Temat: Samochodem na Ukrainę
Tomasz S.:
Jakub L.:
Witam
A jak ma się sprawa mandatów? Różne historie się słyszało. Czy ktoś miał blizsze spotkania trzeciego stopnia z mundurowymi?
Parę ładnych lat temu. Bliskie spotkanie po przekroczeniu (znacznym) prędkości - jednak bez radaru. Na "oko" mnie zatrzymali. Skończyło się "prywatnym mandatem" ;)
Rozmawiałem potem z kolegą z Ukrainy, pytając jak mogłem zareagować. Odpowiedział mi, że co najwyżej targować wysokość "dobrowolnej opłaty". A jakbym nie zapłacił, to mógłby mi zatrzymać prawo jazdy. I nie wiadomo, czy bym je w ogóle odzyskał, bo mogłoby sie "zawieruszyć".
Wniosek z tej rozmowy był jeden - po prostu uważać, nie przekraczać prędkości, nie jeździć "po" (wiadomo czym). A jak przyjdzie co do czego, to pamiętać, że milicja u nich ma spore prawa, ale małe zarobki...
T.
Straszą sądem, a później kończy się na 40 hrywnach ;)
Ja miałam to szczęście, że jechałam swoim samochodem (na polskich blachach, rzecz jasna), ale w towarzystwie Ukrainki. Pan milicjant był srogi, ale tylko do czasu, gdy nie usłyszał swojej rodzimej mowy. Oczywiście kwitów żadnych nie wystawiał ;)
Generalnie widać jakąś (!) poprawę w jakości dróg. Ale solidne zawieszenie się przydaje - zwłaszcza we Lwowie :)
Generalnie nie jest źle: mnie na 3 wyjazdy w tym roku złapali raz (tylko - bo raczej nie oszczędzałam maszyny).
Z całej trasy najgorsza zdecydowanie granica - ukraińscy celnicy strugają ważniaków i są potwornie nieuprzejmi, cokolwiek by się nie robiło. Jedyna dobra strategia to na "uniżonego sługę". A konikom na granicy nie ma co dawać, najczęściej i tak trzeba swoje odstać, a 200 hrywien piechotą nie chodzi ;)
Powodzenia!
Iwona Małgorzata Pawluk edytował(a) ten post dnia 16.11.08 o godzinie 21:29