Marek Sokołowski

Marek Sokołowski MBA, Business
Development Manager,
Otwarty na nowe
wyzwania!

Temat: Spotkanie z Prof. Grzegorzem Kołodko - "Transformacja,...

Kolejne spotkanie organizowane przez Sylwię Rogalską, na które Was zapraszam to

Spotkanie z Prof. Grzegorzem Kołodko, w ramach cyklu spotkań absolwentów ALK.
Będzie to wykład Profesora i dyskusja nt. " Transformacja, kryzys - i co dalej?"

Wejdź na stronę
Spotkania z Prof. Grzegorzem Kołodko - "Transformacja, kryzys - i co dalej?",
wybierz opcję "wybieram się"!

Pozdrawiam,
Marek SokołowskiMarek Sokołowski edytował(a) ten post dnia 04.01.10 o godzinie 14:12
Sylwia Rogalska

Sylwia Rogalska Akademia Leona
Koźmińskiego

Temat: Spotkanie z Prof. Grzegorzem Kołodko - "Transformacja,...

gdyby ktoś chciał się przygotować do spotkania i przygotować pytania do Profesora, to zachęcam do lektury dzisiejszego artykułu Prof Kołodko:

»Gdybyśmy po 1989 roku prowadzili pragmatyczną politykę, średnia płaca wynosiłaby nie niecałe 3,5 tys. zł, a ok. 5 tysięcy złotych «

