Katarzyna S.

Katarzyna S. ekspert,
Laboratorium
Kryminalistyczne
KWP, grupa Tybet

Temat: „Rocznicowe” protesty i zatrzymania w Lhasie

Radio Wolna Azja
11-03-2008
"Władze chińskie zatrzymały kilkudziesięciu mnichów, którzy - co w ostatnich latach się nie zdarzało - próbowali zorganizować marsz do Lhasy. Według zastrzegającego anonimowość, doskonale poinformowanego źródła, z oddalonego o 10 kilometrów od centrum miasta klasztoru Drepungu wyszło aż 300 duchownych. Protestujący zamierzali dotrzeć do pałacu Potala; domagali się zwolnienia mnichów aresztowanych w październiku zeszłego roku po ceremonii wręczenia Dalajlamie Złotego Medalu Kongresu USA.

Na punkcie kontrolnym zatrzymano od 50 do 60 mnichów. Świadkowie widzieli tam dziesięć samochodów wojskowych, dziesięć policyjnych i liczne karetki. W tej chwili nie wiadomo, dokąd przewieziono duchownych ani po co wzywano sanitarki. Następnie wojskowe pojazdy zablokowały drogę do Drepungu. Według naocznych świadków funkcjonariusze paramilitarnej Ludowej Policji Zbrojnej otoczyli wiele świątyń w mieście i na jego obrzeżach. W jednym z klasztorów żeńskich nakazano zamknąć wrota o dwudziestej pierwszej, by uniemożliwić mniszkom wyjście na ulice.

W tym samym czasie dziewięciu mnichów z innego wielkiego klasztoru, Sera, i dwóch świeckich wzięło udział w proteście przed Dżokhangiem, najsłynniejszym sanktuarium Tybetu. Skandujących hasła i powiewających transparentami mężczyzn otoczył tłum gapiów, utrudniając dostęp funkcjonariuszom służby bezpieczeństwa. W końcu jednak wszyscy - Lobsang Ngodup, Lobsang Szerab, Lodo, Sonam Lodo, Lobsang, Cultrim Palden, Gelek, Pema Karłang, Zopa, Thupdon i Phurdan - zostali zatrzymani przez funkcjonariuszy Ludowej Policji Zbrojnej. Nie wiadomo, co się z nimi stało.

Urzędnicy lhaskiego Biura Bezpieczeństwa Publicznego, z którymi udało się skontaktować telefonicznie, odmówili komentarzy. Przedstawiciele władz miasta i Tybetańskiego Regionu Autonomicznego utrzymywali, że nie wiedzą o żadnych niepokojach."
Katarzyna S.

Katarzyna S. ekspert,
Laboratorium
Kryminalistyczne
KWP, grupa Tybet

Temat: „Rocznicowe” protesty i zatrzymania w Lhasie

Radio Wolna Azja
12-03-2008
Drugi dzień protestów w Lhasie

Chińska policja użyła gazu łzawiącego do rozproszenia kilkuset tybetańskich mnichów na przedmieściach Lhasy. Dzień wcześniej, 10 marca, przypadała rocznica wybuchu powstania w 1959 roku - duchowni z jednego z największych klasztorów próbowali uczcić ją marszem do miasta, ale zostali zatrzymani przez policję.
„Na ulice wyprowadzono kilka tysięcy policjantów, funkcjonariuszy Ludowej Policji Zbrojnej w różnych mundurach. Strzelali w tłum granatami z gazem łzawiącym" - mówi naoczny świadek. Około 500-600 mnichów wyszło z klasztoru Sera 11 marca o piętnastej. Domagali się zwolnienia kolegów zatrzymanych poprzedniego dnia. Wznosili okrzyki: „Chcemy wolności!", „Uwolnijcie naszych ludzi!", „Chcemy niepodległego Tybetu", „Nie zawrócimy, jeśli ich nie wypuścicie!". Uzbrojeni funkcjonariusze, których rozstawiono wokół świątyni, zatrzymali duchownych w pobliżu przyklasztornego posterunku. Według świadków „mnisi wrócili do Sera dopiero o wpół do ósmej wieczorem".

Inne źródła informują, że nocą w okolicach klasztoru Drepung słychać było strzały. Wszystkie drogi prowadzące do tej świątyni są zablokowane przez policję. Dzień wcześniej zatrzymano około 60 duchownych Drepungu, maszerujących do oddalonego o dziesięć kilometrów centrum Lhasy. W rocznicowym pochodzie uczestniczyło około 300 mnichów. Według tybetańskich źródeł zmierzali przed pałac Potala i domagali się uwolnienia kolegów zatrzymanych w październiku zeszłego roku po ceremonii wręczenia Złotego Medalu Kongresu USA Dalajlamie.

Według naocznych świadków 10 marca funkcjonariusze policji brutalnie pobili 11 demonstrantów - w tym dziewięciu mnichów z Sera, których zatrzymanie stało się katalizatorem następnego marszu - protestujących przed lhaskim sanktuarium Dżokhang. Tę grupę próbował chronić przed policją tłum gapiów, tworząc żywy mur.

Jednocześnie władze zmobilizowały komitety dzielnicowe, nakazując przeszukanie wszystkich mieszkań w tybetańskiej części Lhasy, w której mogą ukrywać się nieposiadający stołecznych meldunków mnisi i mniszki.

Według tybetańskich źródeł w poniedziałek do rocznicowych protestów doszło również w dwóch klasztorach w prowincji Qinghai - w Lucangu, w okręgu Mangra (chiń. Guinan) oraz w Dicy, w okręgu Bajan (chiń. Hualong) prefektury Coszar (chiń. Haidong). Klasztor Dica został otoczony kordonem policyjnym, nie dokonano jednak aresztowań.

11 marca rządowa agencja Xinhua cytowała Dziampę Phuncoga, gubernatora Tybetańskiego Regionu Autonomicznego. Miał on powiedzieć, że władze lokalne rozwiązały problem protestu mnichów, „przekonując ich do rozejścia się w spokoju". „10 marca ponad 300 lamów przedostało się grupami na teren miasta. (...) Nie doszło do żadnych zakłóceń porządku społecznego". Lamów miały „podżegać określone osoby". „Aby zapobiec niepotrzebnym niepokojom, uciekliśmy się do perswazji i wszyscy rozeszli się w spokoju".
Katarzyna S.

