Maciej Froński

Maciej Froński Radca prawny

Temat: Stelios Kazantzidis – nie taki znowu „Grek z brodą”

Wybierając się dwa lata temu na rodzinny urlop na Krecie zabrałem ze sobą zbiór esejów Krzysztofa Lisowskiego „Greckie lustro” i kryminał „Atena odwraca wzrok” Jakuba Szamałka. Na miejscu sięgnąłem w pierwszej kolejności po Lisowskiego i niemalże od razu natknąłem się, skądinąd wśród impresji z Rethymnonu, na interesujący dla miłośnika muzyki folkowej fragment: „Pójdziemy nazajutrz tym tropem, śladem melodii blisko białego portu, i na Odós Arkadíou, głównej ulicy handlowej, znajdziemy sklep muzyczny, a w nim prawie pełną dyskografię wielkiego Steliosa Kazantzidisa. Stelios był naszym krewnym w śpiewie od pierwszej wyprawy na Thasos, kiedy w czasie powrotu tuż przed granicą bułgarską w pewnym podejrzanym sklepiku z tandetnymi pamiątkami i alkoholem nabyliśmy nad ranem płytę bliżej nieznanego „Greka z brodą”. Intuicja okazała się trafna. Stelios był wspaniałym greckim pieśniarzem, przedstawicielem nurtu Laïkó – melancholijnej pieśni przedmieść, ballad opiewających miłość, cierpienie, niepowodzenia zwykłych ludzi. Dopiero tu dowiedzieliśmy się, że Stelios zmarł we wrześniu 2001 roku w Atenach, a wiadomość o jego odejściu pogrążyła wielu Greków w smutku. I my, nagle, w tym niezwykłym świetle, zyskaliśmy nową płytę, lecz straciliśmy przyjaciela”.

Jako że dość szybko okazało się, że niejaka pani Eleni, przesympatyczna Greczynka prowadząca w naszej miejscowości bawialnię dla dzieci, zna i lubi Kazantzidisa, miałem możliwość od razu zapoznać się z jego piosenkami. Wyjaśniło się też, że siwą brodę zapuścił Kazantzidis dopiero na starość, gdy wyłysiał, podczas gdy przez prawie cały czas swojej kariery wokalnej był gładko ogolonym kruczowłosym przystojniakiem o mocno zarysowanej żuchwie, trochę w stylu naszego Mariana Krzaklewskiego, i tak też został pokazany na okładkach większości płyt.

Stelios, a właściwie Stylianos, Kazantzidis urodził się 29 sierpnia 1931 roku w miasteczku Nea Ionia koło Aten, w rodzinie anatolijskich Greków przesiedlonych do ojczyzny przodków po 1922 roku. Jako młody chłopak doświadczył wrogości miejscowych wobec repatriantów, co wyrobiło w nim charakter i na zawsze postawiło po stronie biednych, pokrzywdzonych i wykluczonych ze społeczeństwa. W wieku trzynastu lat został osierocony przez ojca, zamordowanego z powodu działalności w ruchu oporu, co zmusiło go do podjęcia zatrudnienia, najpierw jako tragarz na placu Omonia w Atenach, następnie jako sprzedawca pieczonych orzeszków, w końcu jako tkacz. Jego życie zmieniło się, gdy otrzymał gitarę od właściciela tkalni, który usłyszał Kazantzidisa, gdy ten śpiewał podczas przerwy w pracy. Stelios długo ćwiczył, aż wreszcie zadebiutował występując publicznie w klubie nocnym w Kifissii we wczesnych latach pięćdziesiątych. Wkrótce potem nagrał pierwszą piosenkę. Nie osiągnęła ona powodzenia, ale już następna, „Οι βαλίτσες” (Walizki), do muzyki mistrza rebetiko, Janisa (Giannisa) Papaïoannou, okazała się wielkim przebojem, otwierając mu drzwi do największych klubów. Będący na fali Kazantzidis nawiązał owocny kontakt z największymi wówczas kompozytorami greckimi – Manolisem Chiotisem, Manosem Hatzidakisem, Mikisem Theodorakisem czy Stavrosem Xarchakosem, a także Vassilisem Tsitsanisem, jednym z twórców współczesnego rebetiko, z którym współpraca układała mu się chyba najlepiej.

