Michał Guć wiceprezydent Gdyni
- 1
- 2
konto usunięte
Temat: Chleba naszego powszedniego...
na Sri Lance schudłam z 5 kg (nie zebym jakoś specjalnie narzekała :) , tamtejsze jedzenie dało się jeśc przez pierwsze kilkanaście sekund a potem trzeba było szybko biec pod wiatr z otwartą buzią w celu schłodzenia organizmuale najsmaczniejsze żarcie w drodze kupowalam na przydrożnych straganach: np. a Maroko kanapki z ze smażoną rybą od pana ktory drapał się rybim ogonem pod pachą, tak dobyrch ryb nie jadłam nigdy w zyciu :) ... a od pana ktory nas probował zignorowac i nie chciał sprzedać swoich wyrobów - krokieciki z ziemniaków i bóg wie czego, smazone w głębokim oleju z jajkiem sadzonym z blachy i pikantnym sosem z pomidorów, drugi raz nie udało mi się go znaleźć w zaułkach mediny. Nie zapomnę też smaku faszerowanych muli sprzedawanych, mimo upału, z wiadra nad Bosforem i tureckiej tzw. pide (mówia na to turecka pizza) z pikantnym farszem i jogurtem do popicia
a wiecie, jest tez taka knajpa na trasie z Kłodzka do Wroclawia, pomiędzy elegancka restauracją a stacją benzynową, mały różowy koszmarek architektoniczny ale karmią bosko, zawsze jem tam surowkę z rzepy :))Małgorzata P. edytował(a) ten post dnia 17.02.10 o godzinie 16:44
Michał Guć wiceprezydent Gdyni
Temat: Chleba naszego powszedniego...
Zaczynając od pozytywów. Dla mnie najpiękniejszymi przygodami kulinarnymi były Indie oraz Gruzja.Indie z dziesiątkami potraw, sosów, zup, deserów serwowanymi wprost z ulicznych straganów. Zakochalismy się w tej kuchni "od pierwszego jedzenia".
Gruzja, to nie tylko pyszne potrawy, podawane ze świeżymi ziołami, ale przede wszystkim sposób ich spożywania. Supra - gruzińska biesiada, gdzie dziesiątki dań je się popijając winem w rytm toastów wznoszonych przez mistrza ceremonii - Tamadę.
Co do trudniejszych doświadczeń, to ciężkie były 4 miesiące w Afryce (Tanzania, Malawi, Zambia). Poza Zanzibarem ,gdzie jedzenie było wspaniałe - krzyżuje się tam kuchnia arabska, hinduska oraz afrykańska. Podczas całej podróży zywiliśmy się prawie wyłacznie owocami (mango, ananasy, banany). Były pyszne, ale ile ananasów można zjeśc dziennie :) Po powrocie z Afryki ważyłem 55 kg (przy 180 cma wzrostu).
Niełatwa była też Mongolia, gdzie podstawą stepowej kuchni były suszone sery, suszone twarogi, suszone korzuchy z kobylego mleka oraz ajrak (kumyts) i archi (bimber). Trzeba jednak przyznać, że zdarzały się cymesiki, na przykłąd chusiury - pierogi z baraniną smazone na baranim łoju - pychotka.
Co do ciekawostek, to na pewno nalezy do nich zaliczyć;
Smażone pająki (Kambodża) - pyszne
Smażone i pieczone koniki polne w Laosie - smażone lepsze
Smażone larwy (Tajlandia) - smakują jak kukurydza
Smażona lub gotowana krew kurczaków (Laos, Filipiny) - smazona smakuje jak bardzo delikatna wątróbka
Stulenie chińskie jaja - w wyniku specjalnego procesu białko robi się brązowe lub czarne i nabiera galaretowatej konsystencji, żółtko natomiast nabiera barwy brązowozielonej. Ciekae, choć nie jest to nasz przysmak.
Z potraw co do których się nie przemogłem:
Embriony cielęce w Wietnamie
Balot- Jajko z kaczym embrionem na Filipinach
Kurze łby z grilla (Filipiny)
Smarzone i wędzone szczury w Laosie (nie spróbowałem tylko dlatego, ze nie wyglądały na swieże).
Marzena
G.