Katarzyna S. ekspert,
Laboratorium
Kryminalistyczne
KWP, grupa Tybet

Temat: „Rocznicowe” protesty i zatrzymania w Lhasie

Aresztowani demonstranci z Barkhoru

Tybetańskie Centrum Praw Człowieka i Demokracji zdobyło zdjęcia czternastu z piętnastu mnichów, którzy 10 marca wzięli udział w pokojowym proteście na lhaskim Barkhorze. Dołączyli do nich dwaj świeccy, ale do tej pory nie udało się ustalić ich danych. Atmosfera w Lhasie jest wciąż bardzo napięta. Klasztory Drepung i Sera otaczają kordony Ludowej Policji Zbrojnej. Tybetańskie źródła informują o masowych aresztowaniach mnichów tych świątyń.
Ich zdjęcia możecie zobaczyć tutaj:
http://www.hfhrpol.waw.pl/Tybet/raport.php?raport_id=602
Katarzyna S.

Katarzyna S. ekspert,
Laboratorium
Kryminalistyczne
KWP, grupa Tybet

Temat: „Rocznicowe” protesty i zatrzymania w Lhasie

Radio Wolna Azja
14-03-2008
Chińska policja otwiera ogień do demonstrantów; co najmniej dwóch zabitych

Chińska policja otworzyła dziś w Lhasie ogień do tybetańskich demonstrantów - którzy wznoszą niepodległościowe hasła, podpalają chińskie samochody i sklepy - zabijając co najmniej dwie osoby. Naoczny świadek mówił RFA, że widział na Barkhorze zwłoki dwóch osób; według innych źródeł liczba ofiar jest znacznie wyższa.

„Strzelają i zabijają - powiedział inny Tybetańczyk. - Lepiej nie rozmawiać przez telefon".

„Teraz protestują na Barkhorze - czyli tradycyjnym kwartale Lhasy, informuje kolejne źródło. - Plądrują chińskie sklepy, policja strzela w tłum ostrą amunicją. Nikomu nie wolno wychodzić na ulice".

Rozruchy zaczęły się przed południem. Wieczorem wszystkie ulice były zamknięte, a urzędnicy zostali uwięzieni w biurach.

Mieszkający w Lhasie Chińczyk mówi o podpalaniu samochodów i sklepów, według innego w mieście panuje „zupełny chaos". Tybetańczycy twierdzą, że tłum podpala wszystko, co kojarzy się z Chińczykami; miasto spowija gęsty dym. Demonstranci powiewają khatakami, tradycyjnymi białymi szarfami, i skandują „Wolność dla Tybetu!".

Według trzeciego chińskiego rozmówcy godzinę policyjną ogłoszono o trzynastej. Liczba demonstrantów zmalała dwie godziny później, gdy na ulice wyszły potężne oddziały Ludowej Policji Zbrojnej. Do świeckich dołączyli mnisi ze świątyni Ramocze; podpalano wszystko, co kojarzyło się z Chinami, w tym popularną restaurację „Tashi Delek", której tybetański właściciel uważany jest za chińskiego kolaboranta.

„Do protestów dochodzi jednocześnie w wielu miejscach - mówi inny świadek - Setki demonstrantów maszerują w różnych kierunkach, między innymi na Barkhor i ulicą Rangshong Jong. Z jednej strony protest sprawia wrażenie zorganizowanego, z drugiej wydaje się spontaniczny i chaotyczny. Tłum ośmieliło to, że początkowo na ulicach nie było dużych sił policyjnych. Dołączało więc coraz więcej osób. To największy jak do tej pory protest w Lhasie".

Po trzech dniach narastających niepokojów największe stołeczne klasztory są odcięte od świata wojskowymi kordonami."

Zobaczcie też te zdjęcia:

http://www.hfhrpol.waw.pl/Tybet/raport.php?raport_id=605
Katarzyna S.

Katarzyna S. ekspert,
Laboratorium
Kryminalistyczne
KWP, grupa Tybet

Temat: „Rocznicowe” protesty i zatrzymania w Lhasie

International Campaign for Tibet
14-03-2008
Zamknięcie lhaskich klasztorów

Po trzech dniach pokojowych demonstracji setek mnichów z Drepungu, Sera i Gandenu największe klasztory Tybetu zostały zamknięte i odcięte od świata kordonami wojska. 12 marca, w trzecim dniu najpoważniejszych od lat lhaskich protestów, manifestowali duchowni z Gandenu. Tybetańskie źródła informują o podobnych niepokojach w co najmniej dwóch innych świątyniach w centralnym i wschodnim Tybecie.

Biura podróży potwierdzają zamknięcie trzech największych stołecznych klasztorów. Według tybetańskich źródeł dwóch mnichów Drepungu próbowało odebrać sobie życie, a w Sera rozpoczęto protestacyjny strajk głodowy.

Ustalenie liczby zatrzymanych jest w tej chwili niemożliwe. Choć pierwsze reakcje władz na protesty były stosunkowo powściągliwe, wiele wskazuje na to, że rozpoczęła się rutynowa operacja służb bezpieczeństwa, która może doprowadzić do następnych aresztowań - z towarzyszącymi im nieodmiennie torturami - represji i kolejnej kampanii reedukacji politycznej. W stolicy Tybetu panuje atmosfera strachu i napięcia.

Władze chińskie zwyczajowo obwiniły o wywołanie protestów - które rozpoczęły się 10 marca, w 49. rocznicę narodowego powstania - Dalajlamę. Qin Gang, rzecznik Ministerstwa Spraw Zagranicznych, nazwał demonstracje „ukartowanym spiskiem politycznym kliki Dalaja, której celem jest wywoływanie niepokojów społecznych, oderwanie Tybetu od Chin i zrujnowanie stabilnego, harmonijnego, normalnego życia Tybetańczyków" (Xinhua, 13 marca).

„W ostatnich latach władze chińskie prowadziły politykę bardzo twardej ręki wobec tybetańskiej religii i kultury - powiedział ICT pochodzący z Lhasy uczony. - Nakłada się na to postępująca marginalizacja większości Tybetańczyków. Mam wrażenie, że mieszkańcy Lhasy są na progu załamania. Boję się reakcji władz. Wydaje się, że będzie ona standardowa: zbierają teraz informacje, co zawsze było preludium represji".

