Dominika Cieśla-Szymańska

Dominika Cieśla-Szymańska rzemiosło
artystyczne, praca u
podstaw

Temat: Tłumaczyć noblistę - to dopiero coś :)

Nobel dla Llosy to także święto jego tłumaczy: Danuty Rycerz, Carlosa Marrodana Casasa, Ewy Zaleskiej, Wojciecha Charchalisa, Kazimierza Piekarca, Zofii Wasitowej, Marzeny Chrobak i Filipa Łobodzińskiego. Ech, pozostaje tylko westchnąć z zazdrością... Gratulacje!
Władysław Zdanowicz

Władysław Zdanowicz opowiadacz
literackich historii

Temat: Tłumaczyć noblistę - to dopiero coś :)

Dominiko, a ja napiszę coś przewrotnego.
Uważam, i to od bardzo dawna, że tłumacz nie musi być tylko bezwolnym narzędziem do tłumaczenia książek (poprzez uzyskiwanie zleceń od Wydawcy), ale także samemu być odkrywcą ciekawych autorów i książek. Wtedy ma podwójną radość jeśli odkryty przez niego Autor lub książka zyskują należny mu poklask i uznanie, tylko że w takich przypadkach musi być nie tylko tłumaczem ale także agentem i propagatorem literackim swojego Autora.
Oczywiście nie chcę w żaden sposób umniejszać zasług wymienionych przez ciebie tłumaczy, bo w 100 % należy im się uznanie, a tylko chcę zaznaczyć, że ja osobiście widzę rolę tłumacza szerzej niż jest to u nas przyjęte.
Dominika Cieśla-Szymańska

Dominika Cieśla-Szymańska rzemiosło
artystyczne, praca u
podstaw

Temat: Tłumaczyć noblistę - to dopiero coś :)

ja osobiście widzę rolę
tłumacza szerzej niż jest to u nas przyjęte.

Ale tłumacze jak najbardziej bywają takimi agentami literackimi. Tylko że wymaga to dużego zaangażowania i działania sprawniej niż wydawca, który zwykle dzięki większym możliwościom i sieciom kontaktów odkrywa takich autorów szybciej, a refleks w przypadku obiecujących nazwisk ma decydujące znaczenie. Właśnie, to pytanie do tłumaczy, jak często zdarza Wam się podrzucać wydawcy jakieś propozycje - i jak często zdarza się, że Wasz pomysł jest realizowany?
Władysław Zdanowicz

Władysław Zdanowicz opowiadacz
literackich historii

Temat: Tłumaczyć noblistę - to dopiero coś :)

Dominika - w wielkim skrócie przeceniasz Wydawców, znam takich co twierdzą, że nie mają czasu na czytanie książek.
Hanna J.

Hanna J. tłumaczka

Temat: Tłumaczyć noblistę - to dopiero coś :)

Owszem, zdarzyło mi się kilka razy na kilkadziesiąt przełożonych książek, że to ja podrzuciłam wydawcy pomysł i moja propozycja została przyjęta. W każdym razie wydawcy, z którymi współpracuję, są otwarci na tego rodzaju sugestie.
Sądzę jednak, że wynajdywanie ciekawych książek i podrzucanie pomysłów (włącznie z prezentacją próbek przekładu książek) a praca agenta literackiego sensu stricto to jednak trochę co innego i jestem raczej za podziałem pracy wg kompetencji i uzdolnień :-)

"Agent literacki pośredniczy w negocjacjach z wydawnictwem, dotyczących opłaty za utwór oraz tantiem od sprzedaży i takich aspektów prawa autorskiego jak: prawa medialne, filmowe lub dźwiękowe do reprezentowanego utworu. Agent będzie nalegał, aby wydawca podniósł nakład, lub zagwarantował odpowiednią promocję utworu". (wg Wikipedii)
Władysław Zdanowicz

Władysław Zdanowicz opowiadacz
literackich historii

Temat: Tłumaczyć noblistę - to dopiero coś :)

Pani Haniu - trudno się z Panią nie zgodzić jeśli umownie chodzi o rolę agenta literackiego, ale tak między nami, póki co w Polsce nie istnieje taka grupa zawodowa.(mimo faktu, że oficjalnie mamy dwie-trzy agencje które ogłaszają, że się tym akurat zajmują. I na tym się ich reklama kończy, chyba że nagle się okazuje, że któryś z polskich autorów jest odkrywany na obcym rynku.np. w Rosji. Wtedy okazuje się, że jest wielu chętnych aby się pod niego podpiąć - cokolwiek to znaczy. Podobna sytuacja jest także wtedy gdy któryś z Autorów zaczyna być widocznym w TV, wtedy także może liczyć na zainteresowanie tzw. agentów literackich.) Praca agencji w Polsce przeważnie zaczyna się i kończy, na reprezentowaniu innych agencji literackich wobec rodzimych Wydawców. Nie będę się tutaj rozpisywał,a przy okazji nie narażał się owym Agencjom, ale działają za króla Ćwieczka i na zasadzie, co ma być, to będzie.
Wracając do sedna sprawy, nie wymagam aby tłumacz był jednocześnie agentem literackim, co przeważnie i tak jest niemożliwe, bo większość autorów na Zachodzie ma podpisane stosowne umowy i wszelkie rozmowy mogą przechodzić wyłącznie poprzez ich pośrednictwo. Uważam jednak, że praca tłumacza nie polega wyłącznie na kopiowaniu, czyli tłumaczeniu dosłownym tekstu (zapewne zaraz posypią się na mnie gromy, ale mam prawo do swojego osądu, choćby był on fałszywy.) ale na współtworzeniu, czyli tłumacz ma prawo po konsultacji z autorem prawo do zmiany pewnych wyrażeń, które na przykład w języku polskim mogą lepiej oddać zamiar Autora. W ogóle współpraca na linii Autor- Tłumacz, jest o wiele lepsza i płynniejsza gdy Tłumacz polubił opowieść nad którą pracuje, przez co staje się on mimowolnym agentem i przyjacielem Autora. Bo nie wyobrażam sobie sytuacji, aby Tłumacz nie sięgnął po kolejną książkę autora i gdy przypadnie mu do gustu, nie zwrócił uwagi Wydawcy, że warto zastanowić się także nad jej wydania. Ogólnie wolę współpracować z jednym tłumaczem, którego znam - choćby nawet tylko elektronicznie - niż z dziesięcioma, którzy nawet nie zwrócą się do mnie aby wyjaśnić swoje wątpliwości. Dopóki Autor żyje, trzeba z tego korzystać, później niech się dzieje wola Boga.
Jeżeli tłumacz znajdzie książkę która go zafascynuje, powinien o tym powiadomić Wydawce, a ten powinien być na tyle mądry, aby w wydaniu zamieścić choćby krótkie zdanie. Na książkę zwróciła nam uwagę tłumacz...
I byłoby fajnie, ale póki co skończmy z marzeniami i wracajmy do pracy.



Wyślij zaproszenie do