Active Asia Podróże
z Duszą
Temat: Chleba naszego powszedniego...
ja jadlam w Chinach cos, czego nazwy niestety nie znam,ale sprobuje sie dowiedziec jak to sie nazywalo. cos przepysznego - wygladaly na takie jakby miekkie buleczki o konsystencji podobnej jak mozarella,z zewnatrz nawet tak wygladaly - biale o ksztalcie kulki mozarelli, byla tez inna wersja - zolta. maczalo sie je w slodkim sosie na bazie mleka-cos jak slodkie skondensowane nasze mleko. PYCHA!smakowal mi tez waz - tez w Chinach, uczta dla podniebienia,bardzo pikantna!
o Tajlandii nie bede sie rozpisywala,bo nie jadlam tam niczego,czym bym sie nie zachwycila!
Michal , bede musiala sprobowac tych pajakow w Kambodzy!
ostatnio widzialam w tv filipinska potrawe, musze zapytac mojego przyjaciela stamtad jak sie nazywa - czekolada z mleczkiem kokosowym, gesta a na to kladzie sie malenka wedzona rybke-to musi byc niesamowita mieszanka;-)
Michał Guć wiceprezydent Gdyni
Temat: Chleba naszego powszedniego...
Marzena G.:
Michal , bede musiala sprobowac tych pajakow w Kambodzy!
Będziesz musiała poszukać. Mi się udało je dorwać tylko raz. Ale warto :)
ostatnio widzialam w tv filipinska potrawe, musze zapytac mojego
przyjaciela stamtad jak sie nazywa - czekolada z mleczkiem kokosowym, gesta a na to kladzie sie malenka wedzona rybke-to
musi byc niesamowita mieszanka;-)
Tego nie widzieliśmy, za to z filipińskich specjałów możemy polecić halo-halo: mieszanka kruszonego lodu, warzywny krem, fasolki, kukurydza, galaretki, słodkie sosy, lody śmietankowe - pyszne ogromne porcje.
Ilona
B.
photographer,
filmmaker
Temat: Chleba naszego powszedniego...
Witajcie,Jedzienie w podróży to jeden z moich tematów - koników... A to wszystko poprzez mojego męża, dzięki ktoremu połączyłam podróżowanie po świecie z próbowaniem lokalnego jedzienia i picia. Wcześniej, gdy jeździłam sama, takie luksusy były dla mnie niodostępne (zupki chińskie i prymus..., ewentualnie jedno piwko na tydzień). Teraz - jemy tam gdzie się da i co się da, przywożąc ciekawe przepisy i spostrzeżenia do domu...
Europejskie jedzienie nikogo, chyba na zdziwi, no może ciut ... sardyński stary ser, ktory zjada się z białymi robaczkami, nadającymi tej potrawie pulchności... Widziałam w listopadzie, na własne oczy, ale odwagi nie miałam... Za to ogromnie zasmakowało mi spagetti z jeżowca (ricci del mare, lekko słodkawe). Nie wiem, czy potrawa ta jest możliwa do zjedzienia poza Włochami (i to poza sezonem...)...
W każdym razie - polecam, gdybyście tylko mieli okazję!
Po ostatniej podróży na Dominikanę (żadnych hoteli all-inclusive - plecak, namiot i ... lokalne bary z ladami oblężonymi przez gryzące pszczoły i karaluchy wielkości kciuka...) łakomie zerkam na domową... jukę (kwiat). Z jej bulw robili tam smakowite fryty :)
A najstraszniejsze kulinarne przeżycie ...? Muszę cofnąć się z 4 lata do podróży po Indii i Nepalu. I tu - niespodzianka, ale nie indyjskie samkołyki i sposób podania wołały o pomstę do nieba, ale te nepalskie.
Wspominałam już, że jedną z żelaznych reguł naszych podróży jest żywienie się w miejscach oblężonych przez miejscową ludność. A takie wcale nie łatwo znaleźć w najpopoualniejszej dzielnicy Kathamandu - Thamelu. W jednej z bocznych uliczek, głęboko w podwórku (niedaleko posterunku policji turystycznej, ktory odwiedzaliśmy dość często z powodu konfliktu z lokalną pralnią na tle ukradzionych nam skarpetek...), znaleźliśmy newarską "restaurację". Newarowie żywią się mięsem... Menu restauracyjne składało się z wystawionych talerzyków z potrawami. Michał (mój mąż, nie Michał Guć:) już tam coś wybrał i prawie zasiadał do konsumpcji, gdy mnie dosłownie wbił w podłogę widok obranego ze skóry szczura - podanego na talerzu, z zieleniną. Nie, nie było to nic innego - ten ogon był nie do podrobienia.
