Dorota W.

Dorota W. Kropla drąży skałę

Rozumiem, że grupa została założona po to, by ludzie mogli pochwalić się tym, co osiągnęli, mimo ewidentnych przeciwności; by mogli postawić siebie za przykład innym. I dobrze!
Ale z doświadczenia wiem, że za przełamanie barier wcześniej czy później płaci się jakąś cenę, że nie da się wszystkiego przeskoczyć. Sama starałam się być osobą aktywną, choć nie mogę powiedzieć, abym była w czołówce. Przepracowałam zawodowo łącznie 17 lat. Częściowo pracowałam w domu, częściowo dojeżdżając. Sporo też udzielałam się społecznie.
Pracując, jednocześnie uczęszczałam przez kilka lat na lekcje francuskiego, kurs księgowości, próby chóru... etc. Bywało przez pewien czas, że wychodziłam z domu o 7.30, wracałam o 19.30. Kilka lat temu zamieszkałam w swoim własnym mieszkaniu, zaczęłam prowadzić dom i... chorować.
Teraz się dziwię, skąd miałam tyle energii; i gdy widzę osobę niepełnosprawną, która usiłuje żyć normalnie tak jak osoba zdrowa, myślę sobie "ciekawe, jak długo tak pociągniesz", bo przeważnie są to osoby ode mnie młodsze, albo z krótszym stażem inwalidzkim.Dorota Wieczorek edytował(a) ten post dnia 31.03.09 o godzinie 16:19
Emilia Malinowska

Emilia Malinowska psycholożka&trenerka

Dorota Wieczorek:
Rozumiem, że grupa została założona po to, by ludzie mogli pochwalić się tym, co osiągnęli, mimo ewidentnych przeciwności; by mogli postawić siebie za przykład innym. I dobrze!
Ale z doświadczenia wiem, że za przełamanie barier wcześniej czy później płaci się jakąś cenę, że nie da się wszystkiego przeskoczyć. Sama starałam się być osobą aktywną, choć nie mogę powiedzieć, abym była w czołówce. Przepracowałam zawodowo łącznie 17 lat. Częściowo pracowałam w domu, częściowo dojeżdżając. Sporo też udzielałam się społecznie.
Pracując, jednocześnie uczęszczałam przez kilka lat na lekcje francuskiego, kurs księgowości, próby chóru... etc. Bywało przez pewien czas, że wychodziłam z domu o 7.30, wracałam o 19.30. Kilka lat temu zamieszkałam w swoim własnym mieszkaniu, zaczęłam prowadzić dom i... chorować.
Teraz się dziwię, skąd miałam tyle energii; i gdy widzę osobę niepełnosprawną, która usiłuje żyć normalnie tak jak osoba zdrowa, myślę sobie "ciekawe, jak długo tak pociągniesz", bo przeważnie są to osoby ode mnie młodsze, albo z krótszym stażem inwalidzkim.Dorota Wieczorek edytował(a) ten post dnia 31.03.09 o godzinie 16:19


Gdzieś już czytałam tę opowieść... Skąd ja to znam???? Acha, to chyba z mojego życia było...

Pozdrawiam i witam w klubie :)
Co do kosztów przełamywania barier - na pewno zależą one od barier jakie ma się do pokonania.
A granice? Moim zdaniem kończą się one tam, gdzie kończą się siły, więc dopóki mamy w sobie wystarczająco dużo sił, chęci,mobilizację i wsparcie - żadne ograniczenia nie są nam straszne. A w każdym razie nie takie straszne jak je nam inni malują:)
Pozdrawiam!
Romuald Roman Roczeń

Romuald Roman Roczeń W każdym problemie
szukam rozwiązania,
nie problemu w
roz...

