Temat: Skąd u księdza 2,5 mln złotych? Pyta urząd skarbowy

Ksiądz zasłania się tajemnicą spowiedzi. Czy sąd każe mu zapłacić niemal dwumilionową karę za zatajenie dochodu? Dowiemy się w połowie września.
Wczoraj, po kilkunastu miesiącach oczekiwania, odbyła się rozprawa. Sąd jednak na wniosek księdza oraz przedstawiciela Urzędu Kontroli Skarbowej utajnił rozprawę, uzasadniając to ważnym interesem prywatnym księdza.

Wiadomo jednak, że ksiądz, jeśli przegra, zmuszony będzie do zapłacenia 1,88 mln zł kary.

Wpadł przez biznesmena

Przypomnijmy, że na tę sprawę urząd skarbowy trafił zupełnie przypadkiem, gdy prześwietlał działalność pewnego śląskiego biznesmena. Ten opowiedział, że mógł finansować swoją działalność, bo dostał od księdza K. z Opolszczyzny 2,5 mln zł.

Urzędnicy zastukali więc do jednej z podopolskich parafii, gdzie K. jest proboszczem. Ksiądz potwierdził znajomość z biznesmenem. Opowiedział także o tym, że biznesmen pomógł mu kiedyś wyciągnąć auto z rowu, dlatego ksiądz bez wahania przekazał mu 2,5 mln zł na rozruch biznesu. Ksiądz nie zażądał żadnego wynagrodzenia za zarządzanie tymi pieniędzmi. Nie postawił też warunków, co Hubert W. miałby w zamian zrobić.

Trzy lata później - co potwierdzają dokumenty księgowe - całość została księdzu zwrócona.

Wobec tego Urząd Kontroli Skarbowej przyjrzał się deklaracjom podatkowym księdza. Wskazywały, że jako katecheta nie może być aż tak bogaty.

Proboszcz powiedział, że utrzymuje się też z datków, które na parafię przekazują wierni. Ile? Tego nie wiadomo, bo nie prowadzi żadnej ewidencji (nie ma takiego obowiązku).

Parafia liczy około pięciuset wiernych. To w większości mało zamożni ludzie, utrzymujący się głównie z pracy na roli.

Skoro nie można wykazać, skąd takie pieniądze znalazły się u księdza, Urząd Kontroli Skarbowej uznał, że powinien on zapłacić podatek "od przychodów nieznajdujących pokrycia w ujawnionych źródłach dochodu". Wyliczył 1 mln 880 tys. zł kary płatne w ciągu 14 dni.

Proboszcz się odwołał.

I kolejny biznesmen

Podczas kolejnych rozmów z UKS-em opowiedział o innym biznesmenie (też ze Śląska), który w tajemnicy poprosił go o przechowanie pieniędzy. Nie ma na to jednak żadnego dokumentu. Ksiądz tłumaczy, że nic więcej nie powie, bo obowiązuje go tajemnica spowiedzi, której nie może złamać.

Biznesmena nie można przesłuchać, bo ten zmarł, nim UKS dowiedział się o sprawie, choć rodzina zaprzecza, by kiedykolwiek miał takie pieniądze.

Urzędnicy nie uwierzyli w wersję księdza, uznając, że doświadczony biznesmen - a takim był człowiek, na którego powołał się ksiądz G. - powinien raczej zainwestować pieniądze, niż oddać na przechowanie księdzu z małej parafii.

I podtrzymali decyzję o tym, że ksiądz ma płacić.

Ksiądz zaskarżył decyzję urzędników do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Sprawa trafiła tam w ub. roku. Sąd wstrzymał wyznaczenie terminu, gdyż w tym samym czasie do Trybunału Konstytucyjnego wpłynęło zapytanie prawne, czy w ogóle konstytucyjne jest naliczanie tak wysokich kar nieuczciwym podatnikom.

Trybunał wciąż się nie wypowiedział, jednak sprawa księdza K. nie może czekać. W obawie o przedawnienie sąd zdecydował się ją rozpatrzyć.

Po wczorajszej rozprawie, z uwagi na zawiłość sprawy, sąd odroczył termin ogłoszenia wyroku na połowę września.