konto usunięte
Temat: Ubezpieczenia na wyjazd -ku przestrodze!
"Wyjazd na narty skończył się dla klienta towarzystwa ubezpieczeniowego Signal Iduna złamaną nogą, operacją w szpitalu i przedwczesnym powrotem do kraju. Od ponad dwóch lat ponaglany przed austriackich windykatorów walczy z ubezpieczycielem o wypłatę pieniędzy.Rafał Zaborowski złamał nogę na nartach w austriackim Mölltal. Wypadek nie był poważny. - Załamana noga, ale bez komplikacji. Rutynowy zabieg - opowiada. Szpital wystawił rachunek za leczenie - 9,7 tys. euro. Do tego doszły koszty transportu helikopterem (4,3 tys. euro) i powrotu do kraju (4,5 tys. zł).
- Miałem ubezpieczenie z biura podróży, więc się nie przejmowałem - mówi Zaborowski. Po powrocie do kraju wysłał dokumenty do ubezpieczyciela - Signal Iduny - i czekał. Minął miesiąc, drugi, trzeci, odpowiedź nie przychodziła. Dostał za to list z austriackiej firmy windykacyjnej. Wezwanie do zapłaty 4,3 tys. euro.
Zaborowski miał dość. Wynajął prawnika, który zagroził ubezpieczycielowi sądem. - Dzięki jego interwencji dostałem po ośmiu miesiącach od wypadku pismo od Signal Iduny, z którego nic nie wynikało - denerwuje się. Nie było wiadomo ani ile ubezpieczyciel zapłacił szpitalowi, ani kiedy, ani ile jeszcze pozostało do zapłaty.
Na kolejne pisma Signal Iduna już nie zareagowała. Dopiero po interwencji "Gazety" w marcu tego roku tłumaczyła, że zgodnie z warunkami polisy odpowiada za koszty leczenia i ratownictwa tylko do 10 tys. euro. I tyle zapłaciła. Resztę musi opłacić sam.
- Transport helikopterem chyba nie był leczniczy? - pyta Zaborowski. Co innego przekazało mu biuro podróży, gdzie wykupił wyjazd. Ubezpieczyciel miał pokryć koszty leczenia do 10 tys. euro i koszty ratownictwa do 5 tys. euro. - Mam to na piśmie - dodaje. Potwierdził je też pracownik Signal Iduny w biurze przy ul. Jasnej w Warszawie.
Wystąpił do ubezpieczyciela o przekazanie całej dokumentacji związanej ze sprawą. Do dzisiaj jej nie dostał. Dokumentów potrzebuje, żeby pójść do sądu. - Łatwo nie odpuszczę, zwrócę się o pomoc do rzecznika ubezpieczonych - mówi. Na razie pieniądze dla firmy windykacyjnej wyłożą rodzice, żeby odsetki chociaż przestały rosnąć. Przez dwa lata uzbierało się już ich 1,7 tys. euro. W sumie musi zapłacić ponad 6 tys. euro.
- To nie był poważny wypadek, a ubezpieczyciel robi takie problemy - mówi Zaborowski. - Co by było, gdyby komuś naprawdę się coś stało. Przecież skoro płaci się za polisę, to po to, żeby w razie wypadku mieć pewność, że towarzystwo pokryje koszty.
Przekonuje, że Signal Iduna mogła poinformować go po wypadku, że nie opłaci wszystkich kosztów. - Skróciłbym wtedy pobyt w szpitalu albo znalazł tańszy transport do kraju - mówi.
O wyjaśnienia poprosiliśmy Signal Idunę w marcu. Do dzisiaj nie dostaliśmy odpowiedzi."
Źródło:
http://wyborcza.biz/finanse/1,105684,8029578,Zlamal_no...