Katarzyna
S.
ekspert,
Laboratorium
Kryminalistyczne
KWP, grupa Tybet
Temat: Z perspektywy Tybetańczyków - obszerna i wyczerpująca...
Dziennik tybetańskich protestówOser (chiń. Weise) urodziła się w Lhasie w 1966 roku. Pisze po chińsku i mieszka w ChRL. We wrześniu 2003 roku jej książka Zapiski z Tybetu" (chiń. Xizang Biji) znalazła się na indeksie. Władze uznały, że jest szkodliwa" i zawiera nieodpowiedzialne" wzmianki o Dalajlamie i Karmapie, który w 2000 roku uciekł do Indii. Oser zmuszono do poddania się samokrytyce - za odmowę ukarano ją usunięciem z pracy, odbierając jej jedyne źródło utrzymania, świadczenia zdrowotne i emerytalne oraz mieszkanie. Uciekła do Pekinu. Od 22 marca - wraz z mężem, chińskim intelektualistą Wang Lixiongiem - w areszcie domowym.
Marzec:
31 marca 2008
W Lhasie coraz więcej uzbrojonej policji. Tybetański kwartał starego miasta przypomina koszary. Wszyscy czują się zagrożeni.
30 marca 2008
Mnisi z Draggo w Khamie protestowali przeciwko władzom lokalnym, które chciały, żeby każdy Tybetańczyk zelżył Dalajlamę i jeszcze się pod tym podpisał. Doszło do utarczki z grupą roboczą, dwunastu mnichów okrutnie zbito i aresztowano. Wieczorem ściągnęli do miasteczka 300 żołnierzy. Trzech gesze z miasta nr 3 w Draggo zostało już zwolnionych, ale khenpo i mniszkę wywieźli do Darcedo. W okręgowym więzieniu wciąż trzymają ponad 100 osób.
Słyszymy, że wczoraj aresztowano 11 młodych Tybetańczyków, ale nie wiemy za co. Wydaje się to potwierdzać, że w Lhasie rzeczywiście do czegoś doszło. Dowiedzieliśmy się, że gdy po południu zrobiło się zamieszanie, młody Tybetańczyk jechał motorem ulicą Beijing Zhonglu. Żołnierze kazali mu się zatrzymać, ale nie zrozumiał albo się bał. Zaczęli do niego strzelać i zabili go na miejscu.
Hongkońska telewizja satelitarna nadała przemówienie Wen Jiabao: „Jeśli Dalajlama wycofa się z postulatu niepodległości Tybetu, a przede wszystkim użyje swoich wpływów do położenia kresu przemocy w Tybecie, jeśli przyzna, że Tybet i Tajwan były integralnymi częściami Chin, możemy ponownie podjąć z nim dialog". Mówił też: „Będziemy nadal prowadzić politykę regionalnej autonomii etnicznej w Tybecie, wspierać rozwój gospodarczy i podnoszenie stopy życiowej , strzec wolności religijnej w granicach chińskiej konstytucji i ustaw, chronić kulturę oraz środowisko naturalne Tybetu". Warto zwrócić na to uwagę, bo po raz pierwszy chiński przywódca otwarcie przyznał, że Dalajlama ma wpływy w Tybecie.
Pokazują list gończy nr 9, tym razem za sześcioma Tybetańczykami, co zwiększa liczbę najbardziej poszukiwanych do 59.
29 marca 2008
W sobotę Chiny zorganizowały przyjazd do Lhasy dyplomatów z 15 państw w celu „poszukiwania prawdy". Zaprosili między innymi Brytyjczyków, Amerykanów, Australijczyków i Japończyków z ambasad w Pekinie. 17-osobowa delegacja spędzi w Lhasie jeden dzień. To pierwsza wizyta zagranicznych dyplomatów w Tybecie od czasu wybuchu protestów.
Słyszymy, że około czternastej na Beijing Zhonglu (w pobliżu Barkhoru, inni mówią o okolicach świątyni Ramocze) doszło do kolejnego tybetańskiego protestu. Ludzie uciekali gdzie popadnie, błyskawicznie zamykano sklepy na Qingnianlu, a nawet w całkowicie chińskim Zachodnim Przedmieściu. Hanowie stanęli na straży swego dobytku z żelaznymi prętami i pałkami w rękach. Uzbrojeni policjanci, którzy z uwagi na wizytę zagranicznych dziennikarzy poukrywali się w rozmaitych jednostkach produkcyjnych, natychmiast wybiegli na ulice, odcinając Barkhor, Karma Kunsang i inne tybetańskie kwartały Lhasy. Na chwilowo zwiniętych posterunkach i blokadach znów zaroiło się od wojska. Protest miał trwać kilka godzin, ale nie znamy żadnych szczegółów.
