Diana Pogodna

Diana Pogodna wolny zawód

Temat: Henryk Sienkiewicz - zwykły, niezwykły człowiek

Rozmowa z Juliuszem Sienkiewiczem, wnukiem pisarza Henryka Sienkiewicza, wieloletnim pracownikiem i dyrektorem koszalińskiego muzeum.
Fragmenty:

"- Podobno przyszły noblista miał zostać adwokatem lub lekarzem?

- Tak. Jego rodzice byli ludźmi bardzo biednymi, chcieli więc by ich syn poszedł na medycynę lub prawo. Były to zawody tak wtedy, jak i dziś intratne. Dziadek nawet rozpoczął studia medyczne, lecz zrezygnował. Nie trudno się domyślić reakcji jego matki. A młody student, cóż, dorabiał udzielając prywatnych lekcji, zainteresował się też twórczością literacką. Najpierw w uniwersyteckich publikacjach, potem parał się dziennikarstwem nieciekawym i licho płatnym. Jego pierwszą powieść „Na marne” odrzucono do druku. Dopiero pomoc przyjaciela, który wysłał egzemplarz tekstu do Kraszewskiego, mieszkającego w Dreźnie, przyniosła skutek.

- Chodzi o Ignacego Kraszewskiego, autora „Starej Baśni”?

- O tego samego. Ocenił powieść dziadka jako ciekawą i dzięki temu poparciu ukazała się drukiem. W przyszłości miało się okazać, że obaj panowie – Sienkiewicz i Kraszewski zaczną darzyć się antypatią. Chodziło o to, że Henryk Sienkiewicz pisał powieści historyczne, wchodził więc siłą rzeczy w drogę Kraszewskiemu. Ba, wielu uważało że dziadek był o wiele lepszym autorem takiej literatury.

- Napisanie tylu wybitnych dzieł wymagało olbrzymiego zbioru informacji o tamtych czasach. Pana dziadek poza znanymi historycznie postaciami, takimi jak Chmielnicki, Jeremi Wiśniowiecki, opisywał przecież losy zwykłych ludzi.

- Zgadza się, czytał ogromną ilość pamiętników , diariuszy, oraz opracowań historyków. Poza tym, stosował różne zabiegi literackie. Na przykład Wołodyjowski jest postacią historyczną, z tym że Wołodyjowskich było dwóch: Jerzy dowodził oddziałem dragonów u księcia Wiśniowieckiego, a Michał Wołodyjowski był komendantem twierdzy w Kamieńcu. W książkach to jedna i ta sama osoba. Kmicic literacki to postać również zmyślona, fikcja literacka. Żył natomiast naprawdę Samuel Kmicic.

Wiecej tu :
http://www.mojeopinie.pl/henryk_sienkiewicz_zwykly_nie...


Artykul odnaleziony przypadkowo, inspirujacy do przemyslen.

:)
Wiesław Adamik

Wiesław Adamik Dziwny zbieg
okoliczności
sprawił, iż
biografia jego
wymi...

Temat: Henryk Sienkiewicz - zwykły, niezwykły człowiek

Bardzo podobny wywiad z najbliższym żyjącym krewnym pisarza Henryka Sienkiewicza analizowaliśmy w ub. roku w grupie "Śladami H. Sienkiewicza" , ale dobrze że został tutaj przypomniany ten nowy wywiad z 20 lutego 2010 roku.
Wywiad uściśla dane o losach dalszych krewnych rodziny pisarza.
Wiesław Adamik

Wiesław Adamik Dziwny zbieg
okoliczności
sprawił, iż
biografia jego
wymi...

Temat: Henryk Sienkiewicz - zwykły, niezwykły człowiek

Tak jaki był Henryk Sienkiewicz na codzień. To bardzo ładne sformułowanie. Na pewno z wiekiem gdy dręczyły go choroby coraz bardziej narzekała i unikał wysiłku i zgiełgu stąd był nieobecny w 1910 roku na odsłonięciu pomnika grunwaldzkiego w Krakowie, był z dziećmi az w Bretanii nad morzem. Bardzo się troszczył o zdrowie swoje i dzieci.
Wiesław Adamik

Wiesław Adamik Dziwny zbieg
okoliczności
sprawił, iż
biografia jego
wymi...

Temat: Henryk Sienkiewicz - zwykły, niezwykły człowiek

Jako ciekawostkę dodam, że już na miejscu w Ameryce, mąż Modrzejewskiej w bardzo taktowny sposób wymówił dziadkowi gościnę, widząc że ten adoruje mu żonę.

- Czyli Henryk Sienkiewicz okazał się kobieciarzem?

- O tak, lubił towarzystwo kobiet. Był bardzo czuły na wdzięki kobiece. Mawiał, że kobiecie można wybaczyć wszystko, z wyjątkiem braku urody. Jak to u pisarza, artysty bywało tak i Henryk Sienkiewicz nie umiał gospodarować pieniędzmi. Zawsze w jakiś dziwny sposób przeciekały mu one między palcami. Na pewno życie miał ciekawe, choć niełatwe. Pierwsza żona dziadka, Maria Szetkiewiczówna, jego wielka miłość, chora była na gruźlicę. Zmarła mu na rękach, podczas pisania „Potopu”. Po tej tragedii nie mógł sobie znaleźć miejsca. Dzieci podesłał teściom, a sam zaczął podróżować. Nie umiał tworzyć, będąc w jednym miejscu.
______________________________________________

Jak skomentujemy to stwierdzenie o braku urody?
Wiesław Adamik

Wiesław Adamik Dziwny zbieg
okoliczności
sprawił, iż
biografia jego
wymi...

Temat: Henryk Sienkiewicz - zwykły, niezwykły człowiek

Ciekawi mnie jak potoczyły się pana losy, jak trafił pan do Koszalina?

- Urodziłem się w miejscowości Oblęgorek pod Kielcami, tam pracowałem też po studiach w muzeum. Oblęgorek to majątek który darowano dziadkowi za zasługi dla Polski. Jest to takie nasze gniazdo rodowe, gdzie odbywają się coroczne zjazdy rodzinne. Po dziś dzień gospodaruje tam mój siostrzeniec. Ponieważ nieuchronne było stałe kojarzenie nas z tym miejscem i postacią Henryka Sienkiewicza, postanowiłem że muszę się stamtąd wyrwać. W Koszalinie potrzebowano akurat etnografa ze znajomością budownictwa. Tak trafiłem do Koszalina w 1969r. Najpierw pracowałem w Pracowni Dokumentacj Etnograficznej PKZ, gdzie poznałem moją późniejszą żonę, następnie aż do emerytury w koszalińskim muzeum, w tym siedem lat jako dyrektor.
****************
Nie zdajemy sobie sprawy że Juliusz Sienkiewicz urodzony w Oblęgorku jest najbliższym zyjącym krewnym Henryka Sienkiewicza, w prostej linii wnukiem. Nigdy go nie poznałem, rozmawiałem kilka razy telefonicznie. Nie wiem czy ostatnio bywał w Krakowie, gdzie najczęściej sam przebywam.
Adrianna Adamek

Adrianna Adamek "Prawdziwym
powołaniem człowieka
jest to tylko, do
czego ...

Temat: Henryk Sienkiewicz - zwykły, niezwykły człowiek

Dziękuję za znalezienie wywiadu z Juliuszem Sienkiewiczem! Takie przypadki - jak ten ze znalezieniem - mają dla mnie zawsze szczególne znaczenie, bo świadczą o tym, że nie były to przypadki.

Zdarzało się, że Juliusz Sienkiewicz pisał artykuliki o swoim dziadku. Jeden z nich opublikowany jest z księdze konferencyjnej - Sienkiewicz : próby zbliżeń i uogólnień : materiały z sesji naukowej poświęconej twórczości Henryka Sienkiewicza, zorganizowanej przez Katedrę Filologii Polskiej WSP w Słupsku i Towarzystwo Literackie im. Adama Mickiewicza, oddział w Słupsku / pod red. Daniela Kalinowskiego ; słowo wstępne: Zbigniew Zielonka. Adres wydaw. Słupsk : Katedra Filologii Polskiej WSP, 1997.
Prezentuje w nim swego dziada jako zwykłego człowieka...
Katarzyna Barańska

Katarzyna Barańska Tylko człowiek
posiada dar mowy.

