konto usunięte

Temat: Płomienni kaznodzieje czy płomienie stosów?

Okazuje się, ze w Polsce tez płonęły stosy...
Skopiuję, na wypadek, gdyby artykuł zaginął w mrokach dziejów :)))

Za początek inkwizycji papieskiej uważa się rok 1231. Jakie były kolejne etapy postępowania powołanych na stanowisko inkwizytorów w średniowieczu?

Procedury

Procedura procesu inkwizycyjnego wykształcała się w praktyce. Niechlubne tortury wprowadzono na przykład w 1252 roku, dwadzieścia lat po utworzeniu inkwizycji papieskiej. Jednocześnie z nimi zaczęto stosować zasadę nie ujawniania oskarżonym imion oskarżycieli i świadków. Te postanowienia, zdumiewające z perspektywy sądownictwa XX wieku, nie były w średniowieczu czymś zaskakującym. Co więcej, systematyzacja postępowania sądowego w procesach inkwizycyjnych ukróciła nadużycia wypływające z władzy sędziów i poddała ich dokładniejszej kontroli.

Pierwszym krokiem inkwizytora po dotarciu w rejon podejrzany o herezję było zgromadzenie całej okolicznej ludności w kościele. Tam, w kazaniu do wiernych, kaznodzieja wzywał do samowolnego oddania się w ręce trybunału. Kto w ciągu 15 dni zgłosił się do inkwizytora, ten zostawał uniewinniony lub wymierzano mu łagodniejszy wymiar kary. "Recydywiści" nie mogli raczej uniknąć obowiązku bardziej bądź mniej uciążliwej pokuty (np. pielgrzymki), natomiast przyznanie się oddalało od nich groźbę śmierci, zamienianej w najcięższych przypadkach na karę więzienia, czasem wcale nie lżejszą od stosu. Zależało to od tego, czy przyznający się do winy wydał swoich wspólników w odstępstwie.

Jeśli sąd zebrał odpowiednio dużo poszlak, rozpoczynano proces. Oskarżeni nie znali nazwisk oskarżycieli i świadków, w zasadzie nawet nie przedstawiano im zarzutów - a raczej zobowiązywano do samodzielnego wykazania niewinności. Ten, kto tego nie zrobił, kto nie zdołał przekonać sędziów, stawał się winnym stawianych zarzutów. Ponieważ stawką dochodzenia była jedność całego średniowiecznego Chrystianitas, przy zdobywaniu zeznań dopuszczano stosowanie tortur, w sprawach świeckich dopuszczanych przy najcięższych karach kryminalnych.

Najczęściej stosowano chłostę, estrapadę, czyli podwieszanie za związane z tyłu ręce, czasem jeszcze z dodatkowym ciężarem przyczepionym do nóg, albo przypalanie rozżarzonymi węglami. Później dodano do tego "hiszpańskiego buta" (konstrukcję miażdżącą powoli stopę) czy torturę wodną (wlewanie w oskarżonego na siłę wody, np. przez nasączaną szmatę wciśniętą między zęby). Żadna z owych tortur nie mogła prowadzić bezpośrednio do rozlewu krwi - bo to było duchownym stanowczo zabronione...

Początkowo męki nie mogły trwać również dłużej niż pół godziny i nie można ich było powtarzać, co w ówczesnej praktyce było istotnym novum. Złożone w ich trakcie zeznanie oskarżony musiał potem powtórzyć przed sądem, i wtedy uważano je za "dobrowolne", co stanowiło niezbędny wymóg do wydania wyroku skazującego. Jeśli oskarżony odwoływał to co powiedział w obecności kata, wówczas krwawy seans można było powtórzyć. Jednak z czasem zaczęło dochodzić do nadużyć - sytuacji, w których powtarzano tortury przed ponownym przesłuchaniem przez sąd, "tłumacząc" to przerywaniem tylko półgodzinnej sesji, a nie jej zakończeniem.

Wyrok zapadał po konsultacji członków trybunału: inkwizytora, biskupa danej diecezji i członków świeckich (kilku do kilkunastu) - stanowiących doradców z głosem pomocniczym. Najwyższą karą był oczywiście stos, jednak wbrew powszechnej opinii, nie stosowano jej zbyt często. Przewidziano cały wachlarz kar mniejszych, od dożywotniego lub czasowego więzienia (z przykuciem do ściany bądź nie, co zależało od stopnia uznanej winy), przez chłostę, nakaz pielgrzymki, burzenie domów zamieszkanych uprzednio przez odszczepieńców, po znakowanie na określony czas ubrań skazanych symbolami hańby - naszytymi na plecach i piersiach żółtymi krzyżami. Czasami ekshumowano nawet zwłoki zmarłych, jeśli ci za życia okazali się być heretykami.

Jak często orzekano karę główną - oddawano oskarżonego w ręce "ramienia świeckiego", czyli zasądzano stos? Bernard Gui, jeden z najsłynniejszych inkwizytorów średniowiecza, piastujący stanowisko we francuskiej Tuluzie w latach 1307-1323 (z przerwami), wydał na przykład około 930 wyroków, z czego 42 osoby oddane zostały władzy świeckiej i otrzymały wyrok śmierci. Największa grupa (307 osób, 1/3 wszystkich sądzonych) otrzymała wyroki więzienia. Z kolei inkwizytor przesłuchujący w latach 1245-1246 mieszkańców Langwedocji - łącznie 5471 osób - na więzienie skazał 23 oskarżonych, 180 na pokutę - nikt nie został spalony. Z drugiej strony nierzadko zdarzały się wyroki skazujące na stos kilkudziesięciu ludzi. Jednak, według dokumentów z Tuluzy z drugiej połowy XIII wieku, 1 proc. wydawanych wyroków były wyrokami śmierci, 15 proc. z wszystkich stanowiły kary więzienia.

