Barbara Dziobek

Barbara Dziobek Instytut Rozwoju
Rodziców

Temat: Chodź do mnie :)

Pomysł na ten temat przyszedł mi do głowy po przeczytaniu opowiadania Anny Marty w wątku "nasze problemy". Poczułam wzruszenie i wdzięczność za post Ani, poruszyło mnie to, co napisała. Dlatego nie chciałam pozostawiać tego opowiadania bez komentarza, czułam, że coś we mnie kiełkuje, z komentarza urodził mi sie pomysł.

Pomyślałam o tym ile radości, wzruszenia i wsparcia można sobie podarować SŁOWEM. Pisząc kilka słów od serca, z głowy, z ręki, albo anegdotę lub opowiadanie... :) Wymyślając, kopiując, wklejając linki... Wszystkie chwyty dozwolone ;)

Podoba Wam sie te pomysł? Możemy sobie udzielać wsparcia, dzielić się wzruszeniami, radościami, sukcesami i smuteczkami. Tutaj każdy kto pragnie, może znaleźć pocieszenie, jak również każdy kto pragnie je dawać - pocieszenie dawać... :)

Tutaj nie dyskutujemy, nie oceniamy siebie, swoich słów, itp.
Tutaj dajemy i bierzemy Wsparcie, bliskość, czułość. Zapraszam wszystkie Kobiety i Mężczyzn, którzy są taką formą kontaktów zainteresowani, do mądrych czułych rozmów oraz każdego innego przejawu wrażliwości i uważności na siebie i innych.

Ściskam bardzo ciepło i długoweekendowo,
Basia.Barbara Dziobek edytował(a) ten post dnia 04.05.08 o godzinie 18:40
Anna Marta Wilczkowska

Anna Marta Wilczkowska poradnictwo
psychologiczne,
szkolenia, edukacje,
warsztat...

Temat: Chodź do mnie :)

Bardzo, bardzo się cieszę, że to, co napisałam stanowi dla kogoś jakąś wartość.
Nasze Człowieczeństwo w końcu do czegoś zobowiązuje - choćby do tego, by dzielić się z innymi swoimi zasobami. Pod tym pojęciem rozumiem doświadczenia, przeżycia, przemyślenia, umiejętności, intuicję, i wszystko to czego nabywamy w trakcie życia.
Moim studentom powtarzam zawsze, że nie komputer i nie łopata są narzędziami pracy, ale my sami.
Uważam, że bardzo mało czasu poświęca się (w toku nauczania i wychowania dzieci w placówkach oświatowych) na pokazanie dziecku sposobu samodzielnego budowania siebie jako CZŁOWIEKA, a więc świadomej OSOBY wchodzącej w role społeczne oraz jako podstawowego narzędzia swojej pracy.
Barbaro - oczywiście - idę do Ciebie.
Pozdrawiam serdecznie
Anna Marta
Anna Marta Wilczkowska

Anna Marta Wilczkowska poradnictwo
psychologiczne,
szkolenia, edukacje,
warsztat...

Temat: Chodź do mnie :)

Ten tekst powstał w 2000 roku tuż przed świętami Bożego Narodzenia. Teraz mój Syn ma 12 lat i właśnie wraca z harcerskiego biwaku.
Próby "naciągactwa" wciąż są jego silną stroną ;) Ale jest świadom wyborów jakich dokonuje w życiu, które niezbyt laskawie się z nim obchodzi.

