Małgorzata F.

Małgorzata F. Ten kto chce szuka
sposobu, ten kto nie
chce szuka powodu...

Temat: Przygody

Przejrzałam podróżnicze forum, ale nie znalazłam wątku związanego z przygodami. Nie chodzi jednak kto co zwiedził, zobaczył, czy to o czym można poczytać w przewodniku. Chodzi o przygody, które na długo zostaną w Waszej pamięci, bo były niesamowite, tragikomiczne, śmieszne bądź przerażające albo takie, które wynikały z nieporozumień językowych. Na pewno podczas podróży mieliście różne takie przygody, podzielcie się nimi tutaj. A na zachętę takie dwa zdarzenia:

1. Znajomy mojej koleżanki poszedł do restauracji w Rosji. Umiał co nieco powiedzieć po rosyjsku. Gdy podeszła kelnerka przyjąć od niego zamówienie, on poprosił "puszkę z kawiorem". Kelnerka musiała zrobic bardzo dziwną minę, dopiero od koleżanki dowiedział się, że puszka oznacza po rosyjsku "armatę", a kawior oznacza "dywan" w tym jęz. ;)

2. Godz. 5.00 rano, Andy, siedzę na mule prowadzonym przez peruwiańskiego pasterza, przede mną dwa inne muły, na których siedzą jacyś obcokrajowcy (tych mułów nikt nie prowadzi, idą same). Siedzimy więc na mułach, które wspinają się szlakiem w górę. Szlak ma w niektórych miejscach mniej niż pół metra szerokości. Niekiedy brakuje kilkanaście centymetrów od krawędzi, a w dole już tylko przepaść - kanion Colca. Adrenalina była niezła, ale warto było :)

Michal Rudziecki

Michal Rudziecki Prawnik, Parlament
Europejski

Temat: Przygody

Lato 2006, Azerbejdżan. Jestem w małym miasteczku Seki, właśnie wydałem ostatniego manata i muszę wyciągnąć
pieniadze. W miasteczku są dwa bankomaty, z tego jeden czynny. Wkładam kartę, w tym momencie widzę, jak biegnie w moją stronę dwóch groźnie wyglądających młodzieńców. Mocno wystraszony, szybko wyciągam kartę (nie zdążywszy wyciągnąć ani grosza) i przybieram bojową pozycję. Młodzieńcy stają zdyszani za mną i patrzą na mnie jak na ufoluda. W tym momencie z pobliskiego zakładu fryzjerskiego wychodzi fryzjer, który najwyraźniej obserwował całą scenę i zamienia kilka słów z młodzieńcami. Po czym mówi do mnie po rosyjsku: "Wie pan, oni chcieli tylko zobaczyć, jak pieniądze wychodzą ze ściany, bo nigdy jeszcze nie widzieli".

Temat: Przygody

Uganda 1994
W drodze do Kampali , przejezdzamy droga , biegnaca wzdluz pola na ktorym stoi pozapadany w ziemie czolg ... niby nic ciekawego ale taki swojski i na dodatek w sercu afryki - zrobimy sobie fotke - pstryk
wsiadamy do samochodu , ubawieni jedziemy dalej .. Po ok minucie wyprzedza nas samochod , wysiadaja ugandyjczycy - uzbrojeni dodam i z naszymi angielskimi znajomymi zaczynaja ostra dyskusje... Znajomi lekko upoceni , w oczach chyba strach , mowia ze mamy oddac im aparat do depozytu i jechac za nimi na... posterunek . Dlaczego , co i jak - nic nie mowia - kaza jechac za soba ..
po ok 5 minutach (moze dluzszej) jazdy zatrzymujemy sie ponownie ( nie powiem przestraszeni juz nie na zarty) i co .... dobijamy targu - za 10 dolarow(dwie dobre pensje) udalo nam sie wykupic narzedzie zbrodni (tak robienie w tamtym czasie zdjec obiektom militarnym - zdezelowany czolgw srodku pola bylo przestepstwem) i ocalic zdjecia z wycieczki .
Michal Rudziecki

Michal Rudziecki Prawnik, Parlament
Europejski

Temat: Przygody

To jeszcze jedna, tym razem z Peru (2001). Jechałem autobusem nocnym z Puny do Cuzco. Duży plecak nadałem na bagaż, mały (a w nim m.in. dwie butelki wody) położyłem na ziemię pod nogi. W autobusie niemożebnie gorąco, bo kierowca przesadził z ogrzewaniem, więc od razu przysnąłem. W środku nocy przebudziłem się na chwilę, odruchowo sprawdziłem czy plecak wciąż jest. Był, ale cały mokry. A niech to, woda się wylała, stwierdziłem i znowu zasnąłem. Rano prosto z autobusu pobiegłem do agencji turystycznej, żeby potwierdzić lot. Stojąc w kolejce poczułem straszliwy odór, spojrzałem pytająco po współkolejkowiczach i nagle przypomniałem sobie nocne zdarzenie. Wszystko stało się jasne - ktoś ze współpasażerów nasikał mi na plecak. Niestety nawet kilka prań nie usunęło tego odoru i plecak trafił do śmieci.
Krystyna Abraham-Walasiak

Krystyna Abraham-Walasiak agile coach, trener,
psycholog

Temat: Przygody

O kobietach - kierowcach słów kilka ;) i nie tylko

... mimo że też jestem kobietą i mam prawko...