Inkwizycja na Śląsku

Pierwsi przedstawiciele dominikanów, z których głównie wywodzili się późniejsi inkwizytorzy, pojawili się w Polsce błyskawicznie, zwłaszcza jak na warunki średniowieczne - już w rok po śmierci Dominika. Otóż w 1222 roku dominikanie założyli dom zakonny w Krakowie, a w cztery lata później - we Wrocławiu. Tak szybka akcja założycielska była możliwa dzięki kontaktom, jakie nawiązali polscy duchowni z zakonem Dominika. Doszło do tego około roku 1220, kiedy biskup krakowski Iwo Odrowąż - człowiek światły i otwarty na nowe sposoby reformy, energiczny, jeden z najwybitniejszych biskupów owych czasów - wyruszył wraz ze świtą do Rzymu. Wśród jego towarzyszy wyróżniło się zwłaszcza dwóch pielgrzymów: Jacek Odrowąż, późniejszy święty i błogosławiony Czesław. W trakcie wspólnej podróży zetknęli się oni z Dominikiem, wstąpili do jego zakonu, przeszli odpowiednie przygotowanie, później samodzielnie wyruszyli z akcją misyjną na wschód.

Oczywiście początkowo nie zostali wysłani do Polski aby walczyć z herezją - w XIII wieku (później w zasadzie też) nie był to problem tej części Europy. Odnotowana przez źródła fala biczowników, przetaczająca się przez Śląsk w latach 1260-1261, była w zasadzie jedynym takim wystąpieniem w tamtym okresie.

Dominikanie początkowo zajmowali się zwyczajną posługą wśród ludu, a jednym z ich obowiązków było sprawowanie opieki duchowej nad beginażami, czyli konwentami świeckimi, popularnymi zwłaszcza wśród przedstawicielek płci pięknej. Trafiały tu głównie kobiety niezamężne lub wdowy, w ten sposób poddawane bardziej lub mniej nieświadomej kontroli społecznej.

Początkowo były to zgromadzenia prawowierne, jednak wkrótce w ich szeregi zaczęły przenikać różne poglądy mistyczne i gnostyckie, np. zrównujące człowieka z Bogiem lub zaprzeczające szczególnej roli Jezusa w procesie Zbawienia. Stan doskonałości - całkowitej wolności - jaki starano się osiągnąć, równać się miał z pełnym zjednoczeniem z Bogiem, ze staniem się Nim.

Jak uważano, można to było osiągnąć przez drakońskie praktyki ascetyczne i wykraczanie poza granice dopuszczalnych zachowań społecznych. Stąd - z uwagi na ową ascezę - w beginażach podejrzanych o herezję spotyka się często drastyczne próby "przełamywania własnych skłonności". Członkinie niektórych konwentów spożywały np. rzeczy niejadalne; w ramach pokuty prowadziły wyczerpujące posty; musiały podcinać żyły, sobie i towarzyszkom, lub biczować się do krwi. Niektóre zakonnice przez kilkanaście lat żyły w tzw. rekluzach - zamkniętych celach odgrodzonych od świata. Propagując takie praktyki, beginki szybko dołączyły do grupy heretyków. Zanim jednak śląski Kościół zmierzył się z ich problemem, musiał sobie poradzić z rozruchami w stolicy śląskiej diecezji i całego regionu - we Wrocławiu.

Oto w 1315 roku działający z ramienia biskupa duchowni śledczy oskarżyli grupę ludności o herezję i sprzyjanie naukom waldensów, propagujących poglądy Francuza Piotra Waldo. Jego zwolennicy odrzucali naukę o czyśćcu, modlitwę za zmarłych, msze żałobne, odpusty, przysięgę, karę śmierci, służbę wojskową, część sakramentów, opierali się także na własnej interpretacji tekstów z przetłumaczonej przez siebie Biblii. Ten ruch, wymierzony także w społeczną pozycję księży, na początku XIV wieku znany już był m.in. na terenach Bawarii i Czech. Stamtąd wędrowni kaznodzieje waldensów mogli przenieść nieprawowierne poglądy na Śląsk.

Nie znamy nazwisk ówczesnych inkwizytorów, ale wiemy, jakie plony zebrała ich akcja. Winnych herezji uznano około 50 osób, głównie mieszkańców Wrocławia, Nysy i Świdnicy. Wszyscy zostali skazani na śmierć. Zginęło kilkadziesiąt osób, także kobiety i dzieci, a Śląsk po raz pierwszy mógł poczuć podmuch rozpalonego powietrza znad kłębiących się tłustym dymem stosów. Wyroki z Wrocławia nie zakończyły jednak sprawy. Wielu heretykom udało się uciec sądom biskupim. Wtedy, aby opanować sytuację, pierwszych inkwizytorów dla Śląska i Małopolski wyznaczył papież. Był rok 1318.

Inkwizytorem dla Śląska został Peregryn, dominikanin pochodzący z Opola, i brat Cloudau. Natomiast Hartman Pilźnieński i franciszkanin Mikołaj Hospodinec zostali inkwizytorami dla Małopolski. Jednak ich pojawienie się nie ugasiło ognia herezji. Zwieńczeniem akcji wymierzonej przeciw odszczepieńcom był wieki proces beginek ze Świdnicy, przeprowadzony w 1332 roku już przez kolejnego ze śląskich inkwizytorów, Jana Schwenkenfelda.