- Mamo, kup mi taki samochond dobze – prosi mój czterolatek oglądając reklamę telewizyjną.
Na ekranie telewizora widać efektowny samochodzik z możliwością ustawiania trasy jazdy. Czerwona karoseria, dynamiczna linia, no i ta możliwość programowania - są w stanie skusić każdego faceta.
Nie wiem co odpowiedzieć. Z jednej strony chciałoby się gwiazdkę z nieba dać dziecku, z drugiej zaś diabli wiedzą ile toto kosztuje. Pewnie majątek. Milczę więc wymijająco. Ale dzieciak nie daje za wygraną.
- Mamo pjosę kup mi takie autko. Bajdzo chciałbym je mieć, mamo. Błagam cię...
- Synku ... – zaczynam, ale właściwie nie wiem co powiedzieć. – Przemyślę sprawę – kończę, a jest nad czym myśleć.
Nie chodzi tu tylko o tę bajońską, dla przeciętnego zjadacza chleba, sumę, ale i o cały proces wychowania dziecka. Jeśli kupię autko za - bagatela – sześćdziesiąt kilka złotych (odrobiłam lekcje - byłam w sklepie dowiedzieć się o cenę i obejrzeć sobie to cacko) - spełnię marzenie swego dziecka, dam mu radość, wiarę w moc sprawczą rodziców lub Świętego Mikołaja, dam mu solidną zabawkę, która nie powinna rozlecieć się na pierwszych metrach jazdy, a nauczy przewidywania wydarzeń, planowania, rozwinie wyobraźnię przestrzenną i abstrakcyjne myślenie dziecka.
Z drugiej strony, czy nie rozpuszczę dzieciaka dając mu to o co tylko poprosi. Czasem może lepiej nie spełnić marzenia. Nie zawsze był grzeczny, może wytłumaczyć mu, że nie zasłużył, a może zasłonić się brakiem pieniędzy, pokazać, że są na świecie rzeczy, na które nas nie stać. Może nauczy to go szanować posiadane przedmioty.
Chociaż... Nie jest niszczycielem zabawek, chyba, że są wyjątkowo tandetnie wykonane i rozlatują się na skutek normalnej eksploatacji. A z innej strony - mały poddawany w ostatnich dniach nieprzyjemnym badaniom lekarskim – może jednak zasłużył sobie na tak wspaniały prezent.
To chyba częste przemyślenia rodziców.
Wracając jednak do marzeń. Skąd biorą się one dzieciom?
To marzenie wykreowała reklama. Bardzo agresywna w przedświątecznym okresie. Częsta. Naprawdę kusząca. Pokazująca inne dziecko, które JUŻ TO MA, już się tym bawi.
I teraz problem zasadniczy : czy pozwolić dziecku na poddanie się presji reklamy? Czy pozwolić mu chcieć posiadać reklamowane towary?
Jeśli tak, to mamy wielką szansę wychować kolejnego konsumenta. Ale cokolwiek bym nie zrobiła - moje dziecko będzie i JEST konsumentem. Taki jest już ten świat. I nie jest w mojej mocy go zmienić.
Mogę walczyć przez odpowiednie wychowanie by syn nie dał się sterroryzować reklamie.
Tylko jak, skoro w oczach dziecka sama nie potrafię jej się oprzeć? Bo czy my – dorośli - nie wyglądamy na sterroryzowanych? Kupujemy różne produkty, które widać w reklamach – proszki, kawę, margarynę, słodkości - między innymi dla dzieci, pieluszki, podpaski, środki czystości, produkty spożywcze i inne rzeczy bez których trudno się obejść w gospodarstwie domowym, a które znane są dziecku z telewizyjnego ekranu.
Jak dziecko może odebrać odmowę realizacji jego marzenia, jeśli rodzice spełniają tyle swoich. Przecież opakowania od powyższych towarów widoczne są w domu na każdym kroku.
Jak dziecko – zwłaszcza małe – ma pojąć różnicę wartości między samochodem, a czekoladką skoro obydwie rzeczy są reklamowane w ten sam nęcący sposób. I obydwóch tak samo serdecznie pragnie. Reklama porusza emocje dziecka. Cena i pieniądze są dla malucha taką samą abstrakcją jak dla nas np.budżet państwa na rok 2000 lub malarstwo Kandyjskiego. A może i większą. Dla nas zaś emocje dziecka stanowią tajemnicę, której często nawet nie próbujemy odkryć.
Maleńkie dziecko zwraca uwagę na powtarzające się sekwencje – uwielbia słuchać tych samych wierszyków, piosenek, opowiadań o tych samych obrazkach – do znudzenia. Osoby zajmujące się maluchami wiedzą o tym doskonale. Reklama to dla maleństwa – mówię tu o kilkunastomiesięcznych dzieciach – właśnie taki krótki, powtarzalna bajka. W domach, gdzie żyje się przy włączonym telewizorze reklama zwraca uwagę dziecka - maleństwo zmierza w kierunku odbiornika i z wielkim zainteresowaniem patrzy, słucha. Tak reklama bierze udział w procesie wychowywania dziecka. Czyż nie?
Bądź co bądź sami łapiemy się na wędkę reklamy. „Jestem tego warta” – mówię sobie i kupuję tusz do rzęs za sporą sumkę. I wszystko jest w porządku. Mam tusz – dorabiam sobie urodę, pieniądze przecież zarobiłam - czasem mogę sobie pozwolić na szaleństwo.
Dziecko swoich pieniędzy nie ma, jest całkowicie zależne od nas. Może tylko prosić. Im bardziej prosi, tym bardziej pragnie danej rzeczy. To taka samonakręcająca się maszynka.
Przypomnijmy sobie jak prosiliśmy rodziców o coś co nam się szalenie podobało, a oni z jakichś powodów nie kupowali nam tego. Spróbujmy być znów - przez chwilę – dzieciakiem, przypomnijmy sobie własne uczucia. Może one pomogą nam znaleźć rozwiązanie.
Patrząc na sprawę z jeszcze innej strony trzeba zauważyć dwie rzeczy. Po pierwsze nasze pokolenie nie ma własnych doświadczeń z reklamą. Nie widzieliśmy jak nasi rodzice chronili nas przed jej wpływem, więc nie mamy wzorca do naśladowania. Po drugie dziecko potrafi jak nikt inny wykorzystać precedens. Jeśli ulegniemy jego namowom raz, będziemy mieli potężne kłopoty. Z wiekiem potrzeby juniora mogą wzrastać, a argument, że wszyscy w przedszkolu, szkole mają „a ja nie” może stać się sztandarowym argumentem wymiennym z „bo mnie nie kochasz”.
Nie chcę tego!
Może wobec tego odpowiem sobie na pytanie czego chcę.
Chcę, aby moje dziecko umiało oprzeć się pokusie, ocenić stopień przydatności towaru, odróżnić chłam od rzeczy wartościowych, umiało nie poddawać się modom, a przez to potrafiło zachować swoją indywidualność.
O! O to chodzi! O indywidualność, o świadomość swojego odrębnego „ja”. Z tą świadomością można dokonywać WYBORU. Tan umiejętność może być najważniejsza w świecie jaki czeka nasze dzieci. Nic tak naprawdę o nim nie wiemy – bo jest przyszłością, ale możemy pewne sprawy przewidzieć. Podejmowanie wyboru – czyli rezygnacja z jednych rzeczy na rzecz innych to będzie jedyna skuteczna broń przeciwko niebezpieczeństwom potopu konsumpcyjnego jaki nas już spotkał i jaki nas jeszcze czeka.
Nie wiem jeszcze czy kupię ten wymarzony „samochond”, ale wiem jak pokierować rozmową o nim z moim synkiem.
Barbara Dziobek