Gdy tylko odzyskałam władzę w nogach - uciekłam....
Niestety... szczur popędził za mną, czekając jedynie na dogoodny moment. Moment dogodny nadszedł 3 tygodnie później. Po ponad 14 dniach na zupach (nic innego przez gardło mi przejść nie chciało) i przebywaniu na dużych wysokościach (ponad 5,5 tys m.n.pm.) zaczeliśmy schodzić w dół, w dolinę. Wraz z obniżaniem się wysokości rósł apetyt.
W pierwszej lepszej lodge zamówiliśmy sherpa stew (gulaszo - zupa z MIĘSEM!).
W Nepalu czeka sie na jedzienie od 1 do 2 godz... Czekałam i wyobrażałam sobie te pyszne, tłuściutkie kawałeczki mięska. Gdy przyszło - rzuciłam się na swoją porcje, nie zwracając uwagi na towarzyszy. Zjadłam i patrzę na nich - a oni na mnie - wskazując coś w swoich pełnych miseczkach - coś na kształt ogoneczka... Takiego samego, jaki widzieliśmy w Kathmandu, w newarskim barze.... Cóż - jednak co mięso, to mięso po tylu dniach postu :)
Mocno zdezynfekowałam się lokalnym rumem i ... nic mi nie było... Ale wspomnienie szczurzej potrawki tkwi w pamięci do dziś :)
konto usunięte
Temat: Chleba naszego powszedniego...
Najlepsze regionalne jedzenie - Turcja. Tam mógłbym jeść wszystko, i w każdej ilości. Zupy (jakakolwiek dżorba), mięcha (kebaby etc), ciasta (baklava!), wszystko. Na końcu tureckiego wesela załapałem się np. na taki dziwny wynalazek jak zupę miętową. Oddech po niej świeży. Chyba że się ją zwróci, bo na przepłukanie miejscowi dali człowiekowi karafkę z wodą z kranu.Najlepsze jedzenie w ogóle - Singapur. Nie liczy się jako "regionalne", bo to patchwork z tuzina kuchni z calego regiony. W każdym food-courcie są obowiązkowo Chińczycy, Tamile, Malaje, Hindusi i parę innych kuchni. Z delikatesów polecam "pao" (coś jakby knedliki na parze, z masą różnych nadzień), laksa - najlepsza na świecie zupa (chyba ze człowiek ostrego nie lubi, bo wtedy daje w pysk lepiej niż kopnięcie osła), kraby w curry to lokalna duma, a "curry fish-head" to ulubiona pułapka na białych frajerów. Którzy nie wiedzą że najlepsze mięso jest przy skrzelach, a miejscowi wcale nie uważają OCZU tej cholernej ryby za delikates. Oni po prostu uwielbiają się nabijać z łosia, który próbuje wciągnąć rybie oko przez słomkę i przy tym nie zwymiotować.
Ciekawostka: w Sin City znaleźliśmy najlepszą rosyjską restaurację świata. Dlatego najlepsza, bo ostatni Ruski zszedł w niej gdzieś w latach 60. A że Chińczycy są kiepskimi inwentorami, a za to celują w kurczowym trzymaniu się tradycji i kopiowaniu wzorców, więc w tej restauracji wszystko przygotowywane jest dokładnie według przepisów sprzed ponad 40 lat.
Kotlety dają, jak Bozia przykazała, wielkości talerza.
Też dobre: Rumunia. Mają lepsze włoskie jedzenie od Włochów, i parę świetnych miejscowych specjałów. Słynna ciorba de burta (coś w stylu naszych flaczków) jest objawieniem.
Uczucia ambiwalentne: samogon na Ukrainie. Wchodzi jak woda. Tylko że jedzie drożdżami, przy zakupie w nocy od lokalnego bimbrownika można zaliczyć w łeb, po konsumpcji traci się rozum i też można zaliczyć w łeb, a po przebudzeniu niezależnie od zaliczania łeb i tak boli.
