Temat: marnośc nad marnościami
Marcin Kalinowski:
Czteroletnie dziecko nie ma możliwości poddawania niczego krytycznej ocenie.
A jednak i czteroletnie dziecko, w pewnym sensie samo musi wybrać w co i komu wierzy. Może zdarzyć się tak, że rodzice mówią jedno, dziadkowie drugie, a pani w przedszkolu jeszcze co innego (i to nie tylko w temacie religii). Wtedy dziecko samo musi niestety podjąć decyzję (choć pewnie zmanipulowaną i nie do końca samodzielną) komu wierzy. Lub też zwyczajnie wybierze kierując się kryterium wygody.
Ja moja dekonwersje przezylem jak mialem jakies 15 lat i nadal uwazam, ze mialem wtedy w glowie fiu-bzdziu a nie zaden ugruntowany racjonalizm.
No właśnie... a ja nie przeżyłam nigdy żadnej dekonwersji. Nie przestałam wierzyć w boga, ja po prostu nigdy nie zdążyłam łyknąć tej bajki... Prawdopodobnie w dzieciństwie faktycznie nie było to spowodowane samodzielnymi przemyśleniami lecz autorytetem osób, które nie opowiadały bajek o bogu w porównaniu z zerowym autorytetem tych, którzy o nim opowiadali...
To, że coś nas otacza nie oznacza wcale, że jesteśmy podatni na przyjęcie tego. Jedni są, inni nie są...
W mlodym wieku wszyscy sa. To czesc naszego rozwoju - wierzysz we wszystko, co ci rodzice/otoczenie mowi, bo jak przeprowadzisz eksperyment, czy faktycznie bulterier sasiada gryzie, to moze sie skonczyc tragicznie.
Nie można wierzyć we wszystko i każdemu bo, tak jak pisałam wyżej, od najmłodszych lat stykamy się z opiniami sprzecznymi. Jak można wierzyć w to co mówi (dla przykładu) matka i jednocześnie w to, co mówi ojciec, skoro jedno z nich mówi, że bóg istnieje a drugie, że go nie ma?
Sprzyja sprzyja, ale to sa przemiany na pokolenia, a i tak stosunek zabobonow do racjonalizmu uklada sie mniej wiecej w sinusoide. Powinnismy sie starac, zeby jak najwiecej racjonalizmu bylo na swiecie, ale czy kiedys osiagniemy 100%... nie sadze.
O3wiście, że nie osiągnie 100% i wiesz... mi na tym nawet jakoś osobiście nie zależy. Ja bym tylko chciała, żeby te wszystkie dziwne religie nie próbowały mi w życie włazić z buciorami, a co robią na własnym podwórku i ilu ich jest... to mnie generalnie mało interesuje. Tyle, że to barddziej idealistyczne niż globalne zeświedczenie, wiadomo przecież, że każda większość zawsze będzie próbowała narzucać innym swoje myślenie i zasady... co dla mnie jest i było zawsze kompletnie niezrozumiałym mechanizmem. I tylko z tego powodu cieszyłabym się, gdyby ludzi wierzących było coraz mniej... dlatego, że nie potrafią wierzyć i być "na poziomie", zachować swoją wiarę dla siebie i odwalić się od nas (i od innych niż własna religii też).
Ewa Szuwalska edytował(a) ten post dnia 12.12.08 o godzinie 11:58