Przemysław Ponczek

Przemysław Ponczek Inspektor, Urząd
Miejski, prawnik

Temat: Aleksander Myszuga - czy ktoś o Nim słyszał?

Witam wszystkim serdecznie, a w "poście" tym chciałbym podzielić się kilkoma informacjami na temat chyba mało już znanego tenora lirycznego z czasów, kiedy Polska jeszcze była pod zaborami tj. ALEKSANDRA MYSZUGI (19 VI 1853 - 9 III 1922), pseud. Filippi (http://www.chronologia.pl/osoba-myal18530619w0-pl.html ). Jak podaje Autor jednego z artykułów, Myszuga "(...) był lwowianinem i (…) był Rusinem, chociaż uważał się za śpiewaka polskiego" (Władysław Fabry; Wlazł kotek na płotek i mruga — przyjechał ze Lwowa Myszuga... [w:] Prosto z mostu, tygodnik literacko-społeczny, Rok V; Nr. 16 (238), Warszawa, niedziela 16 kwietnia 1939 r. , s. 16). I dlatego - z uwagi na tę Jego piękną postawę myślę, że nalezy Mu się kilka dobrych wspomnień. Tym bardziej, że według Władysława Fabry'ego, Aleksander Myszuga "(...) umarł we Fryburgu w zupełnym zapomnieniu, juz za czasów naszej niepodległości państwowej, w roku 1922, po operacji raka”...

Był to natomiast jeden z największych polskich tenorów tamtej epoki, a wskazuje na to następujący tekst z 1899 roku:

„Tenor— tak rzadki ptak pomiędzy śpiewakami,— posiada w polskiej sztuce przedstawicieli znakomitych. Zebraliśmy ich w pięcioosobowej grupie. JAN RESZKE, pierwszorzędny król tenorów, na całej linii potęga niezaprzeczona; obok niego WŁADYSŁAW FLORYAŃSKI, tęga siła sceny prazkiej, świeżo dla Warszawy pozyskana, oraz ALEKSANDER MYSZUGA, śpiewak obdarzony czarownej słodyczy głosem, do ostatniego roku zdobiący personel warszawski. Obecnie Myszuga bawi w Medyolanie, na zimę zaproszony do Lwowa. W dalszym ciągu grupy widzimy ALEKSANDRA BANDROWSKIEGO, artystę, którego oklaskiwała Warszawa w czasie gościny na scenie teatru lwowskiego, oraz WŁADYSŁAW MIERZWIŃSKI: który nie wypowiedział jeszcze ostatniego słowa w swej karyerze śpiewaczej.” [Tenorzyści polscy {w:} Echo Muzyczne, Teatralne i Artystyczne, Nr 36 (832), Warszawa, dnia 28 Sierpnia (9 Września) 1899 r, s 419.

Posłuchajmy więc jeszcze kilku słów na Jego temat wypowiedzianych przez Władysława Fabry'ego w 1939 roku [Władysław Fabry; Wlazł kotek na płotek i mruga — przyjechał ze Lwowa Myszuga... [w:] Prosto z mostu, tygodnik literacko-społeczny, Rok V; Nr. 16 (238), Warszawa, niedziela 16 kwietnia 1939 r. , s. 16]:

„ (…) w numerze 31 „Echa" (tj. Echa Muzycznego, Teatralnego i Artystycznego – dop. PP) z 3 maja (1884 r. – dop. PP) padają już ważkie słowa ówczesnego bardzo wpływowego warszawskiego krytyka i współredaktora „Echa" Jana Kleczyńskiego, którego przegląd muzyczny rozpoczyna się od takiego oto wykrzyknika: „HabemusPapam"!... — a dalej: „Mielibyśmy ochotę to napisać gdyby nie dwie okoliczności: Przede wszystkim nie możemy pisać „habemus", dopóki odpowiednia umowa między stronami nie jest zawarta, a jakkolwiek mamy nadzieję, że do tego przyjdzie, wszakże przed faktem spełnionym „skóry niedźwiedziej" sprzedawać nie możemy... Po drugie chcielibyśmy oddać należne pochwały talentowi p. Aleksandra Myszugi, ale postawić go tak na czele wszystkich polskich tenorów jako „głowę muzycznego kościoła"... znów nam niepodobna... i sam artysta pewno tych przesadnych hołdów od nas nie wymaga... Tak przynajmniej skromnie i bezpretensjonalnie przemawia do nas wysoce artystyczny śpiew jego. P. Myszuga nie posiada bardzo wielkiego głosu: przede wszystkim nie jest tenorem bohaterskim tylko lirycznym — a nawet i między lirycznymi tenorami nierzadko słyszeć można głosy silniejsze, jak np. Acharda w Paryżu lub nawet i Filleborna w dobrych jego czasach... Prawdziwa jednak siła i wdzięk tego głosu leży w jego naturalności (podkreślenia moje), w tej umiejętnej metodzie, która nie pozwala artyście ani jednej nuty forsować, w tym wysokim takcie artystycznym, wskutek którego p. Myszuga ani na chwilę nie chce udawać, że ma głos większy, niźli to jest w istocie... Tym sposobem ta suma efektu, jaką można z danych środków otrzymać, wyzyskana jest w zupełności. A zalety tego głosu i śpiewu są liczne i pierwszorzędne. Emisja łagodna; głos wychodzi jakby aksamitny, cieniowanie wysoce artystyczne, tak że nawet wolelibyśmy niekiedy mniej pianissima. Artysta wie, kiedy i jak nutę wysoką wyrzucić, aby nią sprawić efekt. Nuty te są dźwięczne i szlachetne. W śpiewie wykończenie i poezja prawdziwa — w grze i w ruchach szczere, młodzieńcze przejęcie się rolą… (…) Myszuga był lwowianinem i (…) był Rusinem, chociaż uważał się za śpiewaka polskiego i w głodnym procesie warszawskim—- o którym pomówimy później—odmówił przysięgania po rosyjsku. Otóż Aleksander Myszuga po ukończeniu seminarium nauczycielskiego we Lwowie (jako jeden z najpilniejszych uczniów) został skromnym nauczycielem szkoły Św. Anny we Lwowie, a ponieważ miał piękny głos tenorowy, więc rozpoczął naukę śpiewu u słynnego pedagoga lwowskiego prof. Walerego Wysockiego (ongiś świetnego basisty opery w Turynie) w konserwatorium lwowskim. Ukończywszy naukę u Wysockiego, otrzymał stypendium Wydziału Krajowego na studia wokalne i wyjechał do Mediolanu. Krótko popasał u prof. Bruniego, który chciał go eksploatować materialnie i przeniósł się do konserwatorium mediolańskiego, do klasy prof. Alberta Giovannini. Tam debiutował jako „signor Filippi" i tam go zastał dyrektor Do- brzański, który przyjechał do Mediolanu w poszukiwaniu tenora lirycznego dla swej trupy lwowskiej (…) zadomowił się nasz tenor na scenie warszawskiej na lat siedm, do roku 1891. W roku 1885 ma już propozycje występów w Nadwornej Operze Wiedeńskiej — i to razem z największą ówczesną gwiazdą, Paulina Lucca. W tej epoce wśród największych gwiazd śpiewaczych, istniał zwyczaj, że żadna z nich nie pojawiała się na scenie w towarzystwie nieznanego sobie śpiewaka (potwierdził mi to Adam Didur, który musiał przejść taką ceremonię przed występem londyńskim ze słynną Melbą), dopóki nie ujrzała go poprzednio na scenie. Otóż Lucca, przejeżdżając przez Warszawę — zapewne w drodze do Petersburga — kazała sobie zaprezentować Myszugę, którego słuchała z loży(…) niezależnie od corocznych występów śpiewaków zagranicznych, stanowił Myszuga przez lat siedem główny filar, na którym wspierał się żelazny repertuar opery warszawskiej. Można by przytaczać setki recenzyj, zawsze pochlebnych, czasem entuzjastycznych, natomiast nigdy ujemnych (…)W latach 1895/96 święci wielkie triumfy w Kijowie (…)W sezonie 1897 odnosił Myszuga we Lwowie wielkie sukcesy jako Canio w „Pajacach" Leoncavalla: („...komedię w komedii, tę grę wewnętrzną pojął on znakomicie"). Pożegnał się z publicznością lwowską w „Strasznym dworze"—„nie mając równego sobie". Tą samą partią rozpoczął on sezon lwowski 1900/1. 26-go listopada (1900) śpiewa nasz tenor Almawiwę w „Cyruliku" (Rozyną była Korolewiczówna), Miesiąc przedtem (.13 października) odbyło się znakomite przedstawienie „Halki", z Korolewiczówną, Myszuga, Ruszkowską i Jerominem (…) Najznakomitszy po Dobrskim Jontek