Temat: z FORUM Alice Miller - Przerwać błędne koło
Dzieciństwo niektórych ludzi było koszmarem jawiącym się jako czarna chmura, która potem ciągnie się za nimi przez całe życie. Niektórzy psychologowie są skłonni postawić znak równości między dobrym, satysfakcjonującym życiem a harmonijnym, przepełnionym ciepłem i miłością dzieciństwem.
Beata Boćwińska-Kiluk
Dzieciństwo moim skarbem, przemoc moim przekleństwem
Wychowanie dziecka, jak pisze Wojciech Eichelberger w książce Jak wychować szczęśliwe dzieci, nie zaczyna się od narodzin tej nowej istoty, nawet nie od momentu poczęcia, ale zaczęło się ono dawno, dawno temu. Tak dawno, jak gęste i rozbudowane jest drzewo genealogiczne każdej rodziny, czyli jak dawno zaczęła się historia danej rodziny. Wychowanie, sposób, w jaki traktujemy nasze dzieci, jest przekazywany z mniejszymi lub większymi modyfikacjami z pokolenia na pokolenie. Tak więc to, jak wychowujemy nasze dzieci, zależy w ogromnej mierze od tego, jak my zostaliśmy wychowani, jakie mieliśmy dzieciństwo i w jaki sposób przetrwało ono w naszej pamięci, naszym doświadczeniu. Gdy więc zabieramy się do wychowywania dzieci, najpierw musimy odkryć w sobie to, co psychologowie nazywają naszym wewnętrznym dzieckiem. Musimy je odkryć, odchuchać, zatroszczyć się o nie. Jeśli tego nie zrobimy, nieuchronnie będziemy przenosić na dzieci własne doświadczenia z dzieciństwa. Innymi słowy: będziemy traktować nasze dzieci tak samo, jak nas traktowano. Nawet jeśli nasze intencje będą zupełnie inne.
Każdy ma w środku swojego wewnętrznego króla. Król wewnętrzny to inaczej małe dziecko w nas. Ten ktoś w nas wie, co chcemy robić przez resztę życia, resztę miesiąca lub resztę dnia. Potrafi on wyjawić, czego pragniemy nie ulegając wpływom otoczenia. Wewnętrzny król jest związany z zapałem w dążeniu do celu. Kiedy mieliśmy rok czy dwa, wewnętrzny król był pełen życia i wigoru. Wiedzieliśmy wtedy, czego chcemy i potrafiliśmy dać sobie i innym do zrozumienia, na czym nam zależy i czego pragniemy. Inna rzecz, że w wielu rodzinach rodzice nie przejmują się tym, czego chce dziecko.
Niestety większość ludzi bardzo wcześnie pozbywa się swojego króla. Bo czyż możemy go obronić, mając dwa lub trzy lata? Opisując króla z innego punktu widzenia, można powiedzieć, ze oznacza on nasze nastroje, zależy od nich, nadaje im treść. Dziecko ma ochotę na różne rzeczy - pragnie się bawić, wariować, śmiać się czy grzecznie posiedzieć. U ludzi dorosłych humory odgrywają jeszcze większą rolę. Obelżywy, zły, przygnębiony, pijący na umór, zaharowujący się, czy też oszalały rodzic ulega swojemu przemożnemu nastrojowi. A inni domownicy: dzieci, współmałżonek, pies, kot muszą się dostosować do jego przemożnego nastroju, spełniać jego zachcianki, obsługiwać go, zaspokajać jego potrzeby, składać ofiarę z własnego humoru, własnego króla na ołtarzu tego ważniejszego nastroju. Wtedy właśnie ów wewnętrzny król gaśnie, zanika. Jeszcze przed osiągnięciem wieku dwunastu lat dziecko przestaje dostrzegać własne usposobienie.