Członkinie beginażu zostały oskarżone m.in. o zmuszanie nowych członkiń, by ze starych trumien wyjmowały rozkładające się zwłoki - "dla przezwyciężenia zgrozy". Siostry ze Świdnicy uważały także ćwiczenie w aktach cnoty za rzecz należącą do ludzi niedoskonałych - dusza doskonałego miała być wolna i nie potrzebowała podobnych ćwiczeń; ich modlitwy miały być również skuteczniejsze od modlitw kapłanów. Świdniczanki cechowała niechęć do duchownych, którym zarzucono kłamstwo i niemoralność. Ich trybowi życia przeciwstawiano własny, wypełniony praktykami religijnymi i posługą potrzebującym. Do tego beginki oskarżone zostały o posługiwanie się zaklęciami i niemoralność, co wydaje się jednak powtarzaniem obiegowych plotek i "najoczywistszych" zarzutów, które wypływały zazwyczaj w dużo późniejszych procesach o czary z czasów nowożytnych. Zwłaszcza zarzut rozwiązłości wydaje się pomówieniem - wobec wspominanych surowych zwyczajów i praktyk pokutnych członkiń zgromadzenia.

Z zeznań wyłonił się obraz powiązań beginażu, obejmujących konwenty miejscowe, z Wrocławia, Głogowa i Ziębic - ale i odległe zgromadzenia niemieckie, z Kolonii, Moguncji i Akwizgranu. Niestety, nie jest znany wyrok, jaki zapadł w sprawie świdnickiej - odpowiednie źródła się nie zachowały; jednak późniejszy brak problemów z beginkami przez zgoła pół wieku świadczy o raczej zdecydowanym załatwieniu sprawy (niekoniecznie związanym ze stosem, raczej z rozwiązaniem konwentu).

Związana z heretykami na Śląsku zawierucha zaczęła powoli cichnąć. Większe problemy pojawiły się jeszcze w latach 50. XIV wieku, kiedy w diecezji pojawili się znów biczownicy, próbujący pokutą zatrzymać gigantyczną pandemię dżumy, szalejącą wtedy w Europie. Umartwiając się, biczownicy często sprzeciwiali się zwierzchnikom kościelnym, co pociągało za sobą reakcję inkwizycji.

Przekonał się o tym anonimowy wrocławski diakon, lokalny przywódca biczowników, postawiony przed trybunałem inkwizycyjnym, osądzony, uznany winnym herezji - i spalony na stosie. Był on jednak jedną z niewielu ofiar ognia w tym okresie - w drugiej połowie wieku inkwizytorzy śląscy poprzestawali raczej na ekskomunice, karze więzienia, pomniejszej pokucie czy konfiskacie mienia (stosowanej jako kara dodatkowa).

Stos zapłonął natomiast ponownie pod koniec wieku, kiedy, jak zwykle w takich momentach, ze wzmożoną mocą zaczęto głosić poglądy o bliskim końcu świata. Pod koniec stulecia na Pomorzu Zachodnim oskarżono o sprzyjanie waldensom około pół tysiąca osób, na Śląsku zaś przed trybunałem postawiono niejakiego Stefana, herezjarchę głoszącego nauki Wiklifa. Odważny w szerzeniu swoich poglądów, często zawstydzający argumentami nawet przesłuchujących go duchownych - Stefan został uznany winnym i wobec odrzucenia przez niego propozycji powrotu na łono Kościoła, spalony na stosie.

Jednak wtedy dla śląskiej inkwizycji, i szerzej - dla duchowieństwa i ludności całej diecezji - pojawił się inny problem, husytyzm, z którym żeby walczyć, w Europie ogłoszono całą krucjatę. Od ognia stosu rozpalonego pod Janem Husem w Konstancji zajęły się całe Czechy i razem z nimi Śląsk, a ponad ognie stosów inkwizycyjnych wzbiły się czarne jęzory płomieni wojny.

http://fakty.interia.pl/prasa/gazeta-rycerska/news/plo...

http://fakty.interia.pl/prasa/gazeta-rycerska/news/plo...

konto usunięte

Temat: Płomienni kaznodzieje czy płomienie stosów?

To, ta druga twarz religii. W imię Boga....
Teresa Serafinowska

Teresa Serafinowska Doradztwo życiowe,
wróżby i astrologia

Temat: Płomienni kaznodzieje czy płomienie stosów?

To i tak jest delikatna wersja wydarzeń...

konto usunięte

Temat: Płomienni kaznodzieje czy płomienie stosów?

ale jest w necie, dziś :))

konto usunięte

Temat: Płomienni kaznodzieje czy płomienie stosów?

Brnąc przez to historyczne rumowisko trudno nie ominąć innych historycznych faktów związanych z budową nowych społeczeństw w oparciu o religię. Męczeństwo było i jest w Kościele rzymskokatolickim aktem wiary. Kościół przez całe wieki żądał od swych wiernych ofiar. One miały być dowodem prawdziwej wiary, bez względu na formę i postawę jaką przybierały. W tym miejscu odwołam się do fragmentu z książki R.H. Haaslera "Zbrodnie w imieniu Chrystusa"

" …Przyjrzyjmy się niektórym faktom.
Mani (Manes) urodził się około 215 roku w Mezopotamii. Jego uczniowie twierdzili, że był Persem pochodzącym z królewskiego rodu. Był uczonym -astrologiem i matematykiem, a także lekarzem i malarzem. Niektórzy historycy twierdzą, że był początkowo kapłanem chrześcijańskim, broniącym swojej religii przeciwko żydom i magom. Potem zaczął głosić własną doktrynę, za co został wykluczony ze wspólnoty chrześcijańskiej. Podróżował po Azji Centralnej, Indiach i Chinach. W końcu wrócił do Persji i żył na dworze króla Szapura I. Kiedy władca zagroził mu śmiercią, prorok zbiegł. Wrócił do Persji, gdy na tron wstąpił jego protektor, Hormizdos I. Gdy ten jednak zmarł i na tron wstąpił król Bakram I, Mani został uwięziony i skazany na śmierć. W 277 roku został ukrzyżowany, obdarty ze skóry, a potem rozpłatany na dwie symboliczne części. Ówcześni chrześcijańscy historycy podają, że Mani został uwięziony, ponieważ nie zdołał wyleczyć syna Szapura I.

