Temat: 20 rocznica śmierci F.M.
Tu można się nawet pokłócić. Tym bardziej że sam Brian May uznawał dwie pierwsze płyty za zbyt przesycone wpływami innych kapel. Zatem jeżeli tak miałby brzmieć Queen zawsze, to mielibyśmy kolejny klon typu Def Leppard, czy Bon Jovi... No i biorąc pod uwagę całokształt twórczości Queen są po prostu bardzo różne od pozostałych. A od popowej papki późniejsze płyty są bardzo dalekie. Na tle innych kapel z lat '80 wyróżniają się właściwie wszystkim.
Nie wiem, z czego wynika ten trend lansowany obecnie przez muzyków, nie tylko Briana Maya, że nie doceniają oni swoich początkowych albumów, wstawiając kity, że to niby odtwórcze, nie ich autorskie, że nie rozumieją sami, jak fani mogą tych albumów słuchać, itp.
Dla mnie 'Queen', 'Queen II' i 'Sheer Heart Attack' to idealny wstęp do 'A Night At The Opera' i 'A Day At The Races', splatają się dla mnie w jedną całość. Mogłabym napisać na ich podstawie scenariusz sztuki-musicalu i byłby on dla mnie spójny w każdym calu.
Jak można powiedzieć, że odtwórzym jest np. 'My Fairy King', czy 'Great King Rat', czy 'Liar' albo weźmy np. 'The Fairy Feller's Masterstroke', 'The March of the Black Queen', 'In the Lap of the God'(obie części), 'Bring Back That Leroy Brown', czy nawet 'Killer Queen' - choć słychać w nich odwołania do różnych gatunków muzycznych (gatunków, nie utworów, zespołów, jak dla mnie porównanie wczesnego Queen do Led Zeppelin nigdy nie miało uzasadnienia), to jednak nikt wcześniej ani nie pisał takich tekstów, ani nikt nie łączył tak stylów w muzyce rockowej.
Może to kwestia tego, że jednak wolę sceniczny styl (zwiewne teatralne stoje, biżuterię, długie włosy, malowane paznokcie i wysokie buty)i czysty ponad miarę głos Freddiego z lat 70-tych raczej, niż te jeansy, czy dresiki, podkoszulki i wąsy z lat 80-tych. Co do Barcelony to też uważam, że gdyby coś a'la Barcelona było zaśpiewane przez Freddiego w latach 70-tych miałoby zupełnie inny wydźwięk, to byłaby prawdziwa opera!
Queen w latach 80-tych - piosenki typu 'Radio Ga Ga' - faktycznie na tle innych zespołów, to Queen miał i bogatsze teksty, i bogatsze aranżacje, i fajniejsze teledyski, o tymi teledyskami nadrabiali. Kocham ich za 'Breakthru' jako fanka kolei(Deacy miał wspaniały pomysł - chylę czoła), ale tak samo wspaniałe 'The Miracle', 'Invisible Man', 'I Want to Break Free'.
A potem 'Innuendo' - byłam wtedy w podstawówce i mój gust muzyczny dopiero się kształtował, coś mi się tam kojarzyło, jakieś video z komputerem oglądane jeszcze w czarno-białym telewizorze, ale, huh, byłam pod wrażeniem energii, zadziorności i eleganckości tego kawałka, a potem zobaczyłam 'Headlong' (jak facet, który jest tylko skórą i kośćmi, w takiej śmiesznej żółtej bluzie może tak śpiewać, a drugi w koszuli z krawatem tak grać na gitarze), potem 'I'm Going Slightly Mad' - co za pomysł, a potem mama puściła mi 'Bohemian Rhapsody' i powiedziała, że to ten sam zespół. I tak mi do dziś moje zauroczenie Freddiem Czarownicą zostało.
Mówię tu za siebie, nie oceniam gustów innych, każdy lubi coś innego i ma na to swoje uzasadnienie. Panu Mayowi ze względu na wiek i upływ czasu też się miesza, w jednym wywiadzie mówi o 'Keep Yourself Alive' jako o swoim prawdziwie queensowskim dziecku, a potem stwierdza, że tak właściwie to się wzorował na tym i na tym.