Temat: Którą Ty wybierasz??
Kamil Kaniewski:
Ludzie chyba dlatego boją się zmian, bo to jest wyjście poza ich strefe komfortu i nie wiedzą co będzie później. Jak te zmiany nadejdą. Wy też boicie się zmian??
Oczywiście, że tak. Jednakże wydaje mi się, że często ta strefa komfortu, choć znajoma i oswojona, jest tak naprawdę strefą dyskomfortu, w której wszystkie lęki i wizje zmian urastają do potwornych rozmiarów. Jeśli jest nam gdzieś źle, czekamy na zmiany, ale im dłużej ich wypatrujemy zamiast je sprawić samemu, tym trudniej nam uwierzyć, że może być lepiej. I im dłużej tkwimy w niewłaściwym miejscu, tym gorzej nam wszystko wychodzi, bo mamy podświadomie pretensję do siebie samych, że nie robimy nic dla siebie. I im dłużej tam jesteśmy, tym bardziej wykorzystują to ci, którym zależy, by było źle dla nas, a dobrze dla nich.
Często rozsądek nam podpowiada, by wreszcie o siebie zadbać, ale niejednokrotnie zagłuszają go czarne wizje, które sami tworzymy, a umacniają inni. Świat wokół nas, ludzie, którzy razem z nami tkwią w strefie dyskomfortu, czują się silniejsi przez naszą obecność i utwierdzają się w przekonaniu, że robią słusznie dalej w niej siedząc. I skutecznie, świadomie lub nie, zniechęcają innych od odejścia. Apelują przy tym do uczuć zjednoczenia w złym położeniu, tak jakby łączyło nas braterstwo broni czy męczeństwo. A gdy odejdziemy, nie mogą nam wybaczyć, że to my pierwsi zebraliśmy się na odwagę, by zrobić coś dla siebie i zmierzyć się z tego konsekwencjami. Konformizm i uległość doradzają nam też ludzie zależni od nas, oraz ci, którzy np. niewiele pracowali. Niejednokrotnie nie wierzą oni we własne słowa "cierpliwości, doczekasz się docenienia" bo sami nie wierzą, że zmiana przyjdzie, skoro do nich nie przyszła. Niestety nie zdają sobie sprawy, że zależało to wyłącznie od nich.
A przecież łatwiej nam zaakceptować zmianę, którą my sami dokonamy. Jeśli jest to błędna decyzja, z czasem ją przebolejemy i wyciągniemy odpowiednią naukę. Jeśli właściwa, wzmocni to nasze poczucie własnej wartości, zwłaszcza jeśli tak naprawdę ulżymy naszym nerwom i pozwolimy sobie na rozwój personalny. Wtedy dużo łatwiej docenimy "małe radości" i zobaczymy, że "każdy dzień ma niezrównaną wartość." A z tą wiedzą dużo łatwiej oswajać inne lęki, i pomóc sobie i innym wprowadzić kolejne zmiany.
W momencie dokonania zmiany, sam "zabieg" przeraża nas w swojej nieodwołalności i tym, że to my dźwigamy za niego odpowiedzialność. Może być ona początkowo trudna do udźwignięcia, ale z czasem uwalnia się nasz umysł, ciało oddycha z nową intensywnością, a ludzie nieoczekiwanie nas chwalą. Dla niektórych jesteśmy "skończeni," ale cóż to byli za "przyjaciele," skoro przekreślają wszystko to, co razem przeszliśmy, bo poczuli się opuszczeni i zdani wyłącznie na siebie. Za to inni szukają z nami kontaktu, przy przynajmniej złożyć życzenia "powodzenia i wiary w to, że każda zmiana jest w potrzebna w naszym życiu."