Według Radia Wolna Azja (RFA) dwaj mnisi Drepungu - Damczo i Kelsang z Kirti w Sichuanie - próbowali odebrać sobie życie. Obaj są w stanie krytycznym, istnieje obawa, że nie uda się ich uratować. Ponieważ nie zgodzili się na przewiezienie do szpitala, przebywają w klasztornej izbie chorych.

10 marca demonstrowało ponad 100 mnichów Drepungu, domagających się uwolnienia współbraci aresztowanych w październiku zeszłego roku za świętowanie przyznania Dalajlamie Złotego Medalu Kongresu. Duchowni tego klasztoru zapoczątkowali falę protestów, które rozpoczęły się w październiku 1987 i zakończyły ogłoszeniem stanu wojennego w marcu 1989 roku (po rządami ówczesnego sekretarza partii w regionie, a dziś prezydenta Chin, Hu Jintao). I wtedy w ich ślady poszli natychmiast mnisi z Gandenu i Sera.

Bezprecedensowe w ostatnich latach protesty trwają również w Sera, gdzie mnisi ogłosili strajk głodowy, domagając się wycofania z terenu świątyni oddziałów paramilitarnej Ludowej Policji Zbrojnej (chiń. wujing). 11 marca rozpędzono granatami z gazem łzawiącym demonstrację skandujących niepodległościowe hasła setek duchownych tego klasztoru. Dzień wcześniej 15 innych zostało zatrzymanych podczas protestu na Barkhorze (najprawdopodobniej dołączyły do nich dwie kobiety).

Dziampa Phuncog, szef rządu Tybetańskiego Regionu Autonomicznego, 11 marca powiedział w Pekinie zagranicznym dziennikarzom, że podczas protestów nikogo nie zatrzymano. Kolejne demonstracje mnichów z Sera dowodzą jednak, że ich koledzy zostali uwięzieni.

Tybetańskie źródła informują również o protestach w klasztorze Dica w okręgu Bajan (chiń. Hualong) prefektury Coszar (chiń. Haidong) prowincji Qinghai, do których doszło podczas „reedukacyjnej" wizyty grupy roboczej. Mieli w nich uczestniczyć niemal wszyscy duchowni i nie zostały one brutalnie spacyfikowane. Być może dlatego, że urzędników było zbyt mało i nie mogli otrzymać natychmiastowego wsparcia. Teraz klasztor otacza już wojskowy kordon i prowadzone jest dochodzenie, co zwiastuje falę represji, a następnie kampanię reedukacji patriotycznej.

Według innego źródła w jednej z wiosek w okolicach Lhasy urzędnikom kazano sprawdzić wszystkie meldunki (chiń. hukou) - najwyraźniej w celu zidentyfikowania „nieobecnych", czyli takich, którzy w ostatnim czasie mogli być w Indiach, co nieodmiennie oznacza trafianie na listę podejrzanych o związki z „separatystyczną kliką Dalaja". Fala protestów może też pociągnąć za sobą zaostrzenie kontroli granic, by zapobiec przekazywaniu „drażliwych" informacji przez uchodźców. W Tybecie grożą za to bardzo surowe kary.
Katarzyna S.

Katarzyna S. ekspert,
Laboratorium
Kryminalistyczne
KWP, grupa Tybet

Temat: „Rocznicowe” protesty i zatrzymania w Lhasie

Radio Wolna Azja
14-03-2008
Mnisi w stanie krytycznym, eskalacja protestów w Tybecie

Według wiarygodnych źródeł tybetańskich dwaj mnisi z Drepungu, którzy na znak protestu podcięli sobie żyły i pchnęli się nożem w pierś, są w stanie krytycznym. Obaj przebywają w klasztornej klinice. Kelsang i Damczo przyjechali do Drepungu z klasztoru Kirti w Sichuanie. Przebywają w izbie chorych, ponieważ nie zgodzili się na przewiezienie do szpitala. Ich stan określany jest jako bardzo ciężki.

„W desperacji wielu innych mnichów również zadało sobie rany. 12 i 13 marca w świątyni dochodziło do kolejnych protestów", twierdzi zastrzegające anonimowość źródło.

W środę władze chińskie obarczyły winą za „kolejne problemy z grupką mnichów w Lhasie" Dalajlamę i zapowiedziały rozprawienie się z nimi „zgodnie z chińskim prawem".

W drugim wielkim stołecznym klasztorze, Sera, duchowni podjęli strajk głodowy na znak protestu przeciwko brutalności władz. Według wielu źródeł protesty obejmują kolejne klasztory i świątynie buddyjskie. „W Sera trwa strajk głodowy. Mnisi ślubowali nie jeść i nie spać, póki nie zostaną spełnione ich żądania". Duchowni domagają się wycofania z terenu świątyni oddziałów paramilitarnej Ludowej Policji Zbrojnej oraz uwolnienia współbraci zatrzymanych podczas demonstracji 10 marca.

konto usunięte

Temat: „Rocznicowe” protesty i zatrzymania w Lhasie

Chińczycy strzelają do buddyjskich mnichów - dwie osoby nie żyją..
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80277,5023770...

Smierc 2 osob potwiedzono, ale ofiar prawdopodobnie jest znacznie wiecej
http://podgladaniechin.blox.pl/2008/03/Rozruchy-w-Lhas...
http://news.bbc.co.uk/2/hi/asia-pacific/7296837.stm

The European Union issued a statement urging China to address the concerns of Tibetans.
"We would like to see some kind of reconciliation between the Chinese authorities and the Tibetan representatives," said Dimitrij Rupel, foreign minister of Slovenia, which currently holds the EU's rotating presidency.
British Foreign Secretary David Miliband said Europe would be "seeking clarification" on the events in Lhasa.
"There are two messages, one is the need for restraint, the other is that substantive dialogue is the only way forward," Mr Miliband said.
French Foreign Minister Bernard Kouchner said France was not backing a boycott of the Beijing Olympic Games, but added: "France can draw attention to the link between the Olympic Games and this Tibetan aspiration, which China has to take into account."

czy ja dobrze zrozumialem: Francja bojkotuje olimpiade?

konto usunięte

Temat: „Rocznicowe” protesty i zatrzymania w Lhasie

Dzwonmy, piszmy, jutro w Warszawie o 13 demonstracja pod ambasada chinska.
Przyjdz, powiadom znajomych.
Trzeba dzialac!

http://ratujtybet.org/aktualnosci/2008-03-14-DRAMAT_W_...
Katarzyna S.