Wieczorem miejskie Biuro Bezpieczeństwa rozesłało esemesa: „29 marca po południu departamenty odpowiedzialne za egzekwowanie prawa prowadziły rutynową inspekcję, która przestraszyła ulicznych sprzedawców i przechodniów, którzy nieznając prawdy zaczęli uciekać. Obecnie w mieście panuje normalny porządek społeczny. Wzywamy mieszkańców Lhasy, by nie słuchali plotek i prowadzili normalne życie. Musicie wiedzieć, jak odróżnić dobro od zła, i przestrzegać przepisów. Nie wolno fabrykować pogłosek, wierzyć w pogłoski ani ich rozpowszechniać. Będziemy surowo karać za przestępstwa kryminalne, takie jak wymyślanie i powtarzanie plotek, namawianie ludzi do złego, zakłócanie porządku społecznego i podkopywanie stabilizacji społecznej. Lhaskie Biuro Bezpieczeństwa Publicznego". Nie wiemy, jak było naprawdę. Ale mieszkańcy Lhasy mówili nam, że 15 marca to rząd informował o zatruciu wody i przestrzegał przed jej piciem. Ostrzeżenia rozsyłały wszystkie komórki rządowe i Biuro Bezpieczeństwa Publicznego. Dopiero w nocy powiedzieli w telewizji, że to plotka. Trudno więc orzec, czy doszło do kolejnego protestu, czy to tylko plotki.
27 marca 2008
Według agencji Associated Press około 30 mnichów Dżokhangu zakłóciło dziś rano wycieczkę zagranicznych dziennikarzy, krzycząc, że w Tybecie nie istnieje wolność religijna, i odpierając oskarżenia, jakoby za rozruchami w Lhasie stał Dalajlama. Wizytę korespondentów - pierwszą od incydentu 14 marca - zorganizowało Biuro Informacji chińskiej Rady Państwa. Ponad 20 dziennikarzy z Tajwanu, Hongkongu, Stanów Zjednoczonych itd. nie odstępują na krok chińscy oficjele. Mnisi krzyczeli „Tybet nie jest wolny, Tybet nie jest wolny" i przekonywali, że rozruchy nie miały nic wspólnego z Dalajlamą ani jego „manipulacjami". Chińczycy natychmiast wyprowadzili dziennikarzy ze świątyni. Relacje mediów tajwańskich są identyczne.
Około południa władze, które najwyraźniej chciały przekonać świat o „wolności religii" w Tybecie, zabrały korespondentów na „ceremonię buddyjską" w klasztorze Sera. Na co dzień w podobnych rytuałach uczestniczy tam ponad 700 mnichów. Dziś było ich około dziesięciu. Prawdę powiedziawszy, od 11 marca klasztor jest odcięty od świata policyjnym kordonem i nie odbywają się w nim żadne ceremonie ani praktyki religijne. W świątyni jest bardzo mało żywności, nie działają żadne telefony. „Brakuje" też wielu mnichów.
Drepung odcięto od świata 10 marca. Droga używana przez pielgrzymów obstawiona jest przez żołnierzy, którzy dla postrachu strzelają w kierunku świątyni i wrzeszczą na mnichów. Wiemy, że klasztor nie może się doliczyć stu duchownych, którzy zostali aresztowani lub „zaginęli". Tu również nie przekazuje się nauk i nie odprawia żadnych ceremonii religijnych. Brakuje żywności, telefony nie działają.
26 marca 2008
Słyszymy, że protestowali mnisi Taszilhunpo, siedziby Panczenlamy w Szigace, ale nie znamy żadnych szczegółów.
Z ostatniej chwili: w związku z protestami mnichów, mniszek i świeckich 24 marca w trzech miastach okręgu Draggo w Khamie, wczoraj aresztowano 80 mniszek z klasztoru Łoge i ponad 30 mnichów z Dzioro, w tym opata Lobsanga Łangczena. Przy okazji wiele osób „zaginęło". Władze zabrały też zwłoki zabitych 24 marca i spaliły je na brzegu rzeki Szanczu, wzbudzając wściekłość Tybetańczyków. Wczoraj w stolicy okręgu manifestowało, pokojowo, stu mnichów klasztoru Draggo (nazywanego też Cedegling). Rzucili przeciwko nim uzbrojonych policjantów, klasztor jest oblężony. W tej chwili słyszymy o kolejnych protestach duchownych z trzech lokalnych świątyń.
W środę wieczorem do Lhasy przyjechali dziennikarze reprezentujący 17 redakcji z Hongkongu, Tajwanu itd. W związku z tym w mieście widzi się znacznie mniej wojska, odblokowano tez ulice. Władze przestały również publikować listy gończe, które wydawały codziennie od 19 do 24 marca. Innymi słowy, chcą pokazać światu „harmonijne społeczeństwo" ręcznej roboty. Niemniej w pobliżu tybetańskich kwartałów Lhasy wciąż stoi ponad 20 wojskowych namiotów (ustawiono je tam przed kilku laty), a żołnierze są w stanie najwyższej gotowości bojowej. Zagraniczni dziennikarze zobaczą tylko to, co będą im chciały pokazać władze.
25 marca 2008
Dziś rano, jak słyszymy, około stu Tybetańczyków z miasteczka Heka w Cigorthangu, w Amdo, wzięło udział w pokojowej demonstracji, skandując „Niech żyje Dalajlama", „Wolność dla Tybetu" itd. Kiedy na drodze stanęła im lokalna policja, usiedli na ziemi w milczeniu czcząc pamięć zabitych w Lhasie i innych miejscach. W tej chwili otacza ich już potężny kordon LPZ.