Manicheizm całkowicie odrzucał Stary Testament, jako niegodny Boga, a z Nowego Testamentu przyjmował tylko to, co zgadzało się z jego doktryną. Manichejczycy odrzucali Dzieje Apostolskie, Drugi List św. Jana, a także jego Apokalipsę. Doktryna manichejska była dualistyczna. Zgodnie z nią rządami nad światem podzieliły się dwa równorzędne i obdarzone równą siłą pierwiastki: Zła (Ciemność) i Dobra (Jasność). Jeden jest duchowy, drugi - materialny. Ciemność chciała wciągnąć Jasność, czyli wartości duchowe miałyby być wchłonięte przez materię. Niebiańskim Królestwem Jasności włada dobry Bóg-Ojciec. W jego sąsiedztwie znajduje się Królestwo Ciemności, którego panem jest Książe Ciemności. Bogu Zła podlegają demony. Ten wrogi Świat Zła nie został stworzony przez dobrego Boga. Swą złą substancję uzyskał sam z siebie i trwa w wiecznej opozycji do Królestwa Światłości. Stworzenie ziemskiego świata jest rezultatem bezustannej walki obu tych królestw. Manichejczycy wierzyli, że człowiek posiada dwie dusze: "pneumatyczną" i hyliczną. Jedna jest przeciwieństwem drugiej, a do pojednania dochodzą tworząc trzecią duszę - psychiczną. Dotyczy to zwykłych ludzi. Natomiast Chrystus uniknął dualizmu duch-materia. Jezus był jednym z "wysłańców", którzy poprzedzili Manesa. Zadaniem owych "wysłańców" było przyjście z pomocą duszom w uwolnieniu się z więzów materii. Manicheizm był wyznaniem prześladowanym od samego początku, jego wyznawców poddawano torturom, pozbawiano majątków. Oficjalnie zostali wypędzeni z Cesarstwa Rzymskiego między rokiem 285 a 491. Śmiercią męczeńską zginęło około stu tysięcy manichejczyków. Spadkobiercami doktryny stali się bogomiłowie i katarowie.
Bogomiłowie byli heretykami bałkańskimi wywodzącymi się z terenów dzisiejszej Bułgarii. Pojawili się w początkach X wieku i z czasem rozszerzyli swoje wpływy. Za panowania cesarza Aleksego I Komnena doszło do prześladowań. Wtedy zginął na stosie jeden z ich przywódców - Bazyli. Bogomiłowie nie uznawali Starego Testamentu ani sakramentu eucharystii i ofiary składanej podczas mszy. Twierdzili, że jedyną prawdziwą eucharystią jest niedzielne kazanie, stanowiące całą ich modlitwę. Nie wierzyli w fizyczne zmartwychwstanie ciał, a jedynie w zmartwychwstanie duchowe. Byli przeciwni małżeństwu i prokreacji. Katarowie wywodzą się z nurtu manicheizmu. Ruch ten przez całe pierwsze tysiąclecie wzbudzał nienawiść i wręcz przerażenie Kościoła. Nie szczędzono tych uczuć jego wyznawcom, którzy pojawili się w początkach XI wieku nazywając się katarami, czyli czystymi.
Władze kościelne zaczęły ich tępić już sto lat później, a zdziesiątkowani zostali w 1244 roku. Kataryzm nie był doktryną sekretną. Głoszono ją otwarcie, a nauczania podejmował się każdy "wierzący", który dostąpił tytułu "doskonałego". Później ze względu na bezpieczeństwo i strach przed inkwizycją naukę szerzono bardziej dyskretnie. Dzieła katarów rozpowszechniono w Langwedocji, a także w innych regionach, gdzie sekta czuła się silna. Bezpośrednich śladów doktryny ocalało niewiele, jako że księgi katarskie były palone przez inkwizytorów. Szczątki wiedzy o ruchu czerpiemy z akt procesów inkwizycyjnych oraz ocalałych dwóch ksiąg oddanych do dyspozycji ówczesnych sędziów. Nauka katarów opierała się na manichejskiej teorii dwóch pierwiastków: Dobra i Zła, Światła i Ciemności, Ducha i Materii. Katarowie odrzucali ideę czyśćca. Zbawienie i odkupienie według nich dokonywało się poprzez metempsychozę (wędrówkę dusz). Odrzucali także wieczne piekło, ponieważ wieczny jest tylko Bóg. Nie uznawali Starego Testamentu, ponieważ ich zdaniem relacjonował on czyny Szatana, będącego demiurgiem i władcą tego świata. Jezus był dla nich najwyżej postawionym z "dzieci Bożych". Bóg go wybrał i uczynił swoim Synem, aby zstąpił na ziemię i głosił chwałę Ojca.

