Tomasz K.

Tomasz K. Nie rób nic na siłę!
Weź większy młotek

Temat: Moja przygoda przy Ministerstwie Rewolucyjnych Sił...

Przypadkowo trafiłem na tę grupę i postanowiłem podzielić się z Wami moją (i przyjaciół) "przygodą" w pobliżu Ministerio de las Fuerzas Armadas Revolucionarias...

Lipiec 2008
... po godzinie drogi wynajętym autem jak poniżej


Obrazek


Uploaded with ImageShack.us
:)
wraz z wynajętą studentką (naszą przewodniczką) i kierowcą wysiedliśmy niedaleko placu 'José Martí Memorial', nasi kubańscy przyjaciele udali się gdzieś na kawę, a my przebiegliśmy przez główną ulicę i ruszyliśmy obierając za cel monument na tymże placu. Nie pamiętam już kto, ale rzucił hasło, że skracamy sobie drogę przez parking - stało na nim kilkanaście aut, a za ogrodzenie robiła trawa i rzadkie krzaczki. Ledwie pokonaliśmy kilka metrów, rozległ się gromki krzyk, zatrzymaliśmy się zdezorientowani widząc krzyczącego z daleka żołnierza, a może policjanta?
Tak czy inaczej staliśmy jak zamurowaniu, a Kubańczyk biegł z bronią na ramieniu ciągle coś krzycząc w obcym dla nas języku, po krótkiej chwili ruszyło za nim kilku kolegów po fachu.
Gdy do nas podbiegł rzucił wściekle wiązankę obcych nam słów, z których tylko zrozumieliśmy 'passport'. Spokojnie daliśmy mu dokumenty, gość się oddalił na około 15-20m, porozmawiał z kimś przez ukf'kę, po czym spokojnym krokiem zaczął do nas wracać mówiąc tylko OK OK.
Poczuliśmy ulgę, ale zaraz zostaliśmy zbici z tropu - Kubańczyk nie oddał nam dokumentów, tylko powiedział 'ok, ok, come, come' po czym ruszył za przewodnia, a inni mundurowi ruszyli za naszymi plecami.
I tak trafiliśmy do pobliskiego biura, najpierw przedsionek z strażnikiem, dalej za masywnymi drzwiami mała poczekalnia, gdzie przez okienko obserwował nas chyba oficer dyżurny.
Po ok. pół godziny czekania poproszono nas, abyśmy udali się dalej - na naszej drodze stanęła ciężka, skrzypiąca krata..... I tutaj powiem, że tak jak do tego momentu wszyscy mieli dobre humory i mimo tego, że nie wiedzieliśmy o co chodzi, traktowaliśmy to jako jakąś rutynową kontrolę, to w tamtym momencie wszyscy zamilkliśmy, a na naszych twarzach z pewnością można było dostrzec oznakę strachu...
Zaprowadzono nas do małego pokoju, wyposażonego w lodówkę, biurko, kilka krzeseł i portret Ernesto Guevara. Kilkanaście razy zaglądał do nas wspomniany 'oficer dyżurny' rzucając oklepane OK,OK.
Miny wszystkim zrzedły, zaczęliśmy myśleć o tym, że nikt tak na prawdę nie wie gdzie jesteśmy, że nasz kierowca miał na nas czekać po godzinie w wyznaczonym miejscu i prawdopodobnie odjedzie wkurzony, że go wystawiliśmy....
Minęło ok. pół godziny i do naszego "aresztu" wszedł ok. 30 letni Kubańczyk w towarzystwie "dyżurnego'', przywitał się ładnie po angielsku i w tymże języku zaczął nas przesłuchiwać:
- kto my jesteśmy
- co robimy na Kubie
- gdzie mieszkamy
- jak długo zostajemy
- co robimy na Kubie
- kiedy wracamy do kraju itp.

Jak już się wszystkiego dowiedział, ostentacyjnie wyjął paszporty z marynarki i po kolei rozdał.
Rzucił jeszcze kilka ogólników, życzył miłego dnia, pobytu i takie tam... w końcu jak już zmęczeni, ale w duchu szczęśliwi, wychodziliśmy z budynku zapytałem go, co takie złego zrobiliśmy - on na to rzekł:
"weszliście na teren parkingu należącego do Ministerstwa Rewolucyjnych Sił Zbrojnych!!"

my God!!

Gdy dreptaliśmy, wypruci jak po maratonie, obok parkingu kolega wypatrzył małą tabliczkę z napisem w j. hiszpańskim "prohibito (...)"

:)Tomasz K. edytował(a) ten post dnia 02.04.13 o godzinie 00:27
Klaudia Lopez-Bartkowiak

Klaudia Lopez-Bartkowiak Owner, Lopez Sp. z
o.o. / Muga CDV Sp.
z o.o.

Temat: Moja przygoda przy Ministerstwie Rewolucyjnych Sił...

No niestety... Kuba jest bardzo wyczulona na wszelkie ataki w MININT i FAR - bo jest takie przekonanie, że USA tylko czyhają by coś zrobić.
Podejrzewam więc, że kiedy zobaczyli parę osób "kręcących się" w pobliżu samochodów rządowych zareagowali (gdyby żołnierz nie zareagował, a później nie daj boże wybuchła by bomba, to byłby z nim koniec)
Więc takie mają procedury - mimo, że pewnie żaden z nich nigdy terrorystę na obrazku nawet nie wiedział ;)

I tak nie tak źle, bo moja kuzynka (polka) była przetrzymywana przez prawie 7 godzin, ponieważ zrobiła sobie sesję zdjęciową (która trwała ponad 2 godziny) przy pomniku który był 200m od bazy wojskowej i żołnierze myśleli, że jest szpiegiem bo "kto robi 1000 zdjęć przy 3 obeliskach?" ;)

Dlatego zawsze zanim gdzieś jeżdżę czytam co wolno a czego nie, by właśnie nie wpadać w takich tarapatach. A jeśli widzę "prohibido" absolutnie nie wchodzę ;)

Następna dyskusja:

"Cocodrilo verde" - Zielony...




Wyślij zaproszenie do