konto usunięte

Temat: Prezes kółek rolniczych i były poseł PSL oskarżony jest o...

Przed Sądem Okręgowym Warszawa-Praga ruszył proces Władysława Serafina, jednego z najbardziej znanych działaczy rolnych w kraju. Były poseł PSL i prezes Krajowego Związku Rolników, Kółek i Organizacji Rolniczych (zgodził się na publikowanie swojego wizerunku i pełnych danych osobowych) oskarżony jest o popełnienie aż 102 przestępstw. Nie przyznaje się do winy. Grozi mu do 15 lat więzienia.

Władysław Serafin twierdzi, że jest „aresztantem politycznym” i mocno przeżywa swoją obecną sytuację. Wini za nią głównie prokuratora Roberta Kiełka, a przedstawione przez niego zarzuty nazywa „fałszywymi”. W lipcu 2018 r. od byłego posła PSL dostało się też prowadzącej jego sprawę sędzi Ewie Grabowskiej. Po tym, jak kolejny raz przedłużono mu areszt, nazwał sędzinę m.in. „oszustką”. Został wtedy wyprowadzony z sali.

„PB” prześwietlił akta jego sprawy. W osiemdziesięciu tomach i wynikającym z nich akcie oskarżenia prokuratura dowodzi, że Władysław Serafin: wyłudził ze Spółdzielczej Kasy Oszczędnościowo Kredytowej w Wołominie (SKOK Wołomin) trzy pożyczki na siebie o łącznej wartości 3,6 mln zł, pomagał przy oszustwach kredytowych na podstawione osoby (tzw. „słupy”) na kolejne 3 mln zł i wreszcie: brał udział w wypraniu 20,9 mln zł, które zostały wyłudzone ze SKOK Wołomin, a następnie trafiły do spółki TVR, w której były poseł PSL był mniejszościowym udziałowcem.

Zdaniem prokuratora Roberta Kiełka Władysław Serafin współdziałał przy tym z osobami tworzącymi zorganizowaną grupę przestępczą, wyłudzającą kredyty ze SKOK Wołomin, czyli Mariuszem G., byłym prezesem kasy, Joanną P., byłą wiceprezes, oraz Piotrem P., byłym członkiem jej rady nadzorczej. Ten ostatni, były oficer Wojskowych Służb Informacyjnych, znany pod pseudonimami „Bentley” i „Helikopter” (poruszał się takimi środkami transportu), zdaniem śledczych „faktycznie prowadził sprawy majątkowe” SKOK Wołomin i dlatego ma zarzut kierowania gangiem, działającym w kasie. Właśnie Piotr P. i Mariusz G., przez cypryjską firmę Colibrus Media, byli też większościowymi udziałowcami TVR. Czyli wspólnikami w interesach Władysława Serafina…

Zarówno w śledztwie, jak i przed sądem były poseł przyznał się jedynie do przedstawienia na potrzeby własnych kredytów nieprawdziwych zaświadczeń o dochodach, ale — jak powiedział — zrobił to z wyższej konieczności, bo wzięte pożyczki wykorzystał na spłatę zobowiązań kierowanego przez siebie związku kółek rolniczych.

— Cała reszta, w tym udział w praniu pieniędzy, to fałszywe zarzuty, spreparowane na zapotrzebowanie polityczne, żeby mnie trzymać w areszcie. Jestem niewinny i to udowodnię — powiedział przed sądem Władysław Serafin.

Kredyty na siebie

Pierwsze pożyczki w SKOK Wołomin wziął już w 2010 r. Najpierw, w kwietniu, na 300 tys. zł, potem, w czerwcu, na 0,5 mln zł. Już przy tej drugiej przedłożył nierzetelne, zdaniem prokuratury, zaświadczenie o dochodach z powiązanej z kółkami rolniczymi spółki CIKR. Poręczycielem kredytu został przy tym człowiek, który rzekomo miał zarabiać 61 tys. zł miesięcznie. Jak później zeznał: nigdy nie pracował w firmie wystawiającej zaświadczenie, a jedynie „wyświadczył przysługę swojemu wujkowi”. Wujkiem tym był… Piotr P.