Francja 2005
W sierpniu wybrałam się na kilka dni do Francji. O 10 rano zdałam ostatni egzamin w Mainz (byłam tam wtedy na stypendium), a już po 11 byłam w drodze do Metz - w załadowanym po brzegi samochodzie mojej francuskiej znajomej, która wracała do domu.
W Metz skończyła się nasz wspólna droga...

Mimo że znam tylko kilka słów po francusku, postanowiłam podróżować autostopem.
(Wcześniej bardzo często jeździłam w pojedynkę stopem po Półwyspie Helskim, tam czułam się jak w domu. Francja była wyzwaniem)

Z Metz jest dość trudno wyjechać w kierunku Strasbourga. W końcu stanęłam przy ostatnich światłach i dzięki temu udało mi się ruszyć w drogę... zabrała mnie pani, która co prawda jechała w innym kierunku, ale mogła mnie podrzucić do miejsca, w którym, jej zdaniem, łatwiej będzie mi złapać jakiś samochód do Strasbourga.

nie ma to jak kobieca wyobraźnia... ;)
nie obrażając kobiet...

wylądowałam na niewielkim "zapaskowanym" (czytaj: zakaz zatrzymywania, postoju i czegokolwiek innego) trójkącie między dwoma pasami szybkiego ruchu... za mną już tylko wjazd na autostradę i znak - zakaz poruszania się pieszych - udawałam, że go nie widzę ;)
dzięki Bogu szybko zlitował się nade mną pewien pan i przejechałam z nim spory odcinek ;) wysadził mnie przy bramce na autostradzie - tam było już bezpiecznie! :)

Kolejny odcinek z panią, która też wykazała się niesamowitą pomysłowością ;)
Wysadziła mnie na środku ronda... ;) do tego długo się jeszcze ze mną żegnając... no comment ;)

Potem droga z młodym gościem arabskiego pochodzenia. Przyznam, że nie wzbudził mojego zaufania, ale nie miałam ochoty dłużej czekać i wsiadłam do samochodu. Potem było śmiesznie, kiedy zaczął mnie namawiać, abym jednak nie jeździła stopem, bo na różnych ludzi można trafić... a jeszcze przed chwilą sama się go bałam ;)

Moimi przedostatnimi towarzyszkami podróży były: mama i córka nie mówiące prawie w ogóle po niemiecku ani angielsku = komunikacja na migi ;) Kolejne, które zostawiły mnie na poboczu drogi szybkiego ruchu.

W oddali widziałam już Strasbourg. Z wiarą, że nikt mnie nie rozjedzie ruszyłam w tamtą stronę ;)
W pewnym momencie zatrzymał się przede mną samochód. Zbliżając się do niego, zobaczyłam, że kierowca otwiera okno. Bałam się, że zgarną mnie jakieś służby za chodzenie po poboczu takiej drogi... Nie rozumiałam oznakowań tego samochodu. Okazało się, że to młody Francuz - pracownik firmy kurierskiej szukający drogi. Zaproponował, że podrzuci mnie do centrum.
Nie wyglądał groźnie, ale zaczęłam się go bać już po pierwszych tekstach o podtekście seksulanym... Długie pertraktacje i dzięki mojej stanowczości w końcu udało mi się opuścić ten samochód.

Niemiłe zakończenie tej podróży...

Ale i tak ciekawe doświadczenie - 180 km - 6 samochodów - 6 historii ;)

Potem jeździłam w większości pociągiem! i baaardzo miło wspominam te dni :)

konto usunięte

Temat: Przygody

:)) Było to w kwietniu 2006 trekking w Nepalu. Wylądowaliśmy po długim locie koło południa na lotnisku w Kathmandu. Po odprawie celnej wyszliśmy na parking, gdzie czekał podstawiony przez agencję samochód. Wraz z przewodnikiem radosnymi okrzykami powitała nas grupka Tubylców oferując pomoc przy transporcie bagaży. Pomyślałem uff agencja zadbała nawet o tragarzy na lotnisku, dopiero potem okazało się jak bardzo się myliłem. Podeszliśmy do samochodu jakieś 200 m, ponieważ strasznie byłem zmęczony lotem wlokłem się z tyłu, gdy dochodziłem do samochodu wszyscy uczestnicy grupy już w nim siedzieli. Już miałem postawić nogę na progu gdy podbiegł do mnie jeden z naszych tragarzy i fatalną angielszczyzną coś do mnie wykrzykiwał z tego wszystkiego zrozumiałem tylko money, ale nie załapałem o co mu chodzi. W pewnym momencie młodzieniec zdenerwowany moją głupią miną wyciągnał dwa banknoty pięciodolarowe i zaczął mi nimi machać przed nosem. No i załapałem chciał dwie piątki zamienić na 10, z uśmichem na twarzy chwyciłem zatem za portfel wyciągnąłem 10 dolarówkę i mu wręczyłem, niestety nie zdąrzyłem zabrać dwóch piątek gdyż przeszczęśliwy młodzieniec odwrócił się na pięcie i szybkim krokiem oddalił (on nie był podstawiony przez agencje :(( ). Ja z rozdiawioną gębą przy wtórze śmiechu moich współtowarzyszy stałem jak wryty zastanawiając się jak mogłem dać się tak naciąć. Na całe szczęście później okazało się że byli lepsi odemnie, którzy za figurki imitujące drzewo płacili sumy które wzbudzały łzy wzruszenia naszego przewodnika :))
Michal Rudziecki