Chińska agencja Xinhua znalazła wyjaśnienie pacyfikacji wczorajszego protestu w Draggo, w Khamie: „Grupa ludzi, którzy prawo mają za nic, wściekle zaatakowała uzbrojonych funkcjonariuszy na służbie. Jeden policjant zginął, wielu odniosło rany. Do tego incydentu doszło wczoraj po południu. Wówczas zbrojni policjanci zostali zmuszeni do oddania strzałów w powietrze, by ostrzec i rozproszyć motłoch". Prawda jest jednak taka, że policja zabiła dwóch Tybetańczyków. Jest mnóstwo rannych. Wprowadzono godzinę policyjną, trwają masowe aresztowania uczestników protestu.
Świadek z Lhasy powiedział nam, że rankiem 23 marca w lhaskiej świątyni Ramocze powiesił się mnich imieniem Thogme. Miał jakieś 30 lat, pochodził z Gjance w Cangu. Wcześniej mówił, że nie może pogodzić się z zamknięciem świątyni, ostrzelaniem jej granatami z gazem łzawiącym, przesłuchiwaniem i zastraszaniem mnichów.
Wczoraj koło dziewiątej wieczorem ktoś zmienił hasło do mojego bloga, więc nie mogłam go uaktualnić. Uporaliśmy się z tym dziś w południe i udało mi się wreszcie zalogować, znikły jednak wszystkie zdjęcia. Sytuacja wróciła do normy po piętnastej.
24 marca 2008
Lhasą wciąż włada policja zbrojna. W tybetańskich dzielnicach blokady, sprawdzają i przesłuchują wszystkich przechodniów. Podobnie w innych regionach Tybetu. Dowiedzieliśmy się właśnie, że stolicę prefektury Kanlho w Amdo patrolują patrolują oddziały przywiezione z prowincji Shanxi. Najwyraźniej mają ugruntowaną opinię na temat Tybetańczyków - biją często, brutalnie, bez powodu. Wczoraj zatrzymali czterech uczniów ze szkoły samochodowej. Kazali im kucnąć i zbili, bo chłopcy zrobili to za wolno. Nie muszę mówić, jakie są nastroje tybetańskiej społeczności tego miasta.
Propaganda władz, które podgrzewają nastroje i etniczną wrogość, trafia na podatny grunt. W Silingu, stolicy prowincji Qinghai, niektórzy kierowcy odmawiają wożenia Tybetańczyków.
W Ngabie, w Sichuanie na ulicach pojawiły się hasła: „Okażmy wdzięczność i poświęćmy służbie dla kraju oraz umacnianiu przewodniej roli partii". Idzie tu o krytykowanie Tybetańczyków, którzy nie wiedzą, jak „okazać wdzięczność".
Xinhua opublikowała wczoraj depeszę z Gansu: „Ten korespondent dowiedział się od rządu Tybetańskiej Prefektury Autonomicznej Gannan w prowincji Gansu, że podczas tego incydentu poważnie ucierpiało 105 organizacji podlegających bezpośrednio okręgowi i miastu, 27 ośrodków miejskich, 113 jednostek produkcyjnych oraz 22 komitety wiejskie". Protesty objęły Maczu, Labrang, Czone, Coe itd. Skala ostatnich wystąpień najwyraźniej przerasta wyobrażenie świata (i doniesienia mediów).
W telewizji list gończy nr 8 za ośmioma osobami, co daje 53 „najbardziej poszukiwanych" Tybetańczyków. Dlaczego władze czekały tak długo z umieszczeniem tych ludzi na liście? Dziś burmistrz Lhasy powiedział w programie telewizyjnym, że najważniejszym zadaniem jest „ujawnienie prawdy".
Z ostatniej chwili: dziś po szesnastej ponad 200 mniszek klasztoru Łoge, ponad 200 mnichów klasztoru Dzioro oraz około 800 chłopów z trzech miast okręgu Draggo w Khamie uczestniczyło w pokojowym proteście. Krzyczeli „Niech żyje Dalajlama", „Tybet dla Tybetańczyków" itp. Policja otworzyła ogień do demonstrantów, zabijając Cełanga Dhondupa i jednego mnicha. Ponad dziesięć osób jest ciężko rannych. W Draggo są cztery miasta, które nazywają się po prostu nr 1, nr 2, nr 3 i nr 4. Teraz otaczają je oddziały LPZ, nie działają telefony komórkowe.
23 marca 2008
Lhaski esemes: „Biuro Bezpieczeństwa Publicznego surowo napomina - wszyscy podejrzani, którzy uczestniczyli w incydencie 14 marca mają natychmiast się poddać w celu łagodnego potraktowania. Wyrażamy nadzieję, że społeczeństwo aktywnie wskaże ślady. Informacje składać pod numerem 0891-6324422 lub 110".
Esemes z Kanlho w Gansu: „Ostatnie działania polegające na biciu, niszczeniu, plądrowaniu, podpalaniu i wandalizmie, które miały miejsce w naszej prefekturze, zostały obmyślane i wywołane przez »tybetańskie siły niepodległościowe« w Chinach i za granicą. Rząd centralny, rząd prowincji oraz rząd prefektury z pełną determinacją i stanowczością zmiażdżą podobne działania i zgodnie z prawem surowo ukarzą wszystkich winnych. Biuro ds. Strzeżenia Stabilizacji Prefektury Gannan".
