Marcin Nowak

Marcin Nowak Handel B2B

Temat: Taoizm chiński - Chiny z Bardzo Bliska

Taoizm chiński - Chiny z Bardzo Bliska

Zapraszam do niesamowicie interesujących i pięknych zapisków Polaka mieszkającego w Chinach: Chiny z Bardzo Bliska http://yaleike.blogspot.com

Niebianskie Tarasy 天台山 - Czesc 1 - miasteczko i mistrz Zhiyi
WSTEP

Pod koniec grudnia udalismy sie w Gory Tiantai - Niebianskich Tarasow - by odpoczac troche od zgielku miasta. Taki byl nasz pierwotny cel, ale wyjazd okazal sie bardziej wyprawa w historie, religie i sztuke Chin, niz wypadem na zielona trawke. Odwiedzilismy miejsca, gdzie kontemplowali buddyjscy mistrzowie, gdzie szukali niesmiertelnosci taoistyczny pustelnicy, gdzie Hanshan - Zimna Gora - tworzyl swoje poematy; spotkalismy tez ludzi, bedacych zywymi przekazicielami ponad tysiacletnich tradycji - mnichow, medytujacych w swiatyniach i grotach, kultywujacych Pustke lub poszukujacych eliksiru mlodosci i dlugiego zycia.

Gory Tiantai 天台山 leza we wschodniej czesci prowincji Zhejiang 浙江, 450km na poludnie od Szanghaju. Choc niewysokie - bo najwyzszy szczyt nie przekracza 1100m npm - znajduja sie one zaledwie 100km od morza i wyrastaja pionowymi scianami klifow z glebokich dolin. O Gorach Tiantai mowi sie, ze sa domem Buddyzmu i zrodlem Taoizmu - jako ze to wlasnie tutaj stworzone zostaly podwaliny pierwszej chinskiej szkoly Buddyzmu; tutaj tez powstala Poludniowa Odmiana taoistycznej szkoly wewnetrznej alchemii.

Ponizej relacja z wyjazdu, ktory trwal w sumie 10 dni.

DZIEN 1:

Rano budzik zadzwonil jak zwykle za wczesnie - poprzedniego dnia poszlismy spac bardzo pozno przygotowujac sie do wyjazdu, bo na grubo ponad tydzien, w tym postanowilismy zrobic sobie jakas mala namiastke Wigilii, choc poniewaz Duzy J ma zajecia na uczelni uroczysta Wigilie postanowilismy celebrowac 3 stycznia. Szybki prysznic i oczywiscie wychodzimy na ostatnia chwile. Jeszcze problem ze zlapaniem taksowki, bo to prawie nierealne przed 9:00 rano - godzina szczytu. Taksowkarz prosi, zeby go nie poganiac, postara sie zawiezc nas jak najszybciej do poludniowego dworca autobusowego w Szanghaju. Takich dworcow jest tu kilkanascie, miasto jest olbrzymie, kazdy dworzec obsluguje inne kierunki a poludniowy - w tym prowincje Zhejiang 浙江, do ktorej jedziemy. Dojezdzamy w zle miejsce oczywiscie, taksowkarz szybko wyrzuca nasze bagaze, bo boi sie stojacego za rogiem policjanta, biegniemy do dworca, jeszcze tylko kontrola bagazu (przeswietlanie na tasmie jak na lotnisku, obowiazkowa kontrola od wielu lat w Chinach, kiedys majaca na celu wykrycie nielegalnie przewozonych noworocznych petard, a obecnie po olimpiadzie bardo zaostrzona z obawy o ataki terrorystyczne), jestesmy przy bramie nr 11, spod ktorej wyjezdzaja autobusy do Tiantai 天台, miejscowosci, obok ktorej leza slawne Gory Niebianskich Tarasow Tiantaishan 天台山. W koncu wsiadamy do niepelnego - rzecz rzadka w Chinach - autobusu, ruszamy, po 4.5 godzinach z krotkim przystankiem na lunch dojezdzamy do Tiantai.

Zdjecie: Imponujacy dworzec autobusowy w Tiantai

Bylismy tu 12 lat temu, wowczas byla to dziura zabita dechami w doslownym tego slowa znaczeniu, dzis dworzec autobusowy ma taki, ze nie powstydziloby sie go zadne miasto wojewodzkie w Polsce, widac mnostwo nowoczesnych budynkow, wypasionych samochodow (w ciagu kilku minut mija nas mercedes S600, BMW X5 i X6 i kilka Range Roverow). 12 lat temu z trudem wyprzedzaly nas trojkolowce z silnikiem motoroweru. Czasy sie zmieniaja i widac to najlepiej, gdy wraca sie po tylu latach w te same miejsca. Rozwoj widac po dojezdzie do Tiantai - 12 lat temu musielismy plynac lodzia do Ningbo, potem jechac autobusem do Tiantai, w sumie spedzilismy w drodze ok. 10 godzin, a teraz doskonala autostrada skraca ten czas wiecej, niz dwukrotnie.

Zdjecie: Przydworcowa jadlodajnia serwujaca lokalny przysmak - warzywno-miesne zawijance 煎饼筒
Na dworcu sprawdzamy kwestie zakupu biletow powrotnych - to pierwsza rzecz, jaka nalezy robic w Chinach, gdzie podrozuja miliony ludzi i czesto bardzo trudno jest kupic bilety kolejowe czy autobusowe. Okazuje sie, ze nie ma takiego problemu w Tiantai, najwyrazniej nie lezy ono na glownych szlakach turystycznych.
Przed nowowczesnym dworcem autobusowym raczej prymitywne garkuchnie, podaja tu lokalne przysmaki, w tym makaron z miesem psa. Mieso psa - podobnie jak baranina - uwazane jest za rozgrzewajace, i najlepsze na zimne dni, takie jak dzisiejszy. Ponoc najlepszy jest pies wsiowy, wybiegany, lapie sie go i tlucze kijami na smierc - po to tlucze, by zmiekczyc mieso. Psine jadlem raz w zyciu, poczestowali mnie przygodnie spotkani Chinczycy w malym hoteliku po Zolta Gora bardzo dawno temu, wzieli ze soba w ramach suchego prowiantu udziec z psa owiniety w gazete. Rano widzac, ze mam tylko chinska zupke na sniadanie, zlitowali sie nade mna i podzielili tym, co mieli najlepsze. Mieso bylo smaczne, nawet na zimno smakowalo, przypominajac w smaku krolika.
Przed dworcem autobusow dalekobieznych byla petla autobusow miejskich, wsiedlismy w 7ke, ktora zawiozla nas z petli na petle, pod kamienna brame, za ktora znajdowala sie droga prowadzaca do Swiatyni Czystej Krainy 国清寺 i hotelu Tiantai Hotel, w ktorym zrobilem wczesniej rezerwacje. Wysiedlismy z autobusu, i poszlismy chyba z dwa kilometry droga, ciagnac walizy.

Zdjecie: Droga prowadzaca do Swiatyni Czystej Krainy i hotelu z charakterystyczna liczaca sobie 1500 lat pagoda:
Droga w pewnym momencie poprowadzila miedzy starodrzew z olbrzymimi kamforowcami, miedzy ktorymi staly niewielkie stupy (grobowce slawnych mnichow); znow nowe, pewnie element dekoracyjny, ale dobrze harmonizujacy z otoczeniem. Duza M stwierdzila, ze pewnie przez te kamforowce tak ja gardlo boli - bo rzeczywiscie, nigdy nie mielismy zadnych problemow alergicznych, dopoki nie zamieszkalismy na osiedlu obsadzonym tymi drzewami. Sa pozyteczne, bo odstraszaja komary (co w wilgotnym Szanghaju jest bardzo wazne), ale puchna nam od ich aromatu gardla.

Zdjecie: Brama Hanshana i Shide, dwoch wybitnych mnichow z Tiantai, stojaca nad brzegiem strumienia wsrod olbrzymich 1000-letnich kamforowcow
Po dluzszej drodze dotarlismy do hotelu. Bardzo sympatyczny, czysty, zrobiony z rozmachem, a jednoczesnie malowniczo polozny wsrod wzgorz, obok swiatyni. Obejrzelismy pokoje o roznych standartach, w koncu wybralismy najnowsze (i najtansze), wywalczylem jeszcze 10% znizki + darmowe sniadanie dla Malej M (dwa sniadania byly w cenie). Ku naszemu milemu zaskoczeniu w hotelu mamy darmowy internet.

