Temat: Jeźdźcy burzy
Widziałem "Jeźdźca" i mam kilka własnych spostrzeżeń:
- na początku trochę drażni fakt że piosenki są przerobione na język polski -to trochę tak jakby oglądać koncert z lektorem. Moim skromnym zdaniem jeszcze fajniej byłoby pozostawić je w oryginale, bo wykonanie i muzyka na żywo dają tutaj SUPER klimat. Po prostu czasami tylko brakowało „zioła” przypalanego na widowni mi można by przenieść się w czas tamtych koncertów. Dla mnie jedynie jedna piosenka w polskiej adaptacji była o niebo lepsza niż w oryginale –jest to „Moja dzika miłość” (My Wild love). Jeśli ktoś ma może nagranie tej wersji z przedstawienia będę wdzięczny za info.
- ten spektakl to przede wszystkim „klimat”. Po wyjściu z teatru można mieć wrażenie że urodziło się trochę za późno (tak ze 20 lat Gdy byłem na tym spektaklu drugi raz (chciałem wciągnąć swą siorę w „moje” klimaty muzyczne) trafiliśmy wtedy w czas Sopotu. To było jak zderzenie z innym światem –z jednej strony muzyka Dorsów i klimat „luzu” lat 70-tych, z drugiej zaś „artystki” Doda Ochyda i Nektaryna (że zacytuję za „Klarą Weritas”)
- byłem także świadkiem dość zabawnej scenki. Widziałem wycieczkę szkolną (tak na oko koniec gimanzium –może 1 klasa liceum). Dzieciaki wpatrywały się jak zahipnotyzowane w scenę gdzie aktorka symuluje „robienie loda” na scenie. Wybuchłem śmiechem jak zobaczyłem minę opiekunek wycieczki. Już widzę te pytania na zebraniu rodziców w naszym pruderyjnym kraju
Ten sam zestaw artystów dawał także w Rampie koncert –gdzie piosenki były już wykonywane przez nich na żywo w jedynie słusznej angielskiej wersji. Myślę że to także jest warte rozważenia.