Bartosz Gorayski

Bartosz Gorayski specjalista d.s.
reklamy organizator
imprez firmowych ,
i...

Temat: Wyprawa do Tybetu

Poszukuję cennych informacji o Tybetańskich szlakach wędrownych , poza zorganizowanymi wycieczkami , o organizacji noclegów przy klasztorach , wioskach itp .
ktoś tam był ?
może zdać relację ?

pozdrawiam serdecznie
Kaja Skraba

Kaja Skraba Student, PG

Temat: Wyprawa do Tybetu

Co do tego co wszyscy nazywają Tybetem ze stolicą Lhasie myślę, że będzie Ci ciężko. Potrzebne są przepustki na wjazd. Chińczycy są bardzo przyjaźni ale tylko jak wiedzą gdzie jesteś i co robisz. W samej stolicy Lhasie dworzec kolejowy to istna twierdza. Nie wejdziesz bez ważnego biletu albo ze specjalną przepustką. Są dwie dzielnice Tybetańskie
1-sza "turystyczna" żeby do niej wjechać musisz mieć przepustkę bo są rogatki z Policjantami. DO tego jakiś papier, że masz gdzie spać. Chińczycy w żadnym ludzkim języku ni w ząb.Ludzie-Tybetańczycy chodzą po ulicach "wolni" ale na każdym kroku jest patrol milicji albo wojska. Chodzą po 5-ciu mundurowych. Wojsko ma odbezpieczoną długą broń z palcem na cynglach. Ostatni piąty zamiast broni ma gaśnicę. Na początku nie wiedziałem po co ale potem powiedzieli mi, że chodzi o samospalenia mnichów. W każdym razie w tej dzielnicy można coś zwiedzić+ słynny Pałac Potala (blisko tej dzielnicy). Po zmroku robi się głucho i ciemno. Dosłownie mrok. Jak się dowiedziałem Tybetańczycy nie mają tam na rachunki za prąd, więc go nie palą.
2-ga dzielnica Tybetańska w Lhasie jest niedostępna dla Turystów ogrodzona kilkumetrowym murem. Nie byłem oczywiście za murem ale przewodnik Tybetański jak już mu się język trochę rozwiązał to powiedział, że to swego rodzaju obozy reedukacyjne. Wszystkich "niedobrych" się tam przenosi.
Jak już chcesz wiedzieć coś więcej na miejscu nieocenionym źródłem są przewodnicy turystów. W większości to Tybetańczycy bo oni kształcili się w Indiach dlatego znają języki ale trzeba uważać żeby nie zrobić problemu ani sobie ani im.
Byłem też w kilku klasztorach. Goście w szatach wydawali mi się bardziej mundurowi albo "zreedukowani". W każdym razie nieautentyczni. O żadnych noclegach koło klasztorów raczej nie może być mowy. Te w miastach są pilnowane. Te w górach też. Byłem w klasztorze na wysokości 4300 n.p.m. Obok był garnizon, chociaż poza klasztorem nic tam nie ma. No może jeszcze knajpa i WC.
Znajomi za to byli w części Tybetu wcielonej do Chin (ten Tybet opisany wyżej to tzw. Tybetański region autonomiczny) tam smycz jest znacznie luźniejsza, choć mieszka sporo Tybetańczyków. Faktycznie głównie w tamtych rejonach są co jakiś czas protesty. W samej Lhasie chyba nie ma takich szans.
Niezależnie od wszystkiego musisz się liczyć z tym, że w każdej chwili mogą zamknąć granicę dla cudzoziemców bo akurat spalił się mnich albo mniszka, czy wybuchły protesty.
BYŁEM TAM NA POCZĄTKU PAŹDZIERNIKA 2011 także informacje są dość świeże. Byłem grupą zorganizowaną-pierwszą którą wpuścili po powtórnym otwarciu granicy. Dwa dni po nas znowu ją zamknęli bo spaliło się dwóch mnichów. Generalnie robi to dość przygnębiające wrażenie. Rozumiem, że może chcesz oglądać to wszystko od strony przyrody i krajobrazu ale tam nie możesz sobie wyjść w góry ot tak i wrócić kiedy chcesz. Poza tym, że warunki są trudne, bo wysoko i nie ma co jeść to nie za bardzo jak jest przenocować i ugotować. Ogniska też nie zrobisz bo nie ma drzew w Tybecie. Chińczycy coś próbują sadzić ale marnie to wygląda.
Jakby coś to pytaj.
Rafał Szczepanik

Rafał Szczepanik trener biznesu,
podróżnik,
alpinista, polarnik

Temat: Wyprawa do Tybetu

Jesli chcesz zobaczyc jak zyja Tybetanczycy poza stolica, bez stalej kontroli wojska, jedz w rejon podgorza Himalajow. Wymaga to oczywiscie zgody, ale juz na miejscu nikt nas w malych wioskach nie pilnowal. Mialem okazje zajrzec do chaty gdzie ludzie zyja tak samo od stuleci: na partnerze zwierzeta hodowlane, na pietrze wlasciciele - cala rodzina w jednej izbie, wokol zamiast drogi glebokie bloto, a nad wszystkim goruja jednak obowiazkowe oficjalne portrety wladzy.

Oczywiscie z gospodarzami nie da sie dogadac. Ale juz idac w wysokie gory, gdzie mialem tybetanskiego tragarza (nazwalibysmy to Sherpa gdyby nie to Sherpa to jednak inne plemie z Nepalu), po kilku dniach moj partner poczul sie wyluzowany, i gdy minelismy kontrole wojskowe zaczal byc rozmowny (na ile umial po angielsku).

Raz jeszcze zaapeluje: nie prowokujmy do zwierzen oficjalnych przewodnikow. Moze dadza sie namowic, ale jesli ktos to przylapie, ich rodzina bedzie miec duze klopoty.

Następna dyskusja:

wyprawa do Tybetu wschodniego




Wyślij zaproszenie do