Radosław J. doradca, trener
Michal
Rudziecki
Prawnik, Parlament
Europejski
Temat: kraje bałtyckie
Z mniej znanych miejsc polecam na Litwie Kryżu Kalnias czyli Górę Krzyży (w okolicach Poniewieży). To jest iście magiczne miejsce.Na Łotwie zaś malowniczą Siguldę, a w niej zamek i dolinę rzeki Gauja.
Marcin
Tomczak
Head of Interactive
Department, BBDO
Warszawa
Temat: kraje bałtyckie
hejNa litwie wybrzeze z Neringa wlacznie, na lotwie miasta miasteczka na wybrzezu, robilismy trase wzdluz wybrzeza samochodem w zeszle wakacje, polecam :)
m
konto usunięte
Temat: kraje bałtyckie
Radosław J.:
Wybieram się w najbliższe wakacje na litwę i łotwę. Nie wiem co warto zobaczyć i gdzie pojechać. Liczę na waszą pomoc.
Czesc,
uszczesliwiles mnie swoim mailem, z racji moich pasji :-).O ponad pieciu lat interesuje sie krajami baltyckimi. Jesli wybierasz sie tam, to moge polecic moj wlasny przewodnik (Litwa, Lotwa i Estonia. Baltycki lancuch, wyd. Bezdroza, 2006). Moja czesc jest o Lotwie i Estonii. Bez sztampy i turystycznej masy. Miejsca, o ktorych niewiele osob wie, a ktore naprawde warto zobaczyc.
pozdrawiam serdecznie i zycze wspanialych wakacji,
Felicja
Karolina K. BPM _ Heineken
Temat: kraje bałtyckie
Witam odgrzebujac watekwlasnie zakupilam ten przewodnik i czekam na dostarczenie.
Mam prośbe - podalibyscie orientacyjnie Wasze trasy podrozy? Ja planuje taki 10 dniowy wypad poczatkiem czerwca.Karolina K. edytował(a) ten post dnia 24.02.08 o godzinie 14:43
Maciej Karczewski doradztwo-IT
Temat: kraje bałtyckie
Poniżej masz przeklejony "dziennik" z naszych zeszłorocznych wakacji. IMHO trzeba:Kowno, Ryga, Tallin, Sigulda (cały Park Narodowy Gauja), Park Narodowy Lahemaa
Warto: Troki, Wilno, Mierzeja Kurońska, Windawa, Saremaa.
================================================================
Sobota, 4 sierpnia
Wyjazd z Warszawy wczesnym rankiem, czyli około 10:30 (i tak nieźle, myślałem, że przed 11:00 się nie da). Koszmarny korek w Serocku, objazd do Pułtuska przez Nasielsk, a później już prosto i bez problemów na przejście w Ogrodnikach. Wieczorem docieramy do Druskiennik, ale na kempingu brak wolnych miejsc – śpimy koło Hiszpanów i Polaków nocujących na parkingu przy płocie kempingu. Idziemy na nocny spacer w poszukiwaniu lokalnego piwa. Miasto mało ciekawe, z atrakcji ładnie oświetlona niebieska cerkiewka.
Niedziela, 5 sierpnia
Rano park rzeźb komunistycznych – setki Leninów, Stalinów i innych towarzyszy. Do kompletu mini zoo z fajnymi ptakami i dzikami, świniami, lamami etc. Dojeżdżamy do Troków, meldujemy się na zarażonym miliardami komarów kempingu i jedziemy do miasteczka. Za 6lt znajdujemy miejsce pilnowane przez lokalesów sączących piwo i wynajmujących łódki. Zwiedzanie olbrzymiego zamku, później fantastyczna kolacja w polecanej przez Pascala karaimskiej knajpce (69lt za 3 osoby!).
Poniedziałek, 6 sierpia
Wilno – wszystkie standardowe atrakcje (od Ostrej Bramy poczynając na Rossie kończąc). 8 godzin łażenia, obiad w żydowskiej dzielnicy k. Przed 21 meldujemy się u Sophie – koleżanki Zuzi z wakacyjnego klubu w Warszawie. Oni są w Wilnie od piątku (na 3 lata), ale pan domu jak na rodowitego francuza przystało oganizuje kolację: aperitif, sałatka z pomidorów, litewskie kotletas i wreszcie ciastas z leśnos owocas na deser. O 23 docieramy na nasz trocki kemping, staczamy krótką i beznadziejną wojnę z komarami i lulu,
Wtorek, 7 sierpnia
Ruszamy w kierunku Kłajpedy. Po drodze kilkugodzinny postój na pięknym i fascynującym skansenie w Rumszyszkach. Z braku czasu odpuszczamy na razie Kowno. W Kłajpedzie ładujemy się na maleńki prom
Środa, 8 sierpnia
Mierzeja Kurońska. Biały piasek, cieplutka woda, urocze mieściny o bardziej niemieckim niż wschodnioeuropejskim klimacie.
