Temat: Doświadczenia autostopowe
Moje najdalsze wyprawy stopem, to Marsylia w 1997 r., Bazylea w 1999 r., Zagrzeb/Split w 2001 r. i Londyn w 2003 r. Zdecydowanie najłatwiej i najlepiej stopem jeździ mi sie po Francji. Francuzi są otwarci, bardzo sympatyczni i gościnni. Nie zdarzyło mi się jeszcze stać we Francji dłużej na stopa, niż godzinę. Z mojego osobistego doświadczenia wynika, że katastrofalnie stopem jeździ sie po Anglii i Chorwacji. W obydwu tych krajach ustanowiłem swoje "czarne rekordy" jeśli chodzi o długość łapania stopa. Anglicy chyba nie tolerują autostopowania? Jeśli ktoś z Was ma inne doświadczenia z Anglikami, chętnie wysłucham. W każdym razie tylko raz podróżowałem po tym kraju stopem i nigdy więcej tego nie zrobię. Po prostu katastrofa.
Również tylko raz podróżowałem stopem po Chorwacji i również nigdy więcej tego nie powtórzę. W odróżnieniu od Węgier, po których jeździło mi się wyśmienicie - Węgrzy są niesamowicie gościnni - to w Chorwacji przeżyłem prawdziwą gehennę i wróciłem do Polski pociągiem. Generalnie po Niemczech też jeździłoby się bardzo ciężko, gdyby nie niezliczone tłumy Polaków na każdym parkingu i stacji benzynowej.
Chętnie poczytam o Waszych doświadczeniach o obserwacjach co do poszczególnych nacji i tradycji autostopowania. Nigdy nie zapomnę pewnego Czecha, którego poznałem na parkingu autostrady pod Frankfurtem nad Menem. Stał przy wyjeździe z parkingu z kartonem z napisem: AFRIKA! Zamieniłem z nim kilka zdań i twierdził, że już kilka razy dojechał do Afryki stopem i że zwiedził w ten sposób kilka afrykańskich krajów. Cóż, sporo mi jeszcze brakuje do owego Czecha. Mam także przyjaciela, którego 2 przyjaciółki pojechały stopem do Indii. Nie mogłem w to uwierzyć, dopóki nie zobaczyłem zdjęć z tej wyprawy. Pociągiem nie przejechały ani jednego kilometra. Przejechały przez tak ortodoksyjne kraje, jak Irak, Iran, Pakistan. Bardzo trudno w to uwierzyć, ale naprawdę tego dokonały. Jechały do Indii 1,5 miesiąca.