Lidia Karina B.

Lidia Karina B. Tylko życie
poświęcone innym
warte jest
przeżycia. (prom...

Temat: Pomóżmy chorej na białaczkę Julce

Możemy razem pomóc rodzicom Julki
Tak się wszystko zwaliło...
Julka nic nie mówiła, kiedy mama wzięła nożyczki i ścięła jej piękne, długie włosy.

Krzysztof Bródka czeka przed domem. Wchodzimy do środka i dalej - na piętro. - Tu jeszcze korytarz będzie robiony. Nigdzie nie może być wykładzin, dywanów, bo w nich gromadzą się roztocza. Musi być sterylnie - mówi tata Julki. -
11 maja Julka skończy 7 lat. Zaczęła się źle czuć na przełomie stycznia i lutego. - Już nie była taka żywa jak zawsze. Jak tylko się czegoś dotknęła, wychodziły jej siniaki. Bardzo często łapała infekcje. Zrobiliśmy jej badania krwi i jeździliśmy po lekarzach - opowiada tata dziewczynki.
Julka robiła się coraz słabsza. - Często bolała ją rączka, nóżka, stawy, głowa - opowiada młody mężczyzna. - Miesiąc temu znowu zrobiliśmy badania. Okazało się, że coś jest nie tak. Lekarz skierował nas do szpitala. Po kolejnych badaniach od razu kazano nam jechać do Poznania - dodaje mężczyzna, pokazując szpitalną dokumentację. Diagnoza brzmiała - białaczka limfoblastyczna.
Dziewczynkę czeka długotrwałe leczenie. Teraz jest w trakcie chemioterapii. - Julka to silne dziecko. Nie podejrzewaliśmy, że jest chora. Pojechaliśmy do lekarza ze zwykłym przeziębieniem. Bolała ją rączka w nadgarstku i przy stopie. Nie sądziliśmy, że może być tak chora - mówi Honorata Bródka, mama dziewczynki.

Kiedy przyjmowano dziewczynkę do szpitala, lekarka powiedziała, że białaczka jest w 70-80 % wyleczalna. - Nie wiadomo, jak będzie z Julką. Pewność, że wszystko będzie dobrze, lekarze dają dopiero po 5 latach. Ale to już całe życie człowiek będzie pod strachem, że wszystko może się odnowić - mówi mama Julki. - Moje dziecko jest chore. Ale jak się patrzy na inne dzieci, w innych pokojach, z różnymi chorobami, to o wiele bardziej to wszystko przeżywa... Tu jest strasznie. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, że dzieci mogą tak cierpieć. To jest najgorsze... Rozumiem - dorośli. Już coś przeżyli... Ale za co te małe dzieci tak cierpią... Za co...

- Któregoś dnia zapytała żonę, czy ma raka. Bo na raka się umiera - opowiada wzruszony ojciec. - Nie wiedziałam, co mam jej odpowiedzieć. Powiedziałam, że nie, że nie ma raka. Że ma tylko chorą krew. Jak miałam jej to powiedzieć... Jest ciężko. Dorosłemu byłoby ciężko powiedzieć. Ale ona wiele rzeczy rozumie. Dzieci więcej wiedzą niż dorośli - przyznaje Honorata Bródka.
Mama powiedziała jej, że będzie musiała dostawać chemię, że będzie się pewnie po niej bardzo źle czuła. Wytłumaczyła, że mogą jej wypaść włosy. Zawsze miała bardzo piękne, długie, gęste. - Mówiłyśmy, że do komunii. A po komunii obetniemy... Teraz zaczęły jednak wypadać. Obcięłam je więc. Ma je do ramion - opowiada kobieta. - Płacze, że nie chce być łysa. Ale wie, że wypadają włosy, rzęsy, brwi.
Najgorsze są chwile, kiedy Julka ma nakłucia. Pobieranie szpiku lub płynu rdzeniowego. Z kręgosłupa. - Potem mówi, że tego nie pamięta, ale w tym momencie tak potwornie krzyczy, że choć ten gabinet jest zamknięty, ja jestem za taką śluzą, jeszcze za drzwiami, słyszę ten krzyk... Trudno to znieść... - wyznaje mama dziewczynki.

W maju Julka ma wyjść na kilkudniową przepustkę. Wszystko zależy od wyników badań. Ale jest taka nadzieja. - Do tego czasu muszę skończyć remont. Pomaga mi sąsiad. Sam nie byłbym w stanie wszystkiego zrobić...- wyznaje tata dziewczynki.
- Musiałem zerwać całą boazerię. Teraz trzeba wygipsować ściany i pomalować je farbą lateksową. Jest droga, ale musi być taka. Gdyby bowiem wyszedł jakiś grzyb, jakaś pleśń, od razu je widać i można zmyć. Żeby nie dochodziło do infekcji - opowiada Krzysztof Bródka. - Na podłodze w pokoju Julki chciałbym położyć panele. W innych pomieszczeniach będzie linoleum. Nie jestem w stanie tam też położyć paneli. To wszystko koszty...
Rodzice zostali już poinformowali, że kiedy Julka będzie przebywać w domu, trzeba będzie dokładnie stosować się do zaleceń lekarzy. - Na początku przynajmniej trzeba będzie chodzić w maskach... To wszystko takie jest... No niedobrze... Jesteśmy przerażeni tym wszystkim - wyznaje tata Julki. Nikt wcześniej w rodzinie nie chorował na białaczkę. - Nie wiem, skąd to się wzięło. Julka była zawsze taka żywa, bystra... Dobrze się uczyła. Tak się to wszystko zwaliło... - mówi ojciec dziecka.

Potrzebne są gips i farba. I pieniądze. Na remont, na dojazdy do szpitala. - Julka chciałaby, żebym przyjeżdżał codziennie, ale to niemożliwe... Żona jest z nią cały czas. Ja przygotowuję dom na powrót Julki i opiekuję się rocznym synkiem. Pomagają mi bliscy - ciocia, dziadkowie, rodzice i teściowa - mówi tata dziewczynki.
Julka jest uczulona na komary. - Trzeba kupić siatki w okna i rolety. Niestety, wszystko opiera się o pieniądze. Nie wiem, jak to dalej będzie. Nie wiem - dodaje Krzysztof Bródka. - Musi być dobrze. Innej myśli nie dopuszczam... Ordynator powiedział, że to bardzo niedobra choroba i kosztowna. Julkę czeka bardzo długie leczenie - mówi Krzysztof Bródka. - Nieraz płacze. Mówi, że boli. Ale że wytrzyma. Dla nas.
Rodzicom trudno się mówi o tym, że bardzo potrzebują pomocy. - Najważniejsze to by było zdrowie. Gdyby ktoś mógł je Julce przywrócić - wyznaje mama dziewczynki. Zależy jej na tym, by uczulić rodziców na zachowanie ich dzieci. - Najważniejszy jest czas. To, by w porę zauważyć, że coś się złego dzieje. Że dziecko ma siniaki, bóle w stawach. I że jest senne, ma duszności - choć Julka akurat tych objawów nie miała. Białaczka postępuje w zastraszającym tempie. Liczą się nie miesiące czy tygodnie, ale nieraz godziny - podkreśla mama Julki. - Im bardziej choroba jest już zaawansowana, tym silniejszą chemię dziecko musi dostać. Jeśli więc w porę zauważymy coś niepokojącego, możemy dziecku uratować życie i oszczędzić cierpienia. Zgromić chorobę. Człowiek jest zagoniony, ale trzeba dziecku poświęcać dużo uwagi. Nie chcę, żeby inni musieli przechodzić to, co my. Dlatego o to proszę.
ANNA KOPRAS-FIJOŁEK

Ruch Ludzi Dobrej Woli dołącza się do apelu prosząc wszystkich Ludzi Dobrej Woli o pomoc.
Pieniądze można wpłacać na konto:
Bank Spółdzielczy w Jarocinie
nr 22 8427 0009 0015 4178 3000 0001
z dopiskiem „pomoc dla Julki”
Rodzice Julki starają się o utworzenie subkonta dla chorej dziewczynki.