Katarzyna S. ekspert,
Laboratorium
Kryminalistyczne
KWP, grupa Tybet

Temat: „Rocznicowe” protesty i zatrzymania w Lhasie

Helsińska Fundacja Praw Człowieka
15-03-2008

Szósty dzień protestów, reakcja chińskich władz

Według świadków w Lhasie wciąż trwają protesty i płoną chińskie sklepy, ale na znacznie mniejszą skalę niż dzień wcześniej, kiedy to na stołecznych ulicach - patrolowanych teraz przez czołgi i wozy pancerne - mogło zginąć nawet 100 osób. Niezależne źródła informują o aresztowaniu i brutalnych przesłuchaniach setek Tybetańczyków.

Władze chińskie obwiniają o wywołanie zajść, i śmierć w płomieniach „dziesięciu niewinnych ofiar", „podżegaczy" z „kliki Dalaja". „Rozprawimy się ze nimi z całą surowością - mówi o protestujących szef rządu TRA Dziampa Phuncog, wyjaśniając przy tym, że w Lhasie nikt nie strzelał. „Winni mają się oddać w ręce policji do północy w poniedziałek. Tym, którzy się poddadzą, okażemy łaskę", ogłasza administracja w Lhasie, zapowiadając surowe kary za „ukrywanie" demonstrantów oraz nagrody i ochronę dla donosicieli.
Katarzyna S.

Katarzyna S. ekspert,
Laboratorium
Kryminalistyczne
KWP, grupa Tybet

Temat: „Rocznicowe” protesty i zatrzymania w Lhasie

Radio Wolna Azja
15-03-2008

Wielu zabitych i rannych – Chiny rozbijają protesty w Lhasie

W sobotę rano - po dniu gwałtownych antychińskich protestów, które tłumiono strzelając do tłumu, zabijając i raniąc wielu Tybetańczyków - Lhasę patrolowały pojazdy wojskowe. „Władze chińskie wyprowadziły na ulice całe siły, w tym kilkaset czołgów, z których strzelano w tłum - mówi źródło RFA. - Użyli też granatów z gazem łzawiącym".

Inne źródła również informują o wojskowych pojazdach - czołgach lub wozach pancernych. Mieszkańcy mówią o ogłoszeniu stanu wojennego w Lhasie, nie udało się jednak uzyskać oficjalnego potwierdzenia tych doniesień. Do protestów dochodzi też w innych prowincjach.

Świadkowie opowiadają o licznych zabitych na stołecznych ulicach, nie ma jednak szans na ustalenie ich dokładnej liczby. „Widzieliśmy dwa trupy przed Ramocze, dwa w ogrodzie, dwa w drukarni Gandenu. Ludzie, którzy noszą jedzenie tybetańskim więźniom w Drapczi, widzieli zwłoki 26 osób w czarnym samochodzie - twierdzi uczestnik zajść. - Mogło zginąć nawet 80 osób, ale panuje zbyt wielki chaos, by to sprawdzić".

„Podpalono wiele budynków należących do chińskich imigrantów i Hui, chińskich muzułmanów - opowiada świadek. - Wszystkie sklepy będące ich własnością zostały splądrowane i spalone. Tybetańskim sklepikarzom kazano oznakować własne stragany białymi szarfami".

Bardzo ucierpiała świątynia Ramocze, w której żyje 110 mnichów, gdy w jej pobliżu pojawili się, skandując „Niepodległość dla Tybetu!", Tybetańczycy z portretami Dalajlamy. Zatrzymała ich lokalna policja, ale została zaatakowana przez tłum - mnichów i młodych ludzi. „Policjanci się przestraszyli i wtedy wezwano wojsko z czołgami". Według tego samego źródła na znak protestu podpaliło się czterech mnichów z Gandenu.
Katarzyna S.

Katarzyna S. ekspert,
Laboratorium
Kryminalistyczne
KWP, grupa Tybet

Temat: „Rocznicowe” protesty i zatrzymania w Lhasie

Tybetańskie Centrum Praw Człowieka i Demokracji
16-03-2008

Co najmniej siedmiu zabitych w okręgu Ngaba

Według potwierdzonych doniesień Tybetańskiego Centrum Praw Człowieka i Demokracji Ludowa Policja Zbrojna zastrzeliła co najmniej siedem osób, w tym mnichów, podczas dzisiejszej pokojowej demonstracji w okręgu Ngaba (chiń. Aba), w prowincji Sichuan. Setki osób odniosły rany. Protest trwa nadal.

Demonstracja zaczęła się przed południem po porannych modłach w klasztorze Amdo Ngaba Kirti. Tysiące mnichów wyległy ze świątyni, domagając się niepodległości, wolności i powrotu Dalajlamy. Do pochodu pod budynki rządowe - na którego drodze stanęły oddziały LPZ - dołączyły tysiące świeckich.
Katarzyna S.

Katarzyna S. ekspert,
Laboratorium
Kryminalistyczne
KWP, grupa Tybet

Temat: „Rocznicowe” protesty i zatrzymania w Lhasie

Dalajlama: W Tybecie dochodzi do kulturowego ludobójstwa
RZĄD TYBETAŃSKI POTWIERDZIŁ 80 OFIAR
Dalajlama XIV powiedział, że w Tybecie dochodzi do "ludobójstwa kulturowego". Wezwał równocześnie do wszczęcia międzynarodowego śledztwa w sprawie ostatnich starć chińskiej policji z protestującymi w stolicy Tybetu, Lhasie.
Mimo zakazu i aresztowań przez hinduską policję, tybetańscy uchodźcy wznowili swój marsz do ojczyzny. Ma to być protest przeciwko okupacji ich kraju przez Chiny, oraz letnim igrzyskom olimpijskim w Pekinie. Policja tym razem nie interweniowała.