Witam. Coś tu smutno. może zaśpiewamy!
"O Panie czemu w ziemi tkwię?
Hej raz, hej raz
I macham szuflą cały dzień.
Hej na morze czas".
Absolutnie zgadzam się z Danielem. Dlaczego? Widzicie, jestem niewidomy od wczesnego dzieciństwa. Brak wzroku był dla mnie głównie upierdliwością techniczną. Złościły mnie ograniczenia w rodzaju: nie poprowadzę samochodu; nie podbiegnę do autobusu; pytam na przystanku jaki to numer i cisza. Potem orientuję się, że to mój tramwaj, a następny za pół godziny. Rozumiecie. Wydaje mi się, że dość szybko zrozumiałem, że życie polega na korzystaniu z oszacowanej własnej wartości. Bez porównywania. No i co z tego, że oni widzą? To tak, jag grzebanie się w przeszłości, na którą absolutnie nie mamy wpływu. No i korzystałem. Skoczyłem sobie ze spadochronem z 4 kilometrów (absolutnie każdy może to zrobić); latałem paralotnią, sam jeździłem autostopem po całym kraju. Towarzyszyło mi przeświadczenie, że najtrudniejsze (niewidzenie) mam za sobą. No to więcej trudów już pewnie nie spotkam. Było super. Realizowałem swoje pasje muzyczne. Stałem się rozpoznawalnym i lubianym wykonawcą.aż zawlokło mnie i na morze. I tu spotkałem naprawdę trudną przygodę. otóż na koniec pierwszego w świecie wspólnego rejsu niewidomych z widzącymi
http://www.zobaczycmorze.pl
niefortunnie postawiłem stopę na stopniu i spadłem ze schodów, z których schodziłem, ba nawet zbiegałem tysiące razy. Zawiszę Czarnego
http://www.zawiszaczarny.pl
znam naprawdę dobrze. Pływałem na nim 5 lat. Kilkanaście razy i w różnych warunkach.
Efekt upadku? Złamanie zęba obrotnika. Kto wie, ten wie. Nazwałbym to resetem systemu nerwowego. 8 tygodni pod respiratorem, ponieważ mózg zapomniał, że do życia powietrze jest potrzebne. Nie ruszałem niczym i w ogóle.
Ale mój pierwszy uświadomiony sen był o tym, że siedzę na wózku i mam taki dzwonek, żeby inni na mnie uważali. I ulicą jadę sobie. Kompletnie bez sensu, choć najważniejszy przekaz to szukanie rozwiązania. No i zabrałem się za przełamywanie barier.
Zachowam sobie wypis ze szpitala, w którym znany lekaż pisze: "pogłębiona tetrapareza, zalecany wózek inwalidzki".
Dziś, po 3 latach, wróciłem na scenę, samodzielnie się poruszam, utrzymuję widzącą żonę i dwójkę facetów 4 i 6 lat.
rozpisałem się nieco, ale nie po to, żeby pokazać jak mi źle. Oczywiście mogę o stratach pogadać. Ot choćby o tym, że mam porypane informacje płynące z dłoni. Naukowo to się nazywa zaburzenie czucia powierzchniowego, co w moim przypadku upierdliwe jest mocno. Tyle, że znowu przeszacowałem wartość własną, sprawdziłem co mam i walczę o więcej. Pytacie o koszty? Żadnych. Każdy tak czy inaczej z czymś się zmaga. Każdy ze swoim. Wystarczy nie oceniać, że ten trud Kowalskiego to rybka. Wystarczy uznać, że kończymy wszyscy tak samo i naprawdę ważna jest droga. Ale autostradą jadą pojazdy, które mają inne tródy niż sanie na Alasce i nie próbujmy zamieniać tych pojazdów miejscami. Wyjdzie bzdura.
Pytanie o granice? Nie ma granic. Naprawdę ograniczenia są wyłącznie w nas. Pozdrawiam.
Roman
moja, przeze mnie prowadzona strona
Dorota Wieczorek:
i gdy widzę
osobę niepełnosprawną, która usiłuje żyć normalnie tak jak osoba zdrowa