*
Człowiek, który utracił swojego króla, nie wie, o czym wolno mu decydować. Nawet wybór tak prostej sprawy jak sposób spędzania dnia nastręcza mu wielu obaw. Wtedy taki osobnik pyta żonę, męża lub dzieci, jak powinien postąpić. Zagubienie, niepewność siebie to wyznacznik współczesnego świata, w którym wszystko się zmienia, już nawet nie z minuty na minutę, ale z sekundy na sekundę. Obrazy zmieniają się jak w kalejdoskopie. Rano jeszcze w tym miejscu można było zobaczyć drzewo, a okno na parterze nie miało krat, ale już po lekcjach, kiedy przysłowiowy Jaś wrócił do swojego gniazda, zastał zamiast soczystej zieleni i śpiewu ptaków głęboki rów i fundamenty nowego domu, który tu zaraz wyrośnie, a w swoim oknie żelazne pajęczyny. Niczego nie można być pewnym. Ta niepewność jutra i brak poczucia bezpieczeństwa sprawia, że wśród nieletnich rośnie drastycznie krzywa samobójstw, depresji, zażywania narkotyków i przestępczości. Rośnie wskaźnik znęcania się nad dziećmi, stosowania agresji i przemocy wobec swoich bliskich - żony, męża. Połowa mężczyzn stosujących przemoc wobec kobiet stosuje ją również wobec swoich dzieci. Childabuse, czyli krzywdzenie dziecka, jest nowym terminem na określenie problemu istniejącego od wielu lat.
W ubiegłym roku według tygodnika "Wprost" 150 tysięcy dzieci padło w Polsce ofiarą przemocy, a 180 straciło w jej wyniku życie. O ile w 1995 roku ich liczba odpowiadała przeciętnej klasie szkolnej, o tyle w 1997 roku były to już dwie bardzo liczne klasy. W badaniach przeprowadzonych na Florydzie wykazano, że około jedną trzecią śmiertelnych ofiar awantur domowych stanowią dzieci, najczęściej w wieku poniżej dwu lat.
Przemoc domowa wykracza poza granice i uwarunkowania etniczne, rasowe, wiekowe, narodowościowe i socjoekonomiczne. Badania przeprowadzone w Stanach Zjednoczonych wykazały, że najczęściej ofiarami przemocy domowej są kobiety (90-95%) i stanowią one około 70% wszystkich ofiar zabójstw popełnianych w trakcie kłótni domowych. Wielu partnerów nie przestaje maltretować kobiety również w czasie ciąży.
Ofiarami przemocy mogą być zarówno lekarze, przedsiębiorcy, naukowcy, jak i sędziowie. Natomiast wśród sprawców są także oficerowie policji, sportowcy, nauczyciele, czy też prawnicy. Większość z nich była świadkami przemocy w domu rodzinnym. Sprawcy przemocy mogą okazywać agresję lub zachowywać się kulturalnie i być ujmujący, np. w trakcie rozpraw sądowych. Podobnie ofiary mogą być złe, agresywne, jak też przestraszone lub bierne. Trudno jest ocenić bez przeprowadzenia dokładnego rozeznania, kto jest ofiarą, a kto sprawcą zdarzenia.
Chaos, jaki wywołują w nas szybko zachodzące zmiany, niepewność jutra, wysoki próg wymagań, jaki stawia przed nami wysoce wyspecjalizowane otoczenie, wywołuje w nas agresję, ujawnia naszą słabość i dopuszcza do głosu złe instynkty: walki, agresji i śmierci. Przestajemy sobie radzić ze swoimi nastrojami, popadamy w frustrację, uzależniamy się od toksycznych partnerów, związków, popadamy w uzależnienie, tak jakby razem z dymem wciąganym do płuc, wypitym kieliszkiem wódki, rozchodzącym się w naszych żyłach, wstępował w nas spokój, a czas się zatrzymał na chwilę. Ale to złudne uczucie, gdyż jak już stwierdziliśmy, rodzimy się i żyjemy w ciągłym pośpiechu i zmianie. Niektórzy, aby zabić w sobie strach, znęcają się nad innymi. Swoich partnerów życiowych, czy też swoje potomstwo traktują jak worek treningowy. Już nie wystarcza im hałas przewracającego się kopniętego śmietnika, oni karmią się strachem w oczach, szlochem innych, kleją swoją popękaną tożsamość.
