Temat: Nietypowe książki dla dzieci z awangardowymi ilustracjami...

Mniej kolorowe nie znaczy brzydkie

W najnowszym numerze „Newsweeka” z 17 marca ukazał się artykuł o książkach dla najmłodszych. Przyczynkiem do napisania tekstu była nagroda, jaką zdobył zbiór „Tuwim” na targach książki dziecięcej w Bolonii wydany przez niewielką oficynę Wytwórnia. Jury włoskiego konkursu doceniło książkę za różnorodność wizualną. „To prawdziwa galeria sztuki, zestaw stylów i znaków, który wciąż zaskakuje” - napisał w uzasadnieniu Antonio Faeti, profesor literatury dziecięcej z uniwersytetu w Bolonii.

„Takim małym, często dwuosobowym wydawnictwom zawdzięczamy powrót na polski rynek klasycznej i dobrej literatury dziecięcej. Po ukazaniu się w ostatnich latach reprintów, m.in. <> z tekstem i ilustracjami prof. Stannego, przetartym przez nie szlakiem zaczynają podążać większe oficyny, mające mocną pozycję rynkową” - czytamy. Wśród takich wydawnictw wymienia się Naszą Księgarnię, która wznowiła „Pyzę na polskich dróżkach” Hanny Januszewskiej z rysunkami Adama Kiliana oraz Znak, który opublikował książeczki napisane i zilustrowane przez polskich artystów - „Czarno na białym i biało na czarnym” i „Pompon w rodzinie Fisiów”.

Polskich talentów ilustracji książkowej nie brakuje. Paweł Pawlak, który stworzył oprawę plastyczną dla m.in. „Okruszka z zaczarowanego lasu”, pracuje głównie dla wydawnictw zagranicznych, a książeczki z ilustracjami Agnieszki Żelewskiej, Marii Ekier czy Elżbiety Wasiuczyńskiej są wydawane w niewielkich nakładach.

„Książka dla malucha w wieku przedszkolnym powinna być małym dziełem sztuki, które wprowadzi go w bogaty świat obrazów i form. Jej warstwa ilustracyjna ma pomagać dziecku w percepcji tekstu, ale także - jak każde inne dzieło z zakresu sztuki użytkowej - pokazywać niedopowiedzenia, wydobywać dodatkowe znaczenia i odzwierciedlać emocje dziecka, kształtując jego wyobraźnię” – przypominają autorki artykułu - Małgorzata Kacprzak-Kicior i Katarzyna Klejnocka. Tymczasem na półkach naszych księgarń piętrzą się kiczowate serie. „Po przaśnej epoce PRL, kiedy książki drukowano na makulaturowym papierze, każda publikacja wydana lepiej stawała się bardzo atrakcyjna (…). Rodzice kupowali więc bezrefleksyjnie bardzo kolorową, ale też bardzo tandetną, pseudodisneyowską produkcję. Chcieli zapewnić swoim dzieciom to, do czego sami nie mieli dostępu. Jak przyznaje prof. Grzegorz Leszczyński z Uniwersytetu Warszawskiego, znawca literatury dziecięcej, okres fascynacji Disneyem mamy już jednak za sobą. W księgarniach pojawia się coraz więcej bardzo dobrze ilustrowanych książeczek, które prowokują i inspirują dziecięcą wyobraźnię.





(et), „Newsweek”