A mnie się wydaje,że każdy, pełno czy niepełnosprawny, żyje normalnym życiem. Każdy funkcjonuje w innym otoczeniu, zmaga się z innymi przeszkodami, stawia sobie inne wyzwania, odnosi inne porażki i sukcesy. Nie można więc chyba powiedzieć, że osoby niepełnosprawne nie żyją normalnie. Oczywiście osoby te muszą bardziej się czasem starać, mocniej wierzyć w swoje siły, walczyć z trudniejszymi problemami, ale jakkolwiek by to nie zabrzmiało - to jest właśnie ich normalność.
Wiem,że niepełnosprawność może budzić w zdrowych osobach lęk, że czasem nie wiemy do końca jak na nią reagować, ale dla osób z nią żyjących jest to chleb powszedni, tacy po prostu są i nie mają innego wyjścia jak tylko się z tym pogodzić, choć pewnie nie jest to najłatwiejsza rzecz na świecie.
Pozdrawiam, Panie Romanie - jestem pod wrażeniem Pańskiej energii. No i odwagi - ja jakoś nie mogę przemóc się do skoku ze spadochronem choć mam na to strrrraszną ochotę!
Joanna Ł.

Joanna Ł. pedagog specjalny,
terapeuta osób z
autyzmem

Witam

Każdy człowiek, sprawny czy niepełnosprawny ma jakieś granice i ponosi różne koszta swoich działań.
Niestety, całkiem sprawny 30 latek może dostać zawału i zejść z tego świata, bo zapomniał o tym, że praca to nie wszystko.

Pani Doroto - napisała Pani pięknie o 17 latach swojej dużej aktywności życiowej. Czy żałuje Pani tych doświadczeń? Tego francuskiego, kursu księgowości, chóru?

Nie twierdzę, że trzeba się "zarzynać" jak ten trzydziestolatek z zawałem, ale jeżeli się żyje aktywnie, nawet kosztem późniejszych komplikacji zdrowotnych (których przecież nie sposób przewidzieć), to przynajmniej zdobywa się jakieś doświadczenia.
Można oczywiście stwierdzić - cóż, jestem niepełnosprawny/a nie będę ryzykować, że jeszcze pogorszę swój stan zdrowia i pozbawić się tych doświadczeń na wszelki wypadek. Ale czy ktoś nam zagwarantuje, że i tak nie zachorujemy?

ps. Dziękuję założycielowi grupy za zaproszenie do udziału w dyskusji i wszystkich serdecznie witam. W razie ew. wątpliwości - nie piszę publicznie na listach i grupach o swoich ani swojej rodziny problemach prywatnych, np. zdrowotnych:) Ew. pytania na ten temat na prv;) To tak w ramach, gdyby ktoś chciał "zażyć" mnie uwagą, że nic nie rozumiem, bo nie jestem niepełnosprawna - od razu mówię, że nie będę w żaden sposób ustosunkowywać się do takich wypowiedzi, chociaż mam nadzieję, że nic takiego nie nastąpi. Asekuruję się, bo już próbowano mnie w podobny sposób potraktować "gdzie indziej";)))Joanna Lawicka edytował(a) ten post dnia 08.04.09 o godzinie 14:12
Piotr Szczotka

Piotr Szczotka Dyplomowany
masażysta Bodyworker

Moim przykładem człowieka przełamującego bariery był mój ojciec. Formalnie wykształcenie zawodowe, w wieku 18 lat (1953) rok w wyniku wypadku porażenia prądem utracił cześć prawej dłoni, poparzone kolano, przeszczep. Nie dostał decyzji o pełnej rencie, bo nie orzekało się w tych latach rent z winy zakładu pracy!!!

Był dobrze zapowiadającym się piłkarzem i tenisistą stołowym. I cóż? lekarz sportowy powiedział mu że nigdy nie wróci do sportu, a jak wróci to mu nikt nie da zgody na formalne uczestnictwo w zawodach.

Drugi lekarz powiedział że jego serce będzie podtrzymywać sport, swego rodzaju doping.

No to do piłki nie wrócił ale przestawił się na tenis tym razem grał lewą ręką, mistrzostwa wojewódzkie, itd... Dobrze zapowiadał się. No ale nastało zakochanie :) rodzina itd. Zawsze praca na 2 etaty. Prowadził jedną sprawną ręką i drugą po wypadku, niezłe rzemiosło. Blacharka, dachy, wysokie konstrukcje :)

Ciężko harował, ale każdą wolna chwilę albo sport, muza, albo literatura albo dobry film. Miał przyjaciół prostych fajnych ludzi, ale i dyrektorów firm. Dom był wiecznie otwarty.

