Jakub Łoginow

Jakub Łoginow Nie ma kangurów w
Austrii

Temat: Siedem lat w UE. Co się zmieniło?

W ogniu uroczystości beatyfikacyjnych i wyjazdów turystycznych mało kto zauważył kolejną rocznicę przystąpienia Polski i 9 innych krajów do Unii Europejskiej. Siódma rocznica nie jest z reguły okazją do podsumowań, ale ze względu na jeden fakt - otwarcie rynków pracy w Niemczech i Austrii - tym razem można uznać, że skończył się pewien etap.

Jeszcze w 2002 roku możliwość legalnej pracy w Niemczech lub zniesienie wiz do USA byłoby ważnym wydarzeniem, o którym wiele osób marzyło. Dziś niemiecki rynek pracy jest otwarty i nie robi to na nikim wielkiego wrażenia. To najlepiej opisuje zmiany, jakie miały miejsce w ostatnich 7 latach.

W moim odczuciu zakończenie tego ważnego okresu przejściowego ma wymiar symboliczny - można uznać, że skończył się czas, dany nam na przystosowanie się do unijnych realiów, a od teraz jesteśmy już nie biednymi świeżakami, ale normalnym krajem UE (tym bardziej, że za chwilę obejmujemy prezydencję).

Pora powoli przygotowywać się do nowej sytuacji, kiedy nie będziemy już beneficjentami pomocy z UE, ale będziemy w roli płatników netto. Moim zdaniem nastąpi to za niecałe 10 lat, kiedy skończy się negocjowana właśnie perspektywa finansowa. W 2020 roku to my będziemy w tej roli, w jakiej są obecnie Niemcy i Austriacy - dotacje ustaną, a podatki wzrosną, bo będziemy pomagać Serbom, Albańczykom i Ukraińcom. Wtedy okaże się, jaki jest nasz rzeczywisty stosunek do UE. Czy popieraliśmy integrację z czysto egoistycznych i konformistycznych pobudek, bo jest kasa do wzięcia? Zobaczymy.

Gdybym miał krótko podsumować, czym różni się UE-27 w 2011 roku od UE-15 + 12 krajów kandydackich z 2004, to są to następujące spostrzeżenia:

1. Zrównały się ceny. Zachód był dla nas zawsze synonimem dobrobytu, ale też wysokich cen. Na wycieczkę do Wiednia czy Włoch brało się jak najwięcej jedzenia z Polski, byle tylko nie kupować w miejscowych sklepach, a wizyta w restauracji była luksusem. Dzisiaj to już przeszłość: doszło do tego, że ceny w Austrii są niższe, niż na Słowacji, czego w 2004 roku nikt by nie przewidział w najśmielszych oczekiwaniach.

2. Zanika podział na wschód i zachód na rzecz podziału północ-południe. Zauważcie, że w takim 2000 roku również Grecja, Hiszpania i Portugalia były dla nas synonimem tych bogatych, niedoścignionych krajów Zachodu. Dziś jest odwrotnie: są to kraje kojarzące się z problemami gospodarczymi. Portugalia jest już biedniejsza od Czech, Słowacja i Estonia mają euro i stabilną gospodarkę, a Grecja długi i problemy. Waluta euro przestała być już synonimem i wyznacznikiem przynależności do elitarnego klubu bogatych krajów Zachodu.

Myślę, że gdyby w 2004 roku ktoś opisał w gazecie taką wizję Europy 2011 roku (ceny w Austrii niższe niż na Słowacji, Portugalia i Grecja biedniejsze od krajów postkomunistycznych, euro jako symbol problemów), to większość czytelników by taką osobę wyśmiała lub w najlepszym razie uznała taką przepowiednię za fantastykę. A jednak!