Kościół katarów składał się z dwóch klas: z "doskonałych" albo "czystych" i z "wierzących". "Doskonali" stanowili elitę, oni też pełnili funkcje liturgiczne. Najważniejszym rytuałem był sakrament inicjacji. Następował po długim okresie przygotowawczym, po którym "wierzący" stawał się "doskonałym", jego upadła dusza odzyskiwała stan łaski, a on sam odtąd czekał już tylko na śmierć, aby zająć miejsce w Królestwie Światłości. Katarowie praktykowali endurę. Po inicjacji rezygnowali z niedoskonałego i złego świata ziemskiego, pragnąc wyzwolenia przez śmierć. Aby ją przyspieszyć, wyrzekali się poźywienia, pijąc tylko niewielkie ilości wody, aż do wyzwolenia cielesnego. Katarowie wiedli wzorowe życie, przez co tym bardziej odróżniali się od wierzących katolików. Nie byli złodziejami, pijakami ani rozpustnikami, jak wielu ówczesnych duchownych i mnichów. Nie składali przysięg, nie jedli mięsa, aby ich dusza podczas wędrówki nie znalazła się w ciele zwierzęcia. Stosunki seksualne utrzymywali tylko "wierzący", "doskonałym" były one zabronione, ponieważ prokreacja przedłużała gatunek, a więc i czas uwięzienia w materialnym ciele. Rozrastająca się w Europie w XI wieku sekta katarów znalazła wielu zwolenników we francuskim mieście Albi. Jej członkowie stali się znani pod nazwą albigensów. Wierzyli oni, że świat materialny jest w całości zły. Dusza ludzka jest jednak dobra i dostąpi zjednoczenia z Bogiem. Skromność i ubóstwo uważano za cnoty, natomiast bogactwo i wojny - za zło. Odrzucali sakramenty, dogmat o zmartwychwstaniu i Trójcy Świętej oraz organizację kościelną. Nie akceptowali pompatycznych obrzędów rzymskokatolickiego Kościoła i kwestionowali jego prawo do religijnych rządów. Nauka ich została potępiona na synodzie w Tours w roku 1163 i na trzecim soborze laterańskimw 1179. W roku 1147 kaznodzieja Bernard de Clairvaux, odbywając podróż wizytacyjną po południowej Francji, znalazł kościoły świecące pustkami. W oczach Rzymu szerząca się w Europie nowa religia rozprzestrzeniała się gwałtownie jak zaraza. Konsternacja Kościoła była tym większa, że Albi w Langwedocji było miastem zamożnym i gdyby jego mieszkańcy odwrócili się od Rzymu odbiłoby się to na papieskiej szkatule. W 1207 roku zamordowany został Pierre de Castlenau, legat papieża Innocentego III. Rzym podał do publicznej wiadomości, że podejrzany o tę zbrodnię jest Raymond, hrabia Tuluzy, rządzący w sercu regionu opanowanego przez albigensów. Było to równoznaczne z wezwaniem chrześcijańskiego rycerstwa do walki z odszczepieńcami. Nadzieja łupów, jakie można było zdobyć, stanowiła dodatkową zachętę. W 1209 roku papież Innocenty III skierował przeciwko nim krucjatę pod wodzą Simona de Montfort. Doszło do masakry w Bæziers. Fałszywie oskarżony Raymond chcąc ocalić swój lud, sam oddał się w ręce zwolenników Rzymu. Torturowano go i stracono bez sądu, co wywołało gniew króla Francji. Krucjatę wstrzymano.

Chciwi rycerze i fanatyczni mnisi nie dali za wygraną. W wyniku ich interwencji u papieża w 1214 roku ogłoszono następną wyprawę i rzezie kontynuowano. Heretyków wieszano, kobiety i dzieci kamienowano i wrzucano do studni. Przeor z Citeaux, Arnold Amairic, zapytany przez wodzów krucjaty, jak odróżnić heretyka od katolika, powiedział: "Zabijajcie wszystkich, Bóg swoich rozpozna". W Bæziers zginęło ponad pięćdziesiąt tysięcy osób. Krwawe prześladowania tylko wzmocniły wiarę i poczucie wspólnoty heretyków. Tragedia w Bæziers stanowiła preludium, wojna zakończyła się bowiem dopiero w 1244 roku. W 1222 roku, w kilka lat po śmierci Innocentego III, Amairic z Montfort, syn Simona, zaofiarował władcy Francji podboje swego ojca. Francją władał wtedy Ludwik Święty. Jego matka. Blanka Kasty lijska, była fanatyczną katoliczką o zdolnościach politycznych. Nakłoniła więc syna, by skończył z rewoltą na południu. Krucjata stanowiła pretekst do zademonstrowania siły królewskiej. Walki zaczęły się od nowa. Szalała też inkwizycja powierzona dominikanom. Heretycy schronili się za murami fortecy Montsegur, którą obiegły wojska katolickie. Ci heretycy, którzy nie chcieli oddć się w ręce prześladowców, dobrowolnie - ze śpiewem na ustach - wstąpili na stos. Było to właściwie zbiorowe samobójstwo obrońców miasta. W ten sposób praktycznie zakończyła się wojna z albigensami.

