Szymon N. Sieciorozwijacz
Temat: Obsługa w agroturystyce - gospodarz a agroturysta
Hej,Przyznam, że piszę to trochę zirytowany kontaktem z jednym
z gospodarstw i chętnie skonfrontuję moją irytację z Waszym
- gospodarskim - punktem widzenia na takiego kolesia jak ja.
I może niech to będzie taki ogólny, zbiorczy wątek o kontaktach
na linii gospodarz-agroturysta?
* * * * *
Znalazłem fajne gospodarstwo. Nad pięknym jeziorem. Idealnie
położone by trzema majówkowymi dniami objechać całe mnóstwo
fajnych rzeczy w okolicy. Wyglądające na zadbane, ładnie
wyposażone, treściwie się opisujące na stronie www. Chcę
zarezerwować 3 pokoje 2-osobowe.
Telefon, odbiera gospodarz, konkretny facet, mówi że ma wstępnie
zaklepaną grupę na majowy weekend, ale wciąż bez zaliczki, więc
prosi o mejla i obiecuje napisać jak tylko sprawdzi czy tamci
są wciąż zainteresowani. Ok. Poziom satysfakcji z rozmowy: 100%.
Mejl wysłany. Napisałem, że w nawiązaniu do rozmowy..., że
proszę o informację jak z ową grupą, że w jeden lub dwa dni
prosimy również o obiadokolację (zwykle jadamy w trasie).
Tego samego dnia późnym wieczorem przychodzi odpowiedź
od gospodyni: 'koszt noclegu tyle i tyle, śniadanie podajemy
o tej, a obiad o tej, więcej na stronie' podpisane imieniem
gospodyni. Czyli zupełnie żadnej odpowiedzi na moje pytania.
Poziom satysfakcji z odpowiedzi: 0%.
Odpowiadam - ciągle mejlowo, bo gospodarz wskazał ten kanał
komunikacji jako najlepszy - ponownie pytam o wspomnianą grupę,
pytam o obligatoryjność wyżywienia, bo koszt jaki podała gospodyni
wskazuje na pełne wyżywienie, pytam też o zawartość śniadania,
gdyż na stronie mowa jest o pełnej gamie własnych produktów
(wędlin, twarożków, konfitur).
Przychodzi odpowiedź: że pokoje wyłącznie z wyżywieniem, że
potwierdzeniem rezerwacji jest zaliczka. Opadają mi ręce.
Poziom satysfakcji z odpowiedzi... marny.
Wysyłam raz jeszcze mejla z pytaniem o możliwe najpóźniejszą
porę obiadokolacji, by jednak jeść tam i móc właśnie do tego
gospodarstwa trafić z powodów lokalizacji, oraz... ponownie
pytam o śniadanie.
Przychodzi odpowiedź: obiadokolację podajemy o tej i o tej...
- jak wcześniej, bez odrobiny chęci dostosowania się do gościa.
Ani słowa o śniadaniu. Poziom satysfakcji... ech.
I teraz moje wrażenia: prawdę mówiąc, czuję się jakbym szanownym
gospodarzom przeszkadzał w spokojnym żywocie nad pięknym
jeziorem. Jak kilka lat temu w Banicy w Beskidzie Niskim.
A przecież wiem, że są gospodarze, którzy potrafią i chcą
wczuć się w moje turysty potrzeby i się ze mną dogadać: rok temu
dobre kilkadziesiąt kilometrów dalej w Starej Szkole (przepyszne)
obiadokolacje jadaliśmy o dowolnej porze, w Domu na Łąkach w Izbach
kucharka ze wsi codziennie czekała aż wrócimy z biegówek w górach,
a wracaliśmy ciemnymi wieczorami. I tak dalej.
Dalej: zniechęca mnie bardzo na siłę 'wciskanie' (przepraszam)
posiłków do pobytu. Widzę w tym niestety rozpaczliwą walkę
o każdą złotówkę, a takich sytuacji mam dosyć z własnego firmowego
życia. Czy gospodarstwo zarabia rzeczywiście tyle na jedzeniu,
by nie móc z niego zrezygnować?
Z drugiej strony - muszę jednak zrozumieć, że ktoś nastawia się
na taki a nie inny model biznesu i nic mi do tego. Tylko...
niech wtedy chociaż jakoś to komunikuje w bardziej przyjazny
sposób, niech jednak odpowiada na pytania...
Bardzo, bardzo interesuje mnie spojrzenie tych z Was, którzy
sami prowadzicie gospodarstwa. Czy ja za dużo chcę? :]
Pozdrowienia,
Szy.Szymon N. edytował(a) ten post dnia 10.03.10 o godzinie 11:09