Temat: Kto inwestuje w Union Investment, ma powód do dumy!
Tomek K.:
Co do funduszy to dlaczego pobierają opłaty za zarządzanie nawet w sytuacji gdy generują stratę? To trochę nie w porządku.
A dlaczego tak sądzisz? Czy za pracę, którą ktoś wykonuje nie należy mu się wynagrodzenie, nawet jeśli nie przyniesie ona takich efektów jak się spodziewaliśmy? Jeśli tak, to większość musiała by przymierać z głodu. Bo nie otrzyma wynagrodzenia robotni, który wytworzył produkt, który nie udało się sprzedać, nie otrzymay kasy także lekarz (bo nie udało mu się wyleczyć nieuleczalnie chorego), nauczyciel (bo nie nauczył wszystkich uczniów tego co wymaga program), naukowiec, wojskowy itd. itd.
TFI to firma. Ma ona swoje koszty. Część z tych kosztów, jak w każdej firmie, pokrywają ci, którzy z tą firmą współpracują (korzystają z jej usług). To są właśnie owe opłaty za zarządzanie. Pokrywają one np. opłaty związane z biurem maklerskim, giełdą i KNF (obowiązkowe opłaty nałożone przepisami prawa), ale także wynagrodzenie specjalistów od inwestowania. I nie płaci się im za to że zarobili. Ich celem jest osiągnięcie jak najlepszego wyniku, ale w ramach pewnych procedur zdefiniowanych w ustawie o funduszach inwestycyjnych i statucie funduszu. Nie wolno im złamać tych ograniczeń. Ale powodują one, że gdy rynek jest w recesji, fundusz też może tracić.
Powinien zdawać sobie z tego każdy, kto inwestuje w fundusze. Jeśli tego nie wie, to jest jego zaniedbanie.
Ale inna jest sytuacja inwestora. On może zrobić to czego nie mogą zrobić zarządzający. Może wyjść z rynku, gdy sytuacja staje się na tyle groźna, że zagraża inwestowanemu kapitałowi. Tak że
wynik jaki osiągnie inwestor to efekt synergii działań zespołu zarządzającego w TFI i działań inwestora. I zawsze tak jest, bo jeśli nawet inwestor stosuje zasadę kup i trzymaj, to jego bierność też jest działaniem (brakiem reakcji) i to właśnie inwestor ponosi za nią odpowiedzialność. Inwestowanie wymaga bowiem odpowiedzialności.