Zdjecie: Hotel milo nas zaskoczyl, zreszta jak wiekszosc hoteli w Chinach
Szybko przeprowadzilismy podstawowy test - czy jest goraca woda, czy jej cisnienie jest wystarczajace, czy klimatyzator grzeje - i glod dal sie nam bardzo we znaki. Postanowilismy zjesc cos na szybko w hotelowej restauracji, zdecydowalismy sie na makaron w zupie bez miesa za cale Y15, po 15 minutach wniesiono parujace miski z doskonalym makaronem. Ja dolalem sobie octu winnego, troche sosu sojowego i spora lyzke ostrej pasty, i po chwili zmietlismy wszystko. Potem piechota poszlismy w kierunku przystanku autobusowego, juz sie sciemnialo, gdy nagle uslyszelismy monotonne recytacje buddyjskich sutr dochodzace zza bramy obok. Skierowalismy sie tam, gdy nagle z kanciapy wychylil sie mnich i powiedzial, ze teraz juz maja zamkniete. Zapytalem, czy swiatynia nie przyjmuje pielgrzymow po zmroku - moze Budda nie urzeduje w nocy? Mnich powiedzial, ze boja sie zlodziei. Ja na to, czy wygladam na zlodzieja - on odpowiedzial, ze zlodziej nigdy na zlodzieja nie wyglada. Trudno bylo nie zgodzic sie z taka argumentacja, nie polemizowalem dluzej, poszlismy dalej, zalapalismy sie jeszcze na ostatni autobus do miasteczka. Tam pierwsze kroki skierowalismy oczywiscie do ksiegarn, gdzie kupilem kilkanascie pozycji o lokalnych atrakcjach - a przede wszystkim o Buddyzmie i Taoizmie z Tiantai. Mala M dostala zeszyciki, olowki, gumki, kazdy jeszcze po latarce, i znow poczulismy sie glodni. Zeby nie tracic czasu zaszlismy do KFC, zjedlismy tam obrzydliwe zarlo, ktorego smak po powrocie do hotelu musielismy zmienic Katarzynkami, ktore Mamuska przeslala nam w swiatecznej paczce.

Zdjecie: Wieczorami ulice chinskich miasteczek tetnia zyciem, nawet w srodku zimy, wielu Chinczykow ma zwyczaj jadac pozno wieczorem tzw. Yexiao 夜宵, stad tez wiele nocnych knajpek:
Po jedzeniu tradycyjnie poszlismy na spacer ulicami, ogladajac kramy i kramiki z jedzeniem, charcziewnie, ulicznego wytworce popcornu podczas pracy, oczywiscie byli rowniez Muzulmanie z szaszlykami baranimi (jak wiesc gminna niesie dosypuja do nich haszysz, zeby uzaleznic od siebie klientow).

Zdjecie: Uliczna wytwornia pop-cornu - kukurydza podgrzewana jest do wysokiej temperatury w okrecanym walcu, po czym wybucha prosto do wora:
Potem taksowka (prawie) do hotelu - spacer od bramy, Mala M powtorzyla jeszcze cztery lekcje z chinskiego, matme, Duzej M oczka sie same zamknely, tylko ja siadlem za kompem, zeby na goraco spisac wrazenia.

DZIEN 2:

Dzien srednio udany. Na wyjazd zabralem specjalne buty gorskie Decathlona, w ktorych zreszta wchodzilem na Taibaishan 太白山 pol roku temu. Wowczas sprawdzily sie, tym razem zawiodly. Dwa razy ladowalem na ziemi, raz podparlem sie reka obijajac ja solidnie na ostrym kamieniu; zyczylem sobie wowczas upadkow na mniej wrazliwa czesc ciala - i wykrakalem, przy czym podparlem sie lokciem a energie upadku wytracilem dodatkow rzucajac aparatem o kamienne schody. Drugi upadek nie spodowowal wiekszych obrazen, jedynie na portfelu, bo aparat (ktory lubilem, bo towarzyszyl mi w wielu miejscach) chyba jest do kasacji. No ale Duza M mowi, ze najwazniejsze, ze nic mi sie nie stalo... Jak to nic, a ten uraz psychiczny po stracie (dosc drogiego) aparatu?Ale od poczatku. Start dnia mielismy wolny, bo poprzedniej nocy spalismy zaledwie kilka godzin, wiec trzeba to bylo odespac. Ja jeszcze wczoraj zaczytalem sie w ksiazce o Hanshanie - Zimnej Gorze 寒山 - slawnym mnichu Zen, pustelniku i poecie, ktory wlasnie w Tiantai spedzil 70 lat zycia nna medytacji w jaskini. Planujemy w ciagu najblizszych dni zobaczyc to miejsce. Ale o tym potem. Rano kolo poludnia szybki lunch, ktory nam ani troche nie smakowal, Mala M trzeba bylo pogonic do zjedzenia jajka ("nie cierpie jajek" wyznala nam potem), bo wyjscie na caly dzien w gory z kiepska perspektywa jedzenia. W koncu wyszlismy, droga obok hotelu, obecnie mniej uczeszczana, prowadzaca w gory. Plan mielismy dosc skromny, bo i dnia wiele nie zostalo - zobaczyc miejsce pochowku mnicha Zhizhe 智者塔院, oraz Swiatynie Wysokiej Jasnosci 高明寺.

Zdjecie: Tajemnicze sciezki w Gorach Tiantai:
Poszlismy w gore droga, pojazdow malo, bo dolek sezonu, a poza tym wybudowano bardziej dogodne polaczenia, niz to ktorym szlismy (jak pisalem wczesniej, Chinczycy wielki nacisk klada na rozwoj drog; mysle, ze przy duzych inwestycjach z kasy panstwowej urzednicy moga uszczypnac niezle kaski do wlasnej kieszeni, stad tak szybko to wszystko idzie). Droga piela sie serpentynami w gore, ale dogodne sciezki z kamiennymi schodami pozwalaly na pojscie na skroty - dosc co prawda strome, ale na swiezym powietrzu organizm tylko lepiej sie dotlenial. Tiantai jest piekny, szczegolnie dla takich mieszczuchow jak my. Bardzo zielony, duzo drzew iglastych, potokow. Jak wiekszosc chinskich gor Tiantai laczy lagodnosc porosnietych lasami, bambusowymi zagajnikami i krzewami stokow, z surowoscia stromych skalnych klifow. Gory sa zachwycajace, co wiecej, po porannym deszczu wyszlo slonce, w dolinie, ktora szlismy zrobilo sie wrecz wiosennie, wiec i nasze nastroje byly bardzo dobre.

Zdjecie: Potok plynacy w glebokiej dolinie - schodzac do niego zaliczylem pierwsze twarde ladowania tego dnia, ale bylo warto:
Ja w pewnym momencie zauwazylem sciezke prowadzaca w dol do potoku, postanowilem tam zejsc, bez dziewczyn, i na dole zaliczylem pierwszy upadek - buty pojechaly na mokrej trawie i tylko oparcie sie reka o tepy ale szpiczasty kamien uratowalo mnie. Widok potoku w dolinie byl jednak wart tego. Potem wdrapalem sie na droge i poszlismy dalej. Po kiludziesieciu metrach nagle zatrzymala sie obok nas czarna nowa Honda CRV, i niejaki Pan Zhu 朱 zaoferowal, ze zawiezie nas na gore. Skorzystalismy z zaproszenia, choc zal bylo nam nieco spaceru. Jak sie okazalo Pan Zhu jest z Tiantai, ale robi male interesy (jak skromnie powiedzial) w Szanghaju, stad ta nowa bryka. Jest to chyba jedyny samochod na tutejszym rynku, do ktorego oficjalnej ceny trzeba jeszcze doplacac i na dodatek czekac miesiac na odebranie pojazdu. Jak powiedzial Pan Zhu, to, ze sie ma pieniadze, to nie wszystko, bo druga strona czesto wcale nie chce ich wziac. W Chinach istnieje zasada, ze jesli zaakceptujemy czyjas przysluge (lub pieniadze), to jestesmy zobligowani odwdzieczyc sie kiedys 还情. Jak - to zalezy od tego, co bedzie od nas potrzebowala druga strona. Jesli nie chcemy popadac w dlug wdziecznosci, lub nie uwazamy, ze uklad z ta druga osoba jest dla nas oplacalny, to po prostu nie akceptujemy przyslugi. Typowym przykladem byly sytuacje, gdy pasazerowie pociagu dalokobieznego, ktorzy mieli tylko miejsca siedzace a zalezalo im na kuszetce, czestowali papierosem konduktora liczac na to, ze zalatwi im kuszetke. Ten czesto odmawial papierosa (choc praktycznie wszyscy Chinczycy pala, i nie odmawia sie ani papierosa ani kieliszka), bo miejsc albo nie mial, albo nie chcial dac akurat czestujacemu go pasazerowi. Pan Zhu byl jednak uczynny, podwiozl nas do wiochy niedaleko swiatyni poswieconej mnichowi Zhizhe 智者. Wysiedlismy kolo sklepiku, ktory Duzej M przypominal maly GeeSowski sklepik w miejscowosci Lipie w Bieszczadach, gdzie kiedys obalilismy trzy wody mineralne; tutaj tez bylo siermieznie, mydlo i powidlo (czyli sos sojowy, najtansza wodka, ryz w workach i chinskie "Sporty"), wszystko przykryte gruba warstwa kurzu; w srodku trzy starsze kobiety z zacieciem graly w majionga 麻将, tradycyjna chinska gre hazardowa, a trzech mezczyzn im dopingowalo.