Temat: Henryk Sienkiewicz - zwykły, niezwykły człowiek

Już samo odznaczenie Nagrodą Nobla sprawia, że wydaje się człowiekiem niezwykłym.

Znalazłam artykuł, który przybliża to zdarzenie:
Niedziela Ogólnopolska 49/2005
Stulecie Literackiej Nagrody Nobla dla Sienkiewicza

„Byłem, Nobla zabrałem, wróciłem”

Maria Wrzeszcz

Fragment:
Fanfary dla Sienkiewicza

10 grudnia o trzeciej po południu w Akademii Królewskiej dźwięk fanfar oznajmił początek uroczystości. Po wejściu rodziny królewskiej odegrano hymn Szwecji i przy dźwiękach triumfalnego poloneza zaczęto zajmować miejsca. Sam Laureat tak zrelacjonował przebieg uroczystości żonie Marii Babskiej: „Sala Akademii Królewskiej nie większa od krakowskiej, ale nabita, przed gmachem dużo ludzi. Pań i panien – całe gromady. Wchodzi rodzina królewska... Ostatni głos zabrał Carl David af Wirsén..., który długo podkreślał moje zasługi, niesłychane pochwalne uwagi kierował pod adresem mojej Trylogii, Bez dogmatu, Rodziny Połanieckich, Quo vadis i Krzyżaków”.
„W każdym społeczeństwie są geniusze, skupiający w sobie ducha narodu. Oni reprezentują jego charakter w oczach świata. Pielęgnują wspomnienie przeszłości narodu, by natchnąć go nadzieją na przyszłość. Są jak dęby – ich natchnienie zakorzenione jest głęboko w historii, lecz korona szumi w wichrach dzisiejszego dnia. Takim reprezentantem literatury i ducha narodu jest człowiek, którego Szwedzka Akademia odznaczyła Nagrodą Nobla. Jest on obecny tu, wśród nas. A nazwisko jego Henryk Sienkiewicz” – rozpoczął swoje przemówienie af Wirsén, sekretarz Akademii. Następnie przeanalizował całą twórczość Laureata, podkreślając, że nagroda jest uznaniem „dla jego wyjątkowych zasług jako pisarza epickiego. (...) Gdy przyjrzeć się dziełu Sienkiewicza – jest ono gigantyczne, bezmierne, a zarazem wzniosłe, godne podziwu i opanowania. Jego styl epicki osiągnął absolutną doskonałość artystyczną” – zakończył.
Po tych wzniosłych słowach wszyscy obecni – wraz z królem – wstali, wznosząc trzykrotny okrzyk na cześć Laureata. „... król wziął pudełko z medalem i patent, a ja stanąłem przed jego fotelem. Wręcza mi to wszystko, po czym ściska moją prawicę tak długo i tak serdecznie... Rozlegają się brawa. Muzyka gra hymn szwedzki” – pisał Sienkiewicz w liście do żony. Na awersie medalu widnieje popiersie fundatora nagrody Alfreda Nobla, na rewersie – cytat z Eneidy Wergiliusza: „Ci, którzy ulepszyli swoje życie, na nowo osiągnęli doskonałość”.

Całość:
http://195.94.209.198/artykul_w_niedzieli.php?doc=nd20...
Małgorzata A.

Małgorzata A. projektantka

Temat: Henryk Sienkiewicz - zwykły, niezwykły człowiek

Kielce przygotowały postument dla pisarza.
Kielecki deptak. Postument czeka na patrona:

Na przebudowywanym placu Moniuszki stoi już postument pod pomnik Henryka Sienkiewicza. Prace muszą zakończyć się do 20 czerwca, żeby pomnik odsłonić podczas Święta Kielc.

I wiele wskazuje, że uda się dotrzymać tego terminu. Wczoraj, wokół 9-metrowej kolumny i postumentu pod pomnik oraz murków oporowych trwało układanie nowej nawierzchni z kostki granitowej. Nawiązuje ona do nawierzchni deptaka wyłożonego granitowymi płytami. Zdziwienie budzi tylko przekopany zieleniec wzdłuż placu Moniuszki do skrzyżowania ul. Zagórskiej i Żeromskiego. Prace na skrzyżowaniu zakończono kilka tygodnia temu i na zieleńcu zdążyła się zazielenić posiana wtedy trawa. - Oba projekty były realizowane niezależnie od siebie. Przebudowę skrzyżowania rozpoczęto w ubiegłym roku i nie pzrewidziano wówczas poprowadzenia dodatkowego przewodu zasilającego oświetlenie wokół pomnika. Dlatego ten trawnik musieliśmy rozkopać. A posianie tam trawy było własną inicjatywą wykonawcy skrzyżowania - mówi Zbigniew Czekaj, zastępca dyrektora Miejskiego Zarządu Dróg. Zapewnia, że potem całość zostanie na nowo uporządkowana.

Źródło: Gazeta Wyborcza Kielce
http://kielce.gazeta.pl/kielce/1,35255,7975305,Kielce_...
Adrianna Adamek

Adrianna Adamek "Prawdziwym
powołaniem człowieka
jest to tylko, do
czego ...

Temat: Henryk Sienkiewicz - zwykły, niezwykły człowiek

Na wspomnianym pomniku kieleckim - podobnie jak w przypadku veveyskiego i warszawskiego - Sienkiewicz przedstawia się jako zwykły człowiek, a więc zapewne bliski każdemu innemu człowiekowi.

http://kielce.gazeta.pl/kielce/1,35255,8044826.html

Sienkiewicz już stoi na swoim miejscu

Rzeźba Henryka Sienkiewicza autorstwa prof. Gustawa Zemły stanęła w poniedziałek na postumencie przy placu Moniuszki.
Uroczyste odsłonięta zostanie w piątek podczas rozpoczynającego się Święta Kielc.
Adrianna Adamek

Adrianna Adamek "Prawdziwym
powołaniem człowieka
jest to tylko, do
czego ...

Temat: Henryk Sienkiewicz - zwykły, niezwykły człowiek

Przy okazji wspomnień rodzinnych Jadwigi Komorowskiej powraca postać wnuczki Henryka Sienkiewicza - a w tle jego postać.

To dla mnie ojciec Bronka rwał te czereśnie
rozmawiali Maciej Sandecki i Marek Wąs
2010-06-25, ostatnia aktualizacja 2010-06-25 13:58

Więcej... wyborcza.pl/1,87648,8063830,To_dla_mnie_ojciec_...

Wolę pamiętać taką piękną scenę z procesu syna. Nagle do sędziego Kryże podeszła Medzia, to znaczy Maria Korniłowiczówna, i mówi na głos: "Panie sędzio, gdyby mój dziadek żył, byłby z Bronka bardzo dumny". A jej dziadkiem był Henryk Sienkiewicz - opowiada Jadwiga Komorowska, matka kandydata na prezydenta

Maciej Sandecki, Marek Wąs: Pani jest hrabiną.

Jadwiga Komorowska: Jaką hrabiną, dajcie spokój. Nie jestem z żadnej arystokracji, z domu Szalkowska. Rodzina Zygmunta, mojego męża, owszem, ma korzenie sięgające średniowiecza. Ale oni nigdy nie zadzierali nosa. Moja teściowa krowy doiła.

Gdzie? Kiedy?

- Po wojnie jako repatrianci z Wilna dostali małe gospodarstwo pod Łodzią. Byłam już narzeczoną Zygmunta i zawiózł mnie tam, by przedstawić rodzicom. Zaproponowałam przyszłej teściowej, że jej pomogę, bo nauczyłam się wcześniej doić kozę. Okazało się, że z krową jest dużo trudniej. A mama Zygmunta radziła sobie doskonale. Strasznie harowali na tym gospodarstwie, ale i tak nie sposób było z niego wyżyć. Musieli wszystko zostawić i wynieśli się na Dolny Śląsk. W 1952 r. w ich domu w Obornikach Śląskich urodziłam Bronka.

A pani też z Wilna?

- Tylko mój ojciec. Mama jest z Pomorza, z okolic Pelplina. Tata był zawodowym oficerem, rzucali go od jednostki do jednostki po całym kraju. Zobaczył mamę w okienku na poczcie, gdzie pracowała, i chciał gdzieś zaprosić. Mama była tak pobożna, że zgodziła się spotkać z nim tylko przed kościołem po nabożeństwie. A potem już razem wędrowali po Polsce. Grudziądz, tam się urodziłam w 1921 r., potem Tarnopol, cudowny, wielokulturowy świat dzieciństwa, Poznań, tam zdałam maturę w 1939 r. Ale jeszcze przed wybuchem wojny przeprowadziliśmy się do Wilna, we wrześniu ojciec walczył nad Bzurą, trafił do oflagu. W Wilnie poznałam Zygmunta.