Waldensi - to heretycy z XII wieku, których kalwini uważają za swoich prekursorów. Sektę waldensów założył około 1170 roku bogaty kupiec z Lyonu, Piotr Valdo (Waldens). Nagła śmierć przyjaciela była dla niego takim wstrząsem, że postanowił rozdać majątek biednym i wrócić do prostego życia Jezusa i apostołów. Waldens znalazł zwolenników i naśladowców, których nazwano "waldensami" - "ubogimi z Lyonu". Dopóki waldensi żyli tylko w ubóstwie, nie uważano ich za heretyków. Bez biskupiego pozwolenia zaczęli jednak głosić Ewangelię. Biskupi zabronili im kaznodziejstwa, a w 1184 roku papież, Lucjusz III, potwierdził wyrok biskupów liońskich i eks-komunikował Waldensa. Zostali również wyklęci jako heretycy przez Innocentego III na soborze laterańskim w 1215 roku. Waldensi nie pogodzili się z decyzją papieży. Wystąpili z Kościoła uznając, że służbę bożą mogą sprawować tylko żyjący w pobożności. Ich zdaniem duchowieństwo nie miało takich praw, odkąd weszło w posiadanie dóbr doczesnych. Waldensi odłączyli się od Rzymu, ponieważ w swej działalności opierali się wyłącznie na Biblii, odrzucając nauki papieży. Waldensi odrzucali ortodoksyjną naukę o sakramentach i wszelki kult. Zabraniali składania przysięg, uczestniczenia w wojnach, posiadania ziemi. Rozrastanie się sekty wzbudzało coraz większy sprzeciw duchowieństwa. Aby więc swobodnie głosić swoją wiarę i żyć wedle swoich reguł, mnóstwo waldensów schroniło się w dolinach Delfinatu i Piemontu. Być może pozwolonoby im żyć spokojnie, gdyby nie postanowili wspomóc albigensów. Część wyznawców wywędrowała na teren dzisiejszej Szwajcarii. W 1487 roku zorganizowano przeciwko nim wyprawę, która nie pokonała ich całkowicie, ale zadała poważne straty. W dobie reformacji waldensi nabrali przekonania, że dzięki niej przetrwają. Zawarli przymierze z kalwinami. Nie skończyły się jednak prześladowania. W 1545 roku spalono dwie wsie zamieszkane przez waldensów, a ludność, także kobiety i dzieci, zdziesiątkowano. W XVII wieku wysłano przeciwko nim wojska francuskie. Wówczas wywołało to sprzeciw monarchii protestanckich. Do dzisiaj w Piemoncie, Sabaudii i kantonach szwajcarskich istnieją zgromadzenia waldensów przyłączone do Kościoła reformowanego.

Dziwny i okrutny los spotkał także templariuszy. Tym dziwniejszy, że aż do XIV wieku powszechnie uważani byli za bohaterów. Zakon rycerski templariuszy powstał w 1119 roku, powołał go pobożny rycerz, Hugues de Payns, w celu walki z muzułmanami, choć głównym ich celem stało się zapewnienie bezpieczeństwa pielgrzymom na szlaku wiodącym do Jerozolimy. W uznaniu dla bohaterstwa rycerzy, król Jerozolimy, Baldwin II, oddał im skrzydło swego pałacu, znajdujące się w bliskim sąsiedztwie świątyni Salomona (łac. templum). Od tego miejsca wywodziła się nazwa zakonu - templariusze. Rycerze składali śluby zakonne osobistego ubóstwa. Zaniechali związków z kobietami. Najbardziej cenili odwagę i szlachetność. Pieczętowali się znakiem dwóch rycerzy na koniach, co miało symbolizować wyrzeczenie się dóbr doczesnych. W roku 1126 Huges de Payens przybył do Europy, ponieważ i tutaj toczyła się walka o przetrwanie chrześcijańskiego świata. Zakon rozkwitł w Europie. Od 1128 roku rycerze nosili białe płaszcze, do czego prawo przyznał im papież, Honoriusz II. Czerwony krzyż, znak templariuszy, znalazł się na nich w 1146 roku. Dobra sława zakonu, któremu patronował św. Bernard de Clairvaux, rozeszła się w Europie już w XII wieku. Czasy krucjat przeminęły. Templariusze zawsze gotowi byli walczyć z niewiernymi na Wschodzie. Skoro jednak główny cel ich działalności przestał istnieć, zakon wszedł w nową rolę. Dzięki licznym nadaniom i operacjom finansowym zgromadzili templariusze wielkie bogactwa w Palestynie i Europie, co zapewniło im ogromne wpływy polityczne i przywileje. Szybko to dostrzeżono zgodnie z zasadą, że bogactwo zawsze wzbudza zawiść. Na początku XIV wieku król Francji, Filip IV Piękny, zapragnął zagarnąć majątek rycerzy. Inkwizycja stała się jego bronią. Oskarżył templariuszy o herezję. Pierwotny cel zakonu poszedł w zapomnienie. Oskarżenia Filipa IV, nieprawdziwe w każdym calu, wzięły górę. Filip IV stwierdził, że templariusze opluwają krucyfiks, oddają cześć diabelskiemu bożkowi, Bafohometowi, utrzymują związki homoseksualne. W 1307 roku Filip IV skonfiskował dobra zakonu. Potem rozpoczął się proces oskarżycielski połączony z torturami, zakończony wyrokiem skazującym na śmierć przez spalenie na stosie. Około czterdziestu żołnierzy zginęło podczas tortur w Paryżu. Żaden z nich nie oskarżył współbraci. W 1313 roku papież, Klemens V, ogłosił bullę potępiającą zakon. Oznaczało to koniec templariuszy. Ostatni mistrz zakonu, Jacques de Molay, został spalony na stosie.

Reformację w Europie poprzedził ferment ideowy, który znalazł wyraz także w wystąpieniu Johna Wiklifa (Wycliffe) i w husytyzmie. John Wiklif(ok. 1320-1384) pochodził z hrabstwa Yorkshire. Był rektorem Balliol College i proboszczem w Lutterwirth. Odmówienie mu biskupstwa, co potwierdził także papież Urban V, odczuł jako niesprawiedliwość. Wzbudziło w nim to niechęć do władzy kościelnej. Podjął kampanię, ujawniając nadużycia kleru. Został wezwany przed sąd biskupi w katedrze św. Pawła w Londynie. Dzięki poparciu hrabiego Lancaster, który podzielał jego poglądy, został uniewinniony. W 1378 roku Wiklif atakował obowiązkową spowiedź, odpusty i całą hierarchię Kościoła. Papież i duchowieństwo wystąpili przeciwko niemu ponownie. Jego teorie doprowadziły do sprzymierzenia się panujących przeciwko poddanym, a w konsekwencji do wojny władzy świeckiej i duchownej, przeciwko ludowi i Wiklifowi. Wiklif ośmielił się nawet wystąpić przeciwko papieżowi. Gdy na tron wstąpił Ryszard II, władza hrabiego Lancaster zmalała. Dlatego też w 1382 roku arcybiskup Canterbury, William Courtenay, popierany przez papieża Urbana V, doprowadził do potępienia doktryny Wiklifa przez synod w Londynie. Wiklif został zesłany na probostwo w Lutterwirth, gdzie zmarł. W 1415 roku Sobór Konstancjański podjął decyzję, by zwłoki Wiklifa ekshumować i spalić. Stało się to w roku 1428.