Zdjecie: Sklepik w wiosce Gaosi'ao 高思岙 - miejsce spotkan mieszkancow na pogaduchy i gry hazardowe:

Kiedys rozmawialismy z Duza M o tym, ze Chinczycy nie dbaja o estetyke swoich obejsc - przy scenie w sklepiku Duza M skonstatowala, ze nie dbaja dlatego, ze wazniejszy jest kontakt z drugim czlowiekiem, dobre relacje z sasiadami, wspolne spedzanie czasu. Chinczyk nie siedzi zamkniety w swoich czterech scianach, ale szuka towarzystwa. Pewnie tez dlatego sa dlugo sprawni umyslowo, interakcja z innymi dziala stymulujaco i ludzie starsi czesto maja bardzo lotne umysly (jeden z moich nauczycieli ma 91 lat, ale ani sladu starczej demencji). Obok jakas babcia przeganiala kota, a pies wylegiwal sie na sloneczku. Poszlismy sciezka wzdluz pol herbacianych, Tiantai znany jest z herbat z "gorskich mgiel" 云雾茶, rosnacych na gorskich stokach przez wiekszosc roku spowitych gestymi mglami.

Zdjecie: Widok ze sciezki - wyschniete trawy, zielone bambusy, a w dali zamglone stoki gorskie:
Dalej byl zagajnik sosnowy, droga rozwidlala sie, wybralismy na chybil-trafil ta prowadzaca w prawo i po chwili doszlismy do ukrytych wsrod drzew starych budynkow swiatynnych. Swiatynia byla bardzo cicha, nie slychac bylo nic oprocz spiewu ptakow, weszlismy na niewielki podworzec, przy ktorym staly budynki gospodarcze - spichlerz, w ktorym staly wielkie garnce z kiszonkami, a na podlodze lezal swiezy imbir i kilka rzep; przed drzwiami na plecionej okraglej macie suszyla sie ostra papryka.

Zdjecie: Przyswiatynny magazyn zywnosci z garncami kiszonek:
Dalej byla przyswiatynna stolowka z rzedami law i malym oltarzykiem na srodku, obok kuchnia, wszystkie pomieszczenia byly bardzo czyste, choc skromne. Pod okapem jednego z budynow wisiala drewniana ryba, rodzaj kolatki, ktora przywoluje sie mnichow na posilki.

Zdjecie: Dluga ryba, kolatka, przywolujaca mnichow na posilki:
Po chwili nasze kroki obudzily swiatynnego azora, ktory przybiegl nas oszczekac, po czym za nim przyszla starsza gosposia (jak sadze), witajac nas usmiechem i uciszajac bydle.

Zdjecie: Swiatynna jadalnia - w srodku oltarzyk, po obu stronach lawy, podczas jedzenia zabronione sa rozmowy zgodnie z buddyjska zasada, ze nalezy koncentrowac sie na tym, co sie w danym momencie robi, w ten sposob wypelniajac codzienne czynnosci duchem medytacji:
Poszlismy dalej, na glowny podworzec, gdzie stal centralny budynek swiatyni - kryjacy w swym wnetrzu kamienna pagode z cialem Zhizhe 智者肉身塔. Ciala ludzi, ktorzy osiagaja wysoki poziom w medytacji i cwiczeniach duchowych, nie ulegaja rozkladowi po smierci. Ciala wybitnych mnichow umieszcza sie stupach; niekiedy pali sie je, umieszczajac wowczas prochy w urnie i zamurowujac w stupach. Podobno gdy Zhizhe zmarl, jego cialo nie tylko nie uleglo rozkladowi, ale wlosy i paznokcie rosly jak u zywego czlowieka, a jego matka przyjezdzala co roku, by je obcinac.

Zdjecie: Pagoda/stupa, podobno kryjaca w swym wnetrzu cialo mistrza Zhizhe:
W sciany swiatyni wmurowane byly podobizny patriarchow Buddyzmu odmiany Tiantai. Po chwili cisze przerwal dzwiek wiertarki - okazalo sie, ze w pomieszczeniu obok lokalny rzemieslnik robil z bambusa specjalne kosze, w ktorych umieszcza sie gotowane na parze buleczki, rodzaj pyz 包子, 馒头. Mala M bya zafascynowana tym, jak zrecznie poslugiwal sie on wielkim nozem tnac bambus na tasmy, zwijajac je w rodzaj obreczy, a nastepnie wiazac razem za pomoca cienkich, wycietych rowniez z bambusa, wlokien.

Zdjecie: Rzemieslnik robiacy z bambusa sita do gotowania pyz na parze:
Jak nam powiedzial, w ciagu jednego dnia moze zrobic dwa takie kosze, ich cena wynosi Y50 w skupie do spoldzielni, i choc te z bambusa sa z rynku wypierane przez aluminiowe, to potrawy z bambusowych sa znacznie smaczniejsze. Po pogawedce z rzemieslnikiem i jego dwoma kumplami przeszlismy dalej - weszlismy na niewielki podworzec, i naszym oczom ukazal sie niewielki ogrodek. Nie warzywny, czy inny uzytkowy, ale miniaturka tradycyjnego - z roznymi roslinami, palma, czerwonym klonem i glazami umieszczonym w srodku, wszystko to sprawialo wrazenie miniaturowego gorskiego krajobrazu.

Zdjecie: Niewielki ogrod, imitujacy gorski krajobraz:
Ogrod bardzo nam sie spodobal, jak sie okazuje nie trzeba miec hektarow ziemi, lecz wystarczy niewielki jej skrawek, troche umiejetnosci i oczywiscie duzy zmysl artystyczny, by miec pod oknem gorski krajobraz. Chinczycy sa doskonali w nasladowaniu natury, natura fascynowala ich do poczatku istnienia cywilizacji, szybko zdali sobie sprawe, ze z nia nie zwycieza, i zamiast z natura walczyc, starali sie poznac jej prawa i dostosowac sie do nich. Po chwili, jakby nie dosc bylo wrazen wywolanych miniaturowym krajobrazem, uslyszelismy monotonny dzwiek sutr buddyjskich recytowanych przez kogos bedacego w pomieszczeniu na pieterku. Jak sie po chwili zorientowalismy, centralny budynek na tym podworcu byl sala do medytacji; atmosfera tego miejsca byla bardzo szczegolna.

Zdjecie: Sala medytacji, przed ktora znajduje sie podworzec z ogrodem:

Zdjecie: Wnetrze sali do medytacji, z lawami, na ktorych siedza mnisi. Przy scianach znajduja sie drewniane ekrany, chroniace ich przed zimnem i wilgocia:
Wrocilismy jednak na glowny podworzec, by kontynuowac zwiedzanie swiatyni, gdy po chwili pojawil sie na nim mnich w srednim wieku. Podszedlem do niego, zagailem rozmowe pytajac, czy rzeczywiscie w kamiennej pagodzie znajduja sie zwloki Zhizhe. Mnich powiedzial, ze trudno powiedziec, bo Rewolucja Kulturalna 文化大革命 (1966-1976, tragiczny okres we wspolczesnej historii Chin, kiedy rozgrywki wewnatrzpartyjne przebrazily sie w ruch mas mlodziezy, ktora niszczyla zabytki starych Chin, by na ich zgliszczach budowac nowa kulture) przeszla przez Tiantai jak burza niszczac wszystko, co wpadlo w lapy Czerwonych Straznikow Rewolucji 红卫兵.