Kolejny kredyt w wołomińskiej kasie, już na 2,1 mln zł, Władysław Serafin zaciągnął na przełomie sierpnia i września 2011 r. Na jego potrzeby złożył dokumenty, z których wynikało, że zarabia 33,7 tys. zł miesięcznie, z czego 25,3 tys. zł w kółkach rolniczych. Poręczycielem w tym przypadku został Krzysztof W., jeden z najbliższych współpracowników Piotra P., który jako dyrektor handlowy w jednej z kontrolowanych przez niego spółek miał zarabiać 121 tys. zł.

Zabezpieczeniem kredytu była przy tym nieruchomość Władysława Serafina w Kłobucku, która wedle przedłożonego przez niego operatu miała być warta ponad 18 mln zł. Tyle że rzeczoznawca, będący jego autorem, zeznał, że przygotował wycenę według hipotetycznych założeń, zgodnie z którymi grunt rolny miałby zostać budowlanym. I dodał, że operat nie mógł służyć do uzyskania kredytu. Ta sama działka w marcu 2016 r. została wyceniona na zlecenie syndyka SKOK Wołomin. Na… 778,8 tys. zł.

Kilka miesięcy później znajomi z wołomińskiej kasy udzielili Władysławowi Serafinowi jeszcze jednego kredytu, tym razem na 1 mln zł. Prezes kółek rolniczych miał już rzekomo zarabiać 48 tys. zł, a nieruchomość w Wejherowie, która zabezpieczała pożyczkę, mieć wartość ponad 20 mln zł. Tyle, że z deklaracji podatkowej, złożonej przez działacza chłopskiego, wynikało, że w całym 2011 r. zarobił 160 tys. zł. A biegły, działający na zlecenie prokuratura, uznał, że wycena wejherowskiej działki zawierała wiele błędów i była zawyżona co najmniej czterokrotnie.

Życiowa dewiza

Dwóch pożyczek zaciągniętych w 2011 r. Władysław Serafin nie spłacał i już na początku 2017 r. jego zadłużenie sięgało 3,9 mln zł. Były poseł broni się, że brał je na cele publiczne, a nie osobiste — tylko po to, by spłacić zobowiązania związku kółek rolniczych i związanych z nimi spółki i fundacji. Tak, by uniknąć egzekucji komorniczej z majątku jego i innych członków władz związku.

Prokuratura podkreśla jednak, że choć rzeczywiście większość pieniędzy z pożyczek poszła na te cele, to jednocześnie Władysław Serafin stawał się wierzycielem tych podmiotów. A co więcej — część środków wydał na prywatne cele. Prokuraturę zainteresowało coś jeszcze. To, że na rachunek byłego posła w SKOK Wołomin duże pieniądze wpłacały osoby z gangu działającego w tej kasie, m.in. sam Piotr P. Zapytany o to Władysław Serafin zeznał, że jego dewiza życiowa, którą realizował, polega na pożyczaniu pieniędzy od wielu osób i firm. Przy czym zaznaczył, że dbał, by wszystkie pożyczki były uczciwe i zgłaszane do urzędu skarbowego. Tyle, że kwoty, o które pytali śledczy, fiskusowi nie zostały zgłoszone.

Zdaniem prokuratury jednym z dowodów najbardziej obciążających Władysława Serafina, są wyjaśnienia Piotra P., który przyznał się do winy i poszedł na współpracę z organami ścigania, licząc na status tzw. małego świadka koronnego i nadzwyczajne złagodzenie kary. Zeznał on m.in.: „wiem, że Serafin nie spłacał swoich pożyczek i trzeba było zaangażować dla niego słupy, aby pomóc mu w spłacie”.

