Katarzyna S.

Katarzyna S. ekspert,
Laboratorium
Kryminalistyczne
KWP, grupa Tybet

Temat: „Rocznicowe” protesty i zatrzymania w Lhasie

Pekin ściga Tybetańczyków
CHIŃSKA WERSJA WYDARZEŃ

Zagrożenie bezpieczeństwa krajowego, pobicia, rozboje, kradzieże i podpalenia - takie zarzuty ma 21 najbardziej poszukiwanych uczestników zeszłotygodniowych zamieszek w stolicy Tybetu, Lhasie. Ich zdjęcia opublikowano na największych chińskich portalach internetowych.
Na niewyraźnych zdjęciach z kamer monitorujących ukazano poszukiwanych, jak wymachiwali nożami i uczestniczyli w bójkach na ulicach tybetańskiej stolicy.

Oficjalna chińska agencja prasowa Xinhua podała, że dwóch z 21 poszukiwanych już aresztowano, a trzeci sam oddał się w ręce milicji. Na stronie agencji zawisły też "prawdziwe" zdjęcia z zamieszek. Widać nanich m.in.nich m.in. poszkodowanych Chińczyków leżących w szpitalach i policję broniącą się przed atakami rozwścieczonych Tybetańczyków.

Władze zaapelowały do obywateli o pomoc w ściganiu poszukiwanych, oferując nagrody za donosy i gwarantując anonimowość.

Różna liczba ofiar

Według ostatniego bilansu chińskich władz, przytaczanego przez Xinhua, w antychińskich wystąpieniach w Lhasie zginęło 19 osób, a 623 zostały ranne. Agencja poinformowała, że ofiary śmiertelne to 18 cywilów i milicjant. Wśród rannych jest 241 funkcjonariuszy milicji oraz 382 cywilów. Stan 58 osób określa się jako ciężki.

Tybetańskie władze na uchodźstwie informują o co najmniej 99 zabitych - 80 w Lhasie, a 19 w prowincji Gansu, poza Tybetańskim Regionem Autonomicznym, ale w historycznych granicach Tybetu.

http://www.tvn24.pl/0,1543331,wiadomosc.html
Katarzyna S.

Katarzyna S. ekspert,
Laboratorium
Kryminalistyczne
KWP, grupa Tybet

Temat: „Rocznicowe” protesty i zatrzymania w Lhasie

Helsińska Fundacja Praw Człowieka
22-03-2008

Trzynasty dzień tybetańskich protestów

Centralna Administracja Tybetańska w Indiach, powołując się na wiarygodne źródło w lhaskim Biurze Bezpieczeństwa Publicznego, informuje, że od 19 marca po stolicy Tybetu krążą żołnierze Armii Ludowo Wyzwoleńczej przebrani za mnichów. Mają sprawiać wrażenie, że na ulice miasta wróciła „normalność" (choć faktycznie wciąż obowiązuje stan wojenny), oraz zbierać informacje wywiadowcze. W operacji biorą udział żołnierze formacji odpowiedzialnych za ochronę granic, Jednostki Koordynującej, Wywiadu Wojskowego oraz 52 dywizji AL-W, która do tej pory stacjonowała w okręgu Kongpo.(chiń. Lingzhi) prefektury Ngari (chiń. Ali).

Rusza fala podobnych do lhaskich masowych aresztowań w tybetańskich regionach prowincji Gansu i Sichuan.

Od dwóch dni protestują studenci Uniwersytetu Mniejszości prowincji Qinghai.

Władze chińskie ściągają do Lhasy kolejne jednostki AL-W, w tym elitarne oddziały szturmowe. W mieście od dziewiętnastej obowiązuje godzina policyjna.

Kolejne, zmasowane, prawdopodobnie sponsorowane przez państwo chińskie, hakerskie ataki na zagraniczne organizacje zajmujące się Tybetem.

Tybetańska pisarka Oser i jej mąż, chiński intelektualista Wang Lixiong osadzeni w areszcie domowym w Pekinie.

Ambasady i konsulaty ChRL przygotowują „antyprotesty" obywateli Chin za granicą.

http://www.hfhrpol.waw.pl/Tybet/raport.php?raport_id=642
Katarzyna S.