Zdecydowanie nie polecam: dieta masajska. Świeże mleko jest OK.
To że to świeże mleko jest wymieszane z krwią, jest mniej OK, ale daje się jakoś znieść. O ile człowiek zagłuszy myśli o pasożytach i innych takich.
To że całość podają w kalebasach, które z braku wody były myte w krowim moczu, jest niefajna. Zapach zmiata białego z nóg na 10 kroków pod wiatr. Jak człowiek mądry, to się wykręci religią. Ale mądry to Polak kurna po szkodzie.
Michał Guć wiceprezydent Gdyni
Temat: Chleba naszego powszedniego...
Ilona Budzbon Marcinkowski:
mnie dosłownie wbił w podłogę widok obranego ze skóry szczura - podanego na talerzu, z zieleniną.
Zazdroszczę. Szczury były serwowane w Odomxai w Laosie. Proponowano nam wędzone i pieczone. Niestety były już pryrządzone, a my zawsze jemy to co robią przy nas więc się nie
załapałem. Ale dobrze wiedzieć że są też w Nepalu. Chcemy się wkrótce wybrać z Maćkiem, więc może wtedy uda się spróbowac :)Michał Guć edytował(a) ten post dnia 16.02.10 o godzinie 22:53
Michał Guć wiceprezydent Gdyni
Temat: Chleba naszego powszedniego...
Michał Wirkus:
Najlepsze regionalne jedzenie - Turcja.
Popieram ten pogląd z zastrzeżeniem że na równi z hinduskim :)
Ilona
B.
photographer,
filmmaker
Temat: Chleba naszego powszedniego...
Michał... może nie trzeba aż do Nepalu... Niedaleko Amsterdamu jest restauracja specjalizująca się w podawaniu szczurów - karmionych jabłkami. Nie są to jednak typowe szczury, te które znam z Nepalu, czy z buszowania w moim składziku żywności. Są to specjalne szczury wodne.... Ponoć pycha. Jednak, pomimo dużej popularności w Holandii szczurów wodnych karmionych jabłkami - nie zdecydowaliśmy się tam zawitać... Ale gdybyście chcieli Maćkowi podać - zrobimy dla Wam rezerwację :)Ilona Budzbon Marcinkowski edytował(a) ten post dnia 16.02.10 o godzinie 23:09
Tomasz
B.
Geo-Ekspert Sp. z
o.o. - Prezes
Zarządu
Temat: Chleba naszego powszedniego...
Michał Guć:noo, o gustach się nie powinno dyskutować, więc tak nieśmiało tylko stwierdzę że jedna i druga dobra, ale jak dobrze zjeść jechać to tylko do Gruzji:)
Michał Wirkus:
Najlepsze regionalne jedzenie - Turcja.
Popieram ten pogląd z zastrzeżeniem że na równi z hinduskim :)
Ilona
B.
photographer,
filmmaker
Temat: Chleba naszego powszedniego...
Popieram ten pogląd z zastrzeżeniem że na równi z hinduskim :)
Tak, ja za hinduskie jedzienie oddałabym z 3 kocie życia :)
konto usunięte
Temat: Chleba naszego powszedniego...
Najlepsze jedzenie to zdecydowanie Sri Lanka. Mieszkaliśmy przez tydzień w małej wiosce jakieś 20 km na wschód od Galle. Stołowaliśmy się u miejscowej rodziny, prowadzącej budkę z żółtymi kokosami przy plaży - codziennie rozstawiali w ogrodzie wśród kwitnących frangipanów i buganwilli pięknie nakryty stół - codziennie było co innego, ryby, kraby i kilka przystawek z rożnymi rodzajami curry - rewelacyjne jedzenie z subtelnie dobranymi, delikatnymi i znakomicie wyważonymi składnikami. Genialne połączenia ostrego ze słodkim i kwaśnym - prawdziwa wirtuozeria... NIe wiem czy to miejsce istnieje - w 2004 roku tsunami weszło tam 12 kilometrów wgłąb lądu....To samo bogactwo smaków to kuchnia tajska - też rewelacja - kiedyś w zupełnie nieuczęszczanej podówczas prowincji Nan, trafiliśmy na jarmark kuchni lokalnej, ludzie z całej prowincji gotowali swoje specjały - to było cos niesamowitego. Tu zaskakuje natomiast kuchnia indonezyjska - bogactwo składników i ryb dużo większe niż W Tajlandii, czy Malezji, a efekty na ogół niezwykle mierne - tak, jakby Indonezyjczykom, brakowało kompletnie wyobraźni kulinarnej - Makasan Padang może się przyśnić w nocy... Nie wiem skąd to się bierze...