Do głosu zaczęli w tym czasie dochodziæ także husyci. Byli oni zwolennikami i uczniami Jana Husa i Hieronima z Pragi. Po męczeńskiej śmierci obu przywódców husytami nazywano nie tylko ich autentycznych zwolenników, ale też wiele sekt, które w XV wieku walczyły pod wspólnym sztandarem. Jan Hus (1369-1415), sam będąc duchownym, dostrzegał zepsucie i rozwiązłość duchowieństwa katolickiego. Zapoznał się z pismami Wiklifa i też zapragnął reformy. Nie podpisał się pod potępieniem przez uniwersytet praski czterdziestu pięciu tez Wiklifa. Publiczne oskarżenia Kościoła przysporzyły mu tłumów słuchaczy. Jego najbliższym współpracownikiem był Hieronim z Pragi, świecki teolog. Według doktryny Husa głową Kościoła jest Jezus Chrystus. Należą do niego wyłącznie sprawiedliwi i przeznaczeni do zbawienia. Nie można ich z Kościoła wykluczyć, ekskomunika nie ma mocy. Kościół istnieje dzięki wiernym. Istniałby nawet wtedy, gdyby nie było papieża i biskupów. Duchowieństwo nie ma więc żadnej mocy, gdyż ona należy wyłącznie do Chrystusa. Zadaniem duchowieństwa powinno być tylko ubieganie się o przebaczenie dla grzesznika. W życiu i wierze należy się kierowaæ wyłącznie naukami Pisma Świętego. Każdemu kaznodziei chrześcijańskiemu wolno głosić Ewangelię bez ograniczania diecezji. Tezy Husa wymierzały cios władzy papieskiej i biskupiej. Husa ekskomunikowano. To tylko zwiększyło jego popularność. Władze duchowne przekonały Husa, że powinien stanąć przed soborem (1414-1418) w Konstancji. Hus, nie podejrzewając podstępu, zdecydował się przybyć.Był pewien, że tam właśnie będzie mógł obronić swoje tezy. Nie pomógł mu nawet glejt od cesarza Zygmunta. Uwięziono go z żądaniem, by wyrzekł się swoich poglądów. Decyzją soboru z 1414 roku Husa potępiono, pozbawiono święceń kapłańskich i wydano wymiarowi sprawiedliwości. Zginął na stosie w 1415 roku. Podobnie zakończył życie Hieronim z Pragi. Na krótko odstąpił od nauk mistrza, potem jednak decyzję odwołał i spłonął na stosie razem z Husem. Prochy obu wrzucono do Renu. To wydarzenie stało się początkiem krwawej wojny domowej, która ogarnęła Czechy, Morawy i część Polski. Oddziały husytów, zebrane pod wodzą Jana Żiżki, utworzyły armię. Walczące z nią wojska cesarza Zygmunta ponosiły porażki. Po śmierci Żiżki, w 1424, roku wojny husyckie trwały nadal. Przeciwko husytom zorganizowano trzy krucjaty. Husyci odnosili zwycięstwa. Wówczas papież i cesarz Zygmunt Luksemburski zaproponowali husytom układy. Dowódców zaproszono na sobór w Bazylei. Do porozumienia jednak nie doszło i walki rozgorzały na nowo. W 1434 roku wojska cesarskie rozbiły oddziały husytów. Oblicza się, że wojny husyckie zabrały ponad czterdzieści tysięcy ofiar. We Francji, w XV wieku, jeszcze nie uporano się z waldensami, a już duchowieństwo zwróciło swoją uwagę na "koło biblistów z Meaux". W 1521 roku Sorbona potępiła doktrynę Lutra. W 1523 roku mnich Jean Vallićre oskarżony został o luteranizm i spalony na stosie. Ten sam los spotkał Jeana Leclerc z Meaux w 1526 roku. Pod wpływem tych prześladowań zaczęły pojawiać się we Francji ruchy reformacyjne. Powodem szybkiej ekspansji kalwinizmu we Francji były nadużycia Kościoła rzymskiego i duchowieństwa a także sztywne stanowisko Sorbony w kwestiach doktrynalnych. W 1555 roku potajemnie założono w Paryżu pierwszy zbór kalwiński. Potem odbył się synod krajowy (1559), kolokwium w Poissy (l 561) i reformacja we Francji stała się faktem. Innowiercom zabroniono zgromadzeń, praktykowania kultu wedle własnych reguł, dostępu do cmentarzy i większości przywilejów, jakimi cieszyli się katolicy.