Zdjecie: Glowny budynek swiatynny, kryjacy w sobie pagode z cialem Zhizhe:
Przy tym zapytal mnie czy wiem, kim byl Zhizhe 智者 - "Ten, Ktory Posiadl Madrosc". Odpowiedzialem, ze chyba mnichem Zen. Na to mnich zaprzeczyl i wytlumaczyl, ze Zhizhe byl zalozycielem Buddyzmu odmiany Tiantai - 天台宗. Do 5tego w. n.e Buddyzm w Chinach mial bardzo silna indyjska charakterystyke, reguly zakonne, idee religijne byly wiernymi kopiami indyjskich pierwowzorow. Wiele lepszych i gorszych tlumaczen klasykow doprowadzilo do chaosu w buddyzmie w Chinach. Zhizhe byl pierwsza osoba, ktora uporzadkowala system wiary buddystow w Chinach, uznajac Sutre Lotosowa za najwazniejszy zapis nauk Buddy. Mnich - ktory mial na imie Yi'ou 一沤 (NB mnichow buddyskich w Chinach nie nalezy pytac o nazwisko, bo wszyscy nazywaja sie Shi 释 - od slowa Shijiamoni 释迦牟尼 co oznacza Sakyamuni - Oswiecony) - wytlumaczyl, ze Zhizhe uczyl sie buddyzmu od mistrza Huisi 慧思 z Poludniowej Swietej Gory 南岳, pochodzil z miasta Xuchang 许昌 w prowincji Henan. Byl on bardzo zaawansowany w naukach buddyjskich i medytacji, otrzymujac nauke Qian San Mei 前三昧. Zhizhe podczas medytacji stawil czola wszystkim demonom, ktore chcialy go odwiezc od osiagniecia oswiecenia - byl niewzruszony i osiagnal pelne zrozumienie nauk buddyskich. Ktorejs nocy we snie ukazal mu sie mnich, ktory zapraszal go w gory Tiantai. Zhizhe ruszyl wiec tam, i osiedlil sie w miejscu, ktore uznal za dogodne do cwiczen duchowych.

Zdjecie: Altanka na Gorze Folong 佛陇山, na ktorej medytowal Zhizhe i Dingguang:
Pewnego dnia spotkal mnicha, ktorego widzial we snie - jego imie brzmialo Dingguang 定光 "Swiatlo Bezruchu". Dingguang powiedzial Zhizhe: "Ty medytujesz w Srebrnym Miejscu, natomiast ja - Dingguang - praktykuje w Zlotym Miejscu". Oba miejsca znajdowaly sie na zboczach Gory Folong 佛陇山. Zhizhe po latach, czujac zblizajacy sie kres jego ziemskich dni, zazyczyl sobie, by jego cialo zostalo umieszczone na szczycie gory, w punkcie pomiedzy tymi dwoma miejscami. Obecna swiatynia, w ktorej bylismy, stala wlasnie w tym miejscu. Yi'ou zaoferowal sie pokazac nam miejsce medytacji Zhizhe - po wyjsciu ze swiatyni pokazal nam zolta sciane pytajac mnie, co jest na niej zapisane. Napis glosil - 即是灵山 "To wlasnie jest Cudowna Gora".

Zdjecie: Sciana z napisem "To wlasnie jest Cudowna Gora" - przed swiatynia Zhizhe, "Buddy ze Wschodniej Krainy"
Yi'ou wytlumaczyl, ze Cudowna Gora to miejsce, w ktorym Budda glosil swoje nauki. Samego Zhizhe nazywano "Budda ze Wschodniej Krainy" 东土释迦 (wschodnia kraina to Chiny, a zachodnia to Indie, do ktorych chinscy pielgrzymi mogli dotrzec tylko droga na zachod, obchodzac Himalaje). Wszystko to nawiazywalo do przelomowej roli, jaka odegral Zhizhe dla rozwoju chinskiego Buddyzmu.

Zdjecie: Zhizhe, "Ten Ktory Posiadl Madrosc"
Zhizhe 智者 - zwany rowniez Zhiyi 智顗 zyl w latach 538-598, i byl zainteresowany Buddyzmem od najmlodszych lat. Legendy mowia o cudach towarzyszacych jego narodzinom i dziecinstwu. Ponoc jako niemowle spiac mial rece zlozone w buddyjskim pozdrowieniu, a gdy siedzial, zawsze zwracal sie ku zachodowi (ku Zachodniej Szczesliwej Krainie Buddy Amitabhy); zawsze klekal przed buddyjskimi posagami i klanial sie przechodzacym mnichom. W wieku 15 lat, po utracie obu rodzicow, porzuca strony rodzinne i udaje sie na poludnie, gdzie otrzymuje swiecenia mnisze, spotyka wielu nauczycieli, z ktorych najwiekszy wplyw na niego ma mistrz medytacji Huisi 慧思. Ponoc gdy Huisi zobaczyl Zhiyi po raz pierwszy, krzyknal: "W poprzednim wcieleniu razem sluchalismy nauk Oswieconego na Cudownej Gorze, gdy pouczal o "Diamentowej Sutrze", a teraz przeznaczenie znow nas przywiodlo ku sobie!". Zhiyi na polecenie Huisi wyjasnial nauki Buddy, a sam Huisi im sie z uwaga przysluchiwal. W 567 roku Zhiyi udal sie do miasta Jinling 金陵 (obecnego Nankinu), stolicy kraju, gdzie wykladal nauki Lotosowej Sutry 法华经. Po 8 latach, pragnac poglebiac swoje zrozumienia nauk Buddy, Zhiyi decyduje sie opuscic gwarne miasto i udaje sie z grupa uczniow w odlegle gory Tiantai, by oddac sie medytacjom. Tu zaklada 12 swiatyn, ktore istnieja do dzis. Efektem praktyk medytacyjnych Zhiyi bylo sformulowanie przez niego specyficznej doktryny buddyjskiej, laczacej rdzennie chinskie elementy konfucjanizmu i taoizmu z buddyzmem, teoretyczne nauki buddyjskich klasykow z doswiadczeniem uzyskanym poprzez medytacje, oparta na indyjskich wzorcach. Doktryne te nazwano Odmiana Tiantai 天台宗 i byla to pierwsza prawdziwie chinska sekta buddyjska. Po 10 latach Zhiyi opuszcza Tiantai, by na zaproszenie cesarza nauczac najpierw w Jinling, a potem Yangzhou 扬州. Dwa lata przed smiercia powraca jednak w gory Tiantai, gdzie nadzoruje dokonczenie prac nad swiatyniami. Zostaje jednak zaproszony przez cesarza, opuszcza Tiantai, zmozony choroba umiera w wieku 60 lat.Kwintesencja nauk Zhiyi jest jego tekst "Mo He Zhiguan" 摩诃止观. Z jednej strony tekst zawiera wywody dotyczace doktryn buddyjskich, z drugiej strony - jest podrecznikiem medytacji. Zhiguan 止观 (Medytacja i Kontemplacja) jest kluczowym pojeciem Odmiany Tiantai i laczy w sobie dwie idee: medytacji, ktora prowadzi do osiagniecia stanu kompletnego wyciszenia; oraz kontemplacji w tym stanie, co prowadzi do otwarcia prawdziwej madrosci. Lotosowa Sutra uwazana jest za kwintesencje nauk Buddy. Rola Zhiyi dla rozwoju buddyzmu na Dalekim Wschodzie nie moze byc niedoceniona - przed nim chinscy buddysci opierali sie calkowicie na tlumaczeniach orginalnych indyjskich tekstow, ktore czesto byly ze soba sprzeczne; Zhiyi je analizowal i usystematyzowal, wskazal, ze Budda uczyl roznie w roznych okresach (Piec Okresow 五时) swego zycia, i na tej podstawie przedstawil osiem metod nauczania 八教. Dzieki tej systematyzacji powstal prawdziwy chinski Buddyzm, z wlasnymi pismami i unikalnym podejsciem do nauk Buddy.

