Temat: Polacy w Australii
Agnieszka O.:
chyba źle to napisałam:), chodziło mi o wypaczenie w polskich klubach założonych i prowadzonych przez starą emigrację (wcześniejsze wpisy o tym były). spotkałam się z tym w kanadzie i byłam porażona jakie dyrdymały opowiada polonia o Polsce i Polakach, w ogóle nie mają pojęcia jak obecnie wygląda sytuacja.
Zgadzam się, że Polska jest ciekawym i bogatym kulturowo krajem. Cały czas się coś dzieje i zmienia, ale trzeba być na miejscu żeby w tym uczestniczyć. Sama zapraszam znajomych z całego świata i są zachwyceni Wrocławiem i Krakowem. Można mieć znajomych z różnych krajów, ale po co jednoczyć się w klubach polskich?
Swoją drogą mieszkając w Polsce nie jadam golonki i pierogów, za to dość często chodzę na sushi:) ale to nie kwestia gdzie się mieszka tylko co się lubi jadać.
pozdrawiam serdecznie
Pani Agnieszko!
Bardzo podoba mi się poziom Pani wypowiedzi.
Radziłabym się kilka razy zastanowić zanim coś Pani napisze, jeśli nadal po zastanowieniu się, nie jest Pani pewna swojej wypowiedzi to proszę jej nie umieszczać bo ......
hmmm jak by to ująć grzecznie
może kogoś naprawdę urazić.
Proponuję zachować swoje wypowiedzi, wydrukowane najlepiej, i przeczytać je za dobre kilka lat.
Cała Pani wypowiedz jest bardzo kontrowersyjna ale pokuszę odpowiedzieć się na jedno z Pani (chyba) retorycznych pytań:
Po co jednoczyć się w polskich klubach?
Mnie się wydaje, że nawet raz do roku jest całkiem przyjemnie pośmiać się z "zakomuszonych" polskich stołów, krzeseł, śmiesznych starych szklanek z podstawkiem. Ja czasami mam ubaw z rozmowy ze "starymi" Polakami. Lubię czasami wypić sobie, piwko (pomimo, że polskie piwko dostanę w lokalnym monopolowym za połowę ceny)
Jestem Polką więc dlaczego nie wspierać klubu - a co tam niech mają - jedno piwko se wypiję :-) Ci ludzie dla nas są teraz nudni, nieciekawi i nisko wykształceni. Ciekawe jak będą postrzegały nas nasze dzieci i ich dzieci? Myślicie że inaczej???
Kluby Polskie powinny istnieć, powinni się w nich ludzie spotykać, nawet jeśli nie są tak piękne jak Kraków! To tutaj mamy swój kawałek Polski i jak zatęsknimy to możemy poszukać ukojenia ......albo i nie :-)))) To, że raz na sto lat zawitamy do klubu znaczy, że nie wypieramy się polskości, chcąc nie chcąc utożsamiamy się z nią i to chyba jest najważniejsze......że słoma z butów mi nie wystaje :-)
Mam córkę i mam także przeogromną nadzieję, że jak urośnie to będzie chciała znać Polskę i pomimo wszystko wybierze golonkę i pierogi ponad sushi.
pozdrawiam
z zimnego Brisbane :-(