Jarek Kisiołek (...)
Temat: Być może jesteśmy u progu sekularyzacji kraju
"Sumując wyniki SLD, Palikota i PO, która też nie jest ulubienicą Kościoła, po raz pierwszy mamy konfigurację wskazującą, że pomoc Kościoła chyba niewiele już znaczy. Być może to znak, że jesteśmy u progu sekularyzacji kraju" - ocenił politolog Radosław Markowski."Na pewno ci, którzy przewidywali, że będzie niska frekwencja, byli w błędzie. Natomiast jaka będzie koalicja - wszystko wskazuje na to, że będzie do odtworzenia koalicja, jaka rządziła, natomiast ze znakiem zapytania" - powiedział PAP Markowski.
Odnosząc się do przyczyn niskiego wyniku SLD, zaliczył do nich słabe przywództwo oraz rugowanie z partii znanych ludzi. "Jak można było sobie pozwolić, żeby i Cimoszewicza, i Rosatiego, i Borowskiego, i innych ludzi rozpoznawalnych wyrugować i zostać z jakimś nierozpoznawalnym aparatem? To był pierwszy błąd Napieralskiego. Drugi to fakt, że zupełnie nie rozumiał, o co walczy. Zachowywał się w tej kampanii tak, jakby walczył o zwycięstwo, a tym czasem trzeba było szukać nisz takich jedno-, dwuprocentowych, aby z tych magicznych 10-12 proc. urosnąć do 16 proc. Widać było także brak jakiegoś programowego jasnego pomysłu na to, co robić. Myślę, że to koniec Napieralskiego jako przywódcy tej partii" - powiedział politolog.
Przyznał, że z pewnym zaskoczeniem ocenia tak wysokie sondażowe wyniki Ruchu Palikota, mimo że - jak przypomniał - od początku był wśród tych, którzy mówili, że ma on szansę na przekroczenie trzech proc. umożliwiających uzyskanie dotacji. "Można się było nawet spodziewać, że wejdzie do parlamentu, natomiast jeśli jego wynik ostatecznie miałby być dwucyfrowy, to rzeczywiście byłoby spore zaskoczenie. Ale to jednocześnie oznacza, jeśli zliczy się głosy SLD i Palikota, tj. ok. 20 proc., i jeżeli się popatrzy, że blisko 40 proc. zyskuje PO, która nie jest ulubienicą Kościoła katolickiego, to po raz pierwszy mamy jakąś wyrazistą konfigurację wskazującą, że pomoc Kościoła, jaką uzyskuje PiS, chyba niewiele już pomaga. I patrząc na wyniki z tego punktu widzenia, można powiedzieć, że być może jesteśmy u progu sekularyzacji kraju" - zauważył Markowski.
PiS natomiast - jego zdaniem - nie jest partią, ale "jakąś przybudówką do wodza", która nie ma ludzi. "W każdej normalnej partii po szóstych przegranych wyborach jest demokratyczny proces, w którym ludzie odpowiadają sobie na pytanie, dlaczego partia nie może wygrać. Jeżeli jej szef w badaniach w CBOS ma systematycznie 55 proc. braku zaufania Polaków, to oznacza, że jest on głównym hamulcowym rozwoju tej partii. I normalna partia w takim układzie kładzie swoje dobro przed dobro jednostkowe człowieka, nawet jeśli zasłużone" - podkreślił politolog.
"Otóż ta organizacja mieniąca się partią nie ma tej zdolności, w związku z tym, niestety mam pesymistyczne prognozy, że będziemy trwali z taką partią wiecznie opozycyjną, która nie mając szansy na rządzenie, będzie coraz bardziej zjadliwa i jako opozycja niekonstruktywna, dlatego że nic jej za to nie grozi. Będzie się utrzymywała przez wiele lat na jakimś poziomie dwudziestu-dwudziestukilku proc., nigdy nie będzie zdolna wygrać, ale będzie przeszkadzać innym w rządzeniu i to jest coś, co mnie najbardziej niepokoi" - podsumował Markowski.