*
Teoria frustracji i agresji, rozwinięta przed drugą wojną światową przez Amerykanina Johna Dollarda przy współpracy N.E. Millera i R.R. Searsa, wysuwa koncepcję, iż frustracja zawsze rodzi przemoc i agresję, to jest zachowanie skierowane przeciw komuś, choć nie zawsze agresja skierowana zostaje przeciw osobie lub grupie stanowiącej przyczynę frustracji. Mechanizm kształtowania się agresji - dowodzi Dollard - nie jest prosty ani zawsze jednakowy. Ingerują tu doniosłe przyczyny społeczne, które na ogół zmuszają jednostkę do najczęściej nieświadomego stłumienia agresji lub jej przeniesienia na obiekt nie będący jej bezpośrednim źródłem. Normy społeczne, warunki społeczno-ekonomiczne i polityczne powodują, że ludzie przeżywają wielorakie frustracje, które nie mogą znaleźć rekompensaty psychicznej w bezpośredniej agresji przeciwko ich sprawcom, znajdują więc kozła ofiarnego w postaci osób słabszych spośród najbliższego otoczenia, rodziny. Bezpośredniej agresji już nie przeszkadza fakt ochrony rodziny przez potężne siły społeczne (grupy sąsiedzkie, Kościół), które dawniej dotkliwie ukarałyby tego, kto targnąłby się na nią, gdyż przestały one pełnić rolę kontrolera społecznego z powodu anonimowości ludzi. Mieszkańcy betonowego blokowiska nie znają swoich sąsiadów, którzy często się zmieniają lub zamykają we własnych czterech ścianach. W poczuciu bezkarności wyłażą z człowieka jak robaki potworne zachowania, "bo zupa była za słona".
*
Agresja pojawia się w zachowaniu fizycznym i werbalnym, niekiedy w formie czynności symbolicznych. Skłonność do agresywnego zachowania kształtuje się pod wpływem specyficznych doświadczeń okresu dzieciństwa, zwłaszcza takich, jak frustracja potrzeb emocjonalnych, podleganie surowej kontroli i brutalnym karom oraz obserwowanie brutalnych modeli tak rzeczywistych - ojciec, matka, rodzeństwo, koledzy, jak i nierealnych - komiksowi i bajkowi bohaterowie występujący we współczesnych programach dla dzieci. Agresji sprzyja rozluźnienie norm moralnych, rozpad społeczności sąsiedzkiej i zanik więzi społecznej. Długotrwała agresja często przeradza się w wieloletnią przemoc.
Przemoc domowa może być rozpatrywana w dwóch aspektach: gorącym - przemoc fizyczna pozostawiająca ślady, krwawe wybroczyny, siniaki; chłodna - odciskająca swe piętno w mózgu. Wśród szerokiej gamy przyczyn przemocy, takich jak: poczucie bezsilności, brak radości, frustracja rodziców, niezaspokojenie potrzeb - psycholodzy podkreślają jeszcze jedną: tak zwane modelowanie. To właśnie mechanizm modelowania sprawia, że dzieci które doświadczyły agresji, powielają ten wzór zachowania we własnych domach. Dziecko bardziej identyfikuje się z agresorem niż ofiarą, ponieważ agresor reprezentuje zachowania nagradzane: władzę, siłę, dominację. Częste obserwowanie scen przemocy zahamowuje reakcje emocjonalne. Stajemy się ślepymi, głuchymi, niemymi świadkami przemocy albo też szukamy usprawiedliwienia dla własnej bezduszności i okrucieństwa. Większość aktów przemocy domowej (około 50-70%) jest związana z nadużywaniem alkoholu. Jak wynika z danych CBOS, co piąty Polak bije swoje dzieci raz w miesiącu lub częściej. Z małego Jasia od razów pasem swojego taty czy mamy wyrośnie już za sekundę Janek, a potem Jan nieczuły na płacz i błagania innych, siejący strach w swoim gnieździe kat. Agresja budzi agresję. Te smutne fakty są udziałem nas wszystkich. Wielu psychologów, polityków i pedagogów zastanawia się, jak powstrzymać falę rosnącej przemocy.