Zdjecie: Glowna, poludniowa brama, prowadzaca do swiatyni Zhizhe; tradycyjnie swiatynie w Chinach zwrocone sa brama na cieple poludnie, a od polnocy "oparte" o chroniace je przed zimnymi wiatrami zbocze gorskie:
Zapytalem Yi'ou, dlaczego odmiana Tiantai nie jest w Chinach tak popularna, jak Czystej Ziemi czy Chan (Zen). Yi'ou uwazal, ze to wina zawieruch historycznych, ktore przeszly nad Chinami w ciagu ostatniego stulecia. Niemniej Tiantai jest bardzo poularna sekta w Japonii i Korei, tamtejsi wyznawcy czesto przyjezdzaja tutaj, do kolebki i zrodla swej wiary. Dowodem na to byla niewielka stupa, obok ktorej po chwili przeszlismy, a ktora zostala ufundowana przez buddystow z Japonii. Szlismy dalej, az weszlismy na mokre kamienne schody, ktore okazaly sie dla mnie i mojego aparatu malo goscinne niestety. Poszlismy dalej, Yi'ou pokazal nam Srebrne Miejsce medytacji Zhizhe. Ponoc jeden z miejscowych chlopow postawil na nim dom, i od tego momentu zaczal powaznie chorowac, i wszystkie ciezko zarobione pieniadze tracil na lekarza. Ktorejs nocy ukazal mu sie duch - Bostwo Opiekuncze Dharmy, Nauki Buddyjskiej 护法神, nakazujac opuszczenie tego swietego miejsca. Chlop zrobil to z ociaganiem, ale o dziwo zaraz po przeniesieniu na nowe miejsce choroba przeszla jak reka odjal. Ponoc chlop mieszka teraz gdzies w miasteczku, ale ruiny jego domostwa wciaz mozna ogladac na dawnym miejscu. Yi'ou mowil, ze w czasach Zhizhe mnisi buddyjscy stanowili elite spoleczenstwa, byli to zwykle bardzo wyksztalceni ludzie, ktorzy szukali dalszego rozwoju - juz nie tylko intelektualnego, ale duchowego - z dala od zgielku miast. Jak stwierdzil Yi'ou, miasta niszcza, podczas gdy gory i wody karmia czlowieka, sprzyjaja jego rozwojowi. Wielu uczonych konfucjanskich czesto przybywalo w odwiedziny do mnichow, ktorzy nie tylko, ze posiadali kompletna wiedze o doktrynie konfucjanskiej, ale rowniez to, czego typowy uczony konfucjanski nie mial, a czego pragnal - wiedze duchowa. Dowodem na to jest chocby wielki szacunek, jakim Konfucjusz darzyl Laozi, tworce doktryny taoistycznej. Faktem jest, ze rowniez znani chinscy artysci i poeci - w tym slawni Li Bai 李白 czy Wang Wei 王维 - mieli przyjaciol wsrod mnichow buddyjskich. Potem Yi'ou pokazal nam droge prowadzaca do miejsca, w ktorym Zhizhe glosil nauki buddyjskie. Przeprosil przy tym, ze nie moze nas tam zaprowadzic, ale musial wrocic do swiatyni na wieczorne modlitwy. Zapraszal przy tym na herbate i dalsze rozmowy, i zaoferowal nocleg. Mysle, ze w niedalekiej przyszlosci skorzystam z tego zaproszenia, by dowiedziec sie wiecej o praktykach Odmiany Tiantai.
Sami doszlismy do miejsca, w ktorym stala tradycyjna altanka, a na olbrzymim glazie obok napis glosil "Taras na ktorym Wielki Mistrz Zhizhe glosil nauki buddyjskie" 智者大师说法台.

Zdjecie: Kamien z napisem w miejscu, w ktorym glosil nauki Zhizhe, ufundowany przez slawnego Haidenga, mistrza sztuk walki z klasztoru Shaolin:
Zjedlismy tam suchy prowiant (puszki z tunczykiem + buly), popilismy woda, i widzac, ze dzien chyli sie ku koncowi, ruszylismy w droge powrotna. Ciekawie szlo sie gorskimi sciezkami o ciemku, mozna bylo postraszyc obie M. Po ok. godzinie szczesliwie dotarlismy do hotelu, zrezygnowalismy jednak z kolacji na rzecz lekkiej kawki z Hainanu z Katarzynkami. I tak zakonczyl sie drugi nasz dzien. Przyznam, ze z wielkim zainteresowaniem, ale jednoczesnie niepokojem, czekalem na kolejne...

http://yaleike.blogspot.com

Niebianskie Tarasy 天台山 - Czesc 2 - Swiatynia Wysokiej Swiatlosci i skalista dolina
Czesc pierwsza relacji znajduje sie tutaj:

Niebianskie Tarasy 天台山 - Czesc 1 - miasteczko i mistrz Zhiyi

DZIEN 3

Rano bardzo nie chcialo mi sie wstac - za dlugo pisalem blog wczoraj. Dziewczyny wyszly same na sniadanie, ja w koncu zmusilem sie do wyjscia w lozka, jakos doprowadzilem sie do porzadku, doszedlem do nich. Dochodzila 9:00 - koniec sniadania - i kucharze wlasnie zbierali podgrzewane tace z jedzeniem. Gromkim glosem obwiescilem, ze oto nadszedlem, i zadam jedzenia. Tlum kelnerek i stado kucharzy szybko przynioslo goraca kawe (obrzydliwa), chleb tostowy, maslo, dzem (zachodnie jedzenie, w sumie rzadkie do dostania w malych miescinach w Chinach, tutaj o dziwo bylo dostepne). Do tego lokalne specjaly - pyzy z wglebieniem, w ktore wklada sie poszatkowane i podgrzane kiszone warzywa, cieple buleczki na parze ze slodka pasta z czerwonej fasoli 豆沙馅包子, kleik ryzowy 稀饭 z solonymi warzywami 咸菜, orzeszkami i slonym (odpowiednio lezakowanym) jajkiem kaczym 咸鸭蛋.

Zdjecie: Pozny poranek powital nas blekitnym niebem i cieplym sloncem:

Dzis postanowilismy zjesc wiecej, jako ze planowalismy wyprawe na najwyzszy szczyt Gor Tiantai. Na szczyt prowadza dwie drogi - jedna obok hotelu, mniej uczeszczana; druga bardziej popularna, od strony miasta. Ja chcialem isc droga obok hotelu i zlapac jakas okazje tak, jak wczoraj. W koncu stwierdzilismy jednak, ze lepiej bedzie kupic bilety wejsciowe do swiatyni na szczycie w biurze turystycznym, i za to miec darmowy przejazd. Poszlismy wiec do biura obslugi ruchu turystycznego; pogoda byla piekna, sloneczna i wiosenna. Przy swiatyni Czystego Panstwa 国清寺 spotkalismy kilku mnichow, z ktorymi ucialem krotka pogawedke. Pytalem o to, czy znaja mistrzow zaawansowanych w praktykach medytacyjnych. Jeden z nich odpowiedzial, ze mistrzow jest wielu, ale wszystko zalezy od pytajacego - bo tak naprawde od kazdego mozna sie czegos nauczyc. Zapytalem wiec, czy znaja mnichow, ktorzy medytuja w pustelniach. Oni na to, ze sa tacy, ale niestety wielu robi to bardziej dla pokazu, niz z rzeczywistej potrzeby. Nie byly to zadne nowosci, ale zawsze dobrze zasiegnac jezyka. Rozstalismy sie przy petli autobusu linii nr 7 i przeszlismy do biura. Tam pani stanowczo odradzala nam wyjazd na szczyt 华顶, mowiac, ze tam nikogo nie ma, peonie teraz tez nie kwitna (szczyt objety ochrona jako rezerwat lesny i slawny z lak peonii, ktore kwitna na przelomie kwietnia i maja); polecala natomiast goraco wodospad Kamiennego Mostu 石梁 i Doline Niesmiertelnych 琼台仙谷. Wszystko stalo sie po chwili jasne - ona miala nas zawiezc "za darmo" do tych miejsc pod warunkiem, ze u niej kupimy bilety wejsciowe. Oczywiscie ona miala pieniadze z tych wejsciowek (do polecanych miejsc byly najdrozsze), wiec chciala nam wcisnac jak najwiecej atrakcji z wejsciowkami; szczyt jej sie nie oplacal, bo za daleko i wejsciowka tez tania. W koncu zasugerowala, ze doplacimy jej do przejazdu, ale zrezygnowalismy i zdecydowalismy sie pojsc droga kolo hotelu.