Telewizja pokazuje list gończy nr 7 lhaskiego BBP - dziś szukają jednego mnicha i sześciu kobiet. Na wcześniejszych listach było przeciętnie po dziewięć osób.
22 marca 2008
Setki mnichów i świeckich pokojowo demonstrują przed siedzibą władz okręgu Mangra w Amdo.
W Czency, też Amdo, przed budynkami rządowymi zebrało się pand 300 Tybetańczyków, skandujących „Niech żyje Dalajlama", „Dajcie wrócić Dalajlamie". Protest trwa of dziewiątej rano - póki co nie doszło do starć z policją.
W Cekhogu, znów Amdo, pokojowy protest rozpoczął się w południe. Najpierw było 20 osób, dołączyły setki. Krzyczeli „Niech żyje Dalajlama", „Zwróćcie wolność Tybetańczykom" i podnosili wysoko portrety Dalajlamy, XI Panczenlamy, XVII Karmapy Rinpocze. Przyjechały trzy czy cztery wojskowe ciężarówki, aresztowali ponad 20 osób i powieźli w kierunku Rebgongu. Ludzie z dwóch innych miasteczek w tym okręgu strzegą flagi z ośnieżoną górą i lwami, którą 20 marca zatknęli na dziedzińcu szkoły podstawowej. Czekamy na dalsze informacje.
W telewizji list gończy nr 6 BBP w Lhasie. Teraz szukają czterech kobiet i, w sumie, 38 Tybetańczyków. Od 19 marca, gdy zaczęli, codziennie dochodzi średnio dziewięć i pół osoby. Te audycje telewizyjne i radiowe wywołują poczucie zagrożenia. Lhaskie więzienia są przepełnione; wielu aresztowanych przewożą do sąsiednich okręgów. Wczoraj zwolnili pierwszą grupę, przypadkowych przechodniów. Władze nazwały ich „uczestnikami incydentu 14 marca: bicia, niszczenia, plądrowania i podpalania".
21 marca 2008
Lhasa wydaje się spokojna, ale wszystkie agendy rządu, przedsiębiorstwa, instytucje oraz komitety dzielnicowe gorączkowo organizują wiece i studiują przemówienia przywódców. Kadry, urzędnicy, mieszkańcy muszą „obnażać, potępiać, piętnować podłe knowania kliki Dalaja oraz stanowczo zwalczać separatyzm". Każdy musi się „określić" i wygłosić przemówienie, żeby zdać ten „polityczny test". Tybetańscy urzędnicy różnych szczebli, „przedstawiciele frontu jedności" i „luminarze religijni" jeden po drugim występują w telewizji, obrzucając błotem Dalajlamę (oraz chroniąc tym samym własne tyłki i interesy). Rytualne potępienia wygłaszają nawet dzieci ze szkół podstawowych.
O ósmej rano rozpoczęli milczący protest tybetańscy studenci Instytutu Narodowości Qinghai.
Raz po raz emitują nowy dokument państwowej telewizji: „Zapis incydentu obejmującego bicie, niszczenie i plądrowanie w Lhasie", który doskonale trafia do Chińczyków. Innymi słowy, pogłębia rozdźwięk między grupami etnicznymi.
W telewizji także list gończy nr 5 (nr 4 pokazali wczoraj) lhaskiego BBP. W sumie szukają 29 Tybetańczyków, w tym (już aresztowanego) mnicha i dwóch kobiet. W Lhasie panuje niezwykle napięta atmosfera. Najpopularniejsze portale takie jak Sina.com reprodukują zdjęcia 19 poszukiwanych - z numerem BBP, pod którym można składać donosy. Według agencji Xinhua do wczoraj w ręce władz oddały się dobrowolnie 183 osoby. Teraz mówią już o 18, a nie, jak wcześniej, 13 ofiarach.
Oddziały, których zadaniem była pacyfikacja protestów, rozbijają namioty w tybetańskich kwartałach miasta. Wygląda na to, że szykują się na długą wojnę.
20 marca 2008
W Cekhogu, w Amdo tysiące świeckich z setką mnichów klasztoru Sona na czele pokojowo maszerują ulicami, skandując „Zacznijcie dialog z Dalajlamą", „Dajcie Tybetańczykom prawdziwą autonomię". Niosą portrety Dalajlamy, XI Panczenlamy, XVII Karmapy Rinpocze. Lokalna i zbrojna policja śledzą ich każdy ruch, ale nie podejmują żadnych działań.
Dziś policja odcięła od świata wioskę Takcer w Amdo, miejsce narodzin XIV Dalajlamy. Nie wjedzie do niej żaden Tybetańczyk ani dziennikarz.
O ósmej rano rozpoczęli milczący protest tybetańscy studenci wydziałów sztuki i języków obcych Instytutu Narodowości Qinghai.
O dziesiątej wieczorem czwarty program telewizji państwowej pokazał nowy dokument: „Zapis incydentu obejmującego bicie, niszczenie i plądrowanie w Lhasie". Władze chcą najwyraźniej podgrzać nastroje Chińczyków propagandą budzącą wrogość wobec innych nacji.