Czyli to jeszcze przedwojenna miłość?

- Nie, nie. On przyjaźnił się z moim młodszym bratem Zbyszkiem. Mieli swoje konspiracyjne sprawy. Wszyscy byliśmy w AK. Ja byłam łączniczką w mieście, a chłopcy poszli walczyć do lasu. Przeżyli wojnę i sowiecką niewolę. Trafili do polskiej armii. Zygmunt doszedł pod Drezno, a mój brat na Pomorze. Potem tzw. repatriacja. Koszmarna podróż, ale mama dopilnowała, żeby do wagonu załadować moje pianino. O, ten Wilhelm Menzel, który tu stoi w moim pokoiku, ma ponad sto lat. Pojechaliśmy do Poznania, bo tam najdłużej mieszkaliśmy przed wojną. Dostaliśmy pokój z możliwością korzystania z kuchni. Pewnego dnia ktoś zapukał do drzwi - i to był Zygmunt.

Jak was znalazł?

- Po wojnie ukrywał się pod zmienionym nazwiskiem, bo nie dość, że partyzant i AK-owiec, to jeszcze to pochodzenie społeczne! Przyjął nazwisko Gorski, to panieńskie mamy. Jego rodzice, jak już mówiłam, zamieszkali pod Łodzią, a on zaczął studiować ekonomię w Poznaniu na Uniwersytecie Adama Mickiewicza, gdzie i ja studiowałam socjologię. Odtąd byliśmy już nierozłączni. Zygmunt był urodzonym społecznikiem. Zaraz zorganizował Akademicki Klub Włóczęgów, gromadząc studentów z różnych kierunków. Latem jeździliśmy po Pomorzu i Mazurach. Zimą w domach dyskutowaliśmy o polityce. Któregoś wieczora mój przyszły mąż zaczął nam deklamować swoje wiersze i wtedy się w nim zakochałam. A Klub Włóczęgów został rozwiązany na samym początku okresu stalinowskiego.

Wiersze? Miłosne? Pamięta pani jakiś?

- Miłosnych nie będę deklamowała, poza tym on przeważnie pisał wiersze o partyzanckiej Szóstej Brygadzie albo o ówczesnej polityce. Jeden zaczynał się tak:

Polityka, ech, polityka, bracie

Krzyk wiecowy w czerwonym krawacie...

W sierpniu '46 w Zielonej Górze na ławeczce przed domem studenckim wyznał mi miłość i poprosił o rękę. Ucieszyłam się, bo już od dawna się w nim kochałam. Wynajęliśmy pokoik w Poznaniu, żyliśmy ze stypendiów i z pomocy rodziców.

Bronisław chyba nie był waszym pierwszym dzieckiem?

- Pierwsza była Marysia. Urodziłam ją w szpitalu w strasznych warunkach. Brud, pijany personel. Dlatego, gdy na czwartym roku studiów oczekiwałam drugiego dziecka i rodzice Zygmunta zaproponowali, żebyśmy przenieśli się do nich do Obornik, zgodziłam się od razu. Oboje dojeżdżaliśmy do pracy we Wrocławiu, a do Poznania jeździłam na seminaria i egzaminy.

Bronisław urodził się w domu?

- Tak, na pięterku w małym pokoiku, 4 czerwca rano. Położna powiedziała, że jeszcze nie czas, i poszła. Ale czas już był i dziecko przyszło na świat samodzielnie. Pamiętam, jak po porodzie za oknem śpiewał derkacz.

A te czereśnie z wyborczego spotu to prawda?

- Prawda, Zygmunt narwał mi czereśni w ogrodzie. Pięknie wyglądały na białej pościeli. To drzewo jeszcze tam stoi.

Jakim syn był dzieckiem? Zacznijmy od wad.

- Panowie, ja różne rzeczy w życiu robiłam. Pisałam książki, byłam ambasadorową, wykładałam za oceanem, ale macierzyństwo to moja najważniejsza rola i Panu Bogu za nią dziękuję. Więc co ja mogę złego o swoim dziecku powiedzieć? Chyba że za dużo bierze sobie na głowę. Życie nas nie rozpieszczało. Nie przypominam sobie nawet, żeby było nas stać na kupno dzieciom jakichś zabawek. Lalki robiłam dzieciom z gałganków.

Mąż pracował we Wrocławiu w Centrali Rybnej jako ekonomista. Ja jako świetliczanka w Domu Matki i Dziecka. Wyrzucili mnie stamtąd po kontroli "Trybuny Ludu", gdy okazało się, że prowadzony przeze mnie chór nie potrafi zaśpiewać "Międzynarodówki". Zahaczyłam się w teatrze kukiełkowym, potem w biurze biletów kolejowych.

To były czasy stalinowskie, co rusz jacyś znajomi znikali w więzieniach. Wróciliśmy do Poznania, bo rodzice do tego jednego pokoju dostali jeszcze małą służbówkę. Dzieci spały na zsuniętych na noc fotelach. Mąż uznał, że trzeba spróbować szansy w Warszawie, w 1957 r. przenieśliśmy się do Józefowa pod Otwockiem. Tam było jeszcze gorzej. Pokój w baraku, 9 m kw. Przerobiony z kuchni, więc stał tam nieczynny piec i ledwo mieściły się dwa łóżka. Było tak zimno, że dzieci spały w futerkach. W jednym spał mąż z Bronkiem, a w drugim ja z Marysią i kilkumiesięczną Halinką. Jeden sąsiad to był milicjant alkoholik. Jak się upił, kładł się na tory, trzeba go było ratować. Za ścianą pani Olesia, prostytutka. Libacje prawie co noc. Mąż pracował w banku w Warszawie. Gdy wracał z pracy, ja wychodziłam na swoje zajęcia do Domów Dziecka w Michalinie albo w Świdrze. W 1959 r. otrzymaliśmy w końcu mieszkanie.

W Pruszkowie.

- Dwa pokoje, to był raj. Mój tata przyjechał z butelką winą. Nagle słyszymy z kuchni jakieś stukanie. A to Bronuś stoi i młotkiem próbuje rozbić butelkę. "Bo ja nie chcę, żeby u nas w domu było tak jak u pani Olesi" - powiedział. No, ale w Pruszkowie zaczęło się wreszcie normalne życie. Można było dzieciom kupić hulajnogę, potem rower. Duży pokój poprzedzielaliśmy słomianymi matami i każde miało własny kącik. Poszły do szkoły.

Bronek prymusem nie był, bo bardzo wcześnie miał swoje zainteresowania. Przede wszystkim historię. Po nocach czytał przy latarce. Za piłką też biegał.

Dzwoni telefon Jadwigi Komorowskiej. Jest środa, 16 czerwca, dwie godziny po wyroku sądu w sporze Komorowski - Kaczyński o prywatyzację służby zdrowia.

- Bronuś! Gratuluję! Już słyszałam, że wygrałeś proces. Właśnie o tobie opowiadam panom dziennikarzom.

Słyszymy głos marszałka: - Mamuś, tylko żeby nie było za słodko.

- Nie jest za słodko. Mówię prawdę i tylko prawdę, jak zawsze. No to pa, kochanie.

Często dzwoni?

- Prawie codziennie. A ja wysyłam do niego SMS-y po każdym jego wystąpieniu. Podtrzymują go na duchu.

Wróćmy do Pruszkowa.

- Moje dzieci zadawały w szkole pytania, które nie wszystkim nauczycielom się podobały. U nas w domu zawsze mówiło się otwarcie o wojnie, o 17 września, o Katyniu. Niektórzy znajomi nie rozmawiali o takich sprawach przy dzieciach, żeby je chronić. My uznaliśmy, że lepiej mówić, niech mają do nas zaufanie i znają prawdę.

Jak to się stało, że pani zaczęła robić karierę naukową, a mąż z ekonomisty został profesorem afrykanistyki?

- Znajomy z Poznania Andrzej Zajączkowski poznał nas z profesorem Józefem Chałasińskim, który na Uniwersytecie Warszawskim prowadził seminaria z socjologii i antropologii kultury. Wkrótce dostałam stypendium doktoranckie. Mąż już był po doktoracie z socjologii. Zajmował się badaniami porównawczymi szkolnictwa w zachodniej Afryce, a ja obroniłam doktorat o wpływie telewizji na dzieci i młodzież. Na tamte czasy to była pionierska praca. Zaczęłam pracować w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN.