Zdjecie: Uliczni sprzedawcy zabawek i dewocjonaliow - w ramach sjesty poobiedniej mozna pograc w karty ze znajomym mnichem:

Po drodze napatoczyl sie jeszcze prywaciarz, ktory zaoferowal sie, ze nas podwiezie za dosc slona sume. Wysoka kwote podala rowniez sprzedawczyni dewocjonaliow w sklepie lokalnego stowarzyszenia buddyjskiego. Mielismy juz dosc tych niebotycznych sum, biala skora niestety od razu podbija tu ceny kilkukrotnie w porownaniu z tym, co placa Chinczycy. Zreszta tych ostatnich tez sie kroi, jak powiada moj nauczyciel Taijiquan "U stop slawnych gor nie ma dobrych ludzi" 名山脚下无良民...

Poszlismy zatem droga, ale ku naszemu rozczarowaniu minelo nas zaledwie kilka ciezarowek zaladowanych tluczniem i kilka motocykli. Wspinalismy sie wiec do gory sciezka przecinajaca serpentyny drogi, tak, jak poprzedniego dnia.

Zdjecie: Typowe wiejskie domostwo w gorach - zbudowane z kamienia, ogrodzone wysokim murem, polozone nad brzegiem potoku, przy drodze:

Pogoda byla piekna, podejscia dosc meczace, ale widoki piekne, widzielismy tez kilka gatunkow ptakow, ktorych nie potrafie rozpoznac (szczerze mowiac na ptakach nie znam sie w ogole). Ptaki zupelnie nas sie nie baly, najwyrazniej te szlaki sa rzadko odwiedzane przez ludzi.

Zdjecia: Ptaki w ogole nas sie nie baly, niektore zerowaly wsrod lisci na kamiennych schodach, ktorymi wylozony jest szlak, inne na drzewach, dziobiac czerwone jagody:

Powolna wspinaczka uswiadomila nam, ze na szczyt wejsc nie mamy szans, postanowilismy zatem odwiedzic Swiatynie Wysokiej Swiatlosci 高明寺, znajdujacej sie blisko miejsca, w ktorym bylismy dzien wczesniej. Do swiatyni prowadzi boczna droga, odchodzaca od glownej tunelem. Przed wejsciem do tunelu minal nas samochod polciezarowy, ktory po chwili zatrzymal sie. Kierowca wyszedl niespiesznie, poczestowal mnie papierosem, zaczelismy pogawedke. Jak sie okazalo kierowca Yang Guoxin (bo tak sie nazywal) byl mlodszym bratem ciotecznym wlasciciela sklepiku, ktory wczoraj odwiedzilismy (tego lokalnego GeeSu), byl z tejze wsi Qing Si Ao 青思岙 i wiozl puste dzbany po zoltym winie ryzowym.

Zdjecie: Yang Guoxin przy samochodzie z pustymi dzbanami po winie ryzowym:

Lokalna ludnosc pedzi wino na ryzu 糯米, ale wlasnego wina nie wystarcza, wiec kupuja jeszcze dodatkowo wino z lokalnej gorzelni. 25 litrow z gorzelni kosztuje Y70 (USD10), jest jednak gorszej jakosci, niz pedzone w domu. Wino pija tutaj glownie zima, ma ok. 15%, podaje sie je podgrzane z czerwonym cukrem i surowym imbirem, dziala rozgrzewajaco i wzmacniajaco. NB najslawniejsze wino ryzowe w Chinach pochodzi z miejscowosci Shaoxing 绍兴. W Szanghaju oprocz imbiru i cukru dodaje sie do wina jeszcze suszone jagody 枸杞子 i sliwki 话梅, jest ono niezwykle aromatyczne i pozwolilo nam przetrwac wiele chlodnych zimowych wieczorow w Szanghaju. Yang powiedzial jeszcze, ze gdyby nas podwiozl do swiatyni, wowczas nie musielibysmy kupowac biletow wstepu, bo staruszek pilnujacy bramy zna go. Ale podwiezc nas nie mogl, wiec poszlismy sami.

Swiatynia lezy w glebokie dolinie, ktora rozposcierala sie przed naszymi oczyma, jako ze stalismy na krawedzi gory.

Zdjecie: Buddyska Swiatynia Wysokiej Jasnosci polozona jest malowniczo w glebokiej dolinie:

Klasztor bylo widac jak na dloni i zaproponowalem dziewczynom pojscie w dol na skroty i poszukanie jakiejs sciezki, w kazdym razie zgubic byloby sie trudno, choc dojscie z pewnoscia obfitowaloby w wiele nieprzewidzianych atrakcji, i trzeba by sie przedzierac przez chaszcze i parowy, szukac przejsc miedzy tarasami ryzowymi i wielkimi glazami. Ja uwielbiam takie przejscia i dzieki temu w zeszlym roku podczas pobytu w Gorach Wuyishan 武夷山 trafilismy na wiele ciekawych miejsc, do ktorych pewnie idac utartymi szlakami nigdy bysmy nie dotarli. Niestety Duza M chyba zwatpila, moze (na pewno) miala zly dzien, no i poszlismy jednak droga. Nie byl to dobry wybor - droga byla czesciowo w remoncie, jezdzily nia ciezarowki z tluczniem, obok drogi trafilismy na kamieniolom z pracujaca pelna para koparka, czuc bylo smrod spalin i halas silnikow. Nie wprowadzilo mnie to w dobry nastroj. W koncu doszlismy w okolice swiatyni - najpierw naszym oczom ukazal sie wielki plac budowy z olbrzymimi klodami drewna i grupa stolarzy pracujacych przy budowie - jak sie okazalo - Wiezy Bebna i Dzwonu dla swiatyni (kazda swiatynia ma budynki z bebnem i dzwonem, ktore przywoluja na modlitwy i ktorych dzwiek towarzyszy obrzedom religijnym). Od czasu do czasu slychac bylo halas wiertarek i pil, ale przeszlismy dalej, tak daleko, ze halasow nie bylo juz slychac.

Zdjecie: Choc stolarze ciezko pracuja, usmiech nie schodzi im z twarzy. Chinczycy sa w sumie usmiechnietym narodem:

Po pewnym czasie naszym oczom ukazal sie widok majestatycznych pionowych klifow, zarosnietych czesciowo sosnami.

Zdjecie: Majestatycznym krajobraz Tiantai obok swiatyni:

Przyznam, ze nie spodziewalem sie takiego widoku - Tiantai kojarzyl nam sie raczej z dosc lagodnymi i zalesionymi gorami, a tu okazalo sie, ze ma do zaoferowania bardzo malownicze i dosc surowe krajobrazy. Przeszlismy sciezka w kierunku swiatyni, ale potem pociagnalem dziewczyny w boczna drozke.

Zdjecie: Artysta ozdabiajacy remontowany most:

Remontowano tam most nad strumieniem plynacym w glebokiej dolinie, most (zadaszony, w tradycyjnym chinskim stylu) byl wlasnie ozdabiany malunkami, przeszlismy pochyleni pod bambusowymi rusztowaniami i skrecilismy w prawo - w odwrotnym kierunku, niz swiatynia. Sciezka prowadzila brzegiem glebokiego, zalesionego wawozu w gore, w pewnym miejscu skrecajac w prawo, gdzie znajdowal sie taras widokowy z olbrzymimi glazami z wyrytymi i zabarwionymi na szczesliwy czerwony kolor tekstami buddyjskich sutr, a obok wyrzezbione w skale wizerunki trzech siedzacych postaci.

Zdjecie: Zhizhe, zalozyciel odmiany Tiantai, siedzi w srodku, a Chuandeng, ktory doprowadzil do jej odrodzenia, po jego lewej stronie:

Plaski glaz wysuniety byl jak balkon nad doline, prowadzily na niego wykute w kamieniu niewielkie schodki. Kolejne strome schody prowadzily w dol.

Zdjecie: Kamienne strome schody w dolinie:

Zeszlismy sciezka nieco w dol, gdzie nagle ukazal nam sie kamienny "domek" zrobiony z olbrzymich glazow, prawdopodobnie niewielka kapliczka, choc nie bylo obok zadnych inskrypcji. Malej M miejsce bardzo przypadlo do gustu, szczegolnie ten domek.