19 marca 2008
W Lhasie trwają aresztowania. Wciąż nie mamy pojęcia, ile osób zabrali. Według agencji Xinhua w ręce policji dobrowolnie oddało się 160 Tybetańczyków.
Od siedmiu-dziewięciu dni klasztory Drepung, Sera i Ganden są odgrodzone od świata policyjnymi kordonami. Odcięto dopływ wody, wszystkie okoliczne sklepy są zamknięte. Mnichom musi być już bardzo ciężko. Apeluję do świata o zainteresowanie losem duchownych trzech wielkich lhaskich klasztorów.
W telewizji tybetańskiej pokazali listy gończe nr 1, nr 2 i nr 3. Poszukują ponad 20 Tybetańczyków, w tym dwóch mnichów i jednej kobiety. Zdjęcia to najwyraźniej powiększone odbitki ujęć z kamer przemysłowych. Mówi się, że aresztowali już ponad tysiąc Tybetańczyków. Trzy osoby miały stawiać opór - odebrały sobie życie, wyskakując przez okna. Wszyscy zatrzymani są okrutnie bici stalowymi prętami przez funkcjonariuszy Ludowej Policji Zbrojnej. Tybetańczycy nie mogą na to patrzeć, ale wielu Hanów jest wniebowziętych. „Dołóżcie im i od nas", wrzeszczą. Żołnierze legitymują wszystkich Tybetańczyków, sprawdzając meldunki. Mało kto odważa się wyjść z domu. Na ulicach widzi się niemal wyłącznie Hanów. Hongkońska telewizja satelitarna pokazała reportaż o „powrocie" stolicy do „normalnego życia". Tyle że rozmawiali wyłącznie z Hanami. Lhasa jest dziś chińskim miastem.
Stołeczna Prokuratura Ludowa formalnie aresztowała 24 osoby. Ta liczba nie obejmuje 12 ściganych listem gończym (z których jedną już złapano, ale jej nazwiska nie ma na liście 24).
Z informacji napływających z Qinghai wynika, że każda tybetańska wioska otoczona jest przez żołnierzy i LPZ. Z tego, co rozumiemy, oddziały te przerzucono z Lanzhou.
Studenci Instytutu Narodowości Qinghai podpisują się pod apelem o zorganizowanie symbolicznego, milczącego protestu.
Przed siedzibą władz okręgu i innymi budynkami rządowymi w Maczu, w Amdo stoją wojskowe ciężarówki. Policjanci dokonują masowych aresztowań.
Ponad 500 Tybetańczyków protestowało przed siedzibą władz w Sertharze, w Khamie. Aresztowali 60 osób.
W okręgu Kakhog w Amdo 40 Tybetańczyków zerwało chińskie flagi z budynku rządowego i szkoły, zastępując je białymi szarfami w miejsce sztandaru z ośnieżoną górą i lwami.
Do protestów doszło w dwóch miastach okręgu Rebgong w Amdo.
18 marca 2008
W Lhasie masowe aresztowania. Nikt nie potrafi powiedzieć ile. Na każdym skrzyżowaniu żołnierze, legitymują i rewidują wszystkich Tybetańczyków. Najgorliwiej tych w tradycyjnych ubraniach. Wojsko wdziera się do domów, wywleka ludzi i niemiłosiernie bije ich pałkami, traktuje gazem łzawiącym każdego, kto się przygląda. Właśnie słyszymy: o 16:30 z nowej wioski Szo zabrali trzy osoby. Mężczyzna, około pięćdziesiątki, miał na sobie garnitur i wyglądał na urzędnika. Skuli go i pobili, ale trzymał wysoko głowę; pozostali to miejscowe dzieciaki.
O 10:30 około 200 tybetańskich studentów Akademii Pedagogicznej Qinghai zorganizowało milczący protest pod hasłem „Żałoba". Wielu wykładowców prosiło, by się rozeszli. Zrobili to o 14:30.
Rano podjęli protest mnisi klasztoru Darthang w Gologu, do których szybko dołączyły setki świeckich i dzieci. Bez względu na prowokacje demonstracja ma przebiegać pokojowo.
Świadkowie twierdzą, że po południu do miasta Coe w Amdo wjechało ponad sto wojskowych ciężarówek. Wszystkie lokalne szkoły zdążyły wysłać dzieci na wakacje, nie mówiąc kiedy znów zaczną się lekcje.
Tymczasem uczniowie z Maczu, też w Amdo, nie mogą opuszczać szkół. Władze - grożąc surowymi konsekwencjami - kazały tam wszystkim urzędnikom „wyjść na ulice" i „pilnować porządku".
Około 16:00 ponad 300 Tybetańczyków protestowało w Lithangu, w Kardze. Dokonano wielu aresztowań.
W okręgu Kardze, w Khamie protestuje jakieś tysiąc osób. Mnisi dwóch słynnych klasztorów przedarli się przez policyjne kordony i wyszli na ulice. LPZ zastrzeliła cztery osoby: Ngogę, Dziampę, „mnicha z klasztoru Dhargjal" i „małą dziewczynkę". Jest wielu rannych, nikt nie, czy przeżyją. Do protestujących dołączają setki koczowników z okręgu Draggo.
W nocy demonstrowało kilka tysięcy mnichów i świeckich w Sertharze, w Khamie. Choć manifestacja przebiegała pokojowo, została rozpędzona przez policję.