Nazwa protestantów francuskich, których nazywano hugenotami powstała około 1560 roku. W roku 1562 wybuchła we Francji wojna religijna, która trwała trzydzieści pięć lat. Najważniejszym wydarzeniem tej wojny była rzeŹ hugenotów, zwana Nocą Świętego Bartłomieja. Rzeź miała miejsce w Paryżu z 23 na 24 sierpnia 1572 roku. Dokonano jej w czasie pobytu tam szlachty hu-genockiej przybyłej na ślub ich przywódcy Henryka z Navarry (Henryka IV) z Małgorzatą de Valois. Rzeź inspirowana była przez Katarzynę Medycejską i stronnictwo katolickie z Gwizjuszami na czele, za wiedzą Karola IX. Zginęło wówczas wiele tysięcy hugenotów, między innymi jeden z głównych przywódców, Gaspard de Coligny. Zakończenie wojen przypada dopiero na rok 1598. Henryk IV wydał wtedy edykt nantejski, na mocy którego hugenoci mieli zagwarantowaną swobodę uprawiania kultu w wyznaczonych miejscach. Walki na tle religijnym wybuchły znowu za panowania Ludwika XIII. Kardynał Richelieu postanowił odebrać przywilej innowiercom i zdobył sobie do tego poparcie króla. Hugenoci w 1629 roku stracili swoje twierdze, musieli zrezygnować z przyznanych im gwarancji militarnych. Ich swobody religijne też mocno okrojono. Odsuwano ich od ważnych urzędów, bo Ludwik XIV wszędzie widział hugenockie spiski. W 1685 roku król odwołał edykt nantejski. Przeciwko uciekającym hugenotom organizowano represje. Doprowadziło to do krwawego powstania ludowego, nazwanego wojną kamizardów. Warto wspomnieć o jeszcze jednym fakcie. Wśród nieprawomyślnych wyznawców Kościoła znalazł się także Galileusz. Został uznany za heretyka, ponieważ hołdował prawdzie niezgodnej z wiedzą Kościoła. Rzym zaś odmawiał uznania dla odkryć naukowych, jeżeli nie wynikały one z Biblii lub nie zyskały aprobaty papieża. Nieomylność papieża była przecież zasadniczym elementem religii katolickiej. Otóż Galileusz ogłosił, że to Ziemia obraca się wokół Słońca, a nie na odwrót. Teorię tę wprawdzie zaprezentował wcześniej Mikołaj Kopernik, ale odkrycie swoje zdradził jedynie najbliższym, a pełny tekst dzieła "De revolutionibus orbium coelestium" opublikowano dopiero na rok przed jego śmiercią, w 1543 roku. Galileusz w 1614 roku napisał list, w którym wyłożył swoją teorię. Jego kopia została przesłana św. inkwizycji. Uznano jednak, że teoria ma niewiele związków z Kościołem, więc nie wniesiono przeciwko uczonemu oskarżenia. Gdy jednak Galileusz udał się do Rzymu, wówczas papież Paweł V, postanowił ponownie przedstawić teorię tę inkwizycji. Galileuszowi wytoczono proces. Teorię kopemikańską uznano za niedorzeczną, bo sprzeczną z Pismem Świętym i odstąpiono od oskarżania Galileusza o herezję. Wydano jednak orzeczenie, by zaprzestał nauczania i obrony teorii kopemikańskiej. Gdy Galileusz zażądał od Rzymu certyfikatu, w którym byłoby wyraźnie napisane, czego mu się zabrania, Watykan prośbie odmówił. W 1632 roku Galileusz opublikował "Dialog o dwóch najważniejszych układach świata - ptolemeuszowym i kopernikowym". Wyraźnie kpił w nim z poglądów Kościoła. Wówczas ponownie postawiono go przed trybunałem. Galileusz był już wtedy starym człowiekiem i w obawie przed torturami poglądy swe odwołał. Skazano go na dożywotni areszt domowy. Jeszcze jedno śledztwo wszczął Jan Paweł II. I dopiero w 1992 roku komisja watykańska zdecydowanie oczyściła Galileusza z zarzutu herezji. "
...i jaki napisać teraz komentarz?Sławek Drej edytował(a) ten post dnia 15.03.09 o godzinie 18:47
Lidia Zaręba

Lidia Zaręba emerytka,
właścicielka sklepów
odzieżowych

Temat: Płomienni kaznodzieje czy płomienie stosów?

Sławku, ciężko się czyta taki zbity tekst, może byś go trochę poprawiła, bo oczy bolą... :(
Bartosz Kazibudzki

Bartosz Kazibudzki ScalenieDuszy.pl

Temat: Płomienni kaznodzieje czy płomienie stosów?

manierą doświadczonych internautów jest nie wklejać bloków tekstu dużych, tylko linki.

konto usunięte

Temat: Płomienni kaznodzieje czy płomienie stosów?

Bartosz Kazibudzki:
manierą doświadczonych internautów jest nie wklejać bloków tekstu dużych, tylko linki.
A moje doświadczenie z for podpowiada mi, że często te linki nie działąją, bo ktoś usunął tekst i pod linkiem jest psińco.., więc wolę wkleić tekst i link, tak dla bezpieczeństwa :)))

konto usunięte

Temat: Płomienni kaznodzieje czy płomienie stosów?

Bartosz Kazibudzki:
manierą doświadczonych internautów jest nie wklejać bloków tekstu dużych, tylko linki.


pierwotne źródło jest za Firewallem .)

konto usunięte

Temat: Płomienni kaznodzieje czy płomienie stosów?

Małgorzata Sobczyk:
...wolę wkleić tekst i link, tak dla bezpieczeństwa :)))


popieram i koniecznie ze źródłem pochodzenia tekstu.Sławek Drej edytował(a) ten post dnia 16.03.09 o godzinie 00:13

konto usunięte

Temat: Płomienni kaznodzieje czy płomienie stosów?

Sławek Drej:
Małgorzata Sobczyk:
...wolę wkleić tekst i link, tak dla bezpieczeństwa :)))


popieram i koniecznie ze źródłem pochodzenia tekstu.Sławek Drej edytował(a) ten post dnia 16.03.09 o godzinie 00:13

:))



Wyślij zaproszenie do