Zdjecie: Skaliste zbocza doliny pokryte olbrzymimi glazami:

Poszlismy dalej, znow pod gore, przez przypadek spojrzelismy na skale ponad nami - i zobaczylismy wyrzezbiona w kamieniu olbrzymia figure siedzacego Radosnego Buddy Maitreyi 弥勒佛. Radosny Budda to wcielenie Buddy Przyszlosci. Jego pierwowzorem byl Mnich ze Szmacianym Workiem 布袋和尚. Qici 契此 (takie bylo jego imie) zyl 10 w. n.e., zawsze nosil na kiju szmaciany worek, do ktorego wkladal podarowane mu dobra, choc worek zawsze pozostawal pusty. Pytany o Buddyzm, w odpowiedzi rzucal worek na ziemie, jesli ktos nie rozumial, podnosil go i odchodzil nie odwracajac sie nawet. Przed smiercia powtarzal zdanie "Maitreya prawdziwy Maitreya, o miliardach wcielen, caly czas upomina ludzi o tym, czego sami nie potrafia ropoznac", stad uznano go za wcielenia Buddy Maitreyi. Korpulentny, z duzym brzuchem, lysa glowa i zawsze usmiechniety, w kazdej chinskiej swiatyni wita przybywajacych pielgrzymow. Mowi sie, ze jego brzuch moze pomiescic wszystkie nasze troski, a usmiechem nasmiewa sie z nieistotnych spraw absorbujacych nas. Radosny Budda siedzi, z jedna noga podkurczona, a druga ugieta w kolanie. Oznacza to, ze czesciowo przebywa on w krainie buddow (noga pozioma), ale czesto wchodzi miedzy ludzi (noga ugieta - pionowa - symbolizuje polaczenie swiata ludzkiego ze swiatem nadprzyrodzonym) pomagajac im uporac sie z troskami i problemami.

Zdjecie: Kamienna rzezba Radosnego Buddy znajdowala sie wysoko nad naszymi glowami:

Nieco dalej ponad naszymi glowami zobaczylismy wyryty na skale olbrzymi znak Fo 佛 - Budda.

Zdjecie: Znak Fo 佛 Budda - w jezyku chinskim ma wymowe bardzo zblizona do Fu 福 Powodzenie, co bez watpienia przyczynilo sie do popularyzacji tej religii w Panstwie Srodka:

Przeszlismy nieco w bok, podziwiajac trzy figury swietych buddyjskich i nieco dalej - Bogini Milosierdzia Guanyin 观音, wyrzezbione w skale. Ta ostatnia figura byla o tyle interesujaca, iz przedstawiala Guanyin jako tysiac-rekie bostwo 千手观音. O Guanyin (o ktorej wiele wspominalem opisujac nasz pobyt na Putuoshanie) mowi sie, ze ma tysiac rak - ktore symbolizuja nieograniczone milosierdzie - i tysiac oczu - ktore z kolei symbolizuja nieograniczona madrosc. Rzezba byla raczej nowa, obok niej znajdowaly sie nie dokonczone jeszcze kaligrafie, ale calosc robila imponujace wrazenie ze wzgledu na ogrom rzezby i malownicze polozenie na zboczu skalistego klifu.

Zdjecie: Tysiac-reka Bogini Guanyin, wcielenie Avalokitesvary, Bogini Milosierdzia:

Po chwili doszlismy do swego rodzaju tarasu widokowego z olbrzymim glazem, na ktorym wyryto dwa ponad metrowej wysokosci znaki Spogladajac na Obloki 看云. Bylo to miejsce, w ktorym slawny mnich Chuandeng (o nim wiecej nieco dalej) siadal, by obserwowac chmury i sluchac szumu wodospadu. On tez napisal na skale te dwa znaki.

Zdjecie: "Spogladajac na Obloki" autorstwa 16-wiecznego wybitnego mnicha Chuandenga:

Schodzac na dol doszlismy do przejscia na druga strone doliny - na jej dnie plynal wartki strumien, tworzacy widowiskowe wodospady i przeplywajacy miedzy olbrzymimi glazami. Pod jednym z wodospadow znajdowal sie staw, ktorego nazwa wyryta byla czerwonymi znakami na poteznej skale - Staw Najwyzszej Madrosci 般若谭. W Buddyzmie Najwyzsza Madrosc to taka, ktora prowadzi do wygasniecia wszelkich przywiazan i prowadzi do oswiecenia, a nie inteligencja czy bystrosc umyslu. Chinczycy maja swoje slowo na okreslenie "madrosci", ale tlumaczac klasyki buddyjskie z jezyka Pali zdecydowali sie na uzycie znakow oddajacych fonetyke orginalnego slowa, a nie idee - wlasnie dla podkreslenia szczegolnej natury Najwyzszej Madrosci.

Zdjecie: Wodospad i Staw Najwyzszej Madrosci:

Dzien powoli chylil sie do konca, gdy sciezka wyprowadzila nas przed swiatynie Wysokiej Swiatlosci 高明寺. Za nowo budowanymi wielkimi pawilonami schowany byl raczej niepozorny kompleks starej swiatyni.

Zdjecie: Stara brama Swiatyni Wysokiej Swiatlosci:

Miejsce, na ktorym stoi obecnie Swiatynia Wysokiej Swiatlosci 高明寺 zostalo wybrane przez Zhizhe. Ponoc pewnego dnia, gdy glosil on kazania na kamiennym klifie (ktory odwiedzilismy poprzedniego dnia), wiatr porwal karty jego swietej ksiegi, i poniosl na wschod, gdzie opadly na dnie doliny. Zhizhe uznal, ze miejsce to jest idealnym dla cwiczen duchowych, i zbudowal tam szalas. Po smierci Zhizhe tam tez przechowywano jego szaty, miske zebracza i swieta ksiege napisana na lisciach palmowych 贝叶经 (palma Borassus flabelliformis rosnie w Indiach; na jej lisciach spisano wiele swietych tekstow buddyjskich). Tam tez w 910 r. n.e. wzniesiono swiatynie i nadano jej nazwe Wysokiej Swiatlosci - jako ze dolina podobna jest do wykonanego z brazu zwierciadla, ktore w tym wlasnie miejscu skupia wysokie swiatlo slonca i ksiezyca oswietlajac je. Przez swiatynia przez setki lat jej istnienia przeszly zawieruchy historyczne, duzym ciosem dla Odmiany Tiantai bylo zajecie najbardziej dla niej reprezentacyjnej Swiatyni Czystej Krainy przez mnichow szkoly Chan (Zen 禅) w 11/12 wieku. W 16 wieku slawny mnich Chuandeng 传灯 ("Przekazujacy Lampe") przybywa do Swiatyni Gaoming i w celu odrodzenia Szkoly Tiantai odbudowuje ja - a wspanialy Oltarz Shurangama 楞严坛 byl jednym z tylko trzech kiedykolwiek zbudowanych w Chinach. Oltarz zbudowany byl wg opisow zawartych w buddyjskich klasykach, z mieszaniny zoltego piasku z 10 substancjami aromatycznymi, w jego srodku znajdowal sie olbrzymi lotos, a w centrum lotosu - misa wypelniona jesienna rosa; wokol oltarza umieszczone bylo 8 wielkich luster, kadzielnice i posagi buddyjskie. Oprocz tego znajdowaly sie 3 ponad 8-tonowe odlane z zelaza posagi buddyjskie i 3.5 tonowy mosiezny dzwon.

Zdjecie: Te dzwony zawisna niedlugo w nowo wybudowanej Wiezy Dzwona:

Niestety, zaden z tych "trzech skarbow" swiatyni nie przetrwal do dzisiejszych czasow - oltarz poddal sie nieszczacemu dzialaniu czasu, a posagi i dzwony zniszczone zostaly podczas Rewolucji Kulturalnej. Od czasow Chuandenga swiatynia stala sie centrum medytacji, wykladow o Buddyzmie, ale "10-letnia Zawierucha" 十年浩劫 (jak nazywa sie Rewolucje Kulturalna 1966-1976) byla najwiekszym ciosem dla swiatyni i religii w Chinach w ogole. Swiatynie Wysokiej Swiatlosci zaczeto restaurowac od 1981 roku dzieki wsparciu wiernych z USA i Francji, obecnie w jej murach znajduje sie akademia buddyjska Tajemniczego Strumienia 幽溪 - od nazwy, jaka temu miejscu nadal Zhizhe - jego zalozyciel.