W 1966 r. przenieśliśmy się do Warszawy. W końcu trzy pokoje na Magistrackiej. Niewysoki blok w parku, bardzo lubiłam to miejsce. Dostałam skromne stypendium i na pół roku pojechałam do Paryża, a mąż zajmował się dziećmi i domem.

Więcej... wyborcza.pl/1,87648,8063830,To_dla_mnie_ojciec_...

Znała pani francuski?

- Oczywiście, jeszcze ze szkoły, przed wojną, ale mówię ze słowiańskim akcentem.

A więc Paryż...

- Po Peerelu to był cywilizacyjny szok. Docenili tam moją pracę doktorską, bo we Francji wpływu telewizji na dzieci wtedy jeszcze nie badano. Krysia Unrug, córka admirała Józefa Unruga, który w 1939 r. bronił naszego Wybrzeża, mieszkała w Paryżu, pięknie ją przetłumaczyła i wydano moją książkę we Francji. Nie miałam z tego ani grosza. Żeby przywieźć coś do domu, wieczorami pracowałam jako opiekunka do dzieci.

W tym czasie syn zaczął się uczyć w Liceum im. Norwida. W marcu '68 jako licealista brał udział w studenckich wiecach.

- Bałam się o niego jak każda matka. Ale to logicznie wynikało z wychowania, z tradycji obu naszych rodzin. Jego przystąpienie do opozycji przyszło jakoś naturalnie. Zresztą oni z mężem zawsze mieli swoje tajemnice, nie dopuszczali mnie do wszystkiego, żebym się nie denerwowała. Potem, jak zaczęły się zatrzymania i rewizje, przeżywałam to okropnie. Ale nigdy nie kwestionowałam tego, co on robi. Przecież z mężem też byliśmy w czasie wojny w AK.

Pamięta pani pierwsze zatrzymanie syna?

- To rok 1971. Esbecy rozbili spotkanie ich grupy harcerskiej "Gromada Włóczęgów". Zadzwonił do nas Antoni Macierewicz. Mąż odebrał, słyszę, jak mówi: "Tak, wiem, że miał tam iść. Hm, no dobrze, dobrze, że zaczęliście wreszcie coś robić". A potem do mnie: "Bronka z całą grupą zatrzymali ubowcy, ale nie martw się, puszczą ich najdalej za kilka dni". Zaczęłam się modlić. A potem Bronek działał w ROPCiO. Jestem pełna podziwu dla Ani, mojej synowej. Niezwykle dzielna kobieta. Wpadali do nich na przeszukania, a jak zaczynali grzebać w dziecięcych becikach, wręczała im przygotowane wcześniej maseczki i kazała zakładać, żeby nie przenieśli na dzieci jakiejś infekcji. Dla Bronka też zawsze miała przygotowany tobołek, jakby go mieli brać do aresztu. Sama też brała udział w protestach i manifestacjach, będąc nieraz w stanie błogosławionym.

Dostałam raz zaproszenie na wykłady na Uniwersytet w Kanadzie. Dyrektor Instytutu powiedział mi: "Nie pojedzie pani, dopóki będzie się bawić w politykę". Donieśli mu, że podpisałam dwa listy, jeden w obronie robotników Radomia, a wcześniej w sprawie zmian w konstytucji. Ale wiosną 1980 r. puścili już męża do Algierii na półtoraroczną pracę na Uniwersytecie w Oranie.

Pojechaliście razem?

- Tak, "maluchem" przez Francję i Hiszpanię. W przeddzień wyjazdu odwieźliśmy jeszcze syna do więzienia. Miał wyrok za organizowanie pół roku wcześniej, 11 listopada, demonstracji przed Grobem Nieznanego Żołnierza. Nie przyjęli go, bo brakowało miejsc. Zaczął pobyt w więzieniu następnego dnia.

Pamięta pani sędziego, który go skazał?

- Andrzej Kryże. Ale wolę pamiętać piękną scenę z tego procesu. Nagle do sędziego podeszła Medzia, to znaczy Maria Korniłowiczówna, i mówi na głos: "Panie sędzio, gdyby mój dziadek żył, byłby z Bronka bardzo dumny". A jej dziadkiem był Henryk Sienkiewicz.

Karnawał "Solidarności" przeżyliście za granicą?

- Ja na chwilę przyjechałam jeszcze do Polski, akurat w sierpniu. Od razu wyruszyłam do Gdańska, pod stocznię. Widziałam, jak Wałęsa stoi na bramie i mówi do ludzi: "Znacie mnie, nasze związki będą niezależne". Budził w ludziach ducha. Boże, co za cudowna atmosfera wtedy była! A mąż żałował, że siedzi w Oranie. Z polskimi pracownikami kontraktowymi tamtejszej stoczni założył w Algierii sekcję "Solidarności".

Stan wojenny...

- Okropny niepokój. Żadnych telefonów, żadnych listów, tylko zagraniczne stacje radiowe. Dostaliśmy wiadomość z Czerwonego Krzyża, że aresztowali Bronka i Anię. Potem, przez Londyn, przyszła informacja, że internowali tylko Bronka. To już było coś, bo wnuki były z matką.

Kiedy wróciliście?

- W 1982 r. Ciemne lata się zaczęły, ale nasza rodzina nie traciła ducha. Doczekaliśmy do 4 czerwca 1989. Urodziny Bronka i taka radość, że wygraliśmy wybory. Boże, nigdy sobie nie wyobrażałam, że dożyję takich pięknych czasów.

A wyobrażała sobie pani, że syn może będzie prezydentem?

- Ależ nigdy. Jakie życie jest niezwykłe... Gdyby Zygmunt żył...

Zmarł w 1992 r.

- Tak. Już w wolnej Polsce został ambasadorem w Rumunii. To była zresztą katorżnicza praca dla nas obojga - organizowanie od podstaw ambasady wolnego wreszcie kraju. Bo do tej pory nasza ambasada w Bukareszcie była przybudówką radzieckiej. Na 1 maja robili bigos i zapraszali na ognisko. Zygmunt zaczął nawiązywać normalne kontakty dyplomatyczne. A ja, ambasadorowa, nieraz godzinami stałam nad garnkami, żeby przygotować przyjęcie, a potem przebierałam się w wieczorową sukienkę i szłam konwersować po francusku z gośćmi. Po niecałych dwóch latach pracy w Bukareszcie mąż bardzo ciężko zachorował i zmarł. Pochowany jest na Powązkach, w rodzinnym grobie.

A pani przeniosła się do Gdańska.

- W Warszawie mieszkałam rok. Sprzedałam mieszkanie i przyjechałam do Gdańska, gdzie mieszkam z najmłodszą córką Halą i jej rodziną. Ale często jeżdżę do Warszawy i widuję tamtejsze dzieci, wnuki i prawnuki. Mam piątkę wnuków u Bronka, trójkę u Marysi, dwójkę u Hali. Ze strony Marysi jest już dwoje prawnucząt, a ze strony Bronka jeden prawnuk Staś, teraz oczko w głowie mojego syna.

Co pani robi w Gdańsku?

- Jak przyjechałam, zgłosiłam się do chóru przy parafii. Pisałam felietony do parafialnej gazetki. Dawałam nieodpłatne lekcje francuskiego i łaciny. Jestem szczęśliwa. No i mam wreszcie dużo wolnego czasu.

Jak znosi pani kampanię?

- Źle. Chciałabym pomóc synowi, wystąpiłam nawet w jednym spocie - tam gdzie całą rodziną jemy zupę przy stole. Ale ja się za bardzo denerwuję. Wiem, co to jest za chłopak. Odkąd dorósł, walczył o wolność dla Polski. Piękną rodzinę stworzyli z Anulką. A niektórzy ludzie teraz o nim takie kłamliwe i niesprawiedliwe rzeczy wygadują. Bronek mnie uspokaja, że takie ich prawo, że po to mamy demokrację, żeby była wolność słowa. Ale mam żal.

Poniedziałek, po wyborczej niedzieli, w której Bronisław Komorowski zdobył w pierwszej turze wyborów prezydenckich 41,5 proc. głosów, a Jarosław Kaczyński 36,5 proc.