Katarzyna S. ekspert,
Laboratorium
Kryminalistyczne
KWP, grupa Tybet

Temat: „Rocznicowe” protesty i zatrzymania w Lhasie

International Campaign for Tibet
23-03-2008

Tybet w kleszczach

W ciągu ostatnich dwóch dni we wschodnim Tybecie dochodziło do nowych protestów, choć władze chińskie ściągają do regionu kolejne oddziały wojskowe. W Chengdu, stolicy Sichuanu, służby bezpieczeństwa obstawiły tybetański kwartał miasta tuż po wybuchu niepokojów w Lhasie. Naoczni świadkowie mówią o długich konwojach ciężarówek z uzbrojonymi żołnierzami, zmierzającymi do regionów, w których, jak w okręgu Maczu (chiń. Maqu) prowincji Gansu, dochodziło do protestów. „Dwa źródła w Maczu potwierdzają, że posiłki już tam są. Konwój długi na półtora kilometra. Zajmują regiony wiejskie, żeby wyłapać inicjatorów protestów". 19 marca dziennikarze BBC widzieli na szosie ponad 400 wojskowych pojazdów - to największa mobilizacja chińskich sił od czasu kryzysu w Lhasie.

Naoczni świadkowie w Chengdu twierdzą, że tybetański kwartał miasta został odcięty przez siły chińskie - pojazdy policyjne z zapalonymi światłami blokują obie strony ulic, patrolowanych przez uzbrojonych funkcjonariuszy. Nikt nie może wejść ani opuścić tybetańskiej dzielnicy.

Według niezależnych analityków oddziały, który wkroczyły do Lhasy i innych stawiających opór regionów Tybetu, na co dzień stacjonują w Chengdu i podlegają grupie szybkiego reagowania 13 armii oraz 52 Górskiej Brygadzie Piechoty Regionu Xizang. Mark Zavadskiy z Kanwa Defense Review twierdzi, że to „najlepiej wyszkolone i najgroźniejsze siły szybkiego reagowania w południowo-zachodnich Chinach".

Oddziały te skierowano do wielu regionów tybetańskiego Khamu - najczęściej z zadaniem odcięcia od świata klasztorów. I tak 21 marca siły chińskie otoczyły świątynię Tarthang w okręgu Czenca (chiń. Jianza) prowincji Qinghai, nakazując mnichom wydać do północy organizatorów wcześniejszych protestów. Według tego samego źródła następnego dnia dokonano wielu aresztowań, a duchowni ogłosili strajk głodowy.

„Protesty budzą demony przeszłości - mówi źródło ICT. - Wracają dawne cierpienia, za które odpowiada rząd Chin. Wielu Tybetańczyków straciło życie, siedziało w więzieniach, zaginęło. Teraz i dawniej. Z powodu całej tej przemocy, zajęcia przez armię Lhasy oraz wszystkich tych miast i wiosek, mówi się tylko o wolności. Nie ma mowy o żadnej swobodzie, nawet o wyjściu po jedzenie do sklepu. W całym Tybecie ludzie zapalają maślane lampki w intencji zabitych. Nasz kraj płacze".

W Pekinie władze chińskie walczą o wizerunek w oczach świata. 20 marca, w ciągu kilku minut, rządowa agencja Xinhua wydała dwa komunikaty: wedle pierwszego w prefekturze Ngaba (chiń. Aba) prowincji Sichuan zastrzelono czterech „uczestników zamieszek", podczas gdy według drugiego zostali oni tylko ranni. Oba stwierdzały zgodnie, że policja strzelała w obronie własnej. Wcześniej źródła tybetańskie opublikowały zdjęcia - co najmniej ośmiu - zastrzelonych demonstrantów, których zwłoki przeniesiono do lokalnego klasztoru Kirti.

Sprzeczne informacje podają też źródła w Lhasie i Pekinie. Według bloga pekińskiego komentatora, 15 marca agencji Xinhua kazano informować, że „policja została zmuszona do użycia gazu łzawiącego i oddania w powietrze strzałów ostrzegawczych". Tego samego dnia gubernator Tybetańskiego Regionu Autonomicznego Dziampa Phuncog powiedział dziennikarzom, że „Nikt nie strzelał", zachęcając „zachodnich krytyków" do „odwiedzenia Tybetu i obejrzenia zmian na własne oczy". W tym samym czasie z Lhasy usunięto wszystkich zachodnich turystów i dziennikarzy, dla których zamknięty jest dziś cały region.

Od pięciu dni rządowe media publikują zdjęcia z rozruchów, plądrowania i palenia chińskich sklepów, podsycając wrogie reakcje widzów. Tybetańscy mieszkańcy Lhasy od kilku dni żyją w strachu nie tylko przed policją, ale i chińską populacją miasta. „Tybetańczycy, z którymi rozmawiałem - mówi świadek, który opuścił właśnie Lhasę - są tak samo wzburzeni aktami przemocy, jak Hanowie i chińscy muzułmanie".