Czwartek, 9 sierpnia
Łotwa, Kuldiga (wodospad), Windawa super kemping. Polecam zatrzymać się choćby na godzinę w Kuldidze: wodospad i leżąca w pobliżu „starówka” godne polecenia. Równie interesująca jest zaniedbana do granic niemożliwości 9ale dzięki temu nadzwyczaj klimatyczna) przedwojenna część miasta. Z dodatkowych atrakcji: za wszystko (włącznie z pojednynczymi lodami) można płacić kartą.
Piątek, 10 sierpnia
Zamek (nowoczesność + tradycja+wystawa mioteł). Miasteczko i port bardzo urokliwe. Jedziemy do Rygi – piękne miasto ale oddzielone od morza jak Warszawa od Wisły.
Wieczorem jazda do Siguldy. Korek koszmar (zwężenie + objazd na dodatek). Na kempingu brak miejsc, jedziemy na inny, ale tam wszyscy upici do nieprzytomności i ogólna balanga (łącznie z obsługą). Robimy bezpłat na parkingu – noc przerwana śpiewami, wyciem i umpf-umpf.
Sobota, 11 sierpnia
Zamknięty park narodowy Gauja – jakieś lokalne święto. Walimy więc do Cesis obejrzeć wielki zamek Kawalerów Mieczowych. Ruina, ale robi wrażenie. Bardzo fajne zwiedzanie – jako jedyne oświetlenie służą lampki ze świeczkami. Piękny, niestety zaniedbany kościół i w ogóle fajne miasteczko. Następnie skok do Estonii – kemping na Saremaa. Głośno, ale w miarę OK.
Niedziela, 12 sierpnia
Zwiedzamy wyspę – cudowne Kuuresare z zamkiem i kościołami, wiatraki w Angla i jezioro meteorytowe. W drodze na prom korek koszmarek – 2700 metrów w 2 godziny. Wygrywamy los na loterii i jako ostatni samochód wjeżdżamy na prom na kontynent. Nocujemy na maleńkim przydomowym kempingu w środku lasu.
Poniedziałek, 13 sierpnia
Paldiski – klify i rozsypująca się radziecka baza nuklearna. W mieście zamiast Saku (lokaleskie piwo) reklamują ukraiński Obołoń. Chyba nie wszyscy Rosjanie wyjechali... Później oszałamiający Tallin, powiew Zachodu na dalekiej północy. Brak piwa po 20:00 – zarządzenie rady miejskiej.
Nocleg późnym wieczorem już w parku narodowym Lahemaa. Kemping zamknięty, ale administrator przez telefon udziela nam informacji jak wjechać i gdzie się postawić. Słowem pełna cywilizacja! Później okazało się, że kemping prowadzą Finowie.
Wtorek 14 sierpnia
Dyskusja z przemiłymi Finami na kempingu – czyżby szykował się kolejny wyjazd na północ? Cały dzień zwiedzamy park narodowy. Na początek pałac (a w zasadzie posiadłość) w Palmse, później polodowcowy głaz gigant wielkości domu jednorodzinnego i wreszcie na koniec ponad dwugodzinna wycieczka na bagna. Oszałamiające kolory i zapachy. Po południu żegnamy z żalem Estonię i ruszamy powoli w kierunku domu. Nocleg wypada nam w Waide Motel za Dyneburgiem Fajny nowy kemping, świetna infrastruktura. Jedyna wada, to położenie tuż koło szosy, więc trochę głośno.
Środa 15 sierpnia
Wczesnym rankiem ruszamy ku granicy i dalej do Siguldy. Wybieram trochę dłuższą trasę, która wiedzie jednak przez środek parku narodowego Gauja. Widoki faktycznie przepiękne, szkoda że nie mamy czasu na spędzenie tu całego dnia. Wydaje się, że to jedno z tych miejsc, którym będzie warto w przyszłości poświęcić dzień lub dwa.
