i ja widać, dlatego moze odnosisz wrażenie, że "olbrzymia liczba"......potrzebuje "ufaktowić"religię
ale nie przypuszczam by człowiek wierzący, by dalej wierzyć potrzebował mieć swiadomość, że wiara to tak jak medycyna czy matematyka.
Te dwa....... stany umysłu znajdują się kompletnie innych stanach świadomości.
Ja nic nie oczekuje pomimo, że uważam się za wierząca. To twoja sprawa jak TY widzisz świat; czy przez pryzmat równan Maxwella, czy może nie są one Ci do niczego potrzebne, bo zachwyca Cię harmonia świata i fakt że kiedys został stworzony.
Każda z tych postaw i jeszcze 1000 posrednich, ma rację bytu. To co wybierzemy jest tylko nasza sprawa.
Z drugiej strony: bardzo nas okresla.
Nigdy nie byłem wierzący, za to od dziecka mocno indoktrynowany przez katolicką rodzinę (kochaną zresztą i pozytywnie wyjątkową :). Od 11 roku życia jestem zdeklarowanym ateistą i odnajduję się doskonale w sferze... braku wiary.
Betty, Ty bardzo ładnie i ciekawie napisałaś powyżej. I ja do pewnego stopnia mógłbym się z Tobą zgodzić. Nasza różnica zdań wynika być może z innego punktu odniesienia. Dla mnie nie jest nim grupa kilkorga katolików będących moimi dobrymi znajomymi. To ludzie obyci, wykształceni, przyjaźnie nastawieni do Świata, posiadający zdrowy dystans. Ja ich lubię i oni mnie. Mnie nie przeszkadza ich wiara, im mój ateizm.
ALE TAK NIE WYGLĄDA ŚWIAT W SWEJ WIĘKSZOŚCI !!!
Świat w swej większości to ludzie prości, biedni, niewykształceni, mega podatni na indoktrynację. Ludzie, dla których religia nie jest filozoficzna ideą wzbogacającą ich Świat wewnętrzny, a wiara częścią dobrej tradycji. Często kierowani przez bogatych, cynicznych gnoi, wykorzystujących religię jako doskonałe narządzie do manipulowania tymi pierwszymi.
Dla tych ludzi wiara, religia to młot, pała, łom, karabin do rozkwaszenia głów niewiernych.
Wiara powoduje, że najpierw bezmyślnie słuchają kaznodziei-oszołomów a potem pędzą do urn wyborczych, żeby wybrać politycznych szarlatanów, cynicznych oszustów, wreszcie schizofreników żyjących teoriami spiskowymi miast faktów i ich oceny.
I jeszcze jedno - bardzo negatywne działanie religii na większość ludzi (tu już niestety często nawet na tych wykształconych) prowadzące do zaniku rozróżniania faktów od opinii. Stąd prosta droga np. do homofobii, bo przecież to "nienaturalne". Możemy sobie dużo mówić o różnych stanach świadomości, innym podejściu i tak dalej - ale nie życzę Ci, żebyś spotkała na swojej drodze osoby, które o Twoim losie będą chciały decydować z pozycji "wiary" (czytaj opinii). Bo może się okazać, że lekarz odmówi Ci terapii (bozia sobie nie życzy niektórych terapii jego zdaniem), taksówkarz nie zawiezie na lotnisko (z kolei jego bozia nie życzy sobie pracy w święto, a święto zaczyna się za równo 2 minuty), itd. itp.