Według różnych źródeł w wielu miastach Chin - Pekinie, Guangzhou, Chengdu a nawet Singapurze - Tybetańczycy są atakowani (choćby obrażani i opluwani) przez Chińczyków. „Słyszę - mówi ICT jedno z nich - że mnisi mają ciężko. W niektórych szpitalach odmawiają udzielania pomocy [rannym]. Restauratorzy wyrzucają za drzwi. Są tacy, którzy zdejmują szaty, żeby mieć spokój".

„Na początku, to znaczy od 10 do 13 marca - powiedział ICT akademik, który wybrawszy wygnanie, monitoruje chiński internet - w oficjalnych chińskich mediach panowała zupełna cisza. Następnego dnia zaczęli pokazywać obrazy Tybetańczyków, niszczących sklepy, bijących Chińczyków i tak dalej, jednocześnie zacieśniając kontrolę (blokadę) nad wszystkimi innymi materiałami na temat Tybetu. Wielu Chińczyków zostawiało agresywne wpisy na listach dyskusyjnych. Tybetańczyków zredukowano do bandytów plądrujących mienie i atakujących niewinnych Hanów, podsycając w ten sposób nacjonalizm i przesłaniając fakt, że większość protestów miała charakter pokojowy. Władze ChRL interesuje tylko reakcja Chińczyków. We współczesnych Chinach jest tyle problemów, związanych z gospodarką, bezrobociem, środowiskiem naturalnym, prawami człowieka itd., że rząd nie chce ryzykować otwarcia puszki Pandory z protestami".

http://www.hfhrpol.waw.pl/Tybet/raport.php?raport_id=644
Katarzyna S.

Katarzyna S. ekspert,
Laboratorium
Kryminalistyczne
KWP, grupa Tybet

Temat: „Rocznicowe” protesty i zatrzymania w Lhasie

International Campaign for Tibet
28-03-2008

Protest mnichów a chińska ofensywa propagandowa

Poważny niepokój budzi los mnichów z lhaskiej świątyni Dżokhang, którym udało się przemówić do grupy zagranicznych dziennikarzy, przywiezionych do Lhasy przez władze chińskie. Zdjęcia młodych duchownych przez ponad kwadrans wołających o wolność dla Tybetu i wyrażających poparcie dla Dalajlamy obiegły wczoraj cały świat. Chińscy urzędnicy zapewniali korespondentów, że za ten „wybuch" nikt nie zostanie ukarany. Protest w Dżokhangu przekreślił plany Pekinu, który chciał przekonać międzynarodową opinię publiczną, że w pełni kontroluje sytuację po rozruchach „wyreżyserowanych" jakoby przez Dalajlamę.

Trzy najważniejsze stołeczne klasztory - Drepung, Sera i Ganden - wciąż są odcięte od świata; dziennikarzom powiedziano, że nie będą mogli ich odwiedzić, choć wielokrotnie o to prosili. Zamknięta jest także świątynia Ramocze, a po proteście w Dżokhangu otoczono kordonem cały kwartał „starej" Lhasy. Wiarygodne źródła informują o odcięciu dopływu wody do wspomnianych klasztorów; mnichom brakuje również żywności. Ludzie, którzy próbują zanieść duchownych jedzenie, są przeganiani przez policję. Mnichów próbujących wyjść z klasztoru Sera, zawrócono, przystawiając im broń do głów.

Od kilku dni do ICT napływają doniesienia o masowych aresztowaniach w Lhasie - zwłaszcza Tybetańczyków z Khamu i Amdo, ludzi, o których wiadomo, że byli w Indiach, oraz byłych więźniów politycznych. Zatrzymanych wyprowadza się pod lufami karabinów. Sceny rewizji i aresztowań, dom po domu, kojarzą się Tybetańczykom z czasami rewolucji kulturalnej. Według źródła mającego doskonałe kontakty w Lhasie ludzie boją się o uwięzionych; dwóch Tybetańczyków zwolnionych z komisariatu opowiadało o „okropnym biciu", braku wody i żywności.

Inne źródła informują o masowych wywózkach. Przede wszystkimi ciężarówkami, lecz naoczni świadkowie mówią też o kilkuset osobach zagnanych pod bronią na lhaski dworzec i zmuszonych do wejścia do pociągu. „W grupie miało być mnóstwo mnichów, wielu bez butów. Pogłoski o wywożeniu więźniów napawają przerażeniem starszych Tybetańczyków, którzy wciąż pamiętają represje z 1959 roku i późniejsze, kiedy wielu ludzi znikło na zawsze w obozach pracy w Gansu i Qinghai. Niezliczone rodziny w Lhasie nie wiedzą, gdzie są ich bliscy i jak długo pozostaną za kratami".