- Przeżywałam to przed telewizorem z Halą, jej mężem Markiem i moją najmłodszą wnuczką Jadzią, ma 20 lat. Przyszedł jej brat Marcin z Agnieszką, mieszkają niedaleko. I przyszli Jurkowie, brat mojego zięcia, z Ewą. Emocje były ogromne, prawie do rana. Uważam, że to bardzo dobry wynik. Tyle milionów Polaków okazało mu zaufanie. No i przecież zwyciężył.

Kaczyński ma świetny wynik, nie wiadomo, co będzie w drugiej turze. Liczyła pani, że syn wygra w pierwszej?

- Nie, była bardzo słaba nadzieja... Ale pewnie, że marzyłam. Bronek zawsze był twardy i nie narzekał, ale kampania to ciężka praca. Wypełnia obowiązki prezydenta, jest marszałkiem, jeszcze jeździ po całym kraju. A konkurenci wypoczęci, tylko krytykują i obiecują gruszki na wierzbie. Publiczna telewizja, PiS-owska prasa, Radio Maryja ich wspomagają.

W piątek była pani na jego ostatnim wiecu w Sopocie.

- Ale akurat kiedy mówiłam, telewizja przerwała transmisję. W tym samym czasie Jarosław Kaczyński mówił rzeczy oburzające. W Olsztynie powiedział, że jest za narodową zgodą, bo konflikty prowadzą do strasznych rzeczy, jak katastrofa w Smoleńsku. Czyli znowu obarczył kogoś odpowiedzialnością za tę tragedię. Co za perfidia!

Niektórzy twierdzą, że jeśli chodzi o program, pani syn niewiele się różni od Kaczyńskiego.

- No, nie! Jestem socjologiem, więc się trochę pomądrzę. Bronek jest tzw. autorytetem właściwym. W skrócie oznacza to, że nie stosuje zabiegów ani przymusu, żeby skupić wokół siebie ludzi. Nie sztuka ciągnąć za sobą ludzi za pomocą różnych sposobów, tylko sprawić, żeby sami szli tą drogą. On szanuje ludzi. Nigdy by nie pomyślał, że "ciemny lud to kupi''. Zna wagę kompromisu i potrafi go osiągnąć. Nie chowa się za maskami, jest sobą. I z natury jest pogodnym człowiekiem.

Zna pani rodzinę państwa Kaczyńskich?

- Nie. Dlaczego?

Bo podobno ktoś z Komorowskich ratował w Powstaniu Warszawskim Rajmunda Kaczyńskiego, ojca Lecha i Jarosława.

- A, ta historia... To Hela Wołowicz, ciocia Bronka. W Powstaniu była sanitariuszką. Pan Rajmund był ranny, chyba w rękę. Pobiegła do niego pod kulami, opatrzyła, zaprowadziła do szpitala. Potem go jeszcze odwiedzała w tym szpitalu.

Byli parą?

- Nie, po prostu się nim opiekowała. Ci powstańcy to byli dzielni ludzie. Ale nie chciałabym, żeby syn pana Rajmunda został prezydentem.

Więcej... http://wyborcza.pl/1,87648,8063830,To_dla_mnie_ojciec_...
Diana Pogodna

Diana Pogodna wolny zawód

Temat: Henryk Sienkiewicz - zwykły, niezwykły człowiek

Potomkowie Henryka Sienkiewicza :

http://www.slowoludu.com.pl/gazeta/codzienna/2004/IV/9...

http://www.slowoludu.com.pl/gazeta/codzienna/2002/IX/2...

Artykuly z 2002 i 2004 roku.
Oczywiscie przypadkowo odnalezione :)
Diana Pogodna

Diana Pogodna wolny zawód

Temat: Henryk Sienkiewicz - zwykły, niezwykły człowiek

"Rodzinę Sienkiewiczów cieszy pośmiertna żywotność sławnego przodka - tłumy w kinie na "Ogniem i mieczem", zwycięstwo w naszym rankingu najwybitniejszych polskich pisarzy XX wieku. - Dobrze się trzyma - konstatuje Anna Dziewanowska, jedna z prawnuczek, mieszkanka Oblęgorka."

http://archiwum.polityka.pl/art/dziadek-sie-trzyma,390...
Małgorzata A.

Małgorzata A. projektantka

Temat: Henryk Sienkiewicz - zwykły, niezwykły człowiek

Diano, to udane poszukiwania! Zawsze ciekawi nas to, jak potomkowie myślą o swoim sławnym przodku.
Zajrzałam, to bardzo obszerny wywiad. Myślę, że warto go skopiować.

Polityka - nr 17 (2190) z dnia 1999-04-24; s. 53-57
Kultura

Ryszarda Socha
Dziadek się trzyma

Rodzinę Sienkiewiczów cieszy pośmiertna żywotność sławnego przodka - tłumy w kinie na "Ogniem i mieczem", zwycięstwo w naszym rankingu najwybitniejszych polskich pisarzy XX wieku. - Dobrze się trzyma - konstatuje Anna Dziewanowska, jedna z prawnuczek, mieszkanka Oblęgorka.

- Budujące, bo słyszę, że młodzież przestaje czytać i tylko siedzi przed komputerami - mówi Maria Sienkiewicz, wnuczka. Tylko jej brat Juliusz jest nieco zdziwiony: - Według mnie dziad może być uznany za czołowego pisarza, ale nie XX tylko XIX wieku. Wtedy bowiem powstały wszystkie jego znaczące dzieła, wyłączając "W pustyni i w puszczy". Dziad przynależał do epoki pozytywizmu, a korzeniami tkwił w romantyzmie. W dodatku był konserwatystą, nie lubił nowinek literackich, krytykował naturalizm Zoli, źle przyjmował secesję. W wieku XX nie czuł się dobrze...

Juliusz Sienkiewicz, rocznik 1932, etnograf, wieloletni dyrektor muzeum w Koszalinie, doskonale zna nie tylko dziadkową twórczość, ale i plon pracy jej badaczy. Spośród czwórki wnuków chyba właśnie jego stosunek do autora Trylogii jest najbardziej niejednoznaczny, krytyczny dystans do człowieka przeplata się ze sporym uznaniem dla jego dzieła. Właściwie cała młodość pana Juliusza to jedno pasmo zmagań z wielkim przodkiem. Przed laty, gdy zamieszkał w Koszalinie, pytany o pokrewieństwo, kategorycznie zaprzeczał. ("Nazwisko jest dość rozpowszechnione, łatwo się wyłgać"). Sprawa wydała się dopiero, gdy Muzeum Sienkiewicza w Poznaniu przesłało mu zaproszenie w otwartej kopercie.

W rodzinie funkcjonują dwie wersje pochodzenia. Jedna wywodzi ród pisarza od Piotra Oszyka Sienkiewicza, komendanta Kamieńca Pomorskiego w 1580 r. Druga wskazuje jako protoplastę Michała Sienkiewicza (1725-1795), Tatara, który w roku 1740 przeszedł na katolicyzm, a w 1775 został uszlachcony. Tę właśnie wersję przyjął Julian Krzyżanowski. Podaje ją także "Encyklopedia szlachecka" z 1936 roku. - Mnie się podoba być potomkiem Tatarów - konstatuje Juliusz Sienkiewicz. Dostrzega w swoich rysach twarzy pewne ślady tego rodowodu. A fakt, że dziad niechętnie mówił o przodkach mieczowych, też może wskazywać, według niego, na te parantele. W tamtych czasach im ród był starszy, tym splendor większy. A dziad wykazywał skłonności snobistyczne.

Sienkiewicz wnuk nie używa słowa "dziadek". - Bardziej go cenię, niż darzę uczuciem - objaśnia. Urodził się pan Juliusz i wychował w Oblęgorku, majątku, który pisarz otrzymał w 1900 r. jako dar narodowy, zakupiony za składkowe 70 tys. rubli. Juliusz Sienkiewicz nie był najspokojniejszym uczniem. Choć uzdolniony humanistycznie, miewał kłopoty z ortografią. Ciągle słyszał od nauczycieli nieśmiertelne: "Dziadek się w grobie przewraca". W końcu nie zdzierżył i wypalił: "Trochę gimnastyki mu nie zaszkodzi".