Wieczorem w jedynej tybetańskojęzycznej szkole średniej w Czency, w Amdo rozlepiono plakaty z hasłami „Wolny Tybet" i „Niech żyje Dalajlama". Chińską flagę zastąpiono sztandarem z ośnieżoną górą i lwami. Uzbrojona policja strzeże siedziby władz, mnisi mają zakaz opuszczania klasztorów.
Na Uniwersytecie Pekińskim nowe formularze dla tybetańskich studentów: 1. Stosunek do Dalajlamy. 2. Adres jednostki produkcyjnej rodziców. 3. Numer legitymacji. 4. Zobowiązanie do nieuczestniczenia w protestach i jakichkolwiek działaniach o charakterze politycznym.
Zagraniczni dziennikarze nie mają wstępu nie tylko do Lhasy, ale też tybetańskich regionów Qinghai, Gansu itd. Dbają o to policyjne patrole przeszukujące każdy pojazd. Jeden z korespondentów spędził w autobusie 15 godzin, ale nic nie wskórał. W końcu policja odeskortowała go na lotnisko w Lanzhou i wsadziła do samolotu do Pekinu. Tłumaczyli mu, że w Tybecie „nie jest bezpiecznie". „Naprawdę gorzej niż w Iraku?", spytał na pożegnanie.
W Silingu nowy obowiązek „rejestracji" tybetańskich uczniów szkół podstawowych i średnich. Imię, nazwisko, adres, informacje o rodzinie.
17 marca 2008
Aresztowania i rewizje w otoczonych przez wojsko tybetańskich kwartałach Lhasy. Nie wiemy, ile osób zabrali. Sprawdzanie dokumentów i rewizje na każdym skrzyżowaniu. Zatrzymują wszystkich bez papierów.
Aresztowali 12 mnichów protestujących w stołecznym okręgu Tolung Deczen. Znamy imiona pięciu. Zabrali też ośmiu duchownych z pobliskiego Damszungu.
Rano demonstrowały mniszki z klasztoru Mami w Ngabie. Krzyczały „pokój", trzymając nad głowami zdjęcia Dalajlamy. Do protestów doszło również w klasztorach Czabczy.
O świcie mnisi klasztoru Rongłu w Rebgongu wspięli się na górską przełęcz za świątynią ofiarować kadzidło i modlić się o długie życie Dalajlamy. Kiedy ruszyli do miasta, zatrzymali ich świeccy, błagając z płaczem, by wrócili do klasztoru. W międzyczasie władze postawiły w stan gotowości policję zbrojną. Stanęło na kompromisie - mnisi, za pośrednictwem swojego tulku, przedstawili rządowi lokalnemu kilka żądań: policja nie będzie patrolować okolic klasztoru, zdemontuje zainstalowane w świątyni kamery przemysłowe i przestanie zakłócać ceremonie religijne. Władze na warunki te przystały, a wieczorem wysłały do tybetańskich domów grupy robocze, które zmuszały do podpisywania lojalek: „Nie będę brać udziału w demonstracjach" itd. Następnego dnia, w ramach przygotowań do odwetu, ściągnięto kolejne oddziały policji z Silingu.
O 10 rano manifestowało 500 mnichów tybetańskiego klasztoru w Mongolskim Okręgu Autonomicznym Sogpo. Mieli flagi z ośnieżoną górą i lwami, portrety Dalajlamy. Chińska partia komunistyczna posłała po policję zbrojną.
Rankiem w mieście Coe, w Amdo demonstrowali tybetańscy studenci Akademii Medycznej. Próbowali do nich dołączyć uczniowie innych szkół, ale zostali zatrzymani.
Rano odbyła się pokojowa demonstracja ponad 500 mnichów i świeckich w Luczu, w Amdo.
Mnisi klasztoru Tarszu w Mangrze maszerowali przed siedzibę władz okręgu, ale zostali zatrzymani przez policję i zawróceni do świątyni.
Po południu manifestowało ponad tysiąc osób w pobliżu klasztoru Talung w okręgu Czigdril, w Gologu. Zastąpili chińską flagę tybetańską. Demonstrowali też mnisi klasztoru Lungge (duchowni z tej świątyni uczestniczyli w proteście na lhaskim Barkhorze). Wcześniej protestowało kilkuset koczowników, którzy zniszczyli kilka sklepów i policyjnych samochodów. Tę demonstrację zakończyła interwencja grupy mnichów. Władze ściągnęły posiłki i ogłosiły godzinę policyjną. Wieczorem pokojowa manifestacja 300 osób w Mantangu; wciągnęli na maszt tybetańską flagę.
Protestowali świeccy w okręgu Czone, w Amdo. Uczniowie lokalnej szkoły średniej wybijali okna w restauracjach i sklepach. Zjechało 40 samochodów z uzbrojonymi policjantami, którzy spacyfikowali protest. Wszystkie drogi w mieście są zablokowane.
Do protestu doszło też w Theło, w Amdo.