Barbara Dziobek Instytut Rozwoju
Rodziców

Temat: Chodź do mnie :)

To podobno indiańska opowieść... Przeczytajcie i podzielcie się tym, co myślicie o tym chłopcu, co myślicie o drzewie...

CHŁOPIEC I DRZEWO

Było sobie raz drzewo, które kochało małego chłopca. Każdego dnia chłopiec przychodził i zbierał jego liście. Robił z nich koronę i udawał króla całego lasu. Chłopiec wspinał się po jego pniu i huśtał się na jego gałęziach i jadł jego jabłka. A potem bawił się w chowanego. A kiedy się zmęczył, zasypiał w jego cieniu. Chłopiec kochał drzewo bardzo mocno...
I drzewo było szczęśliwe........
Mijał powoli czas. Chłopiec dorastał i drzewo było często samotne. Jednego dnia, chłopiec przyszedł do drzewa. Drzewo powiedziało:
-Chodź chłopcze, powspinaj się po moim pniu, pohuśtaj się na moich gałęziach, zjedz kilka jabłek i odpocznij w moim cieniu. Bądź szczęśliwy...
- Jestem za duży aby się huśtać - powiedział chłopiec - chcę kupować rzeczy i dobrze się bawić. Potrzebuję pieniędzy. Możesz dać mi ich trochę?
- Przepraszam - odpowiedziało drzewo - ale ja nie mam pieniędzy, mam tylko liście i jabłka. Weź moje owoce i sprzedaj je w mieście. Wtedy będziesz miał pieniądze i będziesz szczęśliwy.
Chłopiec wspiął się na drzewo, strząsnął wszystkie jabłka i zabrał je do miasta.
I drzewo było szczęśliwe.........
Chłopiec nie przychodził długi czas. I drzewo było smutne. Jednego dnia chłopiec wrócił i drzewo zaszumiało z radością:
- Chodź chłopcze, powspinaj sie po moim pniu, pohuśtaj się na moich gałęziach, bądź szczęśliwy!
- Jestem zbyt zajęty, by wspinać się po drzewach - powiedział chłopiec - chcę mieć dom, który będzie dawał mi ciepło. Chcę mieć żonę i dzieci, dlatego potrzebuję domu. Możesz mi dać dom?
- Ja nie mam domu - powiedziało drzewo - Las jest moim domem, ale ty możesz ściąć moje gałęzie i wybudować dom. I będziesz szczęśliwy.
Więc chłopiec ściął wszystkie gałęzie i zabrał je ze sobą aby wybudowac swój dom.
I drzewo było szczęśliwe.....
Chłopiec nie przychodził długi czas. Ale kiedy pewnego dnia wrócił ponownie, drzewo było tak szczęśliwe, że nie mogło mówić.
- Chodź chłopcze - wyszeptało - pobaw się.
- Jestem za stary i za smutny by się bawić - powiedział chłopiec - chcę łódź, która zabrałaby mnie daleko stąd. Możesz dać mi łódź?
- Zetnij mój pień i zrób z niego łódź - powiedziało drzewo - wtedy będziesz mógł popłynąć daleko stąd..... i będziesz szczęśliwy.
Chłopiec ściął pień, wybudował łódź i odpłynął.
I drzewo było szczęśliwe..... no, może nie całkiem. ..
Minął długi czas i chłopiec wrócił ponownie:
- Przepraszam chłopcze- powiedziało drzewo - ale nie pozostało mi nic, co mógłbym ci dać. Moje jabłka zostały zerwane.
- Moje zęby są za słabe aby jeść jabłka - odpowiedział chłopiec.
- Moje gałęzie zostały ścięte. Nie możesz się na nich huśtać.
- jestem za stary aby huśtać się na gałęziach - odpowiedział chłopiec.
- Mój pień został ścięty - powiedziało drzewo - nie możesz wspinać się po nim.
- Jestem zbyt zmęczony aby się wspinać - rzekł chłopiec.
- Przepraszam.. - jęknęło drzewo - chciałbym móc podarować ci coś ale nic mi nie pozostało. Jestem tylko starym pniem, przepraszam........
- Nie potrzebuję zbyt wiele - odpowiedział chłopiec - jedynie ciche miejsce, na którym mogę posiedzieć i odpocząć. Jestem bardzo zmęczony..
- No cóż - odpowiedziało drzewo prostując się jak mogło najlepiej - stary pień jest doskonały aby usiąść i odpocząć. Chodź chłopcze, siądź i odpocznij.
I chłopiec siadł......
I drzewo było szczęśliwe......