Kazantzidis miał szczęście, że początki jego kariery przypadły na okres, kiedy ciężki styl rebetiko ustępował nieco weselszemu laïkó. Po drugiej wojnie światowej i wojnie domowej lat 1944-1949 Grecja weszła w okres prosperity, temat nędzy nie przestał pojawiać się w tekstach piosenek, ale funkcjonował bardziej w kontekście wspominania biedy, a nie jej codziennego doświadczania. Praktycznie znikły odniesienia do życia przestępczego i narkotyków. Jednocześnie dojrzało nowe pokolenie muzyków, którzy nie mieli bezpośrednich wspomnień z Azji Mniejszej, tak istotnych dla ducha rebetiko (więcej o rebetiko w artykule Piotra Majczyny „Rebetiko - grecki folklor miejski”, Gadki z Chatki, nr 67/2007). Laïkó wyewoluowało z rebetiko, ale wprowadziło wiele usprawnień, jak choćby dodanie bouzouki czwartej, najniższej pary strun. W tych warunkach Kazantzidis stał się głosem zwykłych ludzi – zmęczonych, wykorzystywanych, zdradzonych, także uchodźców i emigrantów. Wszystko to zdecydowało, że znalazł się w gronie najpopularniejszych greckich piosenkarzy, choć wyżej ceniony był wśród, dajmy na to, pracowników portowych niż wśród klasy średniej.

W 1964 roku Stelios Kazantzidis ożenił się z Kyriakí Papadopoulou zwaną Marinellą, z którą stworzył niezapomniany duet, nagrywając wiele znakomitych piosenek, koncertując w kraju i zagranicą. Wkrótce potem Kazantzidis podjął decyzję o zaprzestaniu koncertowania w nocnych klubach, w ogóle już do końca życia nie śpiewał publicznie. Małżeństwo Steliosa i Marinelli przetrwało do 1966 roku, na scenie u boku wykonawcy pojawiła się Litsa Diamanti. W dalszych latach Kazantzidis tworzył kolejne przeboje, a jego duma objawiła się tym, że na dwanaście lat zaprzestał również nagrywania piosenek oskarżywszy swoją wytwórnię o kolonialne praktyki. Ze studiem nagrań przeprosił się w 1987 roku, wracając w wielkim stylu płytą, która sprzedała się w dwustu tysiącach egzemplarzy. Na szczególną uwagę zasługują cztery krążki, wydane wspólnie z największym pieśniarzem pontyjskim Chrysanthosem Theodoridisem.

Godna podkreślenia była umiejętność Kazantzidisa łączenia radości ze smutkiem. Yaron Enosh, prezenter Radia Izraelskiego (w Izraelu Kazantzidis cieszył się wielką popularnością, zwłaszcza wśród Żydów pochodzących z Grecji), ujął to w ten sposób: „Żeby zrozumieć kult Kazantzidisa, należy najpierw zrozumieć naturę greckiej muzyki i jej miejsce w kulturze. Rolą muzyka jest tam łączyć ludzi z ich uczuciami. Dlatego też większość greckich piosenek dotyczy emocji: miłości, bólu, radości, smutku. Kultura grecka jest kulturą podróży, w odróżnieniu od naszej, która jest zorientowana na osiągnięcie celu. Życie jest podróżą. Niewiele się zmienia, życie to tu i teraz. Nie uważa się teraźniejszości za coś pobocznego w stosunku do przyszłości. Zgodnie z tą filozofią muzyka jest najważniejsza jako medium wywołujące emocje, dlatego też podziwia się muzyków. (...) Istnieje takie greckie pojęcie jak “charmolypi”. Nie da się go przetłumaczyć, ale łączy radość ze smutkiem. To jest właśnie zadanie muzyki: dotknąć całej skali uczuć, od jednego krańca do drugiego. Kazantzidis to potrafił, grał na wszystkich strunach. To jedna z przyczyn, dla których tak go podziwiano”. Piosenkarz Jacky Mekaiten ujął to nieco inaczej: „prawie wszystkie jego utwory są smutne, ale impreza bez Kazantzidisa to nie impreza”.