Strzały w stolicy Tybetu

Chińskie wojsko i oddziały policji od tamtego czasu stale patrolują stolicę Tybetu - Lhasę. Według świadków, na których powołuje się Agencja France Presse, w Lhasie w niedzielę było słychać strzały. - Słyszałem stłumione wystrzały. Nie ma co do tego wątpliwości. Przeżyłem dwie wojny w Iraku i znam ten rodzaj odgłosu - powiedział Gerald Flint, były żołnierz piechoty morskiej, a obecnie szef organizacji pozarządowej Volunteer Medics Worldwide.
Flint ocenił sytuację w Lhasie jako "nadzwyczaj chaotyczną". - Wiadomo, że naprawdę kontrolowany jest ruch ludzi. Żołnierze w pełnym rynsztunku bojowym stoją na każdym rogu ulicy. Jest mnóstwo ciężarówek - dodał. Sprecyzował, że wojsko jest wyposażone w maski gazowe, hełmy, tarcze i broń automatyczną.

Jak podała hongkońska telewizja kablowa, około 200 pojazdów wiozących po 40-60 uzbrojonych żołnierzy wjechało w niedzielę do Lhasy. Telewizja pokazała migawki z opustoszałego miasta.

Władze potwierdziły, że mieszkańcom Lhasy zakazano wychodzić na ulice. Z głośników dobiegały slogany wzywające do "przeciwstawienia się przemocy i utrzymania stabilności".

Tybetański rząd na wygnaniu: 80 zabitych w starciach

W starciach chińskiej policji z protestującymi Tybetańczykami zginęło 80 osób - poinformował w niedzielę tybetański rząd na wygnaniu w indyjskim mieście Dharamsala.

Rzecznik tego rządu Thubten Samphel powiedział, że w starciach ranne zostały co najmniej 72 osoby. Zaznaczył, że nie wie, ilu z zabitych stanowią protestujący.

Oficjalny komunikat Pekinu w tej sprawie mówił o 10 ofiarach.
Katarzyna S.

Katarzyna S. ekspert,
Laboratorium
Kryminalistyczne
KWP, grupa Tybet

Temat: „Rocznicowe” protesty i zatrzymania w Lhasie

Radio Wolna Azja
16-03-2008
Świadkowie: Śmierć, zgliszcza represje

W ostatnich dniach RFA rozmawiało z wieloma świadkami antychińskich protestów w Lhasie oraz tybetańskim Khamie i Amdo, które przyłączono do prowincji Qinghai, Gansu i Sichuan. Oto fragmenty niektórych relacji:

„Jestem w Lhasie. Doszło tu dzisiaj do strzelaniny. Zabitych i ciężko rannych Tybetańczyków zwożono do Biura Bezpieczeństwa TRA (Tybetańskiego Regionu Autonomicznego). Wiem z wiarygodnego źródła, że było tam sześćdziesiąt siedem ciał. Niektórzy jeszcze żyli, większość już nie. (...) Mężczyźni i kobiety, nic więcej o nich nie wiem. (...) Ale w tym miejscu zebrano ich sześćdziesiąt siedem. Nie mogę powiedzieć, kim jest moje źródło, ale ten człowiek widział to na własne oczy. Przedstawiciele władz TRA formalnie ogłosili stan wojenny. W tej chwili słyszę strzały. Widzieliśmy wiele czołgów. Czasami strzelają w powietrze, żeby zastraszyć Tybetańczyków. W Karma Kunsel (na obrzeżach Lhasy) dzieje się to właśnie w tej chwili. Zatrzymują każdego Tybetańczyka i sprawdzają papiery. Nawet urzędników państwowych, za to Chińczycy chodzą zupełnie swobodnie. Wielu aresztowanych Tybetańczyków wywieźli do Tolungu i innych okolicznych więzień. W Penpo zabrali wczoraj wieczorem sześciu mnichów, dziś była tam demonstracja i płonęły chińskie sklepy. Myślę, że te restrykcje będą obowiązywać jeszcze jakieś siedem, osiem dni. Jeśli nie pozwolą się nam poruszać, nie zdobędziemy jedzenia, a już jest z nim krucho. Teraz centrum represji jest tutaj, ale wiele wskazuje na to, że mogą objąć również regiony wiejskie. (...) Nic nie przemawia za planowanym organizowaniem tych wystąpień. To była spontaniczna reakcja Tybetańczyków, którzy krzyczeli »Niech żyje Dalajlama«, »Niepodległość dla Tybetu«, i palili chińskie flagi. Właśnie mi powiedziano, że protestują też mnisi klasztoru Samje w Lhoce".

„Dziś była wielka manifestacja w Labrangu (chiń. Xiahe). Zaczęło się za piętnaście dwunasta. Wczoraj protestowały trzy, cztery tysiące osób. Dziś znacznie więcej. Tysiące skandują »Niech żyje Dalajlama«, »Tybet jest niepodległy« i tak dalej. Ruszyli pod budynki rządowe, wybijając wiele okien. Demonstracja trwa nadal".

„Piętnastego marca w Lithangu (chiń. Litang) odbyły się dwie demonstracje. Rankiem przez jakiś czas protestowali koczownicy z Orthoku (rodzinnego regionu skazanego na dożywocie Tenzina Delka Rinpocze). Jeden z ich przywódców został zatrzymany. Potem ruszyli się ziomkowie (skazanego na osiem lat więzienia) Rongje Adraka. Wznosili okrzyki, aresztowano jednego mnicha. Atmosfera jest więc bardzo napięta. W mieście Lithang widziano zbierające się grupy Tybetańczyków, którzy pewnie coś planują. Władze, oczywiście, chcą te plany pokrzyżować. W okręgu Serszul (chiń. Shiqu) prefektury Kardze (chiń. Ganzi) rozrzucono tysiąc niepodległościowych ulotek. Lithang też jest w Kardze".

„Władzy chińskie upychają po różnych więzieniach tylu uczestników protestów, ilu się da. Wielu siedzi w więzieniu za (lhaskim) pałacem Potala i w czterech innych stołecznych zakładach karnych. Poupychani jak zwierzęta. Kiedy kontaktowaliśmy się dziś rano, nie było doniesień o zabitych - może za sprawą nacisków społeczności międzynarodowej. W tej chwili trudno podać dokładną liczbę tybetańskich ofiar, ale jeśli dodamy do siebie dane z różnych źródeł, wyjdzie ponad sto. W sobotę rano, po ogłoszeniu przez władze chińskie stanu wojennego, aresztowano i odwożono do więzienia, każdego Tybetańczyka, który pojawił się na ulicy. W tej chwili można powiedzieć wszystko, tylko nie to, że miasto jest stabilne i spokojne".

