Temat: Atrakcje w gospodarstwie agroturystycznym
Droga Katarzyno, Moniko i wszyscy inni - zebrałem swoje przemyślenia i wspomnienia (trochę tego jest już na GL i na naszej wwww) i zawarłem w formie opisu powstawania naszej agroturystyki i pod koniec konkretnej oferty. Jeśli ktoś zaczynający coś znajdzie dla siebie to fajnie, jeśli kogoś z przyszłych Gości zaciekawię sobą to podwójnie fajnie.
O tym jak ból głowy doprowadził do powstania naszej agroturystyki (-:
http://www.ostrowkierwinski.pl/
http://www.ostrowkierwinski.pl/ksiega_gosci.html teraz 8 stron
Wszystko zaczęło się nieomal jak w bajce - dawno, dawno temu za lasami za jeziorami...
Ponad 26 lat temu poznaliśmy się Beata z Warmii córka leśnika i Waldek mieszczuch z Mazowsza. Połączyła nas miłość, rogata dusza, harcerstwo. Później ślub (także cywilny - harcerski), urodzenie syna Łukasza i praca w mieście, ale zawsze tęsknota do szumu wiatru, bezkresu pól, zacisza lasu, błękitu jezior.
No i zdarzyło się.
Kiedyś zachciało nam się rzucić wszystko, sprzedać wszystko, co mamy i pojechać gdzieś w diabły. Wiązało się to z moim udarkiem mózgu (osiem lat temu) – piszę udarek a nie udar bo mnie się udało prawie bez pozostałości choć czas mierzyliśmy już w minutach i godzinach a nie nawet w dniach. Czas można różnie mierzyć - mnie zdarzyło się na wszelki wypadek pożegnać się z żoną w szpitalu. Na szczęście mogliśmy się po tym znów przywitać. Takie sytuacje zmieniły nasze życie, postrzeganie czasu i potrzeb. Dały nam siłę do pracy, choć czasami była ponad siły…Nie żałujemy!
Teraz mierzymy czas inaczej z naturą, porami dnia, roku...
A więc rzuciliśmy wszystko, sprzedaliśmy wszystko i jesteśmy w budynku zamieniającej się w piękny dom, wreszcie u siebie i mamy czas dla siebie (mimo iż więcej i ciężej pracujemy niż wcześniej). Mimo problemów zawsze byliśmy szczęśliwi ze sobą a teraz.... Zakochaliśmy się w siedlisku w Kierwinach i tak osiedliśmy na Warmii pod Lidzbarkiem Warmińskim. Prawie sześć lat, raz bez grosza raz z groszem czyścimy, remontujemy, budujemy i z niczego udaje nam się zrobić coraz coś ładniejszego. Pasiemy kozy, karmimy świnki i kury o kotach i psie nie wspomnę.
Do czterdziestki byłem w stu procentach z miasta a teraz wsiowy z wyboru i dobrze mi z tym, a czy dobrze np. Gościom w naszej agroturystyce, to tylko mogą odpowiedzieć Oni i wpisy w naszej Księdze Gości.
A wszystko jest wypadkową czasu, siły, wieku i pieniędzy. My żeby osiedlić się tam gdzie wymarzyliśmy sobie i doprowadzić do stanu zadowalającego potrzebowaliśmy 6 ciu lat i sprzedania wszystkiego co mieliśmy. Nieoceniona była pomoc rodziny i przyjaciół i to nie tylko finansowa ale nazwijmy to darowa. Dawali wszystkie sprzęty jakie Im zbywały a my to wykorzystywaliśmy. Robota taka, że rączki nie nadają się do całowania a do szorstkiego uścisku dłoni. Jeśli nie boimy się brnięcia w śniegu po pas zimą i wylewania hektolitrów potu latem to walczymy. My walczymy.
My postawiliśmy na prawie samowystarczalność żywnościową ale mając jeden hektar ziemi już np. ziarna dla zwierzaków sami nie wyprodukujemy tylko musimy kupić. Zwierzaki dla siebie też wychodujemy, kozy dadzą mleko, kury jajka itd itp. Co do agroturystyki - to mało śpiąc i długo pracując dajemy Klientom to co trzeba i są (ufamy) zadowoleni. Postawiliśmy na ciszę i spokój (nie na zadupie!). Naprawdę na wypoczynek w spokoju. Pierwsi Goście to sobie chwalili, i wrócą bo część już podsyłała swoich znajomych.
Teraz kwestia wieku my nie byliśmy w momencie osiedlania ani starzy ani młodzi, czyli sił do pracy było (aczkolwiek po udarku róznie ale sądzę iż ta zmiana trybu życia i praca w większości na powietrzu dała mi żyć!). Dziecko już było prawie dorosłe, więc odpadł w pewnym sensie problem szkół, dojazdów itd. itp.