Ostatnio na nartach byliśmy gdy miał 72 lata, potem zaczęły się problemy z kolanem. Dwa lata później zdiagnozowano nowotwór, poddał się jak się dowiedział że już nie może uprawiać sportu. Gdy odszedł dowiedziałem się, że z racji problemów jazdy na nartach zainteresowały go konie. W wieku 74 lat, spróbował i tego sportu.

Mimo niepełnosprawności nie miał też barier czy kompleksów literackich. Zażartował kiedyś, iż w tym kraju Elektrycy do czegoś jednak dochodzą.

Kiedy odszedł, ze szpitala otrzymaliśmy dwie książki: Biblię i Mini wykłady o maxi sprawach - Leszka Kołakowskiego.

Jakie są granice? No cóż .... :)

Kiedyś przyjechaliśmy pod Szyndzielnię, wtedy niewiele widziałem ale jeździłem na nartach. Ojciec powiedział, kurcze jest wiatr kolejka nie jeździ na Szyndzielnię 1.5 m śniegu, ale tam na górze jeździ orczykowy wyciąg. No to zdecydowaliśmy, wchodzimy. Ze 3 godziny nam zeszło. No dziś to byłyby prawie sporty ekstremalne, podobnie jak jazda na wigrach po górach :)
Miła opowieść:)
Sam po sobie wiem, że sport może dać wielkiego, energetycznego kopa:)
Moja obecna praca w tej chwili wymaga ode mnie pełnej dyspozycyjności o różnych porach dnia i czasem, wstając rano z łóżka, sam nie wiem jak skończy się mój dzień.
Przemieszczam się samochodem i zawsze zabieram ze sobą strój do kosza lub zestaw basenowy, tak na wszelki wypadek:) Nie zawsze mogę sobie to wszystko zaplanować, ale wyczekuję każdej wolnej chwili, w której mogę upchnąć odrobinę fizycznej aktywności.
Gdy kosz i basen nie wypalą - wybiegam z domu już prawie nocą, nawet, gdy zmęczenie daje się we znaki:)
Na mnie nic nie działa bardziej pokrzepiająco i oczyszczająco niż właśnie sportowy wysiłek. Trochę wyskoczyłem nie na temat z tą opowiastką ;)
Chciałem tylko zjednoczyć się w sportowym duchu:)

A w duchu przedświątecznym pragnę życzyć wszystkim przede wszystkim spokojnych i uśmiechniętych Świąt Wielkiej Nocy.

Do przeczytania:)
Piotr Góźdź

Piotr Góźdź Piotr Góźdź, Piotr
Góźdź

Pytanie o granice? Nie ma granic. Naprawdę ograniczenia są wyłącznie w nas. Pozdrawiam.
Roman

Nie ma granic nie do przejścia.
Latam na paralotniach. Jeden z moich najlepszych kumpli od latania jeździ na wózku i jest zawodnikiem paralotniowym (nie mylić z paraparalotniowym). Zresztą ja również latam zawodniczo. Ostatnio zapisaliśmy się na Mistrzostwa Francji, które odbędą się w Pirenejach (i to nie na parazawody tylko na zawody). Z informacji podanej na stronie internetowej zawodów wyczytaliśmy, że w trakcie imprezy będzie prezentacja latania osób niepełnosprawnych. Trochę się pośmialiśmy, bo przecież jeden z naszego trzyosobowego teamu będzie startował jako zawodnik w tych zawodach. Twardziel i supergość, aż chce sie z nim jeździć po różnych ciekawych krajach, taszczyć go na plecach po górach na startowisko i widzieć uśmiechniętą gębę po wielogodzinnym locie. I nie jest tak, że tylko my jemu dajemy coś z siebie. To działa w obie strony. Granice to budują ludzie. I to z reguły między sobą.
Trzeba je tylko umieć przekraczać.

pozdrawiam

piotrek

Następna dyskusja:

Aukcja Bez Barier


Wyślij zaproszenie do