„Kiedy dzwoniłem dziś (z Lhasy do Labrangu) w mieście demonstrowały setki młodych z Bory, Aczoku, Cu, Gadzi, Sangkhi i innych regionów. Na ulice wyprowadzono tysiące policjantów i żołnierzy LPZ (paramilitarnej Ludowej Policji Zbrojnej), ale do tej pory nie strzelali do tłumu. Użyli jednak gazu łzawiącego. Mój kontakt nie widział żadnego plądrowania, ale wszystko spowija ten gaz, więc trudno zorientować się w sytuacji. To prawda, że protestuje więcej osób niż wczoraj. Szacują, że trzy tysiące (w klasztorze Labrang). Tybetańczycy zjeżdżają ze wszystkich stron, więc tłum rośnie. Demonstranci krzyczą »Niech żyje Dalajlama«, »Uwolnić Panczenlamę«, »Zacznijcie pokojowy dialog chińsko-tybetański«. Niektórzy skandowali »Niepodległość dla Tybetu«. Nie ma żadnych przywódców, więc różne grupy wznoszą różne hasła, ale większość krzyczy »Niech żyje Dalajlama«.

„Dziś (w Lhasie) wszędzie jest wojsko. Nie ma mowy o wyjściu na ulicę. Nie możemy opuszczać domów. W chińskich mediach i telewizji mówią tylko o dziesięciu martwych Tybetańczykach. I wszyscy oni mieli być przestępcami. Ich zdaniem wszystko to jest robotą »kliki Dalaja«. Teraz Lhasa wydaje się spokojna, nie dochodzi do żadnych incydentów, no bo i jak, skoro nikt nie może wyjść. Ale na przedmieściach i w regionach wiejskich dochodziło do starć między Tybetańczykami i Chińczykami".

„Gdy dziś (w piątek 14 marca) demonstrowaliśmy, zginęło wielu Tybetańczyków. My, Tybetańczycy, nie mieliśmy żadnej broni, by im odpowiedzieć. Gdy zebraliśmy się przed (lhaskim) Dżokhangiem, Chińczycy zaczęli do nas strzelać. Na własne oczy widziałem ponad stu zabitych Tybetańczyków, kiedy otworzyli ogień do tłumu. Strzelała chińska armia, działo się to w Lhasie, a ja jestem naocznym świadkiem tej tragedii. Wielu zabitych to młodzi ludzie - dziewczęta i chłopcy. (...) Zaczęło się koło dziesiątej rano. (...) Zabierali do więzień wszystkich Tybetańczyków: dzieci, wyrostków, mężczyzn, kobiety i starców. W protestach uczestniczyli mieszkańcy całego miasta. Zniszczono wszystkie chińskie sklepy. Myślę, że na Barkhorze nie ostał się ani jeden. Towary wynoszono na główną ulicę i podpalano stosy. Zniszczono i spalono wiele samochodów. Wciąż unosi się dym. Tybetańczycy zanieśli wszystkie zwłoki pod Dżokhang. Modlili się i ofiarowywali (tradycyjne białe) szarfy. Potem ciała zabierali krewni zabitych. Z mojej rodziny nie zginął nikt, ale sam mało nie straciłem życia. Rozpoznałem jednak twarze wielu ofiar. Teraz aresztują albo zabiją każdego, kto wyjdzie na ulicę. Jak już mówiłem, ofiar jest co najmniej sto. Oddali życie za sześć milionów Tybetańczyków. Ubolewam, że nie mieliśmy broni i że Chińczycy strzelali do bezbronnych ludzi. Chińczycy wystrzelili jakiś trujący gaz, od którego kręci się w głowie i nic się nie widzi. Wtedy nas aresztowali i wywozili. Widziałem też czołgi, choć nie tak znów wiele. Miały nas zastraszyć. Teraz panuje spokój, ale wciąż widzę czarny dym. Strzelała do nas chińska armia".
Katarzyna S.

Katarzyna S. ekspert,
Laboratorium
Kryminalistyczne
KWP, grupa Tybet

Temat: „Rocznicowe” protesty i zatrzymania w Lhasie

Tybetańskie Centrum Praw Człowieka i Demokracji
16-03-2008

Nocne rewizje w Lhasie – setki aresztowań

Od zeszłej nocy chińskie służby bezpieczeństwa przeszukują lhaskie domy, zatrzymując setki Tybetańczyków. Aresztowano już wszystkich byłych więźniów politycznych.

Stołeczne ulice patrolują chińskie oddziały i czołgi. Służby bezpieczeństwa rewidują dom po domu, zatrzymując - i brutalnie bijąc - wszystkich podejrzanych, zwłaszcza ludzi młodych. Matki i babcie błagają chińskich funkcjonariuszy o litość dla najbliższych.

Resorty siłowe tak zwanego Tybetańskiego Regionu Autonomicznego wydały demonstrantom ultimatum, każąc im oddać się w ręce władz do poniedziałku - aresztowania trwają jednak od wczoraj.

Choć formalnie nie ogłoszono stanu wojennego, sytuacja jest dokładnie taka sama jak wtedy, gdy zrobiono to na wniosek obecnego prezydenta ChRL, Hu Jintao, w marcu 1989 roku.

http://www.hfhrpol.waw.pl/Tybet/raport.php?raport_id=617

konto usunięte

Temat: „Rocznicowe” protesty i zatrzymania w Lhasie

Najnowsze i najswiezsze informacje:
http://phayul.com
http://tchrd.org

i kilka slow "Who is Hu" dziennikarza GW, obecnie Dziennika:
http://konradgodlewski.salon24.pl/Ewa Byliniak edytował(a) ten post dnia 16.03.08 o godzinie 20:18
Katarzyna S.

Katarzyna S. ekspert,
Laboratorium
Kryminalistyczne
KWP, grupa Tybet

Temat: „Rocznicowe” protesty i zatrzymania w Lhasie

Tybetańskie Centrum Praw Człowieka i Demokracji
17-03-2008
Demonstracje studentów w Gansu

Dziś rano na swoich campusach demonstrowali jednocześnie tybetańscy studenci Akademii Medycznej, Szkoły Pedagogicznej i innych uczelni w mieście Co, w prefekturze Kanlho (chiń. Gannan) prowincji Gansu.

