konto usunięte
Temat: Przesłanie w muzyce
Guernica Y LunoRewolucja zaczyna się od kromki chleba
i nocy w której nie możesz spać ze strachu...
Granica świadomości przebiega tam gdzie słowa...
Opowiem wam historię o punkowym zespole, takim samym jak wiele innych zespołów, grup. O zespole któremu jak wielu innym wydało się że potrafi zmienić świat i stosunki w nim panujące, że zna recepty, umie oddzielić dobro od zła, nienawiść od miłości, kłamstwo od prawdy. Opowiem wam historię o ludziach, którzy poświęcili bardzo dużo, może nawet to co mieli w swoim życiu najcenniejszego, na to by dojść do zrozumienia prawd niepopularnych, do myśli niezależnych ale własnych, będących wynikiem wielu wspólnych działań i przewartościowań. To nie będzie wesoła historia o tym jak zajebiście jest grać w zespole punkowym, ani o problemach wewnętrznych poszczególnych osób. Kogo miałoby to obchodzić???? To opowieść o złudzeniach zwycięstwa , dosadności porażek, podnoszeniu się zwątpieniu i szukaniu dróg, o milionach niewykorzystanych możliwości marzeniach i szczęściu. o tobie, o mnie, o tych co dopiero wchodzą na scenę, o tych co są już poza nią, o tych co tkwią w niej, o nas.
Moja historia nazywa się GUERNICA Y LUNO i zaczyna się w 92 roku. W XX wieku. To dla nas ważne, bo to 1/4 naszego życia i doświadczenia tegoż złożyły się na to, że powstał taki zespól. Fascynacja? Tak, na pewno fascynacja, ale i chęć grania, taka specyficzna wściekłość, młodzieńcza eksplozja, albo trzeźwienie absolutne gdy w osłupieniu wprawiały nas wiadomości docierające z zewnątrz. Jak to może być? Jak to jest? Świat składa się z tylu nieprawości, tylu skurwysyństw, oszustw, chorób, kłamstwa i wszyscy, albo prawie wszyscy przystają na to? Jak to się dzieje, że na naszych oczach rozgrywają się sceny rodem z fantastycznych opowieści, z tą tylko różnicą, że rozgrywają się na prawdę. Że nie wiele potrzeba aby zginął człowiek, jeszcze mniej aby go oszukać, aby nigdy nie potrafił się podnieść, trwał w pokorze i karmił swoją wyobraźnię odpadami z pańskich stołów. Gdzie przebiegała ta granica? Kto ją wyznaczył? Kto za to odpowiadał? Tyle pytań i nagła chęć znalezienie odpowiedzi na nie. Wściekłość na ten porządek. Dlaczego o tym nie mówić? Dlaczego nie chwycić za instrumenty i chociaż wykrzyczeć całą emocję, gniew, zburzyć bariery niemożności, strachu, i obojętności. Był Jacek - punk spotkany na ulicy kiedy zapytał o nagrania NOMEANSNO, był Rafał Ciaho, był Jarek przypadkowo poznany na wydziale humanistycznym uczelni na której studiowaliśmy. Łączyła nas ta swoista subkultura, parę lat doświadczeń w niej, pierwsze zespoły, wspólne wyjazdy na koncerty, ziny które wydawaliśmy, to poczucie, że ciągle jest tego mało, że nic i nic się nie zmienia, że zastyga świat w w swoich formach. Dlatego stała się GUERNICA Y LUNO. Pojawił się Tomek perkusista bardzo młody, z podwórka prawie, ale z takim uczuciem i emocją, że tylko chwila upłynęła i już poczuliśmy się razem, zintegrowani, złączeni, a każda próba wzmacniała w nas poczucie dobrego wyboru, szansy i siły, którą powoli zaczynaliśmy dostrzegać. Długo nie graliśmy żadnych koncertów, Robiliśmy za to dużo prób, wiele dyskutowaliśmy.
Ubieraliśmy je w słowa - pełne smutku i żalu, ale też prawdy, bo chociaż nie wiedzieliśmy wiele o świecie, to woleliśmy mówić prawdę niż udawać nieświadomych. Ubieraliśmy je w muzykę - proste ostre dzwięki, głośne mocne i przesterowane, szybkie takie jakie najłatwiej było nam wydobyć i opanować. Graliśmy coraz więcej koncertów, wraz z nimi rosła nasza legenda. Gdybyśmy byli na scenie oficjalnej nie wahałbym się użyć słowa rock`n`roll, ale to była undergrundowa scena i tu raczej nie wypadałoby tego mówić. Właśnie - nie wypadało. Jak nazwać jednak sytuację gdy na koncertach jedyne co się liczyło to szybki rytm, ostra gitara. Jak nazwać chwile goryczy jeszcze gorsze niż pałowanie gliniarzy, gdy grasz i widzisz tych najebanych ludzi. Wiem, od nikogo nie mogę wymagać, aby wybrał to samo co my, każdy panuje sam nad swoim życiem i sam postanawia o sobie, ale jeśli mogę cokolwiek wybrać i decydować, to moja odpowiedź no to - NIE. Lepiej przestać grać koncerty, nie udawać że się tego nie widzi. Lepiej odpuścić, niż przejść do porządku dziennego i poświęć najpiękniejsze swoje dni takim sprawom. Z szacunku dla samego siebie. Bardzo się cieszę, że G.Y.L. już nie gra, bo gdyby dalej grali, mówili co myślą, krzyczeli o tym co nam się nie podoba to zamieniłoby się w masową produkcję, w ten znienawidzony rock`n`roll... wobec którego tak mocno się wypowiadaliśmy. Cóż po kolejnej płycie z okrzykiem niezgody, cóż po koncertach jeśli ty i ja przyzwyczaimy się do tego, jaka jest nasza rola i Jaka jest twoja rola? Będziemy się na wzajem adorować???
GUERNICA - gdy przybyło tych wątpliwości, znaków zapytania, nadal grała i była, chociaż zmienił się skład i z pierwotnego zespołu, energetycznego, młodzieńczego wykluł się coraz bardziej świadomy i technicznie doskonały twór. Pojawił się Wojtek, pojawił się Piotre,była Mrówa, a w nad po tych latach narosło przekonanie, że jest tu coś nie tak i chociaż do końca nie wiedzieliśmy o co tu chodzi ,to infektowaliśmy się kolejnymi niewiadomymi. Na jakim etapie punk's znaleźliśmy się ze swoją muzyką? Czy specyfika życia w tym kraju nie każe zupełnie inaczej reagować na określone sygnały. Ile można podróżować po Europie i oglądać inne kapele, sprzedawać drożej koszulki, muzykę, kraść płyty i nazywać to ideologią punk? Jak możemy porównywać się z punkiem - sceną na zachodzie, gdzie zasiłki zawsze starczają na przetrwanie, na rebelię punk? Jakie są powody, że ci którzy przejrzeli na oczy i dostrzegli sens wszystkiego albo podejmowali decyzje o końcu grania, albo staczali się na dno uzależnień chcąc zapomnieć?
Któregoś dnia G.Y.L. zobaczyła, że nie ma jednej drogi. Zobaczyła że jest ich tysiące i każda ma swój cel. To był piękny dzień. Zobaczyliśmy, że nie zespół, nie koncerty stanowią o nas, że kraty więzienia można rozbić innymi sposobami. I to było nasze wielkie zwycięstwo. Nie utożsamiać się z jedną formą w poszukiwaniu, nie wyrzekać się buntu, ale i nie traktować go ostatecznie i niepodważalnie. Nie bać się być samym nie tylko wobec otaczającego zła, systemu, ale także wobec subkultury, której wszystkie drzwi pozamykane są od środka i ciężko, bardzo ciężko jest przełamać panujący schemat zza granicy. Schemat, który tam wydaje się być adekwatny do rzeczywistości, ale tu jest tylko wynaturzeniem i wydaje się, że nie sprosta naszym wymaganiom. Mentalnie punk jest parę lat przed zachodem, mamy dawno za sobą doświadczenia buntu, walk ulicznych, ciągłych protestów, życia na krawędzi rewolucji. Jednak Polacy ciągle będą się zachwycać modą, muzyką, ubiorami - będzie to puste i zgubne.