Michal Rudziecki Prawnik, Parlament
Europejski

Temat: Przygody

Hihi, mi się przydarzyło coś z grubsza podobnego w Indiach (1996). W pociągu na trasie z Varanasi do Bombaju (jedzie się raptem trzydzieści parę godzin) chodziło po wagonach dwóch gości i zbierało od pasażerów zamówienia na jedzenie. Stwierdziłem, że też chętnie bym coś zjadł, no i poprosiłem ich o thali. Spytałem też, czy zapłacić z góry, co spotkało się z entuzjastycznym przyjęciem. Zapłaciłem, i jak się możecie domyślać, nie zobaczyłem ich już więcej (wymarzonego thali oczywiście też nie).
Małgorzata F.

Małgorzata F. Ten kto chce szuka
sposobu, ten kto nie
chce szuka powodu...

Temat: Przygody

Libia, koniec lat 80., byłam wtedy jeszcze dzieckiem. Spacerowaliśmy z rodzicami po mieście Trypolis, gdy zobaczyliśmy przed jednym ze sklepów długą kolejkę ludzi czekających na jakiś towar. Tata podszedł do Araba zapytać za czym stoją, a on odpowiedział, że kupują wiertarki.
Wiertarki made in Poland :)

Temat: Przygody

Irak- miałam jakiś 10-11 lat i o mały włos zostałabym sprzedana za dwa wielbłądy jakiemuś podstarzałemu arabowi :) Na szczęście miłość tatusia zwyciężyła, ale przekornie czasami powtarza, że mógł zrobić interes życia ;)

konto usunięte

Temat: Przygody

Moja przygoda życia miała miejsce w latach mojej pierwszej młodości. Liceum, rok bodaj 87 ubiegłego wieku. Autostopowa wycieczka z kolegą po krajach demoludów (inne były dla nas zamknięte). Granica Rumuńsko-Bułgarska, godz. 01.00. Straż graniczna przepuszcz piechurów dopiero o 7 rano. Idziemy spać, bez namiotu, bo to tylko kilka godzin. Burza. Łapiemy wszystko do plecaków i chodu. Chowamy się w korytarzu pobliskiego motelu. Oczywiście obaj zasneliśmy. Godz. 6.00 budzimy się a po plecakach ani śladu.
Zostaliśmy tak jak zasneliśmy: krótkie spodenki, koszulka, karimata, bez pieniędzy, bez butów, nawet nasze dokumenty przepadły.
Nocowaliśmy 4 dni w Bukarzeszcie w specjalnym dla takich jak my mieszkaniu ambasady. Czekaliśmy na paszporty konsularne. Potem powrót do domu pociągiem. NA GAPĘ z Bukaresztu do Nowego Sącza. 4 kontrole biletów. Ale dało radę

Michal Rudziecki

Michal Rudziecki Prawnik, Parlament
Europejski

Temat: Przygody

Tak, autostop to dokonałe pole do przygód. W 1995 roku pojechaliśmy we dwóch z kolegą na kongres studencki do Barcelony. Był koniec wrzesnia, chwilami było ciepło, chwilami padało. Przez Czechy i Niemcy poszło bardzo sprawnie. We Francji jeden człowiek wysadził nas na środku autostrady i musieliśmy iść 25 km do najbliższego parkingu. Kongres zaczynał się następnego dnia, a do Barcelony jeszcze kawał drogi. Na parkingu tylko jeden samochód: furgonetka na polskich numerach, wioząca - jak się okazało - robotników do fabryki samochodów, właśnie w Barcelonie. Lepiej się nie mogło złożyć, zabrali nas. Zasnąłem od razu, obudziłem się o 3 rano już w Barcelonie, w dość szczególnym miejscu - na takim ubitym placu na przedmieściach, gdzie urzędują prostytutki (plac znany z filmu Almodovara "Wszystko o mojej matce"). Szok. Ponieważ o tej porze trudno było cokolwiek zdziałać, spaliśmy w krzakach przed wydziałem architektury, gdzie miał odbywać się kongres.
Powrót do Warszawty też był niezły (m.in. spanie pod mostem).



Wyślij zaproszenie do