Polacy kochają obchodzić rocznice. Czcimy przeto od czasu do czasu okrągłe daty dzielące nas od jakichś wydarzeń. I tak ostatnio wiele jest zgiełku w związku z dwudziestoleciem wielkich zmian ustrojowych.
To fakt, że rok 1990 rozpoczęliśmy od głębokich i radykalnych przeobrażeń gospodarczych, ale trzeba pamiętać, że wiele z nich zakorzenionych było w reformach rynkowych dokonanych wcześniej, jeszcze w czasach realnego socjalizmu lat 80. I dlatego też Polska, obok Węgier i ówczesnej Jugosławii, była najlepiej przygotowana do wielkiej zmiany. Niestety, szanse nie zostały w pełni wykorzystane wskutek licznych błędów popełnianych w niektórych okresach minionego dwudziestolecia, które przecież nie było okresem jednorodnym. Były lata gorsze i zdecydowanie lepsze i to, co mamy dzisiaj, jest wynikiem tej przeplatanki.
Wielkim błędem historii byłoby tworzenie agresywnego kapitalizmu niesprawiedliwości społecznej, bo przecież nie o to chodzi w wielkim dziele ustrojowej transformacji. Zależeć nam musi na zbudowaniu społecznej gospodarki rynkowej, charakteryzującej się z jednej strony wysoką efektywnością przedsiębiorstw, z drugiej zaś sprawiedliwym podziałem owoców rozwijającej się gospodarki. Udało się to tylko po części, a to ze względu na błędy początkowego okresu transformacji w czasie tzw. planu Sachsa-Balcerowicza oraz przełomu lat 90. i roku 2000. Tak podczas szoku bez terapii na początku poprzedniej dekady, jak i w trakcie niepotrzebnego przechłodzenia koniunktury w jej końcu mylono środki polityki (równowaga finansowa, prywatyzacja, deregulacja gospodarki) z jej celami (zrównoważony ekonomicznie, społecznie i ekologicznie rozwój oraz poprawa warunków życia ludności), opierając politykę gospodarczą na błędnej, neoliberalnej teorii. Kosztowało nas to wiele, utracono liczne możliwości rozwojowe, skala recesji, stagnacji i redystrybucji była bardzo dotkliwa.
Dwadzieścia lat temu rząd zakładał jednoroczny zaledwie spadek produkcji i ograniczone bezrobocie oraz szybką stabilizację finansową. Recesja miała ograniczyć się do spadku PKB w roku 1990 o 3,1 proc., a bezrobocie miało nie przekroczyć 400 tys. osób. Inflacja miała już po trzech miesiącach spaść do jednego procenta w ujęciu miesięcznym, a budżet miał być zrównoważony. Niepobożne życzenia! W wyniku doktrynerstwa i błędów polityki PKB załamał się aż o prawie 20 proc. między połową roku 1989 i 1992, powstało masowe bezrobocie, które dwa lata później przekroczyło 3 miliony osób, inflacja spadła do 1 proc. miesięcznie dopiero po siedmiu latach, a deficyt budżetowy w roku 1992 przekraczał 6 proc. PKB. Oto prawda o słynnym szoku bez terapii, którego rocznicę tak tendencyjnie czczą dzisiaj nadwiślańscy neoliberałowie i ich propagandowe zaplecze. Im więcej błędów i wpadek wtedy, tym więcej szumu i nieprawdy teraz.
Usłane niepowodzeniami były również lata 1998–2001. Gdy na przedwiośniu 1997 roku po raz pierwszy odchodziłem z rządu, roczne tempo wzrostu PKB wynosiło 7,5 proc., co było najwyższym wskaźnikiem w ostatnim ćwierćwieczu. Gdyby wtedy ktoś mi powiedział, że powrócę na stanowisko wicepremiera i ministra finansów po pięciu latach po to, by raz jeszcze wprowadzić Polskę na ścieżkę szybkiego wzrostu, gdyż gospodarka zostanie zdołowana do zupełnej stagnacji, to nie dałbym temu wiary. Nie uwierzyłbym bowiem, że można popełnić tak wiele błędów i wyzerować dynamikę gospodarczą pomimo liberalizacji, prywatyzacji, otwarcia i integracji. I pomimo zapowiadania utrzymania ponad 7-procentowego tempa wzrostu, co czynił ówczesny lider Unii Wolności, Leszek Balcerowicz. A tak się stało i dynamika PKB została obniżona do 0,2 proc. w IV kwartale 2001, bo „wróciło nowe” i ponownie dogmatyzm i złe formułowanie celów gospodarczych wzięło górę nad pragmatyzmem i prawidłowym ukierunkowaniu procesu przemian.
Dziś, po dwu dekadach wielkiego zrywu, wielkość produkcji na mieszkańca, mierzona PKB według parytetu siły nabywczej, wynosi około 18 tys. dolarów. Oznacza to, że za przypadającą na głowę Polaka wartość rocznej produkcji możemy kupić w naszych warunkach cenowych tyle, ile Amerykanin w USA za 18 tys. dolarów. No, ale tylko część PKB konsumujemy, bo część jest oszczędzana i przeznaczana na inwestycje. Podstawą konsumpcji są nasze płace, których poziom miesięczny (brutto) sięga 3400 złotych (przeciętny, przy dużym i rosnącym nadal zróżnicowaniu). Otóż, gdyby przez wszystkie lata po 1989 roku – łącznie z ostatnimi, kiedy niestety neoliberalizm znowu kosztuje nas wiele utraconych możliwości – prowadzić pragmatyczną politykę, opierając się na poprawnej teorii ekonomicznej, tak jak czyniliśmy to w okresie „Strategii dla Polski” 1994–97 i „Programu Naprawy Finansów Rzeczypospolitej” 200205, to tenże PKB na głowę oscylowałby wokół 27 tysięcy dolarów i, upraszczając, średnia płaca wynosiłaby ok. 5 tysięcy złotych.
To, że tak nie jest, to oczywista „zasługa” nieumiejętnie przeprowadzanej transformacji ustrojowej i wadliwej polityki gospodarczej w latach, gdy górę brał nadwiślański neoliberalizm. Warto przeto mieć świadomość, że to właśnie rocznicę jego nadejścia niektórzy celebrują z taką pompą.
Sylwia Rogalska

Sylwia Rogalska Akademia Leona
Koźmińskiego

Temat: Spotkanie z Prof. Grzegorzem Kołodko - "Transformacja,...

I jeszcze wywiad z Profesorem z wczorajszego Polska Dziennik Łódzki:

Z prof. Grzegorzem W.
Kołodką z Akademii Leona Koźmińskiego, byłym wicepremierem i ministrem finansów, rozmawia Paweł Rożyński

Czy 2010 r. będzie dobrym rokiem dla Polski i świata?
Rokiem końca kryzysu?

Nie należy wyrywać roku 2010 z kontekstu dłuższej fali, na której wędruje świat. A tu dzieje się wiele niedobrego i nie można bezkrytycznie patrzeć w przyszłość. Z punktu widzenia dynamiki gospodarczej będzie to dla świata rok lepszy, dla Polski nie.
W tym pierwszym bowiem przypadku po tegorocznej płytkiej recesji ponownie będzie miał miejsce wzrost, na skalę podobną jak w roku 2008, podczas gdy w Polsce trwać będzie stagnacja, bo do tego w istocie sprowadza się wzrost PKB rzędu 1–2 proc.

Eksperci ING TFI szacują przyszłoroczny wzrost PKB w Polsce aż na 4,5 proc.