W cieniu i blasku

Juliusz Sienkiewicz, przerabiając w szkole życiorys dziada, chciał się jak najwięcej dowiedzieć w domu, by potem błysnąć na lekcjach. Pamięta, że ciocia Dziunia (Jadwiga z Sienkiewiczów Korniłowiczowa), siostra ojca, reagowała podobnie. Z czasem jednak córka Jadwigi - Maria Korniłowiczówna zdołała wyciągnąć od matki trochę szczegółów, anegdot, które zawarła w dwóch książkach o dziadku. Pan Juliusz tłumaczy to sobie tym, że ciotka Jadwiga o 10 lat przeżyła brata. - Może obie panie rozmawiały w ramach walki z nudą. Może i ja, gdyby ojciec żył dłużej, zdołałbym w końcu przełamać opory. Zresztą ja bardziej chciałem rozgryźć ojca aniżeli dziada. Ale on nawet matce chyba za dużo nie mówił. Zaskorupił się jak ślimak.

Ojciec Juliusza, a syn Henryka, również Henryk, po studiach architektonicznych zatrudnił się u prof. Adolfa Szyszko-Bohusza, dyrektora na właśnie odzyskanym przez Polaków Wawelu, wcześniej użytkowanym przez Austriaków jako koszary. Obchodząc Wawel trafili na komnatę, która jeden kąt miała zaokrąglony. Szyszko-Bohusza podobno zachwyciło to rozwiązanie architektoniczne. Sienkiewicz zaś zgłosił przypuszczenie, iż coś w tym rogu zamurowano. Na własną odpowiedzialność kazał rozkuć ścianę. Oczom ukazał się barokowy kominek Wazów. Gdy prasa zapiała z zachwytu, że oto "syn Sienkiewicza odkrył...", Henryk junior zrezygnował z pracy.

Nie inaczej było, gdy Polska odzyskała niepodległość. Ojciec pana Juliusza został wówczas zastępcą attaché kulturalnego w Paryżu. I znów pojawiły się publikacje, że syn Henryka Sienkiewicza reprezentuje tam polską kulturę. Zaszył się wtedy w Oblęgorku na dobre. - Niby zajmował się lasem - opowiada jego syn. - Często coś pisał do późnej nocy. Byłem ciekaw, podglądałem, ale rano znajdowałem tylko popiół w kominku. Wuj Edward uważał, że ojciec miał duży talent literacki, co dawało szanse na wariant w rodzaju Dumas ojciec i syn.

Henryk syn nigdy nie pracował w gabinecie pisarza, za jego biurkiem. Pan Juliusz pamięta z dzieciństwa, że gabinet już wtedy był traktowany jak muzeum. Jego ojciec miał biurko w swojej sypialni, dziś nie istniejącej. Chłopca intrygowało to miejsce - fajki, dubeltówki wiszące na ścianach, wreszcie waga na listy. Za zgodą ojca ważył na niej swoich ołowianych żołnierzy, aby podzielić ich na ciężkozbrojnych i lekkozbrojnych.

Tropiciel skaz

Matka pana Juliusza, Zuzanna z Cieleckich, nie znała swego teścia, synową została już po jego śmierci. Darzyła go jednak wielkim uwielbieniem. Czytywała powieści Sienkiewicza czwórce swoich latorośli. Najpierw mały Juliusz był więc przekonany, że dziadek to Kmicic albo Skrzetuski, co mu szalenie imponowało. Gdy został wyprowadzony z błędu, słowo "pisarz" skojarzył sobie z pisarzem gminnym, który zaglądał do dworu. W efekcie dziadek stracił w jego oczach.

Potem jednak nastał czas okupacji. Dom zaczęli odwiedzać ludzie z lasu. Nosili pseudonimy: "Jurand", "Babinicz", "Kmicic", "Bohun", "Mały Rycerz". - Skoro moim idolom dziad jakoś przyświecał, jego akcje automatycznie poszły w górę - wspomina.

Poszedł do szkoły. Bazgrał jak kura pazurem. Zbliżało się Boże Narodzenie i jego matka uznała, że najlepszym prezentem gwiazdkowym, jaki może ofiarować ojcu, będzie przepisany kaligraficznie spory fragment "W pustyni i w puszczy". Wybór padł na scenę z lwem. Nim osiągnął pożądany efekt, przepisywał ją tyle razy, że zdołał znienawidzić lwa, Stasia, Nel oraz autora.

- Mama umieściła dziada na piedestale i kazała wielbić. Że wspaniały Polak, katolik bez skazy, patriota, społecznik... Mnie się wydawało, że gdy go stamtąd zdejmę, to zdołam polubić. Zwłaszcza w okresie nauki w gimnazjum szukałem haka w jego życiorysie, w utworach.

Odkrył snobizm, zakłamanie i to, że nawet wobec najbliższych dziad kreował się na wielkość bez skazy, sam się brązowił. Doszedłszy do tych wniosków, Juliusz Sienkiewicz, po raz któryś z rzędu przyjechawszy do Oblęgorka na wakacje, sięgnął po Trylogię. I nie mógł się oderwać od lektury.

Oblęgorek po wojnie został najpierw zabrany właścicielom w ramach reformy rolnej. Spowodowało to interwencje Związku Literatów oraz Polonii amerykańskiej, że przecież to dar narodu. Potomkom pisarza zwrócono najpierw jedną piątą ziemi (49 ha) oraz zabudowania gospodarcze z rządcówką. Jak wszyscy rolnicy byli nękani obowiązkowymi dostawami. W tamtym okresie, by sprostać ciężarom, wyzbyli się części ziemi. Aż kiedyś do Moskwy pojechała polska delegacja złożona z przedstawicieli kultury, ze Stefanem Żółkiewskim na czele. Jej członkowie zostali przyjęci przez Stalina. Zachwycali się twórczością radzieckich pisarzy realistów. A Stalin na to: "Sienkiewicz - wot realist". Wokół rodziny autora "Quo vadis" z dnia na dzień zmienił się klimat. Gospodarstwo w Oblęgorku zwolnione zostało z dostaw obowiązkowych. Juliusz Sienkiewicz, któremu wcześniej utrudniano dostęp na studia, dostał stypendium, chociaż wcale się o nie nie starał.

My z takim kultem

W 1949 r. rodzinie zwrócono także zdewastowany przez kolejnych użytkowników dwór. Sienkiewiczowe nie mieli pieniędzy na jego remont. Gdyby mogli korzystać z tantiem na zasadach gwarantowanych przez prawo międzynarodowe, nie byłoby takich kłopotów. Jednak Polska Ludowa skróciła czas ochrony praw autorskich do 25 lat. Napisali do Rady Państwa - gotowi są przekazać dwór państwu pod warunkiem, że zostanie przeznaczony na muzeum Sienkiewicza.

Otwarto je w 1958 r. Pierwszym kustoszem została synowa, matka pana Juliusza. Podobno świetnie się spisywała w tej roli. W latach 1965-1969 w oblęgorskim muzeum pracował i pan Juliusz. - Krępowała mnie - wspomina - rola wypchanego wnuka, samobieżnej gabloty, którą wszyscy oglądają, czują się zaszczyceni poznaniem, chociaż jaka to moja zasługa. Przecież nie ja napisałem Trylogię.

Określał tych zwiedzających zbiorczym mianem kultu. "Bo my z takim kultem..." - deklarowali wysiadając z autokarów. Uciekł stamtąd na drugi kraniec Polski, właśnie do wspomnianego na wstępie Koszalina, by pracować na własny rachunek, bez obciążenia wielkim dziadkiem. Z czasem wyrobił sobie pozycję znawcy budownictwa ludowego w pasie nadmorskim. Jest autorem wielu opracowań z tego zakresu.

Uczestniczy czasem w rocznicach obchodzonych przez szkoły noszące imię pisarza. A jest ich w kraju ponad trzysta. Utrzymuje też kontakty z bibliotekami i towarzystwami miłośników książek. Niemniej jednak, gdy nie tak dawno temu w Koszalinie organizował się Lion´s Club i jeden z inicjatorów zarekomendował Juliusza Sienkiewicza jako "wnuka", ten przemyślawszy sprawę, zrezygnował z uczestnictwa w owym gremium.

Kozi czambuł

Obecnie w Oblęgorku gospodaruje prawnuk pisarza - Jerzy Wojciech, absolwent SGGW. W rodzinnych rozmowach powiada, że dowodzi czambułem. Wprawdzie nie tatarskim, ale kozim. Gospodarstwo bowiem specjalizuje się w hodowli kóz.

Anna Dzieduszycka, prawnuczka Henryka Sienkiewicza, jest z wykształcenia etnografem. Po śmierci poprzedniego kierownika oblęgorskiego muzeum chciała wzorem swej babki Zuzanny poprowadzić tę placówkę. W odróżnieniu od wuja Juliusza gotowa była zostać, jak to określa, żywym eksponatem, dodatkową atrakcją dla zwiedzających. Jej kandydatura, trudno powiedzieć czemu, została odrzucona. Dyrektor Muzeum Narodowego w Kielcach, któremu podlega Oblęgorek, nawet nie zaprosił jej na rozmowę. Muzeum prowadzi osoba nie związana z rodziną.

Druga siostra Juliusza Sienkiewicza, Zuzanna, przerwała studia, założyła rodzinę, ma dwie córki, mieszka w Krakowie.

W kontakt z dziadkową sławą, ale na całkiem innych zasadach aniżeli brat, weszła jedynie najmłodsza z sióstr - Maria, zwana w rodzinie Marą, aktorka teatru lalkowego, mieszkanka Warszawy. Kiedy z przyczyn zdrowotnych musiała zrezygnować z dotychczasowej pracy, która wymaga dobrej kondycji fizycznej, zarabiała jeżdżąc po kraju z monodramem "Mój dziad Henryk".

Dla Bartłomieja Sienkiewicza, syna Juliusza, rocznik 1961, z wykształcenia historyka, wicedyrektora Ośrodka Studiów Wschodnich w Warszawie, sławny pradziadek nie jest ciężarem. - Najtrafniej - powiada - ujęła kwestię moja babcia, Zuzanna z Cieleckich. Podkreślała, że nasze pochodzenie nie jest powodem, by odczuwać szczególne zadowolenie.

Jemu świadomość rodowodu pomogła w stanie wojennym, kiedy w więzieniu przez trzy dni był nakłaniany do zdrady. - Jednak - konstatuje - wielu moich rówieśników, nie mając sławnych przodków, zachowało się podobnie. Im zapewne pomogło coś innego.
Prawnuk pisarza nie wyobraża sobie przyszłych pokoleń bez kanonu patriotyzmu stworzonego przez pradziadka. Jego ojciec natomiast, po dłuższej rozmowie z wielbicielami Henryka Sienkiewicza, gdy czuje, że nabiera o swym przodku zbyt dobrego mniemania, żeby się otrzeźwić, sięga po "Rodzinę Połanieckich". Zna tam takie miejsce, gdzie na trzech stronach pisarz ze dwadzieścia razy powtórzył zdanie: "A pan Stach był bardzo prędki".
Adrianna Adamek

Adrianna Adamek "Prawdziwym
powołaniem człowieka
jest to tylko, do
czego ...

Temat: Henryk Sienkiewicz - zwykły, niezwykły człowiek

Postać pisarza w ostatnim czasie przywoływana jest w związku z 600-leciem Bitwy pod Grunwaldem, ale faktycznie nie tylko...
Na naszym forum była już polecana dyskusja z Jadwigą Komorowską w okresie przedwyborczym.
Pojawia się jednak nowy jej kontekst.

Dla rodziny prezydenta elekta postać Sienkiewicza jest bez wątpienia postacią niezwykłą.

http://www.plotek.pl/plotek/1,78649,8082796,_Henryk_Si...

"Henryk Sienkiewicz byłby dumny z Bronka"


Obrazek


Fot. Sebastian Rzepiel / Agencja Gazeta

W komitecie poparcia Bronisława Komorowskiego zasiada wiele autorytetów. Jednak takiego wstawiennictwa nie spodziewał się nikt. Jadwiga Komorowska zdradziła w rozmowie z Wyborczą.pl, że z Bronisława dumny byłby nawet... Henryk Sienkiewicz. Opisała sytuację z jednej z rozpraw syna:

Pamięta Pani nazwisko sędziego? - zapytał dziennikarz. - Andrzej Kryże - odpowiedziała pani Jadwiga. Ale wolę pamiętać piękną scenę z tego procesu. Nagle do sędziego podeszła Medzia, to znaczy Maria Korniłowiczówna, i mówi na głos: "Panie sędzio, gdyby mój dziadek żył, byłby z Bronka bardzo dumny". A jej dziadkiem był Henryk Sienkiewicz.

I coś w tym musi być. Komorowski ma przecież zamiłowanie do pisania wierszy. Może czas na powieść?


Obrazek
Adrianna Adamek

Adrianna Adamek "Prawdziwym
powołaniem człowieka
jest to tylko, do
czego ...

Temat: Henryk Sienkiewicz - zwykły, niezwykły człowiek

Nie wiadomo, dlaczego w lipcu, a nie w maju, ale - jak podaje TS - właśnie w lipcu świętowano urodziny Sienkiewicza w Woli Okrzejskiej.

Mimo że w lipcu wypadają imieniny pisarza. Może dlatego w innym terminie, że był postacią niezwykłą.

http://www.tygodnik.siedlecki.pl/N_artykuly.php?id=10109

Niedziela w Woli Okrzejskiej
Henrykowe urodziny


Obrazek


W najbliższą niedzielę (11.07) Muzeum Henryka Sienkiewicza w Woli Okrzejskiej zaprasza na rozrywkowo-rekreacyjną imprezę „Urodziny u Henryka”. „Urodzinowe” atrakcje oczywiście w sienkiewiczowskim dworku i w dworskim parku.

Początek imprezy zaplanowano na godz. 12. Zostanie wówczas uruchomiona specjalna krótkofalarska stacja nadawcza SN0HS, a przedstawiciele Oddziału Terenowego Polskiego Związku Krótkofalowców z Lublina ogłoszą wyniki I Krajowych Zawodów Radiostacji Amatorskich - QUO VADIS 2010. Odbędzie się też giełda sprzętu krótkofalarskiego.

Na godz. 14 zaplanowano coś dla prawdziwych melomanów. W salonie dworku odbędzie się koncert muzyczny kwartetu kameralnego Filharmonii Świętokrzyskiej z Kielc (skrzypce, flet, altówka i fortepian). Muzycy zagrają utwory Fryderyka Chopina, Antoniego Dvoraka i Ignacego Jana Paderewskiego.

Poza ucztą muzyczną w tym samym czasie odbędzie się w Muzeum spotkanie z aktorem Mieczysławem Kalenikiem, odtwórcą roli Zbyszka z Bogdańca w filmie „Krzyżacy”. Artysta sceny odsłoni m.in. dioramę bitwy grunwaldzkiej, przygotowanej specjalnie na jej 600 rocznicę.

W Muzeum Henryka Sienkiewicza będzie tez okazja do obejrzenia wystawy rysunków satyrycznych autorstwa Jerzego Wasiukiewicza, rysującego m.in. do „Super Express-u”. Na wystawie znajdą się rysunki dotyczące „epoki krzyżackiej”.

Będzie też wspólne ognisko przy którym zaśpiewają ludowe śpiewaczki z Koła Gospodyń Wiejskich „Gułowianki” z Woli Gułowskiej oraz odbędą się pokazy przygotowane przez Koło Przyjaciół Tradycji „Szalinówki” z Hordzieżki. (pgl).
----------------------------

Trzy dni po imieninach - a 7 dni po "urodzinach" nie ma w Tygodniku Siedleckim żadnej relacji.
Adrianna Adamek

Adrianna Adamek "Prawdziwym
powołaniem człowieka
jest to tylko, do
czego ...

Temat: Henryk Sienkiewicz - zwykły, niezwykły człowiek

Z innych relacji wynika, że Tygodnik Siedlecki pomylił się w określeniu nazwy imprezy w Woli Okrzejskiej:

http://www.starostwolukow.pl/aktualn.php
[2010-07-12] „Imieniny u Henryka”
„Imieniny u Henryka" pod taką nazwą 11 lipca w Woli Okrzejskiej odbyła się impreza upamiętniająca słynnego noblistę. W ramach uroczystości wszyscy goście mogli podziwiać występy zespołów artystycznych: zespołu kameralnego Filharmonii Świętokrzyskiej z Kielc, który zagrał utwory Chopina, Dworaka i Paderewskiego, zespołu tanecznego z Teatru Młodych z Kijowa, a także zespołu koła gospodyń z Woli Gułowskiej "Gułowianki" oraz zespołu "Szalinówki" z Hordzieżki.

Uroczystości połączono także ze spotkaniem Lubelskiego Oddziału Terenowego Polskiego Związku Krótkofalowców, podczas którego ogłoszono wyniki krajowych Zawodów Radiostacji Amatorskich Quo Vadis 2010 oraz wręczono Złote Odznaki Honorowe Polskiego Związku Krótkofalowców. W uroczystościach w Woli Okrzejskiej uczestniczył Wicestarosta Łukowski Henryk Lipiec, który wspólnie z Wójtem Gminy Krzywda Jerzym Kędrą dokonał w Muzeum odsłonięcia makiety bitwy grunwaldzkiej.

Obrazek

Autor: Dziewulska Elżbieta
[2010-07-08] Występ chóru
Muzeum Henryka Sienkiewicza w Woli Okrzejskiej od kilku lat współpracuje z Ukraińskim Stowarzyszeniem „Dzieci bez granic" pod przewodnictwem Prezesa Polaków na Ukrainie Pani Anieli Jurkowskiej. W dniu 6 lipca chór „Tęcza" z Muzycznej Szkoły Sztuki z Kijowa wystąpił w miejscu urodzenia urodzenia Henryka Sienkiewicza w Woli Okrzejskiej.

Lessia Holova to solistka zespołu znana na Ukrainie poetka, kompozytor wielu utworów muzycznych. Zespołem dyrygowała Tatiana Maliszykana, na fortepianie grała Janina Malasztan.

Z ogromną uwagą i zachwytem koncertu wysluchali dzieci powodzian z okolic Kazimierza i Częstochowy, którzy tego dnia przybyli do muzeum. Chór „Tęcza wystapił również dla dzieci z Krzywdy, które do muzeum przybyli na rowerach ze swoimi nauczycielami Wojciechem Czerniecem - Przewodniczącym Rady Gminy w Krzywdzie oraz Markiem Bartnickim - nauczycielem miejscowej szkoły. Po wysłuchaniu koncertu odbyło się wspólne ognisko.
Autor: Dziewulska Elżbieta
Wiesław Adamik

Wiesław Adamik Dziwny zbieg
okoliczności
sprawił, iż
biografia jego
wymi...

Temat: Henryk Sienkiewicz - zwykły, niezwykły człowiek

Będzie specjalny rodzinny sienkiewiczowski numer almanachu "Galeria", osoby zainteresowane wspólpraca prosze o podanie adresu mailowego prive..
adamikstory11@wp.pl

GALERIA 'ZIELNA'
nr 15 (3/2010)

Teksty i zdj. do kolejnego numeru 3/15/2010 almanachu Stowarzyszenia Artystycznego i Naukowego im H. Sienkiewicza "Galeria" zbieramy do 10 sierpnia 2010 roku. Tytuł "kąd" "zielna" nawiązuje też do sierpniowej Matki Bożej Zielnej.

Sympatykiem pisma jest wnuk pisarza pan Juliusz Sienkiewicz, z którym rozmawialiśmy do tego numeru.

Piszę te słowa w kilka dni po 15 lipca, zatem mamy dużo refleksji po uroczystościach grunwaldzkich, które przypominam wypadły tego samego dnia co imieny Henryka Sienkiewicza w 1910 roku.

Prosimy Was o nowe wiersze i zdjęcia nawiązujące do piękna przyrody, ludzi w środku lata 'zielnego" . Z pewnością jesteście w wielu pieknych miejscach na wakacjach lub twórczo w takim otoczeniu pracujecie, także w miejscach związanych z postacią Henryka Sienkiewicza lub blisko stadnin koni, część na planach filmowych - napiszcie jak wyglądają teraz, co się dzieje, jakie macie plany twórcze...

Liczymy na materiały. Dziękujemy za już nadesłane, szczególnie te związane z Henrykiem Sienkiewiczem i szlakami HS!

Więcej na zakochanysienkiewicz.pl oraz w "Śladami H. Sienkiewicza" a część materialow dyskutowanych przed drukiem na
http://www.goldenline.pl/grupa/grupa-dyskusyjna-henryk...

Zastępca Redaktora Naczelnego "Galerii"

Wiesław ADAMIK

tel. (0660) 453 492Wiesław Adamik edytował(a) ten post dnia 21.07.10 o godzinie 11:06
Wiesław Adamik

Wiesław Adamik Dziwny zbieg
okoliczności
sprawił, iż
biografia jego
wymi...

Temat: Henryk Sienkiewicz - zwykły, niezwykły człowiek

Nietrudno zauważyć dublowanie się materiałów o Sienkiewiczu już opracowanych w grupie "Śladami H. Sienkiewicza" i innych
Ale za każdym razem sa nowe spostrzeżenia. Zapraszam do zamkniętej grupy 'Grupa Dyskusyjna "Sienkiewicz 2016", gdzie są materiały niepublikowane.
Diana Pogodna

Diana Pogodna wolny zawód

Temat: Henryk Sienkiewicz - zwykły, niezwykły człowiek

"W kraju lat dziecinnych Sienkiewicza"

" W majątku okrzejskim lata dziecięce spędzał historyk Joachim Lelewel, którego nauczycielem był okrzejski proboszcz Leopold Moroz, a blisko pół wieku później w rodzinie Józefa Sienkiewicza i Stefanii z Cieciszowskich urodził się
Henryk Adam Aleksander Pius Sienkiewicz.
Rodzina po paru latach przeniosła się do położonych kilkanaście kilometrów na południe Grabowców, gdzie ojciec Henryka miał własny majątek. Pisarz wracał jednak często do miejsca urodzenia, przenosząc niektóre miejsca i nazwy na karty swych nowel i powieści. Najlepszym tego przykładem jest Burzec, osada pomiędzy gminnymi wsiami Adamowem i Krzywdą, do której dojeżdżał konno z Woli Okrzejskiej. Burzec i sąsiednia Ruda należały do wujostwa pisarza - Aleksandry Dmochowskiej z Cieciszowskich i Leona Dmochowskiego. Sienkiewicz oddał wiernie opis majątku w Burcu w "Ogniem i mieczem", sytuując w tej wsi dwór Jana Skrzetuskiego. Niestety, nie zachowała się ogromna lipa, pod którą Sienkiewicz tworzył, a opisał ją jako ulubione miejsce wypoczynku Onufrego Zagłoby. Przetrwały za to inne stare drzewa w 4,5 ha parku i porośnięty trzcinami staw, zwany "Zagłoba". W odległym o pięć km od Burca Wojcieszkowie, w połowie drogi wojewódzkiej nr 808 Kock-Łuków, działa od kilku lat zajazd "Skrzetuski" z miejscami noclegowymi dostępnymi dla każdego turysty oraz bogatą kartą dań kuchni staropolskiej, nawiązujących nazwami do postaci sienkiewiczowskiej Trylogii.(...)"

Wiecej tu:
http://lublin.gazeta.pl/lublin/1,85539,6849855,W_kraju...
Diana Pogodna

Diana Pogodna wolny zawód

Temat: Henryk Sienkiewicz - zwykły, niezwykły człowiek

""Ach, jaka ta Litwosowa śliczna i miła!".
Listy do Maryni z Szetkiewiczów Sienkiewiczowej.


"Marynia, Marytka, Mańcia, Miłek, Różanek – to tylko niektóre z określeń, jakich Sienkiewicz używał w stosunku do swej pierwszej żony. Maria z Szetkiewiczów, bo o niej mowa, na nowo przywróciła w życiu pisarza radość, szczęście i pogodę ducha.(...)
Listy te, choć pisane do bliskiej sercu osoby, dalekie są od ckliwych i łzawych deklaracji. Nie brak w ich humoru, często jowialnego i nieboleśnie zgryźliwego: „Czy wiesz, dziecko moje najmilsze, że to już za dwanaście dni. A potem nie ma Marylki, nie ma tej panienki, w której co dzień ktoś się zakochiwał, nie ma dawnej bałamutki, w liście panien nazwisko wymazane i tylko babiątko najdroższe w czepku. Biorę ciebie sobie itd. Ale to ja biorę i wiozę na Wilczą, i obiecuję kochać i być dobrym. Jestem pewny, że będziemy przepadać za sobą. W gniazdku będzie wcale ładnie. Aha, jaka ta Litwosowa śliczna i miła! Ty, moje maleństwo złote!

Wiecej tu:
http://www.podteksty.eu/index.php?action=dynamic&nr=17...

Następna dyskusja:

Co czytal Henryk Sienkiewicz ?




Wyślij zaproszenie do