Indie szczerze mówiąc nie zachwyciły mnie kuchnią - uwielbiam kuchnię hinduską, ale nie w Indiach. Szczerze mówiąc nie ma chyba złej potrawy w kuchni hinduskiej, natomiast nie zdarzyło mi się, by nie jeść jakiegokolwiek dania w dużo lepszej wersji poza Indiami. (wyjątkiem była kuchnia tybetańska w górach). Problemem kuchni hinduskiej jest fatalna jakość składników - stary, kiepskiej jakości, często przepalony tłuszcz do smażenia, zjełczały tłuszcz do potraw, zwietrzałe przyprawy sypane w związku z tym w nadmiernej ilości, pozbawione smaku i aromatu warzywa (to jest olbrzymi problem tropików - warzywa takie jak czosnek, cebula, pomidory, papryka, marchew, pietruszka, czy bakłażany są bez smaku - rosną za szybko i nie mają czasu by zakumulować olejki eteryczne i substancje nadające im wyrazisty smak). Przyrządzone z normalnych europejskich warzyw (nie mówię o warzywach z supermarketu) te wszystkie potrawy są dużo lepsze. Co do ostrości jest to kwestia względna - czasami kuchnia hinduska jest za ostra- ostrość tłumi wszelkie inne smaki, które w wersji mniej ostrej subtelnie uzupełniają się z ostrym smakiem. Jeśli stosuje się świeże przyprawy, to ostrość można podbić naprawdę bardzo i to nie przeszkadza, zresztą to kwestia osobniczych upodobań i przyzwyczajenia. Nasza roczna córka uwielbia rzeczy na tyle ostre, że większość naszych znajomych nie byłaby w stanie tego strawić. Julka z kolei nie cierpi mdłych papek ze słoiczków - dostaje histerii z radości na widok i smak curry, czy pilawu.
Według mnie olbrzymim problemem w Azji jako takiej (w Indiach szczególnie) jest fatalna jakość mięsa. Pomijam kwestię świeżości ( a raczej nieświeżości) - problem wynika głownie z braku tradycji rozbierania mięsa. Zwierzęta po obraniu ze skóry i wypatroszeniu nagminnie zamienia się w rąbankę, biorąc wszystko jak leci, ścięgna tłuszcz, tnąc pod dowolnym kątem mięśnie i nie rozróżniając części ciała. W rezultacie mięso (i drób) w potrawach ma koszmarną konsystencję i fakturę, do tego dochodzą kawałki słabo jadalne, odłamki kości. Mięso często jest łykowate i twarde, co jest sporym minusem potraw...
Ja traktuję kuchnię Azji jako świetna inspirację do gotowania...
Michał Guć wiceprezydent Gdyni
Temat: Chleba naszego powszedniego...
Jakub U.:
Nasza roczna córka uwielbia rzeczy na tyle ostre, że większość naszych znajomych nie byłaby w stanie tego strawić. Julka z kolei nie cierpi mdłych papek ze słoiczków - dostaje histerii z
radości na widok i smak curry, czy pilawu.
To samo mieliśmy z naszym synkiem. Do zupek ze słoiczków dodawałem mu curry, asafetide, paprykę. Zasmakował i niechciał jeść nieprzyprawionych. Dzięki temu potem gdy ruszyliśmy w świat nie byo żadnych problemów by jadł egzotyczne, mocno przyprawione potrawy.
Co do kuchni hinduskiej - to mam dokładnie odwrotne odczucia. uwielbiam ją w Indiach, a te cuda które robi się pod gust białych w innych krajach w tzw. hinduskich restauracjach zupełnie mi nie smakują.
konto usunięte
Temat: Chleba naszego powszedniego...