konto usunięte

Temat: Chodź do mnie :)

SŁOŃ

Kiedy byłem mały uwielbiałem cyrk, a najbardziej z cyrku podobał mi się SŁOŃ. Podczas przedstawienia to ogromne zwierzę paradowało, prezentując swój niesamowity ciężar, rozmiar i siłę...
Ale po przedstawieniu i krótko przed wejściem na scenę słoń zawsze siedział uwiązany jedną nogą do kołka wbitego w ziemię...
Jednakże kołek był tylko małym kawałkiem drewna, który tkwił w ziemi zaledwie kilka centymetrów. I chociaż łańcuch był mocny i gruby, wydawało mi się, oczywiste, ze zwierze, które jest zdolne wyrwać drzewo z korzeniami, mogłoby z łatwością uwolnić się z kołka.

Co go trzyma w takim razie? Czemu nie ucieka?
Zapytałem, więc wujka, ojca o tajemnice słonia. Któryś z nich odpowiedział, że dłoń był tresowany... Wówczas zadałem oczywiste pytanie:, "Jeśli był tresowany, to, dlaczego go przywiązują"... Nie otrzymałem żadnej logicznej odpowiedzi...

Kilka lat temu (na moje szczęście), odkryłem, że był ktoś wystarczająco mądry, aby znaleźć odpowiedź.

Słoń nie uciekł z cyrku, gdyż od najmłodszych lat był przywiązywany do różnych kołków.

Zamknąłem oczy i w wyobraźni ujrzałem dopiero, co narodzonego i bezbronnego słonia, przywiązanego do kołka. Jestem przekonany, że słonik ciągnął, pchał i pocił się próbując się uwolnić. I mimo, że użył wszystkich swoich sił, nie udało mu się, ponieważ wtedy kołek był dla niego za solidny. Wyobraziłem sobie, że zasypiał ze zmęczenia i że następnego dnia, i kolejnego...
...
Aż nadszedł dzień, który odbił się strasznie na historii słonia, dzień, kiedy zwierzę zaakceptowało swoją niemoc i zdało się na swój los. Ten potężny i silny słoń, którego widzimy w cyrku, nie ucieka, ponieważ biedaczysko nie wierzy, że może. Ma w sobie utrwalone wspomnienie niemocy, które przeżył krótko po przyjściu na świat. I najgorsze jest to, że nigdy więcej nie starał się ponownie wypróbować swoich sił...

Wszyscy przypominamy trochę słonia w cyrku - idziemy przez życie przywiązani do setki kołków, które odbierają nam wolność. Żyjemy w przekonaniu, że "nie możemy" wykonać wielu rzeczy, jedynie, dlatego, że pewnego razu, dawno temu, kiedy byliśmy mali, podjęliśmy próbę, która zakończyła się niepowodzeniem. Wówczas zrobiliśmy to samo, co słoń, i zarejestrowaliśmy w naszej pamięci następującą wiadomość: nie mogę... nie mogę i nigdy nie będę mógł.

DANIEL GOLEMAN "Inteligencja emocjonalna"

Następna dyskusja:

Moje dziecko mnie złości




Wyślij zaproszenie do