Podczas wieczornej konferencji prasowej jeden z dziennikarzy biorących udział w wyjeździe zorganizowanym przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych zapytał chińskich urzędników o los mnichów z Dżokhangu. „Niczego im nie zrobimy - odpowiedział wicegubernator Baima Chilin. - Nie sądzę, by postąpił tak jakikolwiek rząd". Korespondenci prosili też o przedstawienie dowodów, że za rozruchami - jak utrzymuje Pekin - rzeczywiście stał Dalajlama.

Protestujący w Dżokhangu mnisi podkreślali, że to, co wydarzyło się w Lhasie, „nie miało nic wspólnego z Dalajlamą". „Chcą, żebyśmy go przeklinali - powiedział jeden z nich. - Tak nie wolno". Inni mówili dziennikarzom, że wiedzą, iż zostaną aresztowani, ale są na to gotowi. Jeden wybuchnął płaczem przed kamerami.

Ludzie, którzy niedawno opuścili Lhasę, informowali ICT, że Tybetańczycy są zaszokowani chińskimi oskarżeniami chińskich władz, wedle których Dalajlama „podżegał" do przemocy. „Nie wierzą w to. Zachodnie rozróżnianie między religijną a polityczną rolą Dalajlamy nie znaczy tam nic. Dla nich Dalajlama jest ich przywódcą. Kropka". Wojsko i policja - twierdzi to samo źródło - prowadzą rewizje we wszystkich tybetańskich kwartałach stolicy. „Często zabierają ludzi w nocy. Bez wątpienia przychodzą po tych, którzy uczyli się w Indiach, na przykład angielskiego. Widziałem ciężarówki pełne wywożonych Tybetańczyków. Znajomy widział zatrzymanych prowadzonych z lufami przystawionymi do głowy".

Świadkowie mówią też o rozpaczy, jaką wywołało wśród wielu Tybetańczyków atakowanie Chińczyków i ich mienia (temat wiodący przekazów rządowych mediów z Tybetu) przez część uczestników rozruchów, które wybuchły 14 marca. „Niestety jest wiele dowodów na to, że Tybetańczycy dopuszczali się aktów przemocy. Smuci to nas bardzo, ale i pokazuje, jak jesteśmy zdesperowani. Niektórzy głupcy nie widzą alternatywy. Nie ulega wątpliwości, że tybetańscy mordercy i bandyci powinni zostać ukarani zgodnie z prawem, nie wolno jednak traktować w ten sposób setek, jeśli nie tysięcy, aresztowanych teraz niewinnych ludzi".

Istnieją dowody na to, że władze chińskie próbują zapobiec protestom Tybetańczyków za granicą, zastraszając ich krewnych w ojczyźnie. W niektórych regionach Amdo grożono surowymi konsekwencjami ludziom, których bliscy-uchodźcy, będą demonstrować przeciwko Chinom.

Wiele źródeł potwierdza, że przed przyjazdem zagranicznych dziennikarzy w Lhasie złagodzono środki bezpieczeństwa. „Od wczoraj nie widać patroli na Wschodniej Pekińskiej - informuje strona internetowa jednej ze stołecznych kawiarni. - Co za zmiana! Dochodzi dziesiąta wieczorem, a po ulicy wciąż chodzą ludzie. Znacznie to lepsze niż przemykające samotne duchy z ostatnich dni".

Według rządowych mediów w Lhasie w ręce policji „oddało się" 280, a w Sichuanie 381 osób. Po raz pierwszy Pekin przyznał się też do aresztowania uczestników pokojowego protestu - 25 marca „Dziennik Tybetański" poinformował o zatrzymaniu Tybetańczyków wznoszących „reakcyjne" hasła i powiewających tybetańską flagą. Wcześniej mówiono wyłącznie o „podpalaczach", „rabusiach" i „bandytach".

„Wszystko co nam tu pokazują jest wyjęte z kontekstu i ma pasować do oficjalnej wersji wydarzeń - mówi jeden z zawiezionych do Lhasy dziennikarzy. - Mamy jednak szeroko otwarte oczy i wiemy, że próbuje się nas wykorzystać do przekazania określonych treści". Wczorajsze doniesienia mediów zdominował protest mnichów z Dżokhangu.

http://www.hfhrpol.waw.pl/Tybet/raport.php?raport_id=655Katarzyna Subzda edytował(a) ten post dnia 28.03.08 o godzinie 13:59

Następna dyskusja:

9 marca, Warszawa. Demonstr...




Wyślij zaproszenie do