Temat: EGZAMIN NA PRAWO JAZDY KAT. A - WASZE REMINISCENCJE
Zdawałam 21 lipca w Zamościu. Na egzamin czekało się ok 3 tygodni, a Warszawie pewnie kolo 2 miesiecy, albo i wiecej, dlatego zdawałam w moim rodzinnym miescie. Egzamin to jedna wielka loteria. Zdawalismy z mężem jedno po drugim. Mimo, ze on byl znacznie lepiej przygotowany, nie zdał - dostał zimny motocykl, wiec ciagle mu gasł na ósemce. W koncu zrobił za trzecim razem, bo ubłagał egazaminatora, zeby mu pozwolił, ale ten i tak sie przyczepił, ze nie wyłączał kierunkowskazów i na miescie go oblał. Lepiej więc nie zdawać jako pierwszy, bo motormoże nie byc dobrze rozgrzany, chociaz niby powinien byc.
A ja o dziwo, zdałam, chociaz pierwszy kontakt z moto miałam na kursie, a błedy robiłam takie same, bo kierunkowskaz nie chciał sie wyłaczac. Ale mi pan egzaminator przypominał, zebym wyłaczała. Na pytanie czy zna pani trase egzaminacyjna, moim zdaniem lepiej odpowiadac, ze nie, albo ze tylko troche i ze lepiej mówic co sie ma robic. Wtedy egzaminator mowi wczesniej, jak ma sie jechac.
Na koniec usłyszałam: oj słabiutko, ale zalicze Pani ten egzamin. Ten sam tekst usłyszał 3 tygodnie pozniej mój mąż, a także inni zdający:)
To jest tak jak z samochodem. Egzamin trzeba zdac. To jest jeden wielki teatrzyk, który się odgrywa przed egzamninatorem. A potem uczyć się trzeba i tak samemu, albo na kursach doskonalących.
powodzenia