konto usunięte
Temat: makaronizmy a profesjonalizm
Ostatnio zauważyłem, że coraz częściej w rozmowach z partnerami z Polski słyszę wtrącenia z angielskiego i zaczęło mnie to drażnić. Takie makaronizmy i obcojęzyczne zwroty używane w mowie potocznej, ale bez jakiegoś specjalnego znaczenia dla całości wypowiedzi. Głównie spotykam się z tym w kontaktach z kadrą zarządzającą średniego szczebla, która z lubością wtrąca angielskie wyrazy i zwroty do rozmowy. Nie wiem czy to maniera, sposób na robienie się na "cool" czy może "lans", ale drażni mnie to jak cholera. Czy cel musi być "targetem", zadanie "obdżektiwem", trener "kołczem", albo co gorsze trenowanie kołczowaniem żeby było "profesjonalnie"?Rozwalił mnie taki vice-prezio od finansów z wcale nie najmniejszej firmy, który na dość istotnym spotkaniu prowadzonym po polsku nawijał jakby czytał Blanchard'a w orginale. Zresztą cała jego kadra wyglądała i zachowywała się jakby z jednego kursu dla managów się urwali.
Czy w mowie polskiej nie ma odpowiednich zwrotów biznesowych żeby się non-stop posiłkować zapożyczeniami? Przecież nasi ojcowie też robili interesy i jakoś radzili sobie z tym po polsku.
Jak myślicie, czy jestem przeczulony, czy może też wyczuwacie istnienie takiego trendu, szczególnie u kierownictwa w wieku około 30tki?
Jak według was przekłada się to wizerunek osoby na stanowisku kierownicczym? Czy makaronizmy dodają profesjonalizmu?