Niemal natychmiast interweniowała Ludowa Policja Zbrojna, odcinając szkoły zwartymi kordonami. Panuje bardzo napięta atmosfera. Do podobnych wystąpień doszło w Północno-Zachodnim Uniwersytecie Mniejszości w stolicy prowincji, Lanzhou.

Tybetańskie protesty stopniowo zmieniają charakter, obejmując „wykształconą" część społeczności: intelektualistów, studentów, a nawet uczniów szkół średnich.

Protest w okręgu Mangra

Dziś po południu około 70 mnichów klasztoru Kagja w okręgu Mangra (chiń. Guinan) prefektury Colho (chiń. Hainan) TRA zorganizowało pokojową demonstrację. Duchowni nieśli zakazane flagi tybetańskie i skandowali niepodległościowe hasła. Wkrótce dołączyło do nich około 500 świeckich. Tłum ruszył przed siedzibę władz lokalnych. Na ulice wyprowadzono oddziały LPZ; atmosfera jest bardzo napięta.Katarzyna Subzda edytował(a) ten post dnia 17.03.08 o godzinie 20:38
Katarzyna S.

Katarzyna S. ekspert,
Laboratorium
Kryminalistyczne
KWP, grupa Tybet

Temat: „Rocznicowe” protesty i zatrzymania w Lhasie

Helsińska Fundacja Praw Człowieka
17-03-2008

Ósmy dzień protestów w Tybecie

„Nikt do nikogo nie strzelał", zapewniał zagranicznych dziennikarzy gubernator Dziampa Phuncog. Zakazany portret Dalajlamy, buddyjskie księgi, tekturowe mary i mnich klasztoru Kirti, Thała Ghongma Taszi, jedna z ośmiu ofiar, zastrzelonych przez Ludową Policję Zbrojną 16 marca w Ngabie (chiń. Aba).

W Marthangu (chiń. Hongyuan), w prowincji Sichuan chińska policja brutalnie bije i zatrzymuje około czterdziestu uczniów szkoły średniej, którzy domagają się powrotu Dalajlamy do Tybetu. 700 innych dzieci maszeruje manifestować solidarność z kolegami przed okręgowym Biurem Bezpieczeństwa Publicznego.

Ludowa Policja Zbrojna rozbija (trzeci już) protest mnichów i dołączających do nich świeckich przed siedzibą władz podlhaskiego okręgu Phenpo Lhundrub (chiń. Lingzhi).

Pokojową demonstrację mnichów i mniszek z różnych klasztorów przed budynkami rządowymi stołecznego okręgu Maldrogongkar (chiń. Mozhugongka) pacyfikują wzmocnione oddziały LPZ.

Masowy protest w Maczu (chiń. Maqu), w prowincji Gansu. Tłum Tybetańczyków maszeruje z portretami Dalajlamy w kierunku siedziby władz lokalnych, wybijając okna i podpalając chińskie sklepy.

Milcząca manifestacja solidarności około stu tybetańskich uczniów na pekińskim campusie.

Poparcie dla Tybetańczyków manifestują chińscy dysydenci mieszkający poza granicami ChRL.

Unia Europejska wyraża poważne zaniepokojenie sytuacją i wzywa do dialogu.

Źródła nepalskie informują, że w związku z protestami - z błogosławieństwem rządu w Katmandu - na terenie tego kraju działają agenci chińskich służb bezpieczeństwa.

W związku z chińskim ultimatum w Lhasie kaszag, gabinet Centralnej Administracji Tybetańskiej w Indiach, ponownie apeluje o interwencję społeczności międzynarodowej i ONZ.

Władze chińskie wydalają z Lhasy kilkunastu dziennikarzy z Hongkongu.

Rosyjskie MSZ wyraża nadzieję, że władze Chińskiej Republiki Ludowej „podejmą wszelkie konieczne kroki, by rozprawić się z bezprawnymi działaniami w Tybecie i zapewnić szybką normalizację sytuacji w tym autonomicznym regionie".

http://www.hfhrpol.waw.pl/Tybet/raport.php?raport_id=620
Katarzyna S.

Katarzyna S. ekspert,
Laboratorium
Kryminalistyczne
KWP, grupa Tybet

Temat: „Rocznicowe” protesty i zatrzymania w Lhasie

Helsińska Fundacja Praw Człowieka
20-03-2008

Protesty w Tybecie – dzień jedenasty

Trwa przeczesywanie lhaskich domów i masowe aresztowania. O ich skali daje wyobrażenie relacja jednego z ostatnich cudzoziemców w mieście: „Na ulicach nie widać młodych ludzi".

Władze chińskie ściągają do TRA kolejne oddziały Armii Ludowo-Wyzwoleńczej - w tym elitarne i najlepiej wyposażone jednostki specjalne, które uczestniczyły też w pacyfikowaniu protestów - oraz zacieśniają kontrolę na granicach.

Tybetańskie źródło twierdzi, że nocą wywieziono z Lhasy do Chengdu, stolicy Sichuanu, 600 mnichów.

W odciętych od świata stołecznych klasztorach, które wciąż otaczają wojskowo-policyjne kordony, zaczyna brakować wody i żywności.

W ramach zastraszania społeczności tybetańskiej lokalna telewizja powtarza informacje o rozesłaniu listów gończych za 12 uczestnikami protestów.

Tybetańscy uczniowie i studenci w Chinach właściwych nie mogą opuszczać swoich campusów.

Niemcy zawieszają dwustronne rozmowy "pomocowe" z Chinami z powodu krwawej pacyfikacji protestów w Tybecie.

Tybetańczycy i przypadkowi świadkowie wciąż przekazują zdjęcia, filmy z protestów i identyfikują zabitych.

http://www.hfhrpol.waw.pl/Tybet/raport.php?raport_id=636
Katarzyna S.

Katarzyna S. ekspert,
Laboratorium
Kryminalistyczne
KWP, grupa Tybet

Temat: „Rocznicowe” protesty i zatrzymania w Lhasie

Radio Wolna Azja
21-03-2008

Masowe protesty w Sichuanie

Mimo brutalnych represji tysiące Tybetańczyków wciąż protestują w Sichuanie, wzywając władze do rozpoczęcia pokojowych rozmów z Dalajlamą.

„W Cekhogu (chiń. Zeku), w prefekturze Malho (chiń. Huangnan) trwają pokojowe protesty - mówi 20 marca ich uczestnik, w tle słychać skandowane hasła. - Bierze w nich udział jakieś dwa tysiące Tybetańczyków, mnisi i świeccy. Wzywają władze chińskie do rozpoczęcia rozmów z Jego Świątobliwością Dalajlamą i pokojowego rozwiązania problemu Tybetu". Pochodzący z tego koczowniczego regionu manifestanci domagali się również prawdziwej autonomii dla wszystkich ziem tybetańskich - lecz w granicach chińskiego państwa - oraz umożliwienia Dalajlamie wizyty w tybetańskim Amdo. „W tej chwili nie ma tu służb bezpieczeństwa, ale słyszeliśmy, że już do nas jadą. W Chinach nie ma dla nas żadnej wolności. Protestujemy przed siedzibą władz okręgu. Jest nas dwa tysiące, demonstrujemy pokojowo".

Po brutalnym stłumieniu protestów w Lhasie, gdzie Ludowa Policja Zbrojna strzelała do demonstrantów, do tybetańskich regionów prowincji Sichuan, Qinghai i Gansu ściągnięto tysiące funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa. Podczas niektórych demonstracji Tybetańczycy atakowali budynki rządowe, ciskali kamieniami, ścierali się z policją, która odpowiadała ostrą amunicją i granatami z gazem, inne przebiegały pokojowo - manifestanci siedzieli na ziemi, jeźdźcy paradowali z zakazanymi flagami Tybetu.

Mieszkańcy prefektury Ngaba (chiń. Aba) twierdzą, że funkcjonariusze LPZ zastrzelili dwóch mnichów, którzy probowali przedrzeć się przez policyjny kordon, strzegący klasztoru Kirti. Mówią też o „masakrze" podczas starć w okolicach tej świątyni. Informacje te wymagają niezależnego potwierdzenia, niemniej w czwartek Chiny po raz pierwszy przyznały, że policja strzelała do protestujących w Sichuanie. Według rządowej agencji Xinhua funkcjonariusze działali w obronie własnej, raniąc atakujących ich ludzi. Władze twierdzą, że do tej pory zatrzymały dziesiątki uczestników ostatniej fali protestów.

W Ngabie chińska policja przeszukuje dom po domu. „Konfiskują zdjęcia Dalajlamy i wszystko, co wydaje się im politycznie podejrzane", aresztując ich właścicieli. „Mówią Tybetańczykom - twierdzi lokalne źródło - że posiedzą do zakończenia Igrzysk, a potem staną przed sądem".

Tybetańska diaspora informuje o przerzucaniu oddziałów wojska w okolice okręgów Bora (chiń. Xiang) i Labrang (chiń. Xiahe). „Mnisi lokalnych klasztorów nie mogą wychodzić za mury, a tym, którzy znaleźli się za nimi, nie pozwalają wrócić - mówi mnich z Drepung Goman w Indiach. - 18 marca do stolicy okręgu zjechało wielu Tybetańczyków, konno i na motorach. Motocykle zostały rozjechane przez policyjne ciężarówki". Zagraniczne źródła donoszą również o 15 zabitych w starciach między LPZ a około 500 demonstrantami w prefekturze Kardze (chiń. Ganzi), ale nie ma możliwości niezależnego potwierdzenia tych danych.

Według lokalnych źródeł w Juszu (chiń. Yushu), w prowincji Qinghai, około 400 uczniów zrywało i paliło chińskie flagi. „Wkroczyły służby bezpieczeństwa, otoczyli dzieci. Ostrzegali, że mają rozkaz strzelać, jeśli do czegoś dojdzie. Uczniom zakazano kontaktów z innymi Tybetańczykami, aby zapobiec rozprzestrzenianiu się protestów.

Wczoraj w Lhasie - przerażonej liczbą aresztowań - panował spokój. Miastem włada policja. „Musimy się legitymować przy każdym wyjściu na ulicę - mówi mieszkaniec stolicy Tybetu. - Obowiązuje godzina policyjna. Mało kto odważy się wyjść do sklepu, ludzie siedzą w domach".

„Aresztują za jedno nierozważne zdanie - informuje Tybetanka z Lhasy. - Boję się. Nic więcej nie powiem".

Trudno ustalić, kto został aresztowany, ponieważ nie działają telefony komórkowe. „Siedzę w domu, nie mogę skontaktować się z przyjaciółmi. Nie mam sygnału. Gdy dzwoni się do mnie, włącza się informacja, że mam wyłączony aparat, tyle że wcale go nie wyłączam".

Według przedstawiciela tybetańskiej administracji na wychodźstwie władze aresztują wszystkich Tybetańczyków bez meldunku w Lhasie, nawet jeśli nie brali udziału w protestach. „Wielu Tybetańczyków to koczownicy, którzy nie noszą żadnych papierów. Więzienia pękają w szwach".
Katarzyna S.

Katarzyna S. ekspert,
Laboratorium
Kryminalistyczne
KWP, grupa Tybet

Temat: „Rocznicowe” protesty i zatrzymania w Lhasie

Chińczycy mobilizują swoje wojska w rejonie Tybetu w celu opanowania największego od kilku lat protestu. Setki uzbrojonych członków oddziałów paramilitarnych widziano na górskich drogach w Tybecie.
Według doniesień miasteczka wokół Tybetu zostały zamienione na obozy wojskowe. M.in. około 80 chińskich samochodów ciężarowych z setkami członków oddziałów paramilitarnych widziano w południowo-wschodnim Tybecie. Mobilizacja wojsk trwa już w niektórych miastach prowincji Yunnan. Patrolują oni tam ulice i zakładają swoje obozowiska.

W mieście Zhongdian w Tybecie pojawiło się 400 uzbrojonych milicjantów. Mimo to, mieszkańcy nie wydawali się przestraszeni. Ruch na ulicach odbywał się jak każdego innego dnia. Milicjanci mieli przy sobie granatniki z pociskami gazowymi.

http://www.tvn24.pl/-1,1543185,wiadomosc.html

Następna dyskusja:

9 marca, Warszawa. Demonstr...




Wyślij zaproszenie do