*
W ostatnich czasach opublikowano setki badań w USA i krajach Europy Zachodniej o zjawisku maltretowania dzieci, ale sporządzenie rzetelnej i wiarygodnej statystyki nie jest możliwe, gdyż badania epidemiologiczne napotykają różne ograniczenia wynikające z niejednolitości definicji przemocy oraz braku dobrego rozeznania o zasięgu zjawiska. Tylko co siódme zdarzenie przemocy w rodzinie jest zgłaszane na policję w Stanach Zjednoczonych. Szacuje się, że w Polsce zgłaszalność jest jeszcze mniejsza. Jednak co do jednego psycholodzy są zgodni: w większości przypadków znęcania się nad członkami rodziny dopuszczają się mężczyźni (według statystyk amerykańskich - 95%). Biją swoje żony lub dzieci albo po wcześ- niejszym odurzeniu się alkoholem, albo po wymierzeniu razów swoją wszechwładną ręką uciekają do butelki, aby zagłuszyć resztki sumienia. Matki biją częściej swoje dzieci niż ojcowie, nie z wrodzonej skłonności do wyładowywania się na słabszych, ale ze względu na częstsze z nimi przebywanie. To na nie w większości przypadków spada ciężar wychowywania małych istot.
Co należy zrobić, jak wychować dzieci, aby raczej wyrosły na dobrych, świadomych swojej tożsamości ludzi, geniuszy o wielu talentach niż na zalęknione, zagubione potwory w ludzkiej skórze? Co zrobić, aby dzieci w tym skomplikowanym świecie, w którym rozpadły się instytucje wspierające wychowanie i dające jasne komunikaty, co jest dobre, a co złe (rodziny wielopokoleniowe, wspólnoty sąsiedzkie, autorytet Kościoła), były niewinne (brak cynizmu, demoralizacji, degradacji), mniej samolubne i szczęśliwe?
Myślę, że największym darem, jaki możemy dać naszym dzieciom, jest nasz czas. Wielu rodziców, na szczęście nie wszyscy, jest pochłoniętych swoją karierą, a różne prywatne sprawy czy zajęcia uważają za priorytet ważniejszy niż dzieci. Dają im różne dobra materialne, ale nie dają swojego czasu. Sami rodzice dzisiaj często zachowują się jak niedojrzałe, niecierpliwe, aroganckie, chwiejne emocjonalnie nastolatki.
Dajmy dzieciom czas, poczucie bezpieczeństwa, miłość i zainteresowanie. Nie przerzucajmy na nie swoich frustracji, obaw, problemów, bo nie można stać się dorosłym, jeśli nie miało się prawdziwego dzieciństwa. Tylko wtedy, gdy dziecko dorasta, wychowuje się w bezpiecznym świecie, jego osobowość nabiera właściwego kształtu. Wydaje mi się, że jednym z powodów osiągnięcia szczytów doskonałości w swoich dziedzinach przez takie wielkie osobowości, jak Picasso, Einstein, Mozart było udane dzieciństwo. Ich rodzice i krewni pokazywali im już od najwcześniejszych lat życia, jak myśleć o takich rzeczach, jak sztuka, fizyka, muzyka. Dzieci uczą się od dorosłych nie tylko stylu mówienia, języka, ale również nawyków, zwyczajów i stylu myślenia.
Starajmy się robić tyle, ile możliwe, żeby w tych trudnych czasach być razem. Nie róbmy sobie i dzieciom złudzeń, że supersprzęt, superubrania, superwykształcenie przyniosą im szczęście, a rola rodziców sprowadza się tylko do tego, aby na to wszystko zarobić. Najważniejszym źródłem siły, odporności, zdolności do kochania na resztę życia jest czas i uwaga poświęcona dzieciom każdego dnia.
Beata Boćwińska-Kiluk
Białystok
http://www.vulcan.edu.pl/eid/archiwum/1999/08/dziecins...