Wieczorem ponad 100 tybetańskich studentów podjęło symboliczny, milczący protest na Centralnym Uniwersytecie Narodowości (czyli mniejszości narodowych) w Pekinie - tybetańskie wystąpienia dotarły do stolicy ChRL. Naoczny świadek mówił mi, że palili świece i bezgłośnie płakali. Nauczyciele prosili, żeby przestali. Zjawiła się też policja i obstawiła campus. Teraz szukają „inicjatorów". Protest trwał trzy i pół godziny. Teraz słyszę, że mogło w nim uczestniczyć nawet 300 osób.
Podobną demonstrację zorganizowało ponad 100 tybetańskich studentów Południowo-Zachodniego Uniwersytetu Narodowości w Chengdu.
W Kakhogu, w Amdo nauczyciele i policjanci zatrzymali grupę tybetańskich studentów, którzy próbowali opuścić campus. Kilka osób zatrzymano i zwolniono, gdy pozostali usiedli na ziemi i zagrozili, że się nie rozejdą. Jeden chłopiec został postrzelony w nogę, drugiego przebito bagnetem. Obaj trafili do szpitala.
Kolejny pokojowy protest w Sertharze, w Khamie.
W południe doszło do demonstracji mniszek i świeckich w okręgu Ngaba, w Amdo. Pod siedzibę władz zaniesiono zwłoki Tybetańczyków zastrzelonych 16 marca.
Na wypadek nowych protestów do Gjalthangu w Khamie jedzie gigantyczny konwój policji.
16 marca 2008
W niektórych kwartałach Lhasy trwają jeszcze protesty, które pacyfikuje wojsko. Aresztowano już ponad 300 osób. Obowiązuje godzina policyjna. W południe głównymi ulicami przejechały, paradnie, dwie odkryte ciężarówki z aresztowanymi Tybetańczykami. Sami młodzi ludzie, ręce skute na plecach, za każdym żołnierz z karabinem, siłą zginający kark.
W Tagce pod Lhasą aresztowano 30-40 osób. Pokojową demonstrację mnichów z Maldrogongkaru spacyfikowała policja. Było wiele aresztowań, reszta duchownych ukryła się w górach.
Informacje o demonstracjach w Samje, w Lhoce oraz w Nagczu.
Protesty w siedzibie panczenlamów, Taszilhunpo, i w samym Szigace.
Rano uzbrojeni policjanci rozbili pokojowy protest mnichów i świeckich w Ngabie, w Amdo. Mówią nam o 30 zabitych - mnichach, uczniach, koczownikach. Wśród ofiar jest kobieta w ciąży, pięcioletnie dziecko, i Lhundrub Co, uczennica pierwszej klasy szkoły podstawowej. O czwartej rano aresztowano słynnego Dałę (nauczyciela i działacza, który organizował tam kampanię palenia ubrań obszytych futrem dzikich zwierząt) i kilku innych. Nie wiemy, dokąd ich zabrali. Policja zbrojna otoczyła budynki rządowe. Do klasztoru Kirti przyniesiono zwłoki 18 zabitych, żeby mnisi mogli odprawić stosowne rytuały. Ciała zanoszono też do innych świątyń. Ciągle nie można się doliczyć wielu osób.
Do Kakhogu w Amdo ściągnięto setki żołnierzy.
Podczas protestu w klasztorze Namu, w Amdo policja otworzyła ogień do tłumu. Nie wiemy, ile osób zginęło i ile jest rannych.
Pokojową demonstrację mnichów i świeckich w Czabczy, w Amdo spacyfikowała policja.
Po południu protestowało 300 mnichów klasztoru Rongłu w Rebgongu, ale świątynię otoczył tłum uzbrojonych policjantów. Ulice miasta patrolują wozy pancerne.
Demonstracja w klasztorze Rabgja w Maczen, w Gologu.
Wieczorem mieli demonstrować mnisi klasztorów w Draggo, w Khamie, ale urzędnicy, którzy najpierw prosili i grozili, zdążyli ściągnąć wojsko.
Po południu doszło do wielkiego protestu w Maczu, w Amdo. Na czele tłumu - ponad tysiąc osób - szli uczniowie i mnisi. Zniszczono wiele sklepów, których właściciele nie byli Tybetańczykami, spalono 16 samochodów. Wybito szyby we wszystkich budynkach rządowych. Władze ogłosiły godzinę policyjną i obowiązkowe, całodobowe dyżury we wszystkich jednostkach produkcyjnych.
Demonstracje w Luczu i Coe (Amdo), gdzie spalono kilka sklepów należących do chińskich muzułmanów. Protesty w wielu klasztorach w Czone i Lithangu. Nie ma doniesień o starciach.
W Colho, w Amdo demonstracja ze sztandarami z ośnieżoną górą i lwami oraz portretami Dalajlamy.
W Lanzhou, stolicy Gansu, milczący protest 500 tybetańskich studentów Północno-Zachodniego Uniwersytetu Mniejszości. Na plakatach opis zajść w różnych regionach Tybetu. Rektor i tybetańscy wykładowcy apelowali o zakończenie demonstracji, która skończyła się po godzinie.
Tymczasem uniwersytet w Chengdu oraz dzielnicę, w której mieszczą się tybetańskie biura i setka sklepów, otoczyli mundurowi i tajniacy. Blokada na każdym skrzyżowaniu, przeszukują wszystkie samochody. Policjanci w hełmach, uzbrojeni.