Michał Guć:
To samo mieliśmy z naszym synkiem. Do zupek ze słoiczków dodawałem mu curry, asafetide, paprykę. Zasmakował i niechciał jeść nieprzyprawionych. Dzięki temu potem gdy ruszyliśmy w świat nie byo żadnych problemów by jadł egzotyczne, mocno przyprawione potrawy.
Nasza córka na ogół odmawia z godnością słoiczków - nie dziwię się zbytnio, kiedyś spróbowałem i nawet wymieszanie 1:1 z curry by temu nie pomogło ;)
Co do kuchni hinduskiej - to mam dokładnie odwrotne odczucia. uwielbiam ją w Indiach, a te cuda które robi się pod gust białych w innych krajach w tzw. hinduskich restauracjach zupełnie mi nie smakują.
Trochę się źle zrozumieliśmy - dla mnie optymalne hinduskie jedzenie to nie takie robione pod gust białych (bo to jest bardzo luźną wariacjąna temat kuchni hindskiej), ale robione tradycyjnie przez Hindusów, tyle, że z dobrej jakości składników - a o te w tych Indiach, z którymi jako backpakers ma się do czynienia niestety trudno.
To tez trochę zależy gdzie się je - ja staram się jeść tam gdzie zwykli miejscowi, ale raczej "na ulicy" - zupełnie inaczej (zdecydowanie na plus) smakuje domowe jedzenie hinduskie - nawet proste potrawy ale robione w domu. Tu mieliśmy super doświadczenia w Ramadanie w Bengalu i kraju "osi zła" czyli Bangladeszu - kiedy wieczorami ludzie zapraszali nas na wyprzódki do domu na posiłek... Natomiast jakbym miał wymienić pięć miejsc gdzie jadłem najlepsze hinduskie jedzenie, to tylko restauracja GuptaJee w Shimli jest w Indiach - poza tym była knajpa prowadzona przez Sikhów w Casablance, uliczna restauracja otwierana co wieczór przez emerytowanego bengalskiego boksera w centrum Mandalay, tamilski bar szybkiej obsługi w Singapurze i w knajpka w zaułkach starego Montpellier prowadzona przez ludzi z okolic Mumbaju. Kluczem do dobrego hinduskiego jedzenia poza Indiami, jest odnalezienie miejsca, w którym liczba białych dąży do zera - i tam jest kuchnia łącząca wszystkie zalety kuchni indyjskiej (jeśli chodzi o dobór składników, smaków i ostrość) z zaletami dostępu do świeżych składników.
Z drugiej strony na dłuższą metę chyba wolę nawet to uliczne jedzenie z Indii, niż tradycyjną, polską, wieprzowo-kartoflano-kapuścianą dietę...
Ilona
B.
photographer,
filmmaker
Temat: Chleba naszego powszedniego...
Z drugiej strony na dłuższą metę chyba wolę nawet to uliczne jedzenie z Indii, niż tradycyjną, polską, wieprzowo-kartoflano-kapuścianą dietę...
Polska kuchnia nie jest mistrzostwem świata... ale gdy zestawić ją np. z holenderską - oj prędko zaczyna się tęsknić. za kabanosikami, twarogiem, żytnim chlebem, białą kiełbaską i seriniek i makowcem... Oj... tęskni się :)
konto usunięte
Temat: Chleba naszego powszedniego...
Ilona B.:
Polska kuchnia nie jest mistrzostwem świata... ale gdy zestawić ją np. z holenderską - oj prędko zaczyna się tęsknić. za kabanosikami, twarogiem, żytnim chlebem, białą kiełbaską i seriniek i makowcem... Oj... tęskni się :)
Co fakt, to fakt watowaty ciemny chleb tostowy posypany posypką do tortów na śniadanie - pycha, zwłaszcza popite cienką kawą... Cieszę się, że robię doktorat w Utrechcie zdalnie i nie muszę mieć tego problemu na co dzień, tylko raz na jakiś czas...
Na szczęście jest w Holandii sporo knajp będących dziedzictwem epoki kolonializmu i one ratują sytuację...
konto usunięte
Temat: Chleba naszego powszedniego...
