Paweł Leon
Niklas
"Death Before
Dishonor"
Temat: Dozorczyni z synem terroryzują mieszkańców
"O co chodzi? Lokatorzy trzeciej klatki: siódmego, ósmego i dziewiątego piętra od pięciu lat chcą się pozbyć uciążliwych sąsiadów: dozorczyni, która wraz z synem mieszka na ósmym.- Imprezy alkoholowe na klatce schodowej, wszędzie pety i puszki po piwie, muzyka puszczana głośno całe dnie, podpalany zsyp, wytłuczone żarówki na korytarzu i w windzie. Ja mam dzieci, boję się tego chłopaka - mówi pani Małgorzata, której mieszkanie sąsiaduje z lokalem dozorczyni.
Chłopak to 22-letni syn dozorczyni. Boi się go także mieszkająca pod nim pani Maria, blisko 80-letnia emerytka. - Kilka razy schodził po balkonie do mnie - mówi przerażona. - Może chciał mnie okraść, ale jak zaczęłam krzyczeć, wrócił po balkonie do siebie. Czy to jest normalne?
Policja była na interwencje wzywana wielokrotnie. - A to, gdy chłopak strzelał do sąsiadów z wiatrówki, a to, gdy uprawiał seks z dziewczyną na korytarzu, a to, gdy przez okno wyrzucił telewizor, który roztrzaskał się na chodniku metr od lokatorki spacerującej z psem. - Tak, niestety, takie zdarzenia miały miejsce - potwierdza Bogdan Ladorucki, kierownik osiedla Łęczycka-Ozorkowska. - W tym bloku sprawa postawiona jest na ostrzu noża. Trzeba ją w końcu jakoś rozwiązać.
Efekt policyjnych interwencji? Udało się doprowadzić do końca dwie sprawy w sądzie grodzkim - o zakłócanie ciszy nocnej. Dozorczyni i jej syn zostali ukarani grzywnami. Po sto złotych. - To ich tylko rozsierdziło - mówi pani Małgorzata. - Na korytarzu nie jestem nazywana inaczej, jak kapo i k... policyjną. Straszy, że wywiezie mnie do lasu i zakopie. Czy te wyzwiska muszą słyszeć moje kilkuletnie dzieci?
Ile interwencji wykonali policjanci z patroli interwencyjnych i widzewskiego komisariatu, któremu podlega blok? Jakie kary nakładali? - Nie wydaje mi się, żebyśmy mogli udzielać informacji o sprawach prowadzonych przeciwko konkretnej osobie - odpowiada "Gazecie" podinspektor Joanna Kącka z Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi.
Bardziej rozmowny jest Ladorucki, kierownik osiedla i pracodawca Teresy B. - Mnóstwo było tych interwencji - mówi, pokazując grubą teczkę z korespondencją mieszkańców w sprawie dozorczyni i jej syna. - Sam wielokrotnie wzywałem policję, po kolejnych skargach lokatorów. Ale funkcjonariusze zamiast działać, mnie przesłuchiwali i spisywali. Czy to normalne?
Ladorucki zapewnia, że lokatorzy Ozorkowskiej 11 nie zostaną pozostawieni sami sobie. - W styczniu, po ostatniej, kolejnej skardze lokatorów (podpisało się 16 osób), podjęliśmy w spółdzielni jednomyślną decyzję: wezwaliśmy kobietę do przestrzegania zasad porządku domowego. Jeśli zakłócanie ciszy będzie się powtarzało, dozorczyni razem z synem zostanie eksmitowana ze służbowego lokalu.
A co na to dozorczyni? Z "Gazetą" o zarzutach wobec niej i jej syna nie chciała rozmawiać. Wezwana przez władzę spółdzielni do wyjaśnień, powiedziała krótko: - Te hałasy i bałagan, to nie my. To nie z naszego mieszkania.
A dzień później lokatorzy trzeciej klatki znaleźli w windzie anonimowe kartki z obelgami. Mają pewne podejrzenia, kto je tam przykleił.
- Mnie zalali jakimś smarem kwiaty na balkonie - skarży się pani Maria.
- A mnie przecięli kable od internetu - dodaje pani Małgorzata, sąsiadka dozorczyni.
- My już nawet myślałyśmy, żeby z sąsiadkami złożyć się po kilkaset złotych i wynająć jakichś opryszków, którzy by temu chłopakowi porządnie wlali - mówi z przejęciem pani Leokadia. - Ale potem zrezygnowałyśmy, bo to jednak niedobry pomysł."
W takiej sytuacji zaczynam się zastanawiać, po co jest policja, administracja,sądy...?