Temat: Masłowska to moja porażka (artykuł z Gazety Wyborczej)

Niemiecki tłumacz Albrecht Lempp odebrał wczoraj w Krakowie tegoroczną nagrodę Transatlantyk (10 tys. euro) przyznawaną przez Instytut Książki najlepszemu popularyzatorowi literatury polskiej za granicą

Małgorzata I. Niemczyńska: Powiedzmy, że jestem młodą Niemką i przychodzę do pana z prośbą o polecenie czegoś ze współczesnej literatury polskiej. Co mi pan powie?

Albrecht Lempp: Doradziłbym Dorotę Masłowską, która jest moją wielką porażką. Nie doceniłem jej. Nie sądziłem, że będzie się cieszyła popularnością w innych językach, a tak się stało. Niemieckie tłumaczenie Olafa Kühla jest rzeczywiście bardzo dobre. Gdybym miał wybierać ze swojego pola zainteresowań, poleciłbym mojego ulubionego Jurka Pilcha. Ale stanowczo nie z powieści warszawskich, lecz wiślackich, np. "Inne rozkosze".

Mówi się, że dzięki panu w Niemczech zaistnieli Andrzej Stasiuk i Olga Tokarczuk.

- Mówić tak oczywiście można, ale nie jestem ich prywatnym promotorem ani prywatnym tłumaczem. Oni po prostu znaleźli się w silnej grupie młodych prozaików polskich, kiedy w połowie lat 90. zorganizowałem pierwsze spotkanie wydawców niemieckich. Oprócz nich przyjechali też Tulli, Gretkowska, Bolecka i inni. W ten sposób nawiązali kontakt i uczestniczyli potem w kolejnych wydarzeniach, np. z okazji targów książki.

Stasiukowi bardzo pomogło, że jako eseista dużo publikował w wysokonakładowych niemieckich gazetach, komentując sprawy społeczne czy polityczne, a niekoniecznie literackie. Dzięki temu jego nazwisko stało się rozpoznawalne. W przypadku Tokarczuk wspomagającym czynnikiem pozaliterackim jest z pewnością jej otwartość i serdeczność. Ona po prostu ma świetny kontakt z czytelnikami.

Pomyślał pan ostatnio po przeczytaniu jakiejś polskiej nowości: "Dobre! Przetłumaczyłbym to"?

- Tak, to był "Cały czas" Janusza Andermana. Warto byłoby też zająć się książkami Andrzeja Barta.

Możemy być zadowoleni z recepcji współczesnej polskiej literatury w Niemczech?

- Absolutnie tak i to nie tylko w Niemczech. Rynek niemiecki tym się jednak różni od innych, że łatwo przyjmuje tłumaczenia. Na pewno rozpoznawalne są takie nazwiska jak Kapuściński czy Lem, ale w jego przypadku ludzie nawet niekoniecznie wiedzą, że był Polakiem. Nie czytają go w takim kontekście. Nie czytają też Tulli czy Gretkowskiej dlatego, że to polska literatura, tylko dlatego, że np. polecił im znajomy.

Śmiem jednak twierdzić, że - może z małymi wyjątkami - każdy liczący się współczesny polski pisarz w jakimś zakresie jest obecny na rynku niemieckim. Niekoniecznie z własną książką, ale np. w antologiach lub czasopismach literackich. Ostatnio popularni są chociażby Sapkowski, Masłowska czy Kuczok, ale oprócz tych czołowych nazwisk też dzieje się bardzo dużo, głównie dzięki rozmaitym stowarzyszeniom polsko-niemieckim, które wciąż zapraszają autorów na spotkania.

Między naszymi krajami nie brakuje konfliktów. Widać to w odbiorze literatury?

- Teraz już nie. Natomiast bardzo długo recepcja polskiej literatury była w Niemczech utrudniona przez to, że część potencjalnych odbiorców nie chciała mieć nic wspólnego z tą czarną dziurą - II wojna światowa, Holocaust, wina Niemców wobec Polaków... W latach 50., 60., 70. czy 80. ubiegłego wieku nad wszystkimi ciążyła potrzeba znalezienia nowej formy kontaktu z sąsiadem. Stąd wzięła się np. fala pomocy Niemców podczas stanu wojennego w Polsce.

Długo wielu Niemców w ogóle się Polską nie interesowało, bo był to dla nich szary, biedny kraj komunistyczny. Teraz jednak przyszła kolej na pokolenia, dla których to jest już odległą przeszłością. Obecne zawirowania to coś, przez co musimy przejść, abyśmy mogli współpracować ze sobą bardziej rzeczowo. Emocje i kompleksy nie będą już grały roli.

Źródło: Gazeta Wyborcza
Paweł P.

Paweł P. Manager Vendor
Management at Amazon
Fresh Germany

Temat: Masłowska to moja porażka (artykuł z Gazety Wyborczej)

Korzystając z okazji, raz jeszcze wyrażę moją wielką radość, że polscy autorzy coraz lepiej sprzedają się w Niemczech. Niektórzy osiągają tam naprawdę niebagatelne nakłady, idące w dziesiątki tysięcy egzemplarzy. Często są to nakłady wyższe niż w Polsce.

konto usunięte

Temat: Masłowska to moja porażka (artykuł z Gazety Wyborczej)

ja bym jeszcze do kompletu dorzucił grafików - ilustratorów książek
też jest ich sporo na niemieckim rynku, i to niekoniecznie tylko tych, którzy wyjechali do Niemiec na stałe
Radosław Zieliński

Radosław Zieliński Z polecenia! Od 2007
roku. / NAZWY DLA
FIRM / NAMING

Temat: Masłowska to moja porażka (artykuł z Gazety Wyborczej)

http://wordsinvaders.pl/mas-mix-maslo-nie-maslane/
polecam ku uwadze



Wyślij zaproszenie do