konto usunięte
Temat: Córka polarnika
Jeśli wierzyć, że dzieciństwo jest zawsze beztroskie i szczęśliwe to dzieciństwo Kari Herbert mogłoby uchodzić za prototyp.Dziewczynki z plemienia Inughuitów ze szczeniętami husky więcej zdjęć No bo cóż może być piękniejszego niż dorastanie pośród Eskimosów, szczeniaków husky i żółtych arktycznych maków wyrastających na wiosnę prosto ze śniegu?
Stare dusze dzieci
Po wyprawie, dzięki której został okrzyknięty ostatnim prawdziwym eksploratorem, Wally Herbert założył rodzinę, ale wcale nie zamierzał porzucać Arktyki. Może nie planował kolejnej wyprawy na miarę przejechania Arktyki saniami zaprzęgniętymi w psy husky, ale narodziny córki nie specjalnie oddaliły go od planów poznawania kultury Grenlandii. Wręcz przeciwnie, pierwsze lata życia dziecka, kiedy nie chodzi ono jeszcze do szkoły, wydawały się idealnym momentem na to, aby zamienić mieszkanie w Anglii na myśliwską chatkę na Wyspie Herberta. W efekcie, jego 10 miesięczna córeczka Kari swoje pierwsze słowa wypowiedziała w języku innuickim a jej ulubionym przysmakiem był mattak - tłuszcz wielorybi podawany w wersji zmrożonej, albo dojrzałej, czyli po odstaniu kilku miesięcy, gdy jego kolor robi się zielony a zasoby witaminy C nieograniczone.
Oprócz bajkowej scenerii i treściwych przysmaków dzieciństwo Kari obfitowało w nieograniczoną swobodę. - Eskimoskie wychowanie jest wyjątkowo bezstresowe. Dziecku nie zabrania się niczego - opowiada 40 letnia dziś Kari, z którą spotykam się w Londynie, gdzie przyjechała ze swojej zasypanej śniegiem wioski w hrabstwie Cambridgeshire. - Eskimosi wierzą w reinkarnację i wychodzą z założenia, że jeśli malec popełnia jakiś błąd to znaczy, że zapomniał i powinien doświadczyć tego jeszcze raz. Nawet dzisiaj, mimo że nie ma już prawdziwych szamanów zdarza się, że ktoś wskazuje czyja dusza wcieliła się w nowonarodzone dziecko. W efekcie do małego dziecka mówi się babciu, albo dziadku.
- Sama jestem teraz w ciąży, ale nie wiem czy chciałabym żyć z poczuciem, że moje dziecko jest czyjąś babcią - dodaje po chwili zadumy Kari. - Co ciekawe, mimo kompletnego braku dyscypliny oraz autorytetu dzieci nie są rozwydrzone. U Innuitów wszyscy są po prostu równi. No, oprócz kobiet.
Życie żony Eskimosa
No właśnie. Czy życie Marie, mamy Kari, było równie idylliczne? Pod pewnymi względami na pewno. Polarne zorze i pękające góry lodowe potrafią dodać blasku nawet najbardziej surowym warunkom. Ale Grenlandia lat 70-tych w wielu aspektach pozostawała tym samym, czym była przed wiekami. Na wyspie Herberta nie było prądu ani bieżącej wody. Społeczność utrzymywała się głównie z polowań, co oznaczało ścisły podział pracy pomiędzy płciami. Wally starał się pomagać żonie w codziennych obowiązkach (gdy nosił córkę na rękach wszystkie kobiety w okolicy turlały się ze śmiechu), ale ponieważ jego głównym zadaniem było poznawanie kultury, bardzo często znikał wraz z myśliwymi na polowaniach. Wtedy, co rano, Marie musiała własnoręcznie rozpalić ogień oraz wybrać i odrąbać dobry kawałek lodu na herbatę (tylko krystaliczny lód oznaczał słodką wodę). Kolejnym obowiązkiem było oporządzenie odzieży. Rodzina Herbertów szybko przestawiła się z ortalionów na dużo cieplejsze skóry renifera i lisa. Aby nie przemakały, należało je codziennie dokładnie obejrzeć i wyeliminować dziury, rozwiesić do wysuszenia, a mukluki, buty z skór fok lub reniferów, zmiękczyć oraz wymienić w nich wkładkę ze słomy lub mchu.
- Dawniej do wyprawiania i zmiękczania skór kobiety używały zębów, cierpliwie przeżuwając kolejne połacie. Stąd potężne braki w uzębieniu u starszych eskimosek - opowiada Kari. - Ciężko się dziwić - jeszcze w XIX wieku kobieta na Grenlandii była traktowana na równi ze zwierzęciem pociągowym. Podczas wypraw białych eksploratorów to one były delegowane do wiosłowania i noszenia bagaży.
Po dwóch latach rodzice Kari stwierdzili, że nadszedł czas, aby zrównoważyć wychowanie córki o element kultury angielskiej. - Gdy wróciłam rodzina przyglądała mi się ze zadziwieniem nie rozumiejąc moich charczących okrzyków i imitowania świstu bata, którym każde dziecko na Grenlandii odstrasza psy husky - wspomina ze śmiechem. - Woda lecąca z kranu była dla mnie niezwykłym przeżyciem. Ale przede wszystkim byłam pogrążona w żałobie. Czułam się jakbym straciła część rodziny. Myślałam o tym wszystkim godzinami siedząc przed telewizorem, gdzie usadowiono mnie abym podciągnęła się z angielskiego.
Kari bardzo szybko podłapała angielski styl bycia. Z początku zbuntowana, w szkole podstawowej była raczej samotnikiem. Aż w wieku 20 lat weszła w fazę eksperymentów. Podróżowała samotnie w takie miejsca, że nawet jej zaprawieni w boju rodzicie drżeli o córkę. - Myślę, że te moje podróże były częściowo wywołane zagubieniem. Mimo że obecnie jestem dosyć porządnie zakorzeniona w Anglii, prowadzę tu wydawnictwo, oczekuję dziecka, wciąż mam poczucie życia pomiędzy światami. W zasadzie nigdzie nie czuję się całkowicie u siebie. Ale za nic nie oddałabym mojego dzieciństwa. To był najwspanialszy dar jaki mogłam dostać od rodziców - zapewnia. I wciąż wraca na Grenlandię.
- W pewnym momencie, gdy akurat rezygnowałam z posady stylistki japońskiego zespołu rockowego, mój tata wybierał się statkiem rejsowym na Grenlandię jako wykładowca. Stanęłam na głowie, aby z nim pojechać. Na lądzie byliśmy dosłownie kilka godzin, ale ciepło, którym mnie obdarzono podczas powitania sprawiło, że wiedziałam, iż wrócę na dłużej. W głowie miałam już plan zdobycia kontraktu na autobiografię.
Zagubieni myśliwi
Gdy kontrakt i miliony spraw organizacyjnych zostały załatwione Kari przyjechała na Grenlandię i zamieszkała w domu swojej eskimoskiej siostry Luisy. Dużym, jasnym, przestronnym, bez żadnych śladów krwi czy wielorybiego tłuszczu na ścianach. W niczym nie przypominającym wiecznie utytłanych chatek, w których mieszkali na wyspie Herberta. Ale życie na wyspie Herberta już dawno okazało się zbyt trudne. Obecnie jej mieszkańcy osiedlili się w Qaanaaq, mieście, w którym nikt nie pamięta już czasów topienia lodu na herbatę czy palenia w lampach tłuszczowych. Tak samo jak nikt nie jest w stanie utrzymać się już wyłącznie z polowań. Dlatego mężczyźni zaczynają szukać innych źródeł dochodu, a i kobiety stopniowo wchodzą na ścieżkę zawodową. - Zmiana jaka nastąpiła była bardzo gwałtowna. Wielu mężczyzn nie może pogodzić się z tym, że nie jest w stanie samodzielnie wyżywić rodziny. Pojawia się problem przemocy domowej, potęgowany przez alkohol. Historia rodziców Luisy, którzy byli najbliższymi przyjaciółmi moich rodziców, jest tego niestety koszmarnym przykładem. Podczas alkoholowej awantury mama Luisy, zastrzeliła swojego męża. I takich tragedii niestety jest coraz więcej.
Gulasz z narwala
- Wielu dziennikarzy przyjeżdża, aby zrobić z Innuitów barbarzyńców, którzy z okrucieństwem zarzynają niewinne zwierzęta. To bardzo niesprawiedliwa ocena. Innuici wierzą, że zwierzęta mają dusze, które również odradzają się poprzez reinkarnację. Dlatego nadal gdy zabiją zwierzę wkładają mu do pyska kulę śniegu, aby duch nie był spragniony w drodze do krainy duchów. Gdy upolują narwala wykorzystują każdą jego cząsteczkę. Poza tym, każdy myśliwy musi się zarejestrować i obowiązują go ścisłe ograniczenia.
Kari potrafi bardzo przekonywająco bronić kultury Innuitów, ale gdy dotarła na letni obóz na widok wybrzeża zachlapanego krwią zrobiło jej się słabo. - Na obóz letni wyjeżdżają myśliwi ze swoimi rodzinami. Podczas gdy panowie polują, kobiety obrabiają mięso i skóry na sprzedaż oraz zapasy. Pierwsze wrażenie było mocne. Ale jednocześnie poczułam ogromną ulgę. Taką Grenlandię pamiętam. Surową, bezpośrednią, ściśniętą na kupie. Mieszkaliśmy w małych chatach, do których mógł się dołączyć każdy, kto chciał. Spaliśmy na jednym podeście. Gdy wydawało mi się, że nagotowałam na co najmniej dwa dni okazywało się, że wszyscy mają ochotę spróbować co takiego wydumała ta nasza nieporadna Kari i po godzinie garnek stał pusty. Zresztą obśmiewanie moich umiejętności gospodarsko kulinarnych było jedną z ulubionych rozrywek kobiet na tym obozie - śmieje się Kari.
Wielkie żony
Podczas obozu Kari często myślała o swojej mamie. I o dziesiątkach innych kobiet, które wspierały swoich mężów polarników. - Moja mama zorganizowała wiele ekspedycji. Zajmowała się reklamą, znajdowała sponsorów. Gdy mój ojciec utknął na północy Grenlandii wydobyła pieniądze spod ziemi, przetransportowała je na Grenlandię i załatwiła helikopter, który poleciał go uratować. Wszystko to będąc w ciąży z moją siostrą, opiekując się małą mną i próbując skończyć swoją książkę. Zainspirowana historią swojej mamy Kari pracuje właśnie nad książką o żonach, które stały za sukcesem wielkich polarników. - To niesamowite, że tak mało o nich wiemy. Jane Franklin, która zorganizowała 49 wypraw w poszukiwaniu zaginionego męża doczekała się pierwszej biografii dopiero dwa lata temu. A przecież wielka część Arktyki została zmapowana właśnie dzięki jej wyprawom.
Muszę się tylko trochę pośpieszyć z pisaniem, bo w planach mam letnią wyprawę z dzieckiem i partnerem na Grenlandię. Nie potrafiłabym żyć bez podzielenia się z moimi bliskimi darem jakim jest życie w prawdziwej wspólnocie.
Autobiograficzna książka Kari Herbert, pt. "Córka polarnika. Zapiski z krańca świata" ukazała się nakładem wydawnictwa Carta Blanca.
Źródło: http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,96856,912...