Zatrzymujemy się dopiero w Turaidzie: piękny biskupi zamek w trakcie odbudowy z bardzo ciekawą wystawą poświęconą historii regionu, do tego całkowicie zrekonstruowana wieża obronna, z której rozpościera się fantastyczny widok na okolicę. Kościółek i grób Róży z Turaidy.
Przemieszczamy się do Siguldy i od razu walimy na stację kolejki linowej, ruiny zamku postanowiliśmy odpuścić. Podróż wagonikiem zawieszonym wysoko nad rzeką robi wrażenie. Po drugiej stronie udajemy się na krótki spacer po sanatorium. Wrażenia bardzo mieszane: część budynków odnowiona, część w żałosnym stanie. Generalnie wieje ZSRR i potwierdza się moje wrażenie, że Łotwa to cały czas najbardziej zsowietyzowany z krajów bałtyckich.
Wieczorkiem jedziemy na Litwę szukać noclegu. Niestety, wybranego kempingu nie udaje nam się po nocy odnaleźć – mapy i dane teleadresowe jakoś nie przystają do stanu faktycznego :-( Po ponad półgodzinnych poszukiwaniach dajemy sobie spokój i stawiamy się na małym parkingu nad jeziorem, chyba przeznaczonym dla wędkarzy i imprezowiczów korzystających z pobliskiej polanki. W oddali widać ognisko i dobiegają odgłosy imprezy, ale noc spokojna.
Czwartek, 16 sierpnia
Jedziemy w kierunku nieodległego Kowna. W planach szybkie zwiedzanie (tak ze 3 godziny), przede wszystkim zależy nam (zwłaszcza Zuzi) na muzeum diabłów, później niecałe 100km do granicy i próba dotarcia tak daleko, jak się tylko da. Celujemy w Olsztyn, może nawet w okolice Ostródy. Te ambitne plany stają się nieaktualne już po kilkunastu minutach. Wjeżdżając do jakiejś wioski dostrzegamy osobliwą białą wieżę. Wygląda jak skrzyżowanie silosu na zboże z niezakopanym w ziemi silosem międzykontynentalnej rakiety balistycznej :-) Bliższe oględziny przy pomocy dłuuugiego obiektywu naszego aparatu pozwalają stwierdzić, że to kościół. Szybki rzut oka do przewodnika i okazuje się, że dotarliśmy do „Litewskiego Lourdes” czyli do ... zapomniałem nazwy miejscowości :-( Zwiedzamy robiącą, mimo trwającego remontu, wrażenie bazylikę z pięknymi freskami (pięknymi jak ktoś lubi barok, wnętrze a la Święta Lipka) i rzeczony silos/kaplicę ze świętym kamieniem, na którym odcisnęła się stopa Matki Boskiej. Mimo dużej dozy dobrej woli odcisku nie udaje nam się zidentyfikować, ale kaplica fajna: duża grupa małych dzieci słucha opowieści starusieńkiego księdza, równie liczna banda biega po całej kaplicy i wyje, jakiś człowiek naprawia fragment ołtarza. W sumie Sodoma i Gomora na wesoło :-) Obok kaplicy znajduje się uroczy cmentarzyk, w starej części liczne XIX-wieczne groby polskich ziemian, nowa część tonie w kwiatach i to nie w gerberach i tym podobnych cmentarnych kwiatach znanych z Polski, ale w przepięknych polnych kwiatach. Może to dziwne skojarzenie, ale cmentarz wywiera na nas bardzo pozytywne wrażenie, takie wesołe, radosne miejsce.
W Kownie zatrzymujemy się pod samym zamkiem, a raczej tym, co z niego zostało. A zostało doprawdy niewiele, tak na 10 minut oglądania, nie więcej. Za to starówka robi niesamowite wrażenie, zwłaszcza rynek i bezpośrednie okolice. Podoba nam się bardziej niż Wilno: piękne gotyckie i renesansowe kamieniczki, olbrzymia katedra, urocze podwórka. Miasto zachowało zdecydowanie średniowieczny charakter, bardziej podobne jest na przykład do Brugii niż do Wilna.
Jako, że według mapy do Muzeum Diabłów jest relatywnie blisko, postanawiamy zrobić sobie mały spacer. Niestety relatywnie blisko zamienia się w absolutnie nie relatywnie daleko – dobra godzina marszu w omdlewającym upale. Dobrze, że od czasu do czasu zachodzimy do kolejnych klimatyzowanych sklepów szukając ślubnego prezentu dla Marzeny.
Muzeum Diabłów mieści się już w nowszej, secesyjnej części miasta – trzy piętra i ponad dwa tysiące figurek tudzież innych wyobrażeń Złego z całego świata – od Europy, poprzez Amerykę Południową aż do Afryki. Do tego dużo ciekawych tekstów o miejscu diabła w różnych kulturach. Moim skromnym najfajniejsza była kolekcja figurek wykonanych z korzeni – niesamowite formy i niesamowita fantazja artystów. Towarzysz W.I. Lenin z rogami też był całkiem, całkiem :-)
W drodze powrotnej do samochodu zawadzamy jeszcze o polecana przez przewodnik restaurację na starówce. Pamiętając litewskie ceny spodziewam się, że zapłacimy za naszą trójkę jakieś 250-300 litów. Rachunek jest całkowitym zaskoczeniem: za bardzo obfity i fantastycznie przyrządzony obiad zapłaciłem 79 litów! Nie znam drugiego miasta, gdzie na starówce w mocno reklamowanej restauracji rachunek byłby tak śmiesznie niski. Z czystej ciekawości sprawdzam jeszcze kilka knajp po drodze, ceny wszędzie kształtują sie podobnie, circa about 50% cen z Wilna.
Na koniec jeszcze ostatnie zakupy w położonym blisko zamku supermarkecie (piwo, Trejos Dyvynerios, woda cytrynowa Vichy i inne artykuły pierwszej potrzeby) i wreszcie spóźnieni o ładnych kilka godzin ruszamy w kierunku granicy. Na ostatnim litewskim Statoilu tradycyjne wydawanie ostatnich litów i nie niepokojeni przez znudzonego pogranicznika wjeżdżamy do Polski.
Podsumowując: w niecałe dwa tygodnie zrobiliśmy 4603 kilometry. Ja osobiście jestem republikami bałtyckimi zauroczony, zwłaszcza Estonią. Fantastyczne krajobrazy, fantastyczne zabytki, super ludzie. Widać olbrzymi wysiłek włożony w zorganizowanie infrastruktury dla turystów. Ceny jak w Polsce albo niższe, można bez problemu kupić wszystko. Na Litwie relatywnie mało bankomatów (taki polski standard), na Łotwie i w Estonii spotyka się je nawet w maleńkich miejscowościach, zresztą kartą można płacić wszędzie i za wszystko. Na Łotwie widzieliśmy ludzi płacących plastykiem za lody, w Estonii robiliśmy jakieś groszowe zakupy w wiejskim sklepiku. W dodatku sklepowa mówiła po niemiecku...
Jak się pomyśli, że od 1940 do 1991 byli nieustannie pod okupacją, to naprawdę dech zapiera ile zdążyli zrobić przez te 15 lat. I widać jak my, Polacy, zmarnowaliśmy swój czas.
Z minusów: kiepskie kempingi na Litwie (może mieliśmy pecha, ale „zachodnie” standardy spełniał tylko kemping w Nidzie na Mierzei Kurońskiej). Litewskie komary, na które nie działają żadne odstraszacze. Nienajlepsze drogi na Łotwie i niewiarygodnie chamscy lokalni kierowcy. Zakaz sprzedaży piwa w Tallinnie po 20:00 ;-)
I to byłoby w zasadzie na tyle. Może jeszcze tylko jedna uwaga na temat polskich dróg: tragedia, przez dwa tygodnie zdążyłem zapomnieć jak one wyglądają. Mieliśmy nieprzyjemność jechać na dość długim odcinku drogą nr 16, dumnie zwaną drogą krajową. Otóż asfaltowa droga nr 16 jest w zdecydowanie gorszym stanie niż szutrówki, którymi jeździliśmy w Estonii. Jest dziurawa, a na odcinkach załatanych brak dziur jest rekompensowany przez niewiarygodne wyboje :-(
W sumie małe lokalne drogi na Mazurach i Kaszubach były w znacznie lepszym stanie niż drogi główne, samorządy jakoś lepiej potrafią wykorzystywać unijne pieniądze.
konto usunięte
Temat: kraje bałtyckie
Ja może nie tak ekspansywnie ale Wilno-Ryga-Talin super wyprawa na tegorocznego Sylwestra.Podobne tematy
Następna dyskusja: