Siergiej
Greczuszkin
Dziennikarstwo
głównie ekonomiczne,
tłumaczenia głównie
b...
Temat: Granica wstydu, złośliwości i głupoty...
W ostatni weekend wracałem samochodem z Rosji do Polski. Przejście graniczne Bagrationowsk-Bezledy. Czas przekroczenia granicy - ok. 4 godzin.Ale po kolei:
Odprawa po stronie rosyjskiej zajęła mi całe 10 minut. Problemem było to, że w tzw. "deklaracji celnej" na samochód niewyraźnie napisałem "3", potem to "doprawiłem" długopisem, pan celnik kazał napisać na nowo, bo nie wolno mazać... No po prostu złośliwy głupi k...as, nie? Straszne!
Potem stanąłem na jakieś 30 minut. Okazało się, że po stronie polskiej powstał jakiś zator (na oko - ok. 25 aut osobowych), więc Rosjanie musieli wstrzymać ruch. Nie wiem dlaczego, ale mi facet machnął bym się przesunął od razu na początek kolejki i wjechałem dzięki temu nadzwyczajnemu przywilejowi już po wspomnianych 30 minutach czekania.
Po stronie polskiej stałem kolejne 3 godziny. Właściwie to nawet nie po stronie polskiej, tylko jeszcze przed stroną polską. Wraz z ponad 20 innymi samochodami utknąłem na pasie neutralnym, asfaltowej "patelni", w samo południe. Temperatura powietrza w słońcu - ok. 35 st. (wg termometra w samochodzie).
Wielkie wrażenie zrobiła na mnie praca straży granicznej. Przez dobrą godzinę stojąc przed malowniczą bramką ze znakiem "Stop" miałem okazję obserwować jak 1 (jeden) funkcjonariusz raz na parę minut podchodził i sprawdzał paszporty w autach, które już podjechały do odprawy. Po godzinie pojawił się jego kolega! Pomyślałem: no wreszcie, może by tak coś ruszyło? I ruszyło - panowie podeszli do ogrodzenia i ucięli sobie miłą (jak mniemam) półgodzinną pogawędkę. Potem we dwóch (no bo to taka ciężka praca) sprawdzali przez parę minut paszport motocyklisty, który jechał w drugą stronę.
Po dwóch godzinach z naszej kolejki odprawiono 3 albo 4 auta. Więc przesunąłem się już prawie pod barierkę i miałem o wiele lepszy widok na pracę straży granicznej. Praca polegała na tym, że funkcjonariusz (biedak znów został sam) chodził sobie w cieniu i machał pieczątką. Przed przejściem naliczyłem wówczas 21 samochód, kolejne 6 stało juz na odprawie. Ale po co się spieszyć?
Wówczas zadzwoniłem do kolegi, który sprawdził w internecie telefony do straży granicznej. Szybko okazało się, że Warmińsko-Mazurski Oddział przyjmuje skargi wyłącznie w dni robocze i tylko do godz. 14. Niestety była sobota i godz. 15. Dodzwoniłem się do Komendy Głównej. Nie było łatwo przebrnąć przez system "Wybierz ...", ale się udało GDZIEŚ się dodzwonić. Miły uprzejmy pan wysłuchawszy mnie powiedział, że "przejście funkcjonuje normalnie". Na moją uwagę, że to co widzę trudno nazwać w ogóle funkcjonowaniem, poradził mi złożenie skargi... oczywiście po dotarciu do Polski. Ale zaznaczył, że zadzwoni na przejście i się zorientuje. Po pół godzinie chyba się nie dodzwonił... Ja zaś zadzwoniłem do Biura Prasowego (okazało się czynne w sobotę) wybrawszy inną cyfrę z tego samego numeru. Tam kolejny miły pan mnie również poinformował, że to co widzę jest normalne. Mijała już 3 godzina "normalnego" stania na pasie neutralnym i obserwacji "normalnego funkcjonowania" przejścia granicznego.
W ciągu kolejnych półgodziny dodzwoniłem się na jakiś numer "interwencyjny". Kolejny miły pan mi powiedział, że przejście funkcjonuje normalnie, że mam prawo złożyć skargę, że na przejściu znajdę formularze (nie znalazłem), i że w ogóle to on też do nich zadzwoni. Po paru minutach pojawiła się więc funkcjonariuszka straży granicznej! A nawet w oddali pojawiła się dodatkowa celniczka - dotychczas wszystkie samochody "robił" jeden celnik.
Nagły ruch na przejściu spowodował, że w końcu przekroczyłem barierkę ze "Stopem". Odprawa paszportowa trwała całe 2 minuty! Widocznie pogranicznicy byli już wypoczęci po połowie ciężkiej zmiany.
Dalej odprawa celna. Jestem pełen uznania dla polskich celników! Z taką zaporą celną nie ma co przemycać, wybijcie sobie to z głowy. Facet wyjmował z bagażników nawet koła zapasowe, kazał rozkładać i składać siedzenia, w każdym razie bardzo sumiennie wykonywał swoje obowiązki. Dziwne, że nie wyjmował silników. Tak więc zrozumiałe, że "zrobienie" jednego auta musiało mu zajmować co najmniej pół godziny! A robił sam na trzech pasach, gdyż wspomniana wyżej koleżanka gdzieś się już ulotniła. Na szczęście do mnie podszedł pojawiwszy się znienacka jakiś inny celnik, którego uprzejmie uprzedziłem, że jeśli chce obejrzeć koło zapasowe to niech je sam wykręca - nie chciał. W tej samej chwili pojawiła się też ich znikająca koleżanka, która zajęła się odprawą innego auta. Nie chciała wyjmować koła, tylko wzięła papiery... "Mój" też wziął moje papiery i zniknął w budce. Z nudów zajrzałem... Znikająca celniczka musiała być bardzo a to bardzo zmęczona, gdyż rzuciła czyjeś papiery na biurko, bezwładnie rozsiadła się na fotelu i... oddała się konsumpcji czereśni. Miała ich na oko z kilogram, więc chyba facet musiał trochę postać, bo to tak niefajnie się sprawdza papiery bez zjedzenia czereśni, wszyscy to wiemy...
PS. Wg nieoficjalnych informacji, jedna zmiana celników w Bezledach to ok. 12 osób tylko do sprawdzenia aut osobowych. W sobotę w dzień pracowało ich tylko 2 (jeden miłośnik kół zapasowych oraz znikająca koleżanka od czereśni i inny znikający pan, więc liczymy ich po 0,5).
PPS. Wg nieoficjalnych informacji z W-M Urzędu Wojewódzkiego, tamtejszy dyrektor departamentu odpowiedzialnego za przejścia graniczne interweniuje wyłącznie wtedy gdy zbierze się ze 200 ciężarówek, kierowcy zaczną urządzać bunty, a rzecz dzieje się z powodu zatorów po stronie rosyjskiej. Auta osobowe po stronie polskiej nie są w polu zainteresowania urzędników.
PPPS. Gdyby ktoś pomyślał, że wszystko powyższe jest wyssane z palca - niech spróbuje zwrócić się o zapis z kamer monitoringu z przejścia Bezledy z soboty 10 lipca z godz. 13-17. O tych kamerach i zapisie wspominałem podczas ostatniej rozmowy telefonicznej ze Strażą Graniczną, z ostatnim panem, który powiedział, że "zadzwoni" i po której to rozmowie nagle aż dwukrotnie zwiększono liczbę pracujących funkcjonariuszy.