O, jeszcze coś.Herbata w Kenii, w 1999 (czytaj: kiedy nie było tam białych ani, z przeproszeniem, infrastruktury).
Herbata dzieliła się na "miejscową" i na "naszą".
Miejscowa była parzona na jakichś brązowych wiórach z plastikowych worków, na wodzie gotowanej na otwartym ogniu. Dodawano do niej w standardzie kolosalne ilości białego cukru i koziego chyba mleka. Wynikiem był brązowy ulepiec, pachnący spaloną oponą, smakujący jak słodki oscypek, i powodujący galopującą próchnicę.
Nasza była parzona na przezornie wziętym Earl Greyu, gotowanym na palniku turystycznym. Wynikiem był względnie poprawny Earl Grey..... po którym oddech zionął apteką na metr. Bo wodę dezynfekowaliśmy jodyną.
W sumie nie wiem co było gorsze.
konto usunięte
Temat: Chleba naszego powszedniego...
To prawda, że w krajach, w których uprawia się herbatę naprawdę trudno uświadczyć dobrej, porządnej herbaty - najwyraźniej wszystko idzie na eksport... Nawet w takich zagłebiach jak Nuwara Eliya na Cejlonie - można było na miejscu kupić albo zwietrzałą herbatę "pamiątkową" albo jakieś zmiotki, których nie udało się sprzedać nawet razem z innymi odpadami produkcyjnymi, z których robi się herbaty w torebkach... (to tak, dla informacji osób nieświadomych - "starannie selekcjonowane liście", które trafiają do torebek polegają na tym, że w trakcie produkcji wysokogatunkowych herbat powstaje mnóstwo odpadów (to, co się zsypie na podłoge, albo wyjmie z maszyny w ramach czyszczenia). Te odpadki są mielone (stąd duża moc herbat w torebkach) i sprzedawane poza aukcją jako odpady...Ja staram się wozić ze sobą zapas gunpowdera, a ostatnio zacząłem się nosić z myślą o braniu na kolejne trekkingi do Papui kawy i małej maszynki do espresso - tak na poranny rozruch - kawę w Indonezji mają przednia, ale parzą ją w sposób okrutny - a jedyną alternatywą jest nesspresso 3 w jednym - bardziej parszywego surogatu kawy chyba nie da się stworzyć....
Ilona
B.
photographer,
filmmaker
Temat: Chleba naszego powszedniego...
Co fakt, to fakt watowaty ciemny chleb tostowy
brrrr - datego co piatek pieczemy swoj, swojki, żytni, na zakwasie :)
posypany posypką
do tortów na śniadanie - pycha,taaak... ta posypka jest albo żółta albo niebieska albo różowa... w "lepszych" knajpkach śniadaniowych dają też czekoladową
na obiad frykadela (czyli pies zmielony z budą w jednej mazi, usmażony na głebokim tłuszczu i tyle...)
Jedyne, co jest warte grzechu w Holandii to śledziki (takie zmacerowane), wafle karmelowo miodowe i piwo zzza miedzy - znaczy belgijskie - na każdy dzień roku inne.
- 1
- 2
Podobne tematy
-
RACJONALIZM » PRAKSEOLOGIA PROF KOTARBIŃSKIEGO a "organizacja naszego... -
-
NIE PALĘ » PALENIA naszego Powszedniego!! -
-
EFT Techniki Emocjonalnej... » Toksyny i pasożyty, czyli przyczyny naszego złego... -
-
kręci się » Zapraszamy na dni otwarte naszego partnera - I Zespołu... -
-
Monarchizm musi wreszcie... » Jakiej szlachty chcemy w przyszłości dla naszego kraju? -
-
WSPÓŁPRACA BIZNESOWA » Event Managerze!Pochwal się swoją realizacją na łamach... -
-
Bezpłatne porady prawne » ex robi się coraz bardziej agresywny- na oczach naszego... -
-
Wyższa Szkoła Humanistyczno... » Leśne doły - najnowszy film naszego absolwenta -
-
Pilates » Proszę o przestrzeganie zasad naszego FORUM:-) -
-
Historia pracy w pewnej... » http://www.wiadomosci24.pl/artykul/lubu_dubu_niech_zyje_p... -
Następna dyskusja: