Temat: patologia?
Renata M.:
Sabina Gatti:
Tak jak wszystko w życiu tak i słowo KOCHAM dla każdego znaczy coś innego - dla większości społeczeństwa KOCHAC znaczy CIERPIEC więc tacy ludzie nigdy nie zgodzą się z tym co napisałaś (ja też o tym już od dawna piszę na mojej grupie i też nikt nie zabiera głosu a jak się ktoś znajdzie to tylko po to żeby nawymyślać mi od nawiedzonej -:)).
Sabinko, nie gniewaj się, ale przypuszczam, że styl (podkreślam styl, nie treść), w jakim próbujesz edukować rodziców powoduje właśnie taką reakcję u ludzi.
Już dawno wyrosłam z gniewania się -:))) myślę, że mali chłopcy i małe dziewczynki gniewają się ja coś im się powie nie tak, a my dorośli możemy podjąć rozmowę i dyskusję i albo dojdziemy do wspólnych wniosków albo nie i każdy pozostanie przy swoim myśleniu. My dorośli mamy wybór i wiemy, że nie musimy się zgadzać ze wszystkim i ze wszystkimi i nie musimy się podobać wszystkim i lubić wszystkich. Dorosły ma narzędzia, żeby zdobywać wiedzę i tym samym stawać sie bardziej świadomym rodzicem.
Nie rozumiem więc dlaczego mój styl pisania wydaje się jakiś dziwny - staram się streszczać, zeby nie pisać elaboratów i już wielokrotnie pisałam, że moim zamiarem nie jest besztanie i dołowanie rodziców ale WRĘCZ ODWROTNIE chęć pomocy w zrozumieniu pewnych ważnych rzeczy, zachęceniu do zastanowienia się i wglądu w siebie, spojrzenia krytycznie na pewne rzeczy z przeszłości i na obecne oraz na stare mity i dogmaty o rodzicach i rodzinie.
Dla mnie to straszne, przerażające, że w XXI wieku gdzie nowa technologia naszaskakuje z dnia na dzien ludzie, którzy uzywają jej trzymają się tak mocno starych mitów o rodzinie/rodzicach - jedynym logicznym dla mnie wytłumaczeniem jest to co już pisałam, że potrzeba bycia kochanym jest w człowieku tak silna, że wolimy żyć iluzją przez całe, zycie, powtarzać błędy naszych rodziców, dziadków... gmatwać swoje życie, własnych dzieci, partnera, bliskiej i dalekiej rodziny.
To o czym piszę nie wnioskuję tylko z książek ktore przeczytałam w przeciagu 24 lat (w różnych językach) ale również obserwując i rozmawiając z ludzmi bo temat mnie interesował i nadal interesuje - tak więc nie bazuję mojej wiedzy na doświadczeniach własnych + 2 czy 10 znajomych ale z najprostrzego rachunku myślę, że śmiało moge powiedzieć, że to przeszło: 48.600 osób
27 lat x 360 dni x 1 historia jednej osoby (która opowiedziała mi dodatkowo historię kilku innych swoich znajomych przyjmijmy skromnie 5) x 5 = 48.600 historii słyszałam i nadal słysze i widzę.
Wszyscy za wyjatkiem 2/3 osób trzymały się lub nadal trzymają się starych zasad i ani im w głowie otworzyć sie na nową wiedzę, żeby pomóc sobie i własnej rodzinie uzdrowić stosunki wolą, żyć zagmatwani i nażekać, że nic nie idzie zrobić, że to wina dziecka, że dzisiaj ma problem.
Osobiście uważam, że może należałoby zacząć od prawidłowej definicji słowa KOCHAM może wtedy ludzie zobaczą, że zachowania ich znajomych i ich własne nie znajdują się na liście słowa KOCHAM.
Podaj więc, proszę, swoją definicję słowa "kochać", coby wszyscy czytający mogli się dowiedzieć.Wszyscy mądrzy psychologowie, już do lat mówią o tym ale nikt ich nie słucha - parwda boli i dlatego, każdy odrzuca tą prawdę, oburza się bo chce wierzyć, że był kochany - ludzie, zyją iluzją, że byli kochani przez rodziców, żyją iluzją, że kochają dzieci, żyją iluzją, że są kochani przez partnera no i nasze życie to jedna wielka iluzja -:))))
Straszne jest, to, co piszesz. Gdyby rzeczywiście ta "prawda" dotarła do wszystkich, życie wielu straciłoby sens.
Niestety jest to straszne ale prawdziwe. No właśnie, starciłaby sens bo jaki sens ma w łaściwie życie?? Jest bez sensu - jedno co wiemy jak decydujemy się na urodzenie dziecka to to, że na 100% umrze tylko nie wiemy kiedy. Potem jak umrze przed nami to tragizujemy - ale przecież o tym że umrze wiedzieliśmy więc dla mnie jest to nielogiczne.
Jak byłam młoda nie zastanawiałam się oczywiście jak większość nad sensem, życia nikt też ze mną na ten temat nie rozmawiał dzisiaj uważam, że to ważny temat.
Dzisiaj mają tą wiedzę i doświadczenie głośno mówię, że nie chcę zostać babcią - uwielbiam dzieci i dlatego świadomie nie chcę narażać moich wnuków na to bezsensowne życie, wystarczy że ja tego doświadczyłam i mój syn.
Żeby to beznadziejne, życie miało sens, to tzreba się cholernie napracować, tzreba je sobie wymyślać codziennie, to ciężka praca, ale bez cięzkiej pracy nie ma fajnego zycia bo jak się nie pracuje cały czas nad związkiem partnerskim to z czasem jest do kitu, jak się nie pracuje nad przyjaźnią to się konczy, itp.
To my dorośli musimy sobie wymyślić co robić w zyciu, żeby miało sens a nie iśc na łatwiznę i zrzucić ten obowiązek na dziecko, którym wypełniamy sobie naszą pustkę egzystencjalną.
Ale to dziecko dorośnie i znowu pustka??
Ciesz się, bo mogło się Tobie oberwać tak jak mi -:))) więc może lepiej, że cisza - takich ludzi, którzy będą chcieli dyskutować i zastanowić się lub zgodzić z tym co napisałaś trudno znaleść, są z pewnością ale to mniejszość więc trudno znalęść ich wokół siebie.
A ja uważam, że brak chęci dyskusji na ten temat nie wynika z ich totalnej ignorancji tematu. Przyczyny są różne. Nie każdy rodzic ma czas ślęczeć w Internecie, czy czytać mądre książki, by się wyedukować.
Ale to dla jego dobra - ile czasu rodzice tracą na krytykę dziecka? ten czas mogliby przeznaczyć na przeczytanie ksiązki np.
Pamiętaj, że ten świat jest w
szalonym pędzie przetrwania.
Ale my dorośli mamy wybor mozemy się zbuntować - a jak nie potrafimy to należałoby się zastanowić poważnie nad soba.
Rodzice nie tylko mają troszczyć
się i wychowywać dzieci, ale również zarabiać, zajmować się przyziemnymi czynnościami, często nie mogąc znaleźć czasu na to, by zadbać nawet samych siebie (zapewniam Cię, że np. ja myślę o sobie ostatnia).
To bardzo zle, że tak jest, że stawiasz siebie na ostatnim miejscu. To wielki błąd ale tak wyedukowani wychodzimy z naszych domów rodzinnych z tak błednymi komunikatami, że dbanie o siebie to egoizm a dbanie o innych to wielka miłosć, nic bardziej błednego.
Nieszczęśliwy, przemęczony,
zagoniony człowiek nie może być dobrym przykładem dla swojego dziecka. Tutaj trzeba znaleźć jakieś odgórne rozwiązanie, jak globalnie pomóc rodzicom być lepszymi i "prawidłowo" kochającymi (idąc śladem Twojej terminologii), dźwigając na plecach brzemię własnego dzieciństwa.
Nie trzeba odgornych rozwiązan, jesteśmy nauczeni, że tylko jakiś autorytet da nam rozwiązanie, ale to nieprawda, sami możemy je znaleśc. Żaden autorytet nie pomoże bo musiałaby być świadomy pewnych spraw, a skoro u nas w polsce autorytety nadal głosno mówią bzdury o rodzinie/rodzicach to co oni mogą pomóc??
Jak chcesz trochę ruchu w tym temacie to rzuć temat na tej grupie - tam będziesz miała ruch jak się wdasz w dyskusję, która i tak do niczego nie doprowadzi -:))) http://www.goldenline.pl/forum/psychologia-psychoterapiaPS. Są chlubne wyjątki od tej reguły, na szczęście. :-)
ale dlaczego tak trudno, żeby było ich więcej ??
Z tych powodów, które opisałam wyżej.
Doba ma 24 godz., w których trzeba wykonać mnóstwo niezbędnych czynności i jeszcze przy tym nie być chorym, zmęczonym, czy po prostu mieć chęć.
To warto zastanowić się, dlaczego znalazłam się w tym miescu, co spowodowało, że doprowadziłam się do takiej sytuacji?? odpowiedzi są i można wszystko zmienić na lepsze - potrzebna odwaga to znaczy poczucie własnej wartości się kłania - jak z nim jest na dzień dzisiejszy??
Jesteśmy tylko ludźmi. Nikt z nas nie jest perfekcyjny,
ja nie mówię o perfekcji mówię o świadomym rodzicu, który stara się nie robić z dziecka kozła ofiarnego.
ale
staramy się, jeden więcej, drugi mniej. Szczerze powiem, że jak ktoś zaczyna na mnie krzyczeć i "motywować" mnie ciągłą naganą, to unikam go jak ognia, bo takie metody nie działają na mnie. Ale jestem otwarta na wiedzę i chętnie posłucham kogoś, kto także ma świadomość własnych ograniczeń, poszukuje i dzieli się swoimi sukcesami i postępami, powie, jak uniknął upadków. O ile robi to w sposób przyjazny.
Ja radzę wszystkim czytać i jeszcze raz czytać i otwierać się na najnowszą wiedzę psychologiczną.
Ludzie nawet nie mają najmniejszego pojęcia ile dobra przyniosłoby to nie tylko dzieciom ale i samym rodzicom i mniej problemów, ile zdrowsze dzieci i rodzice, a zbiegiem czasu i większośc społeczeństwa zdrowsza. No coż lubimy zagmatwanie, lubimy dyskusje, które do niczego nie prowadzą, nie chcemy rozumieć jednym słowem jesteśmy powierzchowni, konformiści i nie chcemy odstawać od szarej masy.Sabina Gatti edytował(a) ten post dnia 13.03.09 o godzinie 19:44
Oczywiście istnieją ludzie o których piszesz. Ale uogólnianie na wszystkich rodziców to bardzo skrajna i, wg mnie, niesprawiedliwa ocena (przecież nie znasz wszystkich, bo skąd???).
Wyszyscy nie, ale tak jak pisałam tej mniejszości sie nie widzi bo większośc jest właśnie taka. Gdybym sie myliła ja i inny tak myślący to skąd na świecie tyle przemocy skoro większość rodziców to kochający rodzice?? W przyrodzie nic nie ginie, zawsze coś bierze się z czegos.
Podziwiam Cię, że masz tak mocno skrystalizowane poglądy i że masz chęć dzielić się swoją wiedzą, ale jednocześnie trudno mi uwierzyć, że sama byłaś zawsze tak idealnym rodzicem, aby rościć sobie prawo do bardzo surowej oceny innych.
Własnie dlatego, ze mam porównaie, wyszłam z domu z pewną mentalnością a pobyty zagranicą pozwolily mi otworzyć sie na nową inną wiedzę 27 lat temu. Skorzystałam z niej i widziałam i widzę nadal efekty - to działa w zwiąsku z tym jestem pewna tego co piszę i chciałabym, żeby inni też ulżyli sobie bo to możliwe i życie staje się o wiele łatwiejsze, rozumiemy nie tylko lepiej siebie samych i nasze dzieci ale rownież innych ludzi i nie tracimy już naszego cennego czsu na głowkowanie dlaczego tak czy inaczej ktos sie zachowała czy postapił, nie koncentrujemy sie tylko na skutakch tylko idziemy dalej.
Nie jesteśmy już powierzchowni ale bardziej głębśi.
A jeżeli chodzi o definicję słowa KOCHAC to myślę, że Basia będzie to potrafiła lepiej przedstawić ode mnie.
pozdrawiam