Dostajemy też informacje o studenckich protestach w Coe, Kardze i Ngabie.
15 marca 2008
Władze rzuciły na ulice Lhasy regularne jednostki bojowe (zhenggui jundui). Trwają masowe aresztowania. Wiarygodne źródło mówi o co najmniej 600 zatrzymanych. Obowiązuje godzina policyjna, wszędzie pełno policji. Władze ogłosiły ultimatum: wszyscy uczestnicy zamieszek mają się oddać w ręce policji do północy 17 marca.
Marsze i protesty na rubieżach Lhasy: w Tagce, Czuszurze, Maldrogongkarze. W Phenpo policja spacyfikowała demonstrację 50 mnichów Gandenu i świeckich.
Marsz mnichów i świeckich (w tym kobiet, dzieci i starców) w Labrangu. Ściągnęli ponad 40 ciężarówek z policjantami z Lanzhou. Strzelali do bezbronnych ludzi. Jest wielu zabitych i rannych. Teraz aresztują.
Wieczorem rozbita przez policję demonstracja w stolicy prefektury Kanlho, w Amdo. Demonstrują też studenci.
Demonstrowali mnisi klasztoru Langmu w Luczu. Interweniowała policja.
Policja rozbiła manifestację kilkuset mnichów i świeckich w Dału, w Khamie.
W jednostkach produkcyjnych w Darcedo ogłoszono całodobowe, obowiązkowe dyżury.
W Dabpie demonstrowało ponad sto osób, doszło do starć z policją. Zastrzelono trzech Tybetańczyków, jeden funkcjonariusz stracił rękę. Władze ściągnęły posiłki.
14 marca 2008
Rano na ulice Lhasy wyszli mnisi ze świątyni Ramocze i zostali pobici przez funkcjonariuszy Ludowej Policji Zbrojnej, co stało się katalizatorem protestu co najmniej tysiąca świeckich. Według zagranicznych mediów doszło do aktów przemocy. Tybetańczycy palili sklepy należące do Chińczyków. Chińskie media mówią o 10 zabitych Chińczykach, a tybetańskie źródła o 30, a nawet 100, ofiarach tybetańskich. Teraz miasto jest w rękach wojska. Informacje o protestach dotarły do oddalonego o ponad tysiąc kilometrów Gansu. Kilkuset mnichów z klasztoru i świeckich demonstrowało tam z tybetańskimi flagami, skandując „Niepodległość dla Tybetu. Niech żyje Dalajlama i wolność religii" przed budynkami rządowymi. Wieczorem tłum rozpędziła policja.
Demonstrowali też mnisi klasztoru Dreru w Nagczu. Ich klasztor otoczyła zbrojna policja partii komunistycznej.
13 marca 2008
Do Lhasy ruszyło kilkuset mnichów z klasztoru Ganden i 150 mniszek. Zostali otoczeni i zawróceni przez wojsko i policję. Największe stołeczne klasztory otoczono kordonami i odcięto od świata.
12 marca 2008
Dwaj mnisi Drepungu podcięli sobie żyły. Mnisi z klasztoru Sera ogłosili strajk głodowy.
Po południu doszło do protestu w klasztorze Ganden, który otoczyła Ludowa Policja Zbrojna partii komunistycznej.
W większości stołecznych jednostek produkcyjnych zwołuje się nadzwyczajne wiece w sprawie incydentów 10 i 11 marca. Przełożeni przedstawiają personelowi oficjalną wersję wydarzeń. „Kilkuset mnichów Drepungu ruszyło na Lhasę, ale zostali zatrzymani", „do niepokojów doszło także w innych regionach" itd. Niektórzy dodają, że „miały miejsce starcia z LPZ". Nieodmiennie przestrzegają przed odwiedzaniem „newralgicznych" punktów miasta oraz „nieodpowiedzialnym rozpowszechnianiem plotek". „Incydenty" nazywane są „poważnym zagrożeniem dla długoterminowej stabilizacji Tybetu".
11 marca 2008
Pokojowy protest 600 mnichów klasztoru Sera, którzy domagają się zwolnienia aresztowanych duchownych. Policja odpowiada pałkami i gazem łzawiącym, a klasztor zostaje otoczony kordonem. Władze odcinają wodę i każą zamknąć okoliczne sklepy. Do klasztoru zbiegło się mnóstwo ludzi, błagających policjantów, by nie robili mnichom krzywdy.
10 marca 2008
Pokojowa demonstracja 500 mnichów Drepungu, którzy domagają się wolności religii. Policja bije i używa granatów z gazem łzawiącym. Mnisi zostają zepchnięci do klasztoru, który zostaje otoczony kordonem. Władze odcinają też dopływ wody.
Przed Dżokhangiem protestuje 14 mnichów klasztoru Sera. Powiewają tybetańską flagą. Zostają pobici i aresztowani. Wszystko to na oczach tłumu świeckich Tybetańczyków, którzy błagają policjantów o oszczędzenie mnichów. W rezultacie zabierają jeszcze trzy osoby.
Policja rozpędza pokojowe demonstracje mnichów klasztoru Dica, w Coszarze, w Amdo oraz Lucangu w Mangrze, w Amdo.
http://www.hfhrpol.waw.pl/Tybet/raport.php?raport_id=685