Niedaleko swiatyni, po przejsciu przez skalna doline, zatrzymalismy sie obok pawiloniku, ktory chronil znajdujacy sie na skale napis "Tajemniczy Strumien". Jak sie okazalo te dwa znaki wyszly spod reki samego Zhizhe.

Zdjecie: "Tajemniczy Strumien" - tak pierwotnie i bardzo trafnie nazwano to miejsce - liczacy sobie prawie 1500 lat napis autorstwa Zhizhe:

Za brama, nad ktora wisiala tablica z nazwa swiatyni, znajdowal sie budynek z figurami Czterech Niebianskich Wladcow. Zza jednego z nich wyskoczyl nagle rzeski staruszek, i zywo gestykulujac zarzadal on nas Y20. Najpierw udalem, ze go nie rozumiem, potem powiedzialem, ze jestem kumplem Yang Guoxina. Nic nie pomoglo, staruszek dalej pokazywal ze musimy kupic bilety. W koncu dalem mu chyba z Y8 w lape i przestal nas dreczyc.

W srodku kompleks swiatynny wygladal bardzo ciekawie, mial specyficzna atmosfere starych, zapomnianych swiatyn, pod ktorych dachamki mieszkalo wielu oswieconych mistrzow. Duza M przywolala mnie - podszedlem, myslalem, ze chodzi o dwa stare dzwony stojace w korytarzu, ale nagle zrozumialem - z bocznego pawilonu slychac byl monotonne spiewy. Po chwili zaczeli stamtad wychodzic mnisi ubrani w wiekszosci w czarne szaty z czerwonymi elementami.

Zdjecie: Mnisi bioracy udzial w nabozenstwie w intencji zmarlego czlonka rodziny:

Weszli na chwile do glownego pawilonu, poklonili sie, i zaczeli wychodzic. Towarzyszyla im grupka "cywilow" - calosc byla rodzajem mszy w intencji zmarlego czlonka rodziny. Po chwili kilka razy uderzyla drewniana kolatka (ryba), a za nia metalowy gong (w ksztalcie tykwy, tzw. gong w ksztalcie obloku 云板) - obwieszczajace kolacje. Mnisi weszli do jednego z pomieszczen z niewielkim oltarzem w centrum i lawkami ustawionymi w rzedach na przeciw siebie po obu jego stronach. Umilkly rozmowy, slychac bylo tylko siorbanie i mlaskanie. Starszy mezczyzna w cywilu, prawdopodobnie kucharz, podszedl do mnie i zaproponowal kolacje, ale podziekowalem. Na nas byl juz czas, konczylismy powoli zwiedzanie swiatyni.

Zdjecie: Wnetrze glownego budynku w swiatyni - nowe figury zastapily zniszczone podczas rewolucji zelazne posagi buddow:

W miedzyczasie mnisi skonczyli kolacje - zapytalem jednego z nich, czy jest jakas krotsza powrotna droga, zeby nie isc szosa. Ten powiedzial ze jest, a inny mnich obok zaoferowal sie zaprowadzic nas do niej. Wyszlismy ze swiatyni, razem z nami cala grupa mnichow. Droga na skroty okazala sie wygodna szeroka kamienna sciezka - dziewczyny poszly nia do przodu, ja natomiast robilem jeszcze ostatnie zdjecia, i tlumaczylem mnichom skad jestem, ile lat przebywam w Chinach, etc.

Zdjecie: Powoli zapada zmrok, jeszcze ostatni rzut oka na brame swiatynna:

Nagle zadzwonila komorka - dzwonila Duza M nakazujac mi jak najszybsze dolaczenie do nich, bo juz pozno i w ogole. Cos jej odpowiedzialem, a stojacy obok mnich pokiwal glowa ze zrozumieniem i wspolczuciem: "Pewnie powiedziales zonie, ze zaraz bedziesz". Chyba potrafil czytac w myslach...:) Pobieglem za dziewczynami, po drodze znalezlismy jeszcze stary cmentarz, na ktorym pochowani byli wybitni mnisi ze swiatyni, m.in. przeor Juehui 觉慧. To wlasnie Juehui, po latach spedzonych na medytacji w szalasie na szczycie Tiantai, w 1960 roku przybyl do Swiatyni Wysokiej Swiatlosci i rozpoczal jej odbudowe. Wypedzony przez Czerwonych Straznikow Rewolucji w 1966, zmuszony do zapuszczenia wlosow i pracy fizycznej na wsi, wraca do swiatyni w 1978, zostaje jej przeorem i pod jego przewodnictwem swiatynia na nowo odzyskuje swoja swietnosc. Juehui zmarl w 1996 w wieku 78 lat.

Zdjecie: Grobowiec Mistrza Juehui (Przebudzona Madrosc) znajduje sie w lesie niedaleko swiatyni:

Jesli chodzi o Chuandenga - "Przekazujacego Lampe" - to imie to zwiazane jest ze slawna anegdota, tzw. koanem 公案, w ktorym w ukryty sposob przekazywano nauki Buddy. Mnich Deshan 德山 przybyl z daleko do mistrza Chongxin 崇信 po nauki. Wzial ze soba caly stos ksiag, w tym takze wlasne wyjasnienia buddyjskich klasykow. Pewnego dnia Deshan wieczorem opuszczal cele mistrza, poniewaz bylo juz ciemno, mistrz podal mu oliwna lampe mowiac: "Wez lampe, na zewnatrz juz ciemno, oswietlisz sobie nia droge". Gdy Deshan wyciagnal reke, zeby wziac lampe, Chongxin nagle zdmuchnal plomien, i podal mu zgaszona lampe, pytajac: "A teraz wciaz widzisz?". Deshan stanal jak razony piorunem, po powrocie do celi spalil wszystkie swoje ksiegi, i stal sie gorliwym uczniem Buddyzmu Zen. Deshan zrozumial, ze swiatlo lampy, jak wszystko, co przekazuja nam zmysly, jest tylko ich wytworem, a jesli tylko swiatlo naszej prawdziwej natury zostanie zapalone, czlowiek nigdy wiecej nie bedzie przebywal w ciemnosci. Do dzis "przekazywanie lampy" jest powszechnym symbolem przekazywania prawdziwej nauki w chinskim Buddyzmie.

Sciezka doszlismy szybko do drogi. Przed wejsciem do tunelu napotkalismy tubylca (Malej M czyms jechal, Duza M stwierdzila, ze to zapach koz), ktory powiedzial nam, ze jest mozliwosc przejscia taka droga, jaka ja sugerowalem, ale tarasy ryzowe sa zarosniete, bo nikt ich od dawna nie uprawia, i ciezko byloby sie przedrzec przez chaszcze do swiatyni. Po wyjsciu z tunelu zrobilem jeszcze zdjecie zorzy wieczornej nad gorami, gdy bateria w aparacie obwiescila koniec dnia roboczego.

Zdjecie: Wieczorna zorza nad Niebianskimi Tarasami:

Zrobilo sie ciemno, jak tyko moze w gorach, jedynie gwiazdy jasno swiecily nad naszymi glowami. Poszlismy z powrotem, w ciemnosci schodzac skrotami i czesciowo droga. Dobrze, ze przeszlismy te trase wczesniej dwa razy - wczoraj w tym samym kierunku, a dzis - jeszcze pod gore. Podziwialismy nocne niebo, i dosc szybko dotarlismy w okolice hotelu. Pierwotnie myslelismy o zakonczeniu dnia i kolacji w hotelu, ale zdecydowalismy sie jeszcze sprawdzic rozklad autobusow na dworcu polnocnym - skad ponoc jezdza normalne autobusy na szczyt gory. Poszlismy dalej do petli siodemki, i dalej, liczac na taksowke. Nici z tego - nic nie przyjechalo, tylko po zejsciu z gor zrobilismy niepotrzebnie dodatkowe kilka km... W hotelu zjedlismy jarska kolacje - brokuly, serek sojowy, lokalny przysmak - zawijaniec 饺饼筒 i jakies dzikie warzywo z duza iloscia czosnku. Duza M skarzyla sie na zakwasy, wiec poszla wczesniej spac, ja z Mala M zrobilismy jeszcze troche chinskiego i matmy, teraz obie spia dosc niespokojnie, a ja koncze opis dzisiejszego dnia.

http://yaleike.blogspot.com/2009/01/niebianskie-tarasy...

Wiecej: http://yaleike.blogspot.comMarcin Nowak edytował(a) ten post dnia 28.02.09 o godzinie 18:02