Tak to teraz widzimy, tak to widzieliśmy i wtedy, dlatego wszelkie odniesienia do zachodu traktowaliśmy z dystansem, bardzo, bardzo, ostrożnie. Punk był jako muzyka i idea skrajnie artystyczna i w USA potem Anglii jak najlepsza moda, jak grunge, czy RAP dzisiaj, potem Clash przejmując dużo z reggae przenieśli część lewackiej retoryki do tekstów, rozwinęli to inni - Crass, Conflikt. Amerykanie jeszcze bardziej technicznie dojrzali od zachodu Euroy, ale umysłowo ignoranci, przejeli od Anglików idee, przeszczepili na swój grunt i jeszcze mocniej pchneli myśl politycznego wyścigu i zganiania wszystkich, którzy nie działają i nie myślą poprawnie. Socjologiczny bełkot i Dead Kenedys i crusties, ożeniony z industrialną cywilizacją, podany na tacy rozczarowania porządkiem świata jaki jest typowy dla ludzi młodych, podbił umysły części zbuntowanych. Manifesty budowane na prostych opozycjach dobro - zło, oni - my, zły system - dobry system, przedstawione w czytelny sposób do ostrej muzyki zawsze znajdą swoich zwolenników. "Ale jeśli jeden palec w dłoni wskazuje na pewny stan, to pozostałe wskazują na nas" - powiedział Bob Marley. W poszukiwaniu winnych, zbrodniarzy, tych którzy ustanawią taki porządek świata jaki obecnie panuje, punk pozbawił się swoich korzeni, odszedł od swoich pierwocin. Zatoczył zbyt duże koło, i sam zaczął kopać pod sobą dół. Pieniądze których jest tu dużo i ich brak, politycal correct i wojna ze schematatem z narzucaniem sztucznych barier, zabawa, melodia, walko o charmonię i porządek na świecie, i programowy chaos. Czym stał się punk? Tymi antynomiami? Walką i jej brakiem, apatycznym zmęczeniem i wyzwaniem rzuconym społeczeństwu, chociaż już w chwili jego wypowiedzenia wiesz, że nie wygrasz.
A jeśli masz wątpliwości i brak ci sił i wiary bardzo łatwo odjechać. Wiesz gdzie. Tam gdzie większość Polaków w piątkowy i sobotni wieczór.
Liczy się podróż do Itaki, samostanowienie, świadczenie sobą, swoją osobą o swoich indywidualnych wyborach. Bo tylko na tej płaszczyźnie można czuć się godnym partnerem dla systemu, można stawiać mu czoło z podniesioną głową. Kiedy piosenki przestają się liczyć, i utożsamianie z grupą przestaje mieć sens, bo ludzie co prawda żyją w stadach i muszą się identyfikować z określonymi grupami, ale indywidualnie płacą swoim życiem za poniesione wybory. I to jest nasze zwycięstwo. Pewnego dnia było dane nam odkryć, że nie istnieje jedyna droga. I już nie muśieliśmy śpiewać i grać aby szukać takich prawd. Znaleźliśmy. Jesteśmy GUERNICA Y LUNO. Znaleźliśmy swoją wolność. Jeżeli w punk o coś chodzi, to właśnie o to. Zwyciężyliśmy.
A G.Y.L. istnieje dalej. Zobaczysz ją na koncertach każdej punkowej kapeli. Każdej ostrej, wściekłej, bezkompromisowej, pełnej buntu i temperamentu kapeli, która by wiele dała za rozbicie tego co złe i ustanowienia jakiegoś czytelnego porządku. Bo i G.Y.L. i te wszystkie zespoły łączy coś, czego bezskutecznie szukać i wypatrywać wśród rock`n`rollowych oszustw. PUNK, warto się było narodzić.
Guernica Y Luno miała swoje 5 minut
czas biegnie do przodu...