konto usunięte

Temat: W objęciach głodnych duchów ...

Co to jest bulimia i anoreksja nie trzeba już wyjaśniać. O zaburzeniach jedzenia słyszy się w radiu, w telewizji, powstaje wiele artykułów, przepełnionych dobrymi radami, w stylu: jesteś w porządku, taka jaka jesteś, weź mało na talerzyk, kontroluj się, zrób coś ze sobą, zasięgnij porady... Mówi się dużo na temat destrukcyjnego wpływu mediów na kształtowanie się obrazu siebie, swojego ciała, chęci dorównywania modelkom itp.

Tymczasem, przyczyn bulimii można się doszukiwać nie tyle w chęci wyglądania jak modelka, ale raczej we wczesnym dzieciństwie i wzorcach myślowych pielęgnowanych często, nieświadomie przez całe życie. Można zaleczyć objawy, kontrolować zachowania ale dotarcie do źródła wymaga głębokiego wglądu w siebie i spojrzenia całościowego na siebie, jako człowieka i na swoje życie. Istotną kwestią jest również zaakceptowanie obecnego stanu rzeczy, a nie chęć pozbycia się go, integracja, a nie negacja. Szukanie sposobu na pozbycie się tego, co jest, prowadzi tylko do wzmacniania i skupiania się na tym, z czym się tak usilnie walczy. Można już teraz zobaczyć, że nie ma jedynej skutecznej metody, magicznej pigułki, po podaniu której ból ustąpi, znikną niechciane zachowania. Może ustąpić na chwilę, ale przyczyny nie uleczy. Rodzi się pytanie czy jest co uleczać i po co? Kto jest tym kto chce uleczyć, a kto jest chorym? Czy postawa: „chcę żeby mi było lepiej, bo nie jest dobrze”, nie jest próbą ucieczki, od tego co jest? A skoro to jest, to może jest potrzebne? Czy stanie przed ścianą i próbowanie, zobaczenia co jest za plecami, nie jest bezskutecznym działaniem, czy nie lepiej obrócić się o 180°? Na czym miałoby polegać to obrócenie się? Przede wszystkim na zaakceptowaniu faktu, że stoję przed ścianą i jest mi źle. Na wejściu w kontakt z tym, co czuję, na porozumieniu się z wnętrzem, które tak skutecznie jest tłumione racjonalnymi wytłumaczeniami i opisami świata pochodzącymi z zewnątrz. Opisami i prawdami, które mogą być prawdami innych osób, ale nie koniecznie moimi, nie są ani złe ani dobre, ale po prostu mogą mi nie służyć.

ZJEDZ ZA MAMUSIĘ
Żeby nie szukać daleko doszliśmy do komunikatów, które bulimiczkom i anorektyczkom są zapewne dobrze znane, które tak często dzieci słyszą od rodziców, dziadków: „zjedz za zdrowie mamusi”, „jak nie zjesz, nie urośniesz”, „musisz jeść żeby być zdrowa”, „ale mizernie wyglądasz”. Należy dodać, że w rozumieniu osób ze starszego pokolenia, szczupłe osoby wyglądają choro i mizernie, dobre zdrowie mierzy się natomiast ilością tłuszczyku, nie ważne, że potem umiera się na zawał, czy udar. Takie i podobne komunikaty, są tekstami którymi jest karmiona większość dzieci razem z jedzeniem wpychanym, często na siłę. Jedzenie widziane jako podstawowa czynność, wokół której kręci się cały dzień, robienie zakupów, gotowanie, spożywanie posiłków, są celami samymi w sobie, w myśl zasady „jestem po to żeby jeść”. Doświadczenie pokolenia wojennego stało się, chcąc nie chcąc, doświadczeniem dzieci już nie zagrożonych głodem. Tak bardzo nieakceptowana przez nie ważność jedzenia, staranie się pokazania światu, że są inne, ważniejsze rzeczy, poprzez chociażby wygląd, nie znaczy że ten pogląd u nich nie funkcjonuje na głębszych poziomach. Chęć wyglądania nie jak pani ze sklepu mięsnego, ale jak osoba o wyższych aspiracjach, sięgająca dalej, głębiej, jest tylko manifestacją ukrytego wzorca dotyczącego jedzenia: „jedzenie jest ważne dla nich, nie dla mnie i ja im to pokaże” (przynajmniej zewnętrznie będę na to wyglądać). Niestety to tylko pozory, jedzenie jest postrzegane jako ważne, bo takie są zaszczepione w podświadomości myśli i to one właśnie są aktywne, kiedy zbyt często myśli się o jedzeniu i po kryjomu zajada, żeby nikt nie widział. Gruba obżerająca się baba, pusta i płytka, jest często cieniem osoby chcącej za wszelką cenę wyglądać szczupło, zwiewnie i mądrze. Cień to coś, co wypieramy z naszej świadomości, czego nie akceptujemy w innych i przede wszystkim w sobie, to aspekty naszej osobowości, które skrywamy, których nie pokazujemy i mówimy, że my przecież tacy nie jesteśmy. Integracja cienia polega na zobaczeniu siebie, zaakceptowaniu i pokochaniu z tymi wszystkim cechami, których nie lubimy. Na zaprzestaniu oceniania innych jako gorszych ode mnie i postrzeganiu siebie jako kogoś wyjątkowego i innego. „JESTEM INNA”, to słowa podziału, dzielenia świata i ludzi, siebie na tą dobrą i tą złą i stwarzania cienia.

TOKSYCZNA MIŁOŚĆ
Innym doświadczeniem dziecka, które wyrasta na anorektyczkę albo bulimiczkę może być zbytnie ograniczanie i kontrolowanie przez matkę. Kontrolująca matka, która tak ubezwłasnowolnia dziecko, że ono albo popada w ataki histerii, nie mogąc znieść więzów, którymi jest splątane, albo jest bardzo posłuszne. Jako dorosły człowiek nie potrafi żyć bez wsparcia, jest bezradny i przestraszony, wyrasta na ofiarę życiową, mająca ataki histerii, depresji, czy nerwic. Dziecko nie miało szansy odkrycia własnych talentów, własnej drogi, zbadania, co jest dla niego ważne, było kierowane i mówiono mu, co ma robić, co jest słuszne. Mogło przy tym słyszeć komunikaty; „a widzisz jak ty to robisz”, „ty to nic nie potrafisz zrobić”, „do niczego się nie nadajesz”, „dziurawe ręce”, „ale z ciebie ofiara”, „ale jesteś głupolkiem”, „daj, ja ci zrobię, bo ty nic nie potrafisz, mamusia (babcia, tata) ci zrobi”. Chwalone było, być może, za wygląd, na który i tak nie miało wpływu. Teraz chce ten wygląd utrzymać, bo było to jedyną rzeczą, która stanowiła o jego wartości. Matka dawała mu tak dużo (napychanie się w bulimii), że aż mu się „zwracało”.

NIEWAŻNY OJCIEC
Ojciec w rodzinie był na nieznaczącej pozycji. O wszystkim decydowała matka, zdanie ojca się nie liczyło. Dziecko wie, że jest stworzone przez obojga rodziców, stanowi ich połączenie. Jako wyraz solidarności z matka, od niej bierze, a jako wyraz solidarności z ojcem, zwraca. Zwracanie jedzenia może być formą protestu przeciwko przesytowi jaki dostawało od matki, przeciwko braniu od niej tak dużo, że aż za dużo. Protest dziecka może się wyrażać w dorosłym życiu w postawie: „właśnie, że nie będę jeść, a nawet jak zjem, to i tak zwymiotuje”. Wymiotowanie jest wyrazem niezgody na nierównowagę w systemie rodzinnym, postawieniu ojca na mało znaczącej pozycji, lub wykluczeniem go z rodziny w ogóle.

Uznanie ważności ojca i oddanie mu szacunku jest podstawą dla zachowania równowagi w układzie rodzinnym, która jest niezbędna do uzdrowienia. Ma działanie wyzwalające dziecko od potrzeby identyfikowania się z odrzuconym ojcem i „zwracanie” mu należytego miejsca. Bardzo ważne jest także poczucie przyzwolenia ze strony matki na uznanie ojca i na danie mu miejsca w sercu. To przyzwolenie może odbyć się wyłącznie w wewnętrznym dialogu dziecka i polegać na zobaczeniu życzliwego, akceptującego spojrzenia matki na kontakt z ojcem.

Poprzez otwarcie serca na mężczyznę, któremu zawdzięczamy życie, dajemy przyzwolenie tej części nas, która identyfikuje się z ojcem na zaistnienie i bycie w harmonii z innymi aspektami naszej osobowości. Identyfikacja z matką, która jest zazwyczaj bardzo silna, wyraża się poprzez poddanie się jej wpływom i kontroli, lub silną negację jej wpływu i bunt. Próba wyzwolenia się spod wpływu i złość skierowana przeciwko matce nie są jednak ani zdrowe, ani wyzwalające. Oddanie szacunku matce, uznanie jej wartości, ważności i poczucie wdzięczności za otrzymane od niej życie, jako od najlepszej, właściwej i tej jedynej, odblokowują miłość dziecka i pozwalają na jej przepływ. Trudno jest pokochać i zaakceptować siebie, kiedy odrzuca się osoby, które dały życie i wychowały najlepiej jak potrafiły. Nie akceptując matki i ojca w sobie, nie akceptuje się siebie.

NIKT MNIE NIE CHCE
Pod buntem kryje się kolejny wzorzec, jest to wzorzec samounicestwienia i braku szacunku do samego siebie, do ciała i do życia w ogóle. Częste myślenie osoby z zaburzeniami jedzenia, choć może być nieuświadomione, wygląda następująco: „Nie ważne co jem, bo moje ciało nie jest ważne, bo ja nie jestem ważna. Może najchętniej, to bym poszła tam, skąd przyszłam, bo po co w ogóle tutaj jestem”, „Chcę żeby było mnie coraz mniej, jak najmniej, żeby mnie nie było i do tego zadam sobie ból, skrzywdzę siebie, zabiję siebie poprzez (zwymiotowanie, niejedzenie, samobójstwo)”. Skąd biorą się myśli samounicestwienia, braku chęci życia, braku prawa do życia w pełni i korzystania z wszystkiego co oferuje wszechświat. Mogą to być myśli jeszcze z życia płodowego i okpłoporodowego. Dziecko w łonie matki odczuwa emocje matki, jej myśli, nastawienie do płodu, Jeżeli matka waha się czy nie usunąć płodu, to dziecko raczej nie odbiera komunikatów „chcę ciebie”, „kocham cię”. Odczuwa strach przed unicestwieniem, odbiera myśl „jesteś niechciana”, „chciałabym, żeby ciebie nie było”, „jesteś dla mnie ciężarem”. Dziecko nie usunięte rodzi się jako niechciane i ono to czuje, ono dobrze wie, że jest niechciane. I nie ma na tyle chęci i woli życia, żeby krzyczeć „ALE JA CHCĘ ŻYĆ, JUŻ JESTEM, POKOCHAJ MNIE!”; ono przez całe życie chce umrzeć.

Kiedy zobaczy, że jednak chce żyć, kiedy to odkryje samo dla siebie i kiedy wyrazi taką chęć, może to wykrzyczeć teraz, jako dorosły człowiek. Kiedy zrozumie i poczuje głęboko, że ma prawo do życia, że już jest i że to wspaniale, może zobaczyć, że jego życie ma wielki sens, albo może mu go nadać, idąc za własną legendą i słuchając swojego wewnętrznego głosu, który go wspiera na każdym kroku.

Podczas porodu może mieć miejsce powstanie jeszcze jednego wzorca często aktywnego u anorektyczek i bulimiczek. Dziecko czuje, że matka cierpi i może brać na siebie winę za jej ból myśląc: „to przeze mnie tak cierpi”, „ranię matkę, więc należy mi się kara, nie powinnam była przychodzić na świat”.

Karmienie piersią nie było jeszcze do niedawna tak popierane przez lekarzy. W latach 70-tych wręcz zachęcano matki aby karmiły dzieci preparatami, które ponoć miały być lepsze od mleka matki, ponieważ zawierały wszystkie niezbędne witaminy i minerały, były wolne od bakterii itd. Wczesne odstawienie dziecka od piersi, albo nie karmienie go piersią w ogóle, czekanie na odpowiednie pory karmienia, kiedy dziecko zanosiło się od płaczu z głodu tłumaczono wyzwoleniem matki, utrzymaniem dyscypliny i „zdrowego” regularnego odżywiania. Było to oczywiście dla dziecka doświadczenie traumatyczne, coś czego nie rozumiało. Wiedziało tylko, że nie dostaje od matki jeść kiedy chce, że nie jest przytulane, kochane, nie jest blisko jej ciała. Bezpośrednio po porodzie było zazwyczaj zabierane od matki. Chociaż zanosiło się od płaczu, nie dostawało tego czego chciało. Bulimia i anoreksja, to nieudolna próba dawania sobie miłości, której ma się niedosyt. Głęboka potrzeba miłości, przytulenia, to dawanie sobie samej piersi. Odnalezienie wytchnienia, chwili spokoju, spełnienia, zaspokajanie głodu miłości i bliskości.

TRAUMA I UWOLNIENIE
Jesteśmy przepełnieni myślami na nasz temat, które niekoniecznie są dla nas korzystne i twórcze. Stanowią destrukcyjne wzorce, często nieuświadomione, które kierują naszym postępowaniem. Jak uzyskać w nie wgląd, jak je przekształcić? Każdy z nas ma chwile oprzytomnienia i głębokich doświadczeń, zrozumienia, często podczas trudnych sytuacji życiowych, albo w jakichś najmniej spodziewanych chwilach. Odkryto też metody ułatwiające uaktywnienie i dostrzeżenie matryc. Bardzo skuteczną jest oddychanie pogłębione, w czasie którego wchodzi się w stan zmienionej świadomości. Nawiązanie kontaktu z ciałem i odbieranie sygnałów z niego płynących, które są sygnałami z podświadomości, stanowi również ważny element samopoznawczy. Za pomocą oddychania pogłębionego i pracy z ciałem uzyskuje się z kontakt z destrukcyjnymi wzorcami myślowymi, docierają one do świadomości. Odżywają wspomnienia, często traumatyczne, nawet z okresu porodu. Konfrontacja z nimi, przeżycie doświadczenia traumatycznego z perspektywy dorosłego, odblokowanie tłumionych dotąd emocji uwalnia od potrzeby niesienia ich dalej. Świadomość istnienia wzorców myślowych sprawia, że tracą one moc kontrolowania naszego życia. Poprzez głębokie zrozumienie, nie tylko na poziome intelektualnym, ale też uczuciowym oraz ich akceptację następuje integracja tego co było w cieniu i stanowiło dla nas ograniczenia. Przejawia się ona w ten sposób, że w sytuacji, w której do tej pory zareagowalibyśmy np. gniewem, czy poczuciem winy widzimy myśl będącą źródłem tych uczyć, myśl pochodzącą z wcześniejszych doświadczeń. Mamy wówczas wybór czy pozwolić jej zaistnieć w tej chwili, czy nie. Możemy obserwować nasze uczucia, myśli i nie być ich nieświadomą ofiarą. Możemy pozostać obserwatorami, przytomnymi i dokonującymi wyborów, adekwatnych do danej sytuacji.

MOJA WINA
Poczucie winy jest tym uczuciem, które powstaje po każdym zwróceniu jedzenia. Mam czuć się winna, trzeba coś zrobić, żebym poczuła się winna. Nie można tak po prostu żyć, a nie daj Boże, jeszcze cieszyć się życiem. Chęć pielęgnowania poczucia winy może mieć korzenie w doświadczeniach okołoporodowych, ale również w komunikatach słyszanych w dzieciństwie. Ile to razy słyszy się „jesteś zła, niedobra dziewczynka”, „cipka i pupa jest fe, nie dotykaj” (jak dotknę, to czuję się winna), „ty złośnico, krzywdzisz mamusię”, „to przez ciebie mam zmarnowane życie”, „gdyby nie ty inaczej bym się ustawiła”, „przez ciebie mam nerwicę, jestem chora...”. Jest ich wiele, zapewne każdy ma kilka swoich przewodnich, które żyją swoim życiem i są aktywowane, nawet kiedy o tym nie wiemy. Taką myśl się karmi jak głodnego ducha, stale żądnego „POCZUCIA WINY”. Myśl „i znowu mi się nie udało, jestem słaba, czuję się winna” jest doskonałą pożywką.

Poczucie winy może mieć też swoje korzenie w uwarunkowaniach kulturowych i religijnych. Świadomość popełnienia grzechu, nawet na poziomie myśli, aktywuje poczucie winy i automatycznie chęć ukarania siebie za wykroczenie.

SŁODKIEGO, MIŁEGO ŻYCIA...
Poczucie winy może się też pojawiać jako następstwo sprawiania sobie przyjemności. Pojawiają się myśli: „czy zasługuję na przyjemność?”, „czy przyjemność, to grzech, pewnie tak, nieumiarkowanie w jedzeniu i w piciu”, no i mamy kolejne wykroczenie. Co to jest przyjemność, po co, co daje, co zagłusza? Wszelkie myśli na temat życia: „życie jest tak ciężkie, zasługuję chyba na trochę przyjemności”, „chcę mieć coś z tego życia, tak mało mam radości i przyjemności”, „należy mi się coś”, są myślami w stylu „czegoś nie mam, czegoś mi brak, inni może to mają, ale ja nie, życie daje mi mniej i jest dla mnie okrutne”, „nie zasługuję na to co dobre w życiu i muszę to przemycać ukradkiem” wyrażają postawę ofiary, która tak na prawdę nie zgadza się na to życie, w ogóle nie wie po co jest i chce je jakoś wykorzystać, przechytrzyć skoro już „takie ono jest”.

Są to myśli związane z poczuciem niesprawiedliwości, braku, niemocy, krzywdy. Ta „przyjemność” w postaci jedzenia wydaje się być jedyną rzeczą, którą można mieć bez wysiłku i będzie dobrze, chociaż na chwilę. Dlaczego ma być dobrze? Przed czym uciekamy?

JA
I tutaj koło się zatacza, powracamy do ściany... Kogo widzimy, kiedy widzimy tylko siebie, kiedy nie ma dokąd uciec, co widzimy, kiedy się zatrzymamy się i spojrzymy sobie prosto w oczy, w oczy duszy? Jeśli płaczą z bólu, to co jest jego źródłem, czy żyjemy, czy też stale uciekamy przed życiem w przyjemności, w przyszłość, we wspomnienia? Czego nam brakuje, żeby być szczęśliwymi tu i teraz, czy coś nam jest do tego potrzebne? Jeżeli pojawia mi się myśl, że wszystko byłoby w porządku, tylko ta choroba..., „jak się jej pozbędę, to będę szczęśliwa”, to wpadamy w mroczny zaułek nieakceptowania obecnego stanu rzeczy. Jeśli nie potrafimy dostrzec wewnętrznego szczęścia teraz, z tym wszystkim co nas w życiu otacza, to nawet jak sytuacja się zmieni, też go nie zobaczymy.

Pogoń za „innym, lepszym” życiem może trwać bez końca, a argumenty i warunki szczęścia mogą być ciągle nowe. Ale przejdźmy jeszcze do kwestii „bestii”, która się pojawia w „lustrze ściany”. Kogo widzimy i czy lubimy tę osobę, czy widzimy siebie, czy tylko swoje zachowania, wyrazy twarzy, maski, działania, słowa, czy widzimy siebie na prawdę, czy tylko to, czego tak w sobie nie lubimy, cechy charakteru, strach... Jeżeli zobaczymy te maski i damy im prawo do życia, damy prawo sobie do bycia niedoskonałymi, ze wszystkimi cechami, których nie lubimy i nie będziemy z nimi walczyć, tylko je pokochamy, zobaczymy siebie, jako kompletną osobę, taką jaka jest, być może dostrzegając też istotę nas samych. Możemy uświadomić sobie, że nie było przed czym uciekać i nasze własne towarzystwo jest najwspanialszym z możliwych, że pod strachem jest tryskające źródło miłości, które aż prosi, aby je odsłonić. Próbując dać sobie miłość z zewnątrz pod postacią „zrobienia sobie dobrze”, oczekując jej od innych, nigdy nie mamy dosyć, ciągle jest za mało. Bo to czego potrzebujemy nie jest do dostania z zewnątrz.

Kiedy nie walczymy ze sobą i stanowimy zintegrowaną całość, zaczynamy inaczej patrzeć na osoby wokół Ciebie, które być może postrzegliśmy jako „głupie, chciwe, wyniosłe, egoistyczne, agresywne”. Widzimy je takie, jakimi są, ani dobre, ani złe, ze wszystkim co im jest potrzebne, bez oceniania i świat nie jest już pełen wrogów, ale istot takich jak my. Możemy nawet zauważyć, że inni są nam przychylni i nas wspierają.

CO DALEJ?
Kiedy nie mamy z czym walczyć, nie tracimy energii na zamartwianie się i próby zmienienia siebie. Okazuje się, że mamy duży potencjał, że możemy bardzo dużo zdziałać dla siebie i dla innych. Kiedy powiemy sobie, że jednak chcemy żyć, możemy zapytać się swojej intuicji, dzikiej kobiety wewnątrz, po co tu jesteśmy, jaka jest nasza legenda i droga w życiu. Stan którego doświadcza się podczas objadania, jest stanem satysfakcji, obfitości, dania sobie prawa do życia, chociaż na chwilę. Czy możemy tego poczucia obfitości i spełnienia doświadczać w inny sposób? Jak dobrze wsłuchamy się w wewnętrzny głos, z którym nawiązanie kontaktu dla kobiet raczej nie stanowi problemu, zagłębimy w ciszę, możemy usłyszeć, co jest dla nas ważne do zrobienia w życiu. Co da nam uczucie satysfakcji, większej i pełniejszej niż jedzenie, bo będącej w harmonii z drogą wszechświata. Mamy wszystko co jest potrzebne do spełnionego życia już teraz. Nasza siła twórcza, jest jak dzika rzeka, której zmieniamy bieg, inaczej ją kierujemy, nie przeciwko sobie, ale zgodnie z nurtem korzystnym dla nas. Siłę, która powoduje objadanie, albo zawzięte odchudzanie można wykorzystać do tworzenia czegoś z wielką pasją. Być może cała ta sytuacja z jedzeniem jest sygnałem, że już czas coś zrobić – coś, co jest ważne. Kiedy odważnie, z wiarą podejmujemy decyzję spełnionego życia, nie kwestionując głosu serca, to co wydawało się nieosiągalne zaczyna być realne, przepełnia nas wdzięczność, zachwyt nad sobą i światem. „Wkładanie” w siebie zastępuje chęć dawania bez oczekiwania zapłaty. Można dzielić się entuzjazmem, inspirować innych, zrobić coś wielkiego dla świata. Poszerzenie zasięgu świadomości, swojego pola oddziaływania, wyraża się myślami: „niech będzie mnie więcej, a nie mniej”. Cały wszechświat wspomaga na drodze, która jest drogą świata, która jest celem samym w sobie, życiem i której celem jesteś przede wszystkim sama Ty.

Ewa Holt-Fronczak Dzień Dziecka, 1.VI.2004



http://integra.xtr.pl/teksty/Glodne_Duchy.htm