Cóż, ci eksperci mają jakiś zły model w komputerze albo ich założenia są błędne. Będzie niewiele lepiej niż w kończącym się roku.

Był Pan pesymistą już w tym roku. W wywiadzie udzielonym nam w maju zakładał Pan nawet, że Polskę w 2009 r. dotknie recesja.
Co się stało, że udało się jej uniknąć?

Recesja w przemyśle nas nie ominęła. A udało jej się uniknąć w odniesieniu do PKB ze względu na skokowe osłabienie kursu złotego – do czego ani rząd, ani NBP nie przyczynili się w żadnej mierze – co uratowało wiele firm przed bankructwem poprzez zwiększone możliwości eksportu i osłabioną presję konkurencyjnego importu.
Istotną rolę odegrało też niezłe wykorzystanie funduszy płynących z Unii Europejskiej.

Czy powinniśmy obawiać się nadejścia drugiej fali kryzysu?
Noblista Joseph Stiglitz ostrzegł właśnie, że istnieje poważne zagrożenie spadku amerykańskiego PKB w drugiej połowie przyszłego roku. Wezwał też rząd USA do przygotowania drugiego pakietu stymulacyjnego.

Często ze Stiglitzem się zgadzamy, ale akurat tutaj nie do końca. Fakt, że skala wzrostu w USA w II półroczu 2009 r. jest mniejsza niż oczekiwana.
I podobnie będzie w roku 201 0 r . , a l eni e s ą d z ę , bymó obniżyć się PKB. Natomiast rosnąć będzie bezrobocie, podobnie zresztą jak w Polsce i w całej UE. Przy obecnym poziomie deficytu budżetowego USA nie stać na drugi pakiet stymulacyjny i gdyby Stiglitz był bliżej Białego Domu, to chyba nie zgłaszałby takiego postulatu.

Czy więc rządy powinny w 2010 r. wycofywać się z pakietów stymulacyjnych?

Nie ma jednej odpowiedzi na to pytanie. To zależy od wielu okoliczności, które nie są jednakowe w poszczególnych krajach. Szeroko pokazuję to poprzez pryzmat koincydencji teorii rozwoju w książce „Wędrujący świat” (http://wedrujacyswiat.pl).
Ogólnie biorąc, rządy powinny posługiwać się interwencją w formie pakietów fiskalnych (i, szerzej, we współdziałaniu z bankami centralnymi, finansowych) tak długo, jak długo nie ma gwarancji, że autonomicznie będzie rósł efektywny popyt przedsiębiorstw i gospodarstw domowych.

Kryzys okazał się bardzo kosztowny, trzeba będzie spłacać długi i podnosić podatki. Czy świat czeka teraz okres wolniejszego rozwoju?

Niemało już kosztów ponieśliśmy, ale – pamiętajmy – kryzys ekologiczny, który jakby zszedł przejściowo na drugi plan, jest bardziej kosztowny niż kryzys finansowy i jego doraźne następstwa. I tak czeka nas wolniejszy wzrost w przyszłości, ale to nie jest powód do rozpaczy, gdyż był on zbyt szybki w latach poprzednich. Tylko w pięcioleciu poprzedzającym kryzys, w latach 2003–07, wzrost produktu światowego brutto (PŚB)oscylował średniorocznie wokół 5 proc.
Był to okres najszybszego wzrostu produkcji w statystycznie notowanych dziejach świata.
I to w czasie gdy liczba ludzi, rosnąc już tylko ok. 1 proc.
rocznie, zwiększyła się z ok. 6,5 do 6,8 mld. Powiem więcej, o zwolnienie tempa wzrostu w przyszłości w porównaniu z okresem sprzed kryzysu trzeba wręcz zabiegać ze względu na coraz ostrzej widoczne przetrzebianie i wyczerpywanie się nieodnawialnych zasobów naturalnych. Zwłaszcza kraje bogate muszą przyhamować, by pozostawić przestrzeń do dalszej ekspansji dla krajów na dorobku.

Czy świat wróci do tego, co było, w tym tak krytykowanego przez Pana neoliberalizmu? Bankierzy z instytucji, które otrzymały pomoc, już wypłacają sobie sute premie, jak gdyby nic się nie stało.

Zmienić muszą się nie tylko polityka, ale także instytucje – więc reguły rynkowej gry, w której toczy się globalna aktywność gospodarcza – oraz wartości, które przyświecają ludzkości, społeczeństwom i ich elitom w procesie gospodarowania. Jeśli po zakończeniu się kryzysu – a nie wolno u tożsamiać go tylko z rec – mielibyśmy powrócić do status quo ante, o co zabiega neoliberalizm, także w Polsce, to byłaby to intelektualna i polityczna klęska. Trzeba zatem coś sensownego zaproponować w miejsce tej skompromitowanej, ale żywotnej idei i praktyki. Temu właśnie służy prezentowany w „Wędrującym świecie” nowy pragmatyzm.
Wiele cech takiego podejścia już można dostrzec. Niestety, mało w Polsce, ale za to coraz więcej w USA i – nie oddz dużo w Chinach.

No właśnie. Czy 2010 rok przyniesie dalsze wzmocnienie Chin? Co zmieni na ekonomicznej mapie świata?

20 lat temu Rosja wytwarzała trzykrotnie więcej niż Chiny, teraz jest odwrotnie. W tym roku amerykański PKB spadł o jakieś 2,5 proc. i o tyleż wzrośnie w 2010 roku. A więc przez dwa lata zero. Chiński produkt zaś w tym roku rośnie o ponad 8 proc., by w następnym skoczyć o kolejne 10!
Podczas gdy udział USA w PŚB spada w latach 2009–10 z 20,5 proc. poniżej 20 proc., to zwiększa się on w Chinach z 12,5 do ok. 14,5 proc. Jeszcze kilka lat temu PKB USA do chińskiego miał się jak 2:1, za rok to będzie już tylko 4:3. To są zmiany jakościowe. USA już zostały prześcignięte pod względem PKB przez Unię Europejską i pod koniec następnej dekady wyprzedzą je też Chiny. Rośnie polityczne, kulturowe i militarne znaczenie Chin. Świat coraz bardziej staje się wielobiegunowy.

To źle czy dobrze?

Dobrze, bo nie potrzeba nam e s j ą !
hegemona, gdyż taki model się nie sprawdza. Chiny też takiej pozycji nie osiągną, ale już teraz praktycznie istotna decyzja dotycząca światowej gospodarki nie może być podjęta bez nich.
Na ekonomicznej mapie świata blednie grupa G7, jaśnieją zaś Chiny, ale także Indie, Brazylia, Rosja. Z różnych przyczyn; ta ostatnia ze względu na bogactwa skryte wciąż pod ziemią, a nie dochody płynące nad jej powierzchnią. Historia ś – zakręca koło i znowu wartość naturalnych zasobów znaczyć będzie relatywnie więcej. Tam trzeba coraz częściej spozierać, a nie tylko na Wall Street.

Jakie płyną nauki z kryzysu?
Może wreszcie np. skończyć z kulturą deficytu. Nie zakładać deficytu w budżecie w latach koniunktury i mieć pieniądze na politykę antycykliczną, gdy karta się odwróci?

O wielkości salda budżetowego decyduje w większości krajów demokracja. Należy odejść od neoliberalizmu i nie tolerować takiej skali oderwania sektora finansowego od realnej sfery gospodarki. A z deficytami trzeba uważać, bo łatwo je zwiększać, niepomiernie trudniej redukować.

Czy Polska wyszła z kryzysu wzmocniona? Nie doświadczyliśmy recesji jak inni, ale za to dług rośnie gwałtownie.

W Polsce nie doszło do recesji wskutek inercji procesu wzrostu, rozpędzenia gospodarki we wcześniejszych okresach. Przecież jeszcze na początku 2007 r. PKB rósł o 7,4 proc., czyli utraciliśmy aż 6 punktów procentowych dynamiki. To jest kryzys. Ponadto pomimo braku recesji drastycznie pogarsza się sytuacja budżetu. Rachunki dopiero są wysyłane.

Rząd Tuska stanie przed nie lada wyzwaniem, chcąc w tym roku utrzymać w ryzach finanse publiczne. Czy uważa Pan, że to możliwe bez podnoszenia podatków?

Z zapaści finansów publicznych, do której doprowadziła błędna polityka ostatnich dwu rządów, zwłaszcza ta trącąca neoliberalizmem premiera Tuska, nie ma już wyjścia bez podnoszenia podatków. Oczywiście, nie uczyni tego ten rząd ze względów doktrynerskich i z uwagi na nadchodzące wybory. Kontynuowana przeto będzie zgubna polityka zamiatania pod dywan.

Ale przynajmniej będzie to rok rekordowej prywatyzacji z zakładanymi 25–30 mld zł wpływów do budżetu.

Prywatyzować należy pod kątem poprawy efektywności mikroekonomicznej, ż a dna a nie w celu łatania budżetowej dziury. Wygląda jednak na to, że po części celowo przyzwolono na jej powstanie, aby teraz już nie było innego wyjścia, jak sprywatyzować szybko, czyli tanio, co się jeszcze da. To bez wątpienia fatalna polityka.

Powiedział Pan niedawno: „każdego dnia rządów PO i pana premiera Tuska w Polsce przybywa dokładnie tysiąc bezrobotnych”. Jednak wzrost bezrobocia wyraźnie hamuje i w przyszłym roku może dojść do jego ustabilizowania się na niewiele wyższym poziomie niż obecne 11 proc.

Podtrzymuję te słowa, bo w sylwestra 2009 bezrobotnych jest o 365 tysięcy więcej niż rok temu. I to pomimo emigracji wielu tysięcy ludzi, zwłaszcza młodych, zdolnych i przedsiębiorczych. A wystarczyło wdrożyć pakiet finansowy, co proponowałem w „Liście otwartym do Premiera RP”, aby wzrost PKB oscylował między 3 a 4 proc.

Rząd zapowiada, że czeka z większymi reformami na okres po wyborach prezydenckich. Czy rzeczywiście jeszcze w 2010 r. jest szansa na wielkie reformy w Polsce? Które należałoby szybko przeprowadzić?

Rok 2010 w Polsce nie będzie czasem wielkich reform. To będzie rok wielkiego gaduls twa. Wiadomo wybory A sytuacja jest tak złożona i poważna, że znowu potrzebny jest kompleksowy i wieloletni program reform i rozwoju na miarę „Strategii dla Polski”. Musi się ona opierać na czterech filarach: szybki wzrost, sprawiedliwy podział, skuteczne państwo, korzystna integracja. Jego wdrażanie wymaga podwyższenia skłonności do oszczędzania, głównie w postaci lokat i inwestycji długoterminowych, bez czego nie będzie możliwe zwiększenie inwestycji. Ekspansja inwestycyjna bowiem opierać się musi na wysokiej zdolności do formowania rodzimego kapitału, przy jedynie wspomagającej roli kapitału zagranicznego, który w rosnącym stopniu winien być kanałem transferu technologii. Ustabilizować trzeba oczekiwania przedsiębiorców nie tylko co do inflacji, ale również co do amplitudy wahań kursu walutowego.

Ostatnio wezwał Pan do powrotu na drogę budowy społecznej gospodarki rynkowej. Na czym miałaby ona polegać?

Próby narzucania Polsce modelu neoliberalnego się nie sprawdziły, choć nie wszyscy jeszcze to zrozumieli. Tym bardziej trzeba, opierając się na nowym pragmatyzmie, podjąć zgodny, długofalowy wysiłek budowy społecznej gospodarki rynkowej. Od strony makroekonomicznej najważniejsze jest tu strukturalne poszerzenie bazy podatkowej i zrównoważenie finansów publicznych, ale przy ograniczaniu, a nie poszerzaniu obszarów wykluczenia społecznego.
W tym celu nie wystarczy już tylko ożywienie koniunktury. Nie starczą także posunięcia po stronie racjonalizacji wydatków budżetowych.
Dodatkowo trzeba m.in. zintensyfikować działania na rzecz absorpcji szarej strefy i zablokować unikanie płacenia podatków przez firmy transnarodowe, które stosują ceny transferowe. W skali mikroekonomicznej dalej poprawiać musi się konkurencyjność przedsiębiorstw, przede wszystkim poprzez większe inwestycje w kapitał społeczny. Najważniejsze zaś jest systemowe zatroszczenie się o ochronę interesów szeroko rozumianych konsumentów, których pozycję neoliberalizm osłabił.
Sylwia Rogalska

Sylwia Rogalska Akademia Leona
Koźmińskiego

Temat: Spotkanie z Prof. Grzegorzem Kołodko - "Transformacja,...

Wszystkich, którzy nie mieli możliwości przybycia na styczniowe spotkanie z Prof. Grzegorzem Kołodko, zapraszam do obejrzenia fragmentów relacji na portalu bankier.tv:

http://bankier.tv/video/Globalizacja-51849.html

http://bankier.tv/video/Neoliberalizm-jako-dewiacja-st...

http://bankier.tv/video/Dlaczego-w-Polsce-kryzys-byl-l...



Wyślij zaproszenie do