Wsłuchajmy się w słowa niektórych jego pieśni. W „Της δικαιοσύνης ήλιε νοητέ” (Słońce sprawiedliwości, jak ją czujemy) uderza w tony obywatelskie (słowami noblisty Odysseasa Elytisa): „Słońce sprawiedliwości, jak ją czujemy, i mirtowa gałązko chwały, proszę, nigdy nie zapominajcie o moich stronach”, a w „Σαββατόβραδο” (Sobotnia noc, słowa Tasosa Leivaditisa) w społeczne: „Ludzie, którzy stracili pracę, idą pochować swój ciężki ładunek smutku w podziemnych knajpach”. Inaczej się wypowiada we „Βραδιάζει” (Zmierzcha się, słowa Sotii Tsotou): „Zmierzcha się, znów się dzisiaj zmierzcha, więc śpiewam cicho swoją pieśń. Ciemność obejmuje mnie jak matka, w takiej godzinie chcę umrzeć. Zmierzcha się”. Jeszcze inaczej w „Η ζωή μου όλη” (Całe moje życie, słowa Akisa Panou): „Całe moje życie to odpowiedzialność – bierze ode mnie wszystko, a nic mi nie daje. Całe moje życie to piec – do którego wpadłem i w którym piekę się wolno”. Wreszcie w „Το πελαγο ειναι βαθυ” (Morze jest głębokie) Kazantzidis wyznaje (słowami Nikosa Gatsosa): „Morze jest głębokie, a miłość jest wielka, czuję ból w duszy, kto go ukoi?”.

Jedną z jego bardziej znanych piosenek jest „Βράχο, βράχο τον καημό μου” (Mej tęsknoty liczę skały…), utwór o wydźwięku socjalno-politycznym w epoce wygnań i emigracji, w której niewiele można było powiedzieć dosłownie; utwór wykonywany do muzyki Mikisa Theodorakisa i słów Dimitrisa Christodoulou, które pozwolę sobie przytoczyć w moim przekładzie:

Samotność wielki ciężar ma,
Goryczą skały stoją,
A żal jak morze we mnie łka,
Zalewa duszę moją.

Refren:
Mej tęsknoty liczę skały,
W bólu lepsze to od słów,
Mój niepokój jest w tym cały:
Czy cię, mamo, ujrzę znów?

O, gorzkie morze, weź mnie, weź,
Na mokrych skrzydłach ponieś,
W swój błękit wprowadź, wciągnij, gdzieś
W swym chłodnym umieść łonie.

Refren:
Mej tęsknoty liczę skały...

Niech widok skał nie męczy mnie,
Do śmierci nie kołysze,
Więc rozpuść fale swe we śnie,
Latarnią uczyń ciszę.

Refren:
Mej tęsknoty liczę skały...

Mym rozgwieżdżonym niebem bądź
I moją nową drogą,
Bym miał w nią kogo zabrać bądź
Odezwać się do kogo.

https://www.youtube.com/watch?v=DgwcUpHLuhE

Jak wyjaśnia tłumacz Jarosław Uszpulewicz, zarówno autor słów, jak i kompozytor tej pieśni związani byli z ruchem komunistycznym, przez co byli zawsze w ten czy inny sposób prześladowani. W Grecji stało się tradycją, i to na długo jeszcze przed osławionymi rządami tak zwanych Czarnych Pułkowników (1967-1974), zsyłanie różnych lewicujących działaczy, przeciwników politycznych, artystów i inny „element politycznie podejrzany”, na wygnanie – za granicę czy na niedostępne albo przynajmniej odległe wyspy. Najbardziej znana z nich to Makronisos, ale były też choćby Jaros (Giaros) czy Ikaria. Zesłaniec, nie przebywając formalnie w zamknięciu, był jednak skazany głównie na widok morza i dzikich skał. Dlatego też morze i skały to główni bohaterowie tego utworu, wyrażającego dualizm, ambiwalencję między pozytywnymi dla Greka skojarzeniami z morzem a nienawistną w tych okolicznościach jego monotonią i wrogością.

Kazantzidis zmarł na guza mózgu 14 września 2001 roku. Jego śmierć przyjęto bardzo emocjonalnie w Grecji, jak również i za granicą, wśród greckich emigrantów rozsianych od Stanów Zjednoczonych po Australię. Jego pogrzeb w Elefsinie miał charakter państwowy, transmitowała go nawet telewizja. Podniosła się też fala wspomnień jego życia i twórczości, a w 2010 roku jego podobizna trafiła na znaczek pocztowy.

P.S. Jako że akurat, gdy kończę pracę nad niniejszym artykułem, trwa brazylijski mundial, czuję się w obowiązku wspomnieć, że, jak zresztą znakomita większość pochodzących z Anatolii Greków, był Stelios Kazantzidis oddanym kibicem klubu piłkarskiego AEK (Związku Sportowego Konstantynopola, tymczasowo w Atenach), co więcej, skomponował muzykę do klubowego hymnu – pieśni „Εμπρός της Α.Ε.Κ. παλικάρια” (Dalej, chłopcy z AEK!).

Dziękuję panom Christosowi Kargasowi i Jarosławowi Uszpulewiczowi za pomoc w pracy nad przekładem.

Artykuł ukazał się w piśmie folkowym "Gadki z Chatki", nr 3 (112)/2014