Temat: Życie na gorąco
1) Do Mongolii jechaliśmy mongolskim pociągiem (są jeszcze rosyjskie oraz chińskie). Mielismy miejsca w wagonie kupiejnym (przedziały). Nie wydaje mi się żeby była to pierwsza klasa, raczej druga. W tamtym czasie nie było plackartnych (bez przedziałów) w Transsibie. Zeby pojechać płackartnymi, trzebaby jechać lokalnymi połączeniami na raty.
2) Maciek miał wtedy 3 latka i 2 miesiące. Podróż znosił zupełnie bezporblemowo. W wagodnie było pełno dzieci, więc od rana do wieczora miał towarzystwo. Jedynym drobnym problemem był sowiecki zwyczaj zamykania toalet przed postojem i otwierania ich po ponownym ruszeniu pociągu. Powodowało to brak dostępu do WC przez kilka godzin dziennie. U chłopców problem załatwia butelka po Coca-Coli, u dziewczynek jest trudniej ;)
3) Mieliśmi chińskie zupki, zawsze można było dostac wrzątek od prowadnicy. Nie zaryzykowałbym jedzenia w wagonie restauracyjnym. Żywiliśmy się podczas postoju na stacjach, kupując od babuszek bliny, pieliemieni, czeburieki, później jadac przez Syberię różne nasionka i orzeszki, wreszcie przejeżdzając wzdłuż Bajkału wszelkie ryby (suszone, wedzone, gotowane...). Pychotka.
4) W każdym wagonie jest toaleta z umywalką, a może nawet czymś w rodzaju prysznica. Ale nie przesadzajmy z częstotliwoscią mycia w podróży. Wazne żeby nie smierdzieć barziej niż inni.
5) Po mongolii mozna podróżować transportem publicznym czyli marszrutkami. jednak ich częstotliwość i zła jakośc dróg sprawia, że tempo takiej podóży byłoby zbliżone do chodzenia pieszo. Stąd, mimo że normalnie tego nie robimy, tam wynajęliśmy samochód i zrobiliśmy sobie 10 dniową wycieczkę po stepie. Oczywiście samochód musi być z kierowca, gdyż na tamtejsze "drogi" potrzeba szczególnych umiejętności.
Jeśli będą dalsze pytania, to oczywiście chętnie odpowiem.