Temat: Udostepnie auta pracownikowi lub innnym osobom
Jan Leuenberger:
Nie, dlaczego? Powołując się na wykładnię celowościową stwierdzasz po prostu, że w tym przypadku wykładnia literalna jest niewystarczająco jasna, albo stwierdzasz, że założenie racjonalnego ustawodawcy w tym przypadku jednak nas zawodzi. Ja nie mam problemu z uznawaniem, że owa zasada zawodzi, bo wiadomo, że zawodzi
Wydaje mi się, że spór co do tego, czy powinniśmy się powoływać na koncepcję racjonalnego prawodawcy, jest na obecnym etapie dość jałowy, gdyż zupełnie inaczej tę koncepcję pojmujemy.
Nie jest tak, że reguły wykładni celowościowej czy systemowej służą do interwencji w przypadkach, gdy koncepcja racjonalnego prawodawcy zawodzi. I nie jest też tak, że jak zawodzi wykładnia literalna, to dopiero wtedy odwołujemy się do koncepcji racjonalnego prawodawcy. To właśnie koncepcja racjonalnego prawodawcy jest powodem przyjmowania takich a nie innych reguł wykładni językowej, systemowej i celowościowej.
Może jeszcze jeden przykład obrazujący moje rozumienie tej koncepcji. Wyobraź sobie, że pytasz spotkanego przechodnia, która jest godzina, a on odpowiada, że jest 12:23. Oczywiście możesz mu nie uwierzyć i od razu przyjąć, że ma zepsuty zegarek (nigdy nie wiadomo) albo że jest złośliwcem, który czerpie radość z wprowadzania nieznajomych w błąd, względnie że nie zna się na zegarku. Najprawdopodobniej jednak przyjmiesz idealizujące założenie, że facet powiedział szczerze, która jest w danym momencie godzina, że jego zegarek jest sprawny a on sam potrafi się nim posługiwać.
To, że przyjmujesz takie założenia (podświadomie), nie wyklucza jednak tego, że któreś z tych założeń jest błędne. Z drugiej strony, bez tego typu założeń niemożliwa byłaby jakakolwiek komunikacja pomiędzy ludźmi, gdyż byłaby ona paraliżowana brakiem minimalnego choćby zaufania. Analogicznie - bez przyjęcia założenia, że prawodawca jest racjonalny, niemożliwe byłoby takie funkcjonowanie prawa, w ramach którego mówimy o jego interpretacji. Mówiąc jeszcze dosadniej - bez koncepcji racjonalnego prawodawcy ilość równoprawnych interpretacji byłaby pochodną ilości wariantów (choćby najbardziej absurdalnych) podpowiadanych przez nieufny umysł interpretatora.
A z faktu, że fragment przepisu art. 6 nie może być "martwy" (opierając się na zasadzie racjonalnego ustawodawcy) wyciągasz wniosek, że w toku tworzenia art. 5 zasada racjonalnego ustawodawcy nas zawodzi, więc do brzmienia przepisu trzeba dodać coś czego w nim nie ma.
Nie, to Ty taki wniosek wyciągasz. Przy moim rozumieniu koncepcji racjonalnego prawodawcy nie jest sensowne stwierdzenie, że w jakimś przypadku ta koncepcja zawodzi albo że nietrafnie opisuje rzeczywistość. Ta koncepcja nie ma na celu opisywania wytworów prawodawcy i oceniania ich pod kątem racjonalności. Ta koncepcja jest pewnym założeniem, dzięki któremu interpretacja prawa jest w ogóle możliwa i dzięki któremu w pewnym momencie proces interpretacji można uznać za zakończony.
I jeszcze raz - zachowania ludzkie są regulowane przez normy postępowania, a nie przez przepisy. Czasami, choć pewnie bardzo rzadko, z jednego przepisu da się wyprowadzić jakąś kompletną normę postępowania. Zazwyczaj jednak jest tak, że pełną normę postępowania, określającą kto, w jakich okolicznościach i jak powinien się zachować, budujemy biorąc pod uwagę więcej jednostek redakcyjnych tekstu prawnego. Nie tyle zatem chodzi o to, żeby do przepisów dodawać coś, czego tam nie ma, ale o to, by zbudować kompletną normę postępowania, uwzględniając wszystkie przepisy odnoszące się do danego problemu (zarówno art. 5, jak i 6).
Jest to więc sytuacja w której powołujesz się na zasadę racjonalnego ustawodawcy w jednym miejscu (przy art. 6) po to by ją wyłączyć w innym miejscu (art. 5). Przy interpretacji art. 5 nie piszesz, że celowościowo czy funkcjonalnie powinno być tak czy inaczej, tylko piszesz, że fragmenty art. 6 nie miałyby sensu, gdyby odczytywać art. 5 zgodnie z jego brzmieniem.
To jest jednak sytuacja zupełnie inna niż stwierdzenie (hipotetyczne): art. 5 czytany literalnie nie pozwala ustalić zakresu wynikającej z niej normy, albo prowadzi do absurdalnych wniosków, niezgodnych z funkcją przepisu, co uprawniałoby do powoływania innych metod wykładni.
Spór między nami jest na etapie konstruowania normy postępowania, a nie ustalania jej znaczenia (porównaj co napisałem wyżej).
Sądzę, że między innymi dlatego, że obecne brzmienie art. 5 jest późniejsze niż brzmienie art. 6 - kiedy dwa przepisy powstały w tym samym czasie, twierdzenie, że norma jednego uzupełnia normę drugiego trzyma się ramy, ale w sytuacji kiedy jeden przepis jest późniejszy i przestaje przystawać do drugiego przepisu, nie widzę podstawy do twierdzenia, że ustawodawca to tak wymyślił, żeby się normy uzupełnialy.
Gdyby przepisy przestały do siebie przystawać, to zgodziłbym się z Tobą, że nie byłoby wówczas podstaw do twierdzenia, że "ustawodawca to tak wymyślił, żeby się normy uzupełniały". Ale o to spieramy się właśnie - czy po nowelizacji przepisy przestały do siebie przystawać, czy może nadal się uzupełniają i pozwalają na skonstruowanie pełnej normy postępowania ;).
Jeżeli zapytałbyś, czy sądzę, że prawodawca wyraził się w najzgrabniejszy możliwy sposób formułując art. 5 i 6, to oczywiście odpowiedziałbym, że nie. Wolałbym, żeby prawodawca tak sformułował art. 5 i 6, aby nasz spór był w prosty sposób rozstrzygalny w oparciu o literalnej brzmienie przepisów. Jeśli jednak tak się nie dzieje, to nie znaczy, że wyłączam zastosowanie racjonalnego prawodawcy. Jeszcze raz powtórzę - koncepcja racjonalnego prawodawcy nie służy opisywaniu tego typu sytuacji, ale radzeniu sobie z nimi.
Zabieg, który proponujesz przypomina trochę niektóre równania dotyczące fizyki kwantowej, w których ludzka matematyka w pewnym momencie wysiada i żeby osiągnąć właściwe (empirycznie sprawdzone) wyniki, trzeba poprawiać liczby wbrew prawidłowym matematycznym.
Hmmm, a jest jakaś inna matematyka niż ludzka? ;). Matematyka też cały czas się rozwija. Poza tym jest to sformalizowana nauka dedukcyjna i nie podlega weryfikacji w oparciu o prawa przyrody (np. fizyczne), ale w oparciu o przyjęte założenia i metody wnioskowania. Jeżeli jest rozbieżność pomiędzy wynikiem eksperymentu fizycznego, a tym co sugerowały matematyczne wyliczenia, to nie jest to dowodem na nieprawidłowość matematyki. Jeżeli fizycy poprawialiby wyniki wbrew matematyce, to byliby kiepskimi fizykami. Sensowniejsze chyba byłoby zweryfikowanie postawionej hipotezy, uwzględnienie pominiętych czynników itd.
Rzecz w tym, że fizycy wiedzą do jakiego wyniku mają dojść, a my nie wiemy do jakiego wyniku mamy dojść wskutek interpretacji, więc nie możemy dopasowywać metod wykładni do pożądanego wyniku.
Żebyś się nie zdziwił ;). Powstała na ten temat bardzo ciekawa i ciesząca się dużym uznaniem wśród teoretyków prawa praca:
http://books.google.com/books/about/Uzasadnianie_decyz...
Nie zastosowałem - po prostu wysnułem wniosek z tego co pisałem wyżej. Po stwierdzeniu, że na podstawie konieczności zastosowania każdego elementu z art. 6 nie można "dokładać" elementów do art. 5 poszedłem o krok dalej - wyjaśniając jak moim zdaniem w świetle tego co wcześniej napisałem należy wyjaśniać obecną treść art. 6.
Czy aby nie jest to fajny przykład sytuacji, w której aby w pełni zrozumieć fragment Twojej wypowiedzi konieczne jest uwzględnienie jej szerszego kontekstu (innych akapitów), bez ograniczania się do warstwy językowej wybranego fragmentu? ;).
Chyba nie zrozumiałem - Twoim zdaniem z art. 6 w jego obecnym brzmieniu nie wynika norma, która nie może zostać zrealizowana przy "mojej" normie wynikającej z art. 5? Moim zdaniem tak.
Teraz to ja nie zrozumiałem ;).
Dawid Milczarek edytował(a) ten post dnia 30.10.11 o godzinie 10:33