Kredyty na słupy

Według aktu oskarżenia, w sierpniu 2013 r. Władysław Serafin przyjął na swój rachunek w SKOK Wołomin 3 mln zł pochodzące z trzech różnych kredytów, udzielonych Dariuszowi G., Robertowi R. i Jakubowi O. Wszystkie były zabezpieczone nieruchomością byłego posła w Kłobucku, z tym, że jej mniejszościowymi współwłaścicielami stali się równocześnie trzej kredytobiorcy.

Zgodnie z dokumentacją pożyczek, Dariusz G., Robert R. i Jakub O. mieli pracować w warszawskiejfirmie Sawimpex jako odpowiednio dyrektor ds. infrastruktury, dyrektor ds. technologii i koordynator systemów informatycznych. A ich zarobki miesięczne miały mieścić się w podobnym przedziale, między... 120,7 tys. zł a 121,7 tys. zł. Władysław Serafin

Nieźle, szczególnie jak na osoby podstawione, które naprawdę — jak wynika z ich wyjaśnień — były bezrobotne lub wykonywały dorywcze prace. Dariusz G., były bezdomny ze Szczecina, który leczył się odwykowo, zeznał, że dotarł do Warszawy tylko dlatego, że jeden z tzw. naganiaczy Jakuba B. (organizatora słupów dla gangu Piotra P.) dał mu pieniądze „na bilet, papierosy i kanapkę na drogę”.

— U notariusza był pan Serafin z PSL, znałem jego twarz z telewizji, to mnie uspokoiło, bo on zaczął ze mną rozmawiać, mówił żebym się nie martwił, powiedział, że to jest bezpieczne, to robi się dłuższy czas, a ja nie będę miał z tego żadnych konsekwencji. To mnie uspokoiło — zeznał Dariusz G.

I dodał, że być może dlatego, że Władysław Serafin był „sympatyczny”. Na tyle, że jak później go odnalazł, by przepisać ziemię z powrotem, to przy okazji wręczył mu 1,7 tys. zł. Z tym, co dostał od naganiacza, dawało to łącznie 5 tys. zł. Przy kredycie, przypomnijmy, o wartości 1 mln zł. Prokuratura twierdzi, że niewiele więcej, bo zaledwie 20 tys. zł z tych 3 mln zł, zainkasował Władysław Serafin. Resztę, 2,98 mln zł, oddał Piotrowi P. A ten przeznaczył je na spłatę wcześniej wyłudzonych kredytów. Tak, by pożyczkowa spirala mogła kręcić się dalej. Korzystanie ze słupów miało przy tym, według Piotra P., odbywać się za wiedzą szefa kółek rolniczych. Ten zaprzecza i przekonuje, że sam został oszukany.

Telewizyjna pralnia ...

Megaprzekręt

Nieprawidłowości w SKOK Wołomin to jedna z największych afer gospodarczych w historii Polski. Już w lutym 2018 r. Prokuratura Krajowa informowała, że we wszystkich śledztwach dotyczących wołomińskiej kasy jest aż 872 podejrzanych, do sądów trafiły akty oskarżenia przeciwko 305 osobom, a prawomocnie skazano 156. Sprawa jest na tyle duża i wielowątkowa, że prowadzą ją dwa specjalne zespoły prokuratorów: jeden w Prokuraturze Okręgowej Warszawa-Praga, a drugi w Prokuraturze Okręgowej w Gorzowie Wielkopolskim. Zdaniem śledczych kasą rządziła zorganizowana grupa przestępcza, która w ciągu kilku lat wyłudziła z niej, głównie przy użyciu tzw. słupów, kredyty na blisko 2 mld zł. Wśród podejrzanych jest cały były zarząd SKOK Wołomin: prezes Mariusz G. i wiceprezesi: Joanna P. i Mateusz G. Za głównego pomysłodawcę i szefa gangu prokuratorzy uznają jednak byłego członka rady nadzorczej kasy, Piotra P. On sam usłyszał aż 911 zarzutów.

https://www.pb.pl/serafin-przychodzi-do-skok-wolomin-94...