Co do spokojnej egzystencji to denerwuję się ilością pracy i ew. brakiem pieniędzy ale inaczej. Paradoksalnie!!! denerwuję się spokojniej! Mam możliwość odpowiedniego wyboru prac i czasu wykonania - nie mamy innego szefa niż sami sobie i jak czegoś nie zrobię to pretensja tylko do siebie a i w zimę i w lato będzie tej robooooooty (nie wierzmy w to że rolnik tylko sieje i zbiera no i płaci KRUS (-: ).
A pracę w ciszy i tą wspaniałą ciszę można odszukać i w sobie i w nowym miejscu dla siebie (po rzuceniu miasta i pracy Warszawie jak my naprawdę mamy tu cichuteńko (- : ). Tak naprawdę, to zaprawdę nie zamieniłbym tego co teraz robię na wcześniejsze. Szkoda, że to co teraz nie nastąpiło wcześniej. Mimo zmęczenia uważam to nasze agro za sielankę. Choć nie znaczy to że nie mamy chwil zwątpienia czy padnięcia ale i tak się cieszymy.
Lubię tu np. słuchać radia Olsztyn, bo kiedyś słuchałem je na wakacjach a teraz na co dzień czyli wakacje w pracy codziennie (-:.
Zmienłem się tutaj, schudłem 30 kilo, jestem mniej nerwowy, mniej boli mnie głowa. Bea mówi że naprawdę takie życie według pogody i pór roku - bycie wsiowym z wyboru nastraja nas lepszymi do siebie i świata. I na pewno ma rację.
Humorystycznym przykładem niech będzie to iż naprawiałem niedawno antenę satelitarną przez czterech dni mimo iż wiedziałem na 90 % pierwszego że trzeba było ją oddać na złom. Humorystyczne jest to, że dawniej miałbym pretensję do całego świata o zepsuty sprzęt (który ma prawo kiedyś się po prostu skończyć) a tutaj wytrzymałem 4 dni i dopiero (-: ostatniego ją porąbałem (-:
Teraz kolory. Zielone dookoła szczególnie nastraja pozytywnie. Żółte słońce lata i ruda jesień też. Nawet biel zimy. Naprawdę. Czuję się bardzo młodo (mam 46 lat). Zawsze lubiłem przyrodę, ludzi (stary harcerz - Bea też) i to pomaga prowadzić taki biznes jak agroturystyka, tak aby Goście byli zadowoleni.
Teraz trochę o ekologii, patrzenie na eco nie tylko jako ekologiczne jedzenie ale także (a może przede wszystkim) sposób życia. Na sobie i rodzinie widzę róznicę. Teraz uprawiam ziemię a Ona jest z reguły wdzięczna, ale czasami i narowista (w większości wdzięczna). Za rodziną tęsknię ale z częścią widzimy się czeęściej niż kiedy mieszkaliśmy o parę kilometrów od siebie a nie 300 jak teraz.
A teraz eco w żywności. Znów na naszym przykładzie. Można uprawiać bez "dodatków" na „oborniczku”– tylko czasami zagon kapusty wpierniczy bielinek a coś podje od dołu marchewkę i pietruszkę, nie nawieziesz nie opryskasz więc będzie mniej i mniej dorodne ale smaczniejszeeeeeeeeee.
Jak mamy zaprzyjażnionych ludzi w mieście i kupią warzywko bez pośredników to ok. Ale to można przy niedużej produkcji.
A teraz jeszcze zima.
Dedykuję ją tym, którzy starają się ze światem nas powiązać. Drogowcom, traktorzystom, urzędnikom gminnym i innym. Wójtom. Takim jak nasi. Przemiłym, chętnym do pomocy, starającym się. Tylko że….. a my i tak od świata odcięci jesteśmy (-:.
Oczywiście od czasu do czasu, przecież nie na całą zimę (-:. Ale dni kilka, czasem tydzień….
A przecież chcemy tu żyć, tu mieszkać, tu pracować. My to miejsce wybraliśmy sami, nie odziedziczyliśmy, nie dostaliśmy. My je wybraliśmy. My je kupiliśmy. My je kochamy…
A przecież są nasi wspaniali Goście. Ci, co kochają nas za ciszę, spokój. Za wspaniały widok z okna. A za tym oknem bajka. Po prostu przepiękna, cudowna biała bajka. Za taką bajkę warto tych parę dni pocierpieć z wyjazdem (ale nie mylić z zasypanym zadupiem (-: ). To naprawdę bielusieńki śnieg na narty. To miejsce do oddychania czystym powietrzem. To ciepło kominka i miękka sierść psa i kotów. To nasza atmosfera (opisują to w Księdze Gości – ja tego nie wymyślam). Ale i nasi wspaniali Goście między zaszyciem się w ciszy potrzebują czasem pojechać do miasta, do muzeum, na zamek. Wszak nie tylko naszym rajem chcą tu żyć. I nie zawsze uda się wjechać i wyjechać (trzeba wyjazdy dopasować do dnia odśnieżenia przez Gminę).
Nas dzieli od świata 1 km gminnej drogi. Trudno samemu się przekopać. Od naszego samochodu (stojącego w pogotowiu na podwórku kochanego sąsiada Zbyszka przy asfalcie) dzieli nas już 1,5 km. Od wspaniałego sąsiada Marka który jak trzeba nie waha się i próbuje traktorem przybyć nam na pomoc (i niestety mimo wszystko i Jego trzeba potem odkopywać – ale walczy, stara się, chce!!!) już 2 km. Od uczynnego sąsiada Wieśka który jak trzeba, także nie waha się i próbuje traktorem przybyć nam na pomoc już 2,5 km. Od sklepu dzieli nas 2,5 albo 6 km. Od poczty 6 km i już nie pamiętam kiedy dostaliśmy jakąś korespondencję. Dobrze że jest Internet.
Od lekarza, pogotowia ratunkowego, straży pożarnej dzieli nas 7 km i oby tych 7 km nigdy nie trzeba było przebyć. Bo i tak ostatniego kilometra nie uda się. Na pewno. Ale i tak brniemy dalej 9niekoniecznie w śniegu). Z uśmiechem…, nawet jak przedzierasz się zimą do koziarni... (-:
A więc powtarzam i zapraszamy:
Agroturystyka Ostrów Kierwiński - okolice Lidzbarka Warmińskiego
Spokojne, ciche, czyste gospodarstwo agroturystyczne prowadzone przez Beatę z Warmii córkę leśnika i Waldka "byłego" mieszczucha z Mazowsza. Siedlisko z ponad 400 letnią historią, położone na dawnej wyspie na nieistniejącym już jeziorze. (stąd nazwa nadana przez nas temu miejscu - OSTRÓW KIERWIŃSKI - KIERWIENERWERDER zapożyczone z dawnych czasów świetności tego folwarku) a dalej jak w bajce i Kopernik i Krzyżacy, Napoleon i biskupi na tzw. Świętej Warmii, Polacy i Niemcy. Tygiel zdarzeń i kultur.
Niedaleko las, parę kilometrów do jeziora. Cisza, kolonia wsi, jedni sąsiedzi i ani ducha więcej.
Przepyszna kuchnia Pani domu, ognisko (także własnoręcznie wędzone wędliny, własnej roboty sery kozie i krowie - białe, topione, ciasta, torty (możemy zorganizować rodzinne uroczystości) i co najważniejsze prawdziwy chleb. Ach ta legendarna kuchnia Beaty a truskawki, śliwki...raj. Chleb... pamiętacie chleb taki jak u Babci, Dziadka na wsi kiedyś... My już chyba ze trzy lata jak nie jemy chlebopodobnego wyrobu piekarniczego. Bea wyrabia na zakwasie..., ja smaruję brytfanki..., ciasto rośnie... buch do pieca... (zwykłego niestety - jeszcze bo może w przyszłym roku zbudujemy piec chlebowy) i łamiesz, kroisz parzysz się i jesz jak ciasto. Wiem coś o tym bo jestem wsiowy z wyboru a dotychczas jadłem jak każdy inny miastowy (-:
Mniam..., czujecie ten zapach..., ślinianki grają... (bywam złośliwy co nie?
Serwujemy całodzienne wyżywienie, jednakże do dyspozycji gości jest w pełni wyposażony aneks kuchenny (lodówka, kuchenka gazowa, kuchenka mikrofalowa, naczynia itd.). Posiłki podajemy w dni pogodne na tarasie ze stolikami z parasolami a w dni pochmurne w wewnętrznej jadalni.
Żywienie tj. 3 posiłki dziennie (śniadanie – z częścią ciepłą i przystawkami; obiad z 2 dań, napój i deser; kolacja kilku wariantowa lub ognisko z kiełbaskami i sałatką) ew. 2 posiłki (śniadanie – z częścią ciepłą i przystawkami; obiadokolacja z 2 dań, napój i deser).
Do dyspozycji gości są 4 pokoje: dwu osobowy, dwa trzy osobowe, cztero osobowy. Wszystkie z łazienkami i TV. Na terenie całego gospodarstwa internet WiFi. Sala – jadalnia wewnętrzna, taras ze stolikami pod parasolami, altana, oddzielne miejsca do siedzenia w ogrodzie i parku, miejsce na ognisko (wraz z opałem) itd. Dostęp do zwierząt domowych i gospodarskich (tutaj do kozy mówi się kozo a do świnki nie mówi się świnio), informacje turystyczne, rowery, szachy, karty itp.
5 kilometrów do Lidzbarka a w promieniu 50 - 80 km, czyli trochę samochodem i Olsztyn i Kaliningrad, Klasztor w Stoczku i Święta Lipka, Wilczy Szaniec, Frombork i Zalew Wiślany - super baza wypadowa.
Dla dzieci plac zabaw z domkiem, huśtawką, zjeżdżalnią, piaskownicami, basenik, kozy do głaskania.
Dla grzybiarzy lasy pełne grzybów (posiadamy suszarkę), dla wędkarzy i pływaków niedalekie (7 km rowerem przez las albo 11 km samochodem drogą asfaltową) jeziora Symsar i Blanki.
Dla miłośników zwierząt szczególnie, nasze milusińskie kozy, koty i pies "Kryzys", sarny na polach (jak są dalej obserwujemy je przez nasze lornetki), sarny w pobliskiej hodowli. Śpiew ptaków, tańce żurawi, "własne" bociany.
Dla miłośników przyrody piękno kwiatów, traw, zacisze skalniaka, altan, ławeczki. Piękno niedalekiego bobrowiska, rozlewiska z ptactwem.Szum wiatru, bezkres pól...
Tutaj naprawdę jest spokój.
Nasze ciche, spokojne, kameralne Gospodarstwo Agroturystyczne Ostrów Kierwiński jest także dogodnym miejscem do organizowania małych wypoczynkowych spotkań firmowych, wyjazdów integracyjnych itp. Oferujemy dobry standard noclegowy i żywieniowy za niską cenę.
Ofertom wyjazdów na szkoły przetrwania, wyjazdom o charakterze militarnym, extremalnym do których nierzadko zmuszani są pracownicy firm, przeciwstawiamy naszą ofertę. Domową, rodzinną ofertę.
Powrót do zacisza serdecznego domu (położonego na kolonii wsi!), wspomnienie dzieciństwa.
Mieszkańcy miast pełnych spalin, głośnych od silników i klaksonów, oddani korporacjom, będący pod presją planów, targetów nie chcą (oczywiście nie wszyscy) jeszcze dodatkowo biegać i strzelać, wspinać się po linach…Marzą o książce, zieleni i mruczeniu kota. Nawet najwięksi twardziele.
A panie? Panie marzą, aby posiłek był po prostu podany i żeby przez kilka dni nie widzieć nawet najnowocześniejszej zmywarki.
Czyż nie warto zaproponować miejsca, które ma hasło: Tutaj naprawdę jest spokój. Hasło jest prawdziwe a o nas świadczą wpisy w Księdze Gości. Naprawdę.
Może tym („wyścigowym szczurom”) ciągle jedzącym w biegu warto podać np. pieczeń w sosie selerowo miodowym a nie szybkiego hamburgera. Posiłek nawet w najlepszej restauracji będzie większą lub mniejszą masówką za … cenę.
U nas będzie to posiłek domowy (bez wyliczonych porcji, na półmiskach, w wazach itd.) za mniejszą cenę.
Na pewno.
Po tym wszystkim szef odezwie się do pracowników „ludzkim” głosem a mentor będzie miał dużo większy odbiór. Tak zorganizowany wyjazd ludzi, którzy spędzają ze sobą i tak dużo czasu może być wypoczynkiem z pożytkiem. Dla wszystkich.
Reasumując, sielanka naprawdę jest, bo jeśli sam wybrałem miejsce do życia i sposób życia i rytm życia to naprawdę jest. Bo tu jak boli cię łeb (przepraszam u kobiet to główka) nie prosisz nikogo o L4, nie wchodzisz szefowi w ... tylko kładziesz się i jutro robisz podwójnie (wiem coś o tym wszak jestem 8 rok po udarku i żyję!!!!). Chory nie chory zwierzakom i tak trzeba dać jeść czy podścielić a i Gości nie wygonisz tylko z uśmiechem zrobisz co trzeba i jeszcze więcej ale u siebieeeeeeee!
Tylko, że nie każdy może rzucić wszystko i zostać rolnikiem bo kto będzie pracował w mieście.
Najważniejsze że tu nie trąbią nie rozpychają się na parkingu itd itp tylko te żaby czasami rechocą aż za głośno i dziki ryją za głęboko.
I gdybym miał jeszcze raz wybierać, to mimo iż czasem było naaaaaaaaaprawdę cienko to nie zastanawiałbym się wcale...
Warto czasem spalić mosty za sobą i obejrzeć się po latach...
Uśmiechnijcie się, najważniejsze że żaby to żaby… a świerszcze to jest dopiero orkiestra hi hi
Waldek