Temat: Odwołanie upoważnienia do przetwarzania danych
Paweł G.:
Grzegorz K.:
Też pracowałem w urzędzie. I nie uciekały ;-)
Wierzę :)
A czemu uciekłeś do biznesu? ;)
Po raz - nie mam zdrowia na zmiany co 4 lata i tłumaczenie, że nie mam garba.
Po dwa - powód dla którego też w Polsce też ograniczam. Nie mam chęci udowadniać, że znam się na robocie. A tak niestety często jest - też w urzędach. Najpierw zapraszają specjalistę, bo brak im wiedzy, a potem próbują jego wiedzę sprawdzać. Tylko jak, skoro po to się zaprasza specjalistę, żeby pozyskać nową, więc jak tu sprawdzić specjalistę? ;-) Ja mam ubaw. W UK dyskusja jest raczej o koncepcji i wizji realizacji danego projektu, a nie o tym, czy się znam. W PL widać już to, ale przy managerach z zachodnim doświadczeniem. Nawet wczoraj byłem na negocjacjach w temacie naprawdę potężnego kontraktu i od razu było widać różnicę. Więc może się niedługo coś zmieni.
Po trzy.. poziom zarobków.
Po cztery - BETON. Sorry, ja rozumiem wszechwładny strach przed rzecznikiem dyscypliny finansów publicznych, ale na rany nowoczesne zasady zarządzania ryzykiem nie są niczym złym. A transfer wiedzy z biznesu do administracji jest wręcz konieczny, bo to są standardy sprawdzone i działające. Do dziś pamiętam szok i niedowierzanie, jak na macierzy BCG w 2004 roku opisałem usługi jednej z instytucji. Ale jak to - dało się? ;-) no dało. Wiedza wiedzą, dowiadczenie doświadczeniem, a i tak beton wygrał. "Bo tak się nie robi"...
Po pięć. Nie lubię jak konkuruję z ludźmi na to co komu się nie udaje. Siłą rzeczy robiąc równocześnie po 3-5 projektów, coś gdzieś rypnie. Nawet drobna obsuwa na zadaniu spoza ścieżki krytycznej za sprawą oponentów urasta do rangi Armageddonu. A mi szkoda czasu na przekonywanie szefów, że ocena ryzyka w projektach zaczyna się nie od tego, że SIĘ ZADZIAŁO. Bo się ZADZIAŁO. A od tego - jaki jest to problem. Niestety, każdy był na tym samym poziomie.
Po sześć - wkurza mnie osobiście, jak ktoś kradnie pomysły i podpisuje się pod projektami swoim nazwiskiem. Szczególnie gdy jest to przełożony.
Po siedem - jak wyżej, w temacie prowadzenia projektów, ale w drugą stronę. Nie lubię jak mam postawiony cel, mowa-trawa, że mam wolną rękę, a potem co chwila wytyczne jak mam robić. Bo za porażkę według wytycznych szefa odpowiem ja, a nie on. Bo wtedy sobie jednak przypomni,
Mogę tak do 20 dobić. Robiłem w administracji niejawne i osobowe - w 2000 roku (rządówka). Jeszcze jak UOP działało. Robiłem w samorządowej - dane osobowe i niejawne. W tym też odpowiadałem za bezpieczeństwo naszych końcówek do PESLA i CEPIK, TBD czy ewidencji.
robiłem tez strategie i zarządzanie strategiczne, ISO 27001 zacząłem, ISO 9001 wdrożyłem i całą masę innych. Projektów dobrze ponad 150-może 200. I nauczyłem się, że to jednak szkoda czasu ;-)
Skoro kadry mają wiedzę i kompetencje w zakresie postępowania z aktami pracowniczymi, co stoi na przeszkodzie, aby podobnymi aktami zajmowały się w stosunku do pracujących na podstawie innych form?
Najczęściej nieświadomość szefa lub jego nieumiejętność zarządzania procesami ;)
Księstewka bym rzekł. Dodatkowo w każdym księstewku jest Księciunio i Toudi. to powoduje, ze wiele procesów jest mało sensownie ułożonych, bo księciuniu ma większe chody na dworze króla.
I z praktyki - interpelacje radnych. Teoretycznie dział prawny powinie to robić (nie radca). Jako, że dysponuje całą bazą wiedzy prawnej, w tym opiniami i stanowiskami oraz odpowiedziami na interpelacje wcześniejsze.
No niestety tak to nie działa. Bo szef który przyszedł - to też prawnik. A więc dział prawny ma tylko fajne rzeczy do roboty, najlepiej z długimi terminami. Dostaje dział organizacyjny i administracyjny. I uwaga - proces wygląda tak, ze interpelacja wchodzi, idzie do działu właściwego (czyli niewłaściwego) oraz następnie dział właściwy musi pokornie poprosić dział prawny o udostępnienie informacji z bazy prawnej. Ale uwaga - wcale nie tak, że może sobie pooglądać i poprzeglądać co chce, bo przecież wiedza to władza. Ma w piśmie wewnętrznym napisać czego żąda, dostępu do jakich spraw, do jakich odpowiedzi. Ale konkretnie, z sygnaturą...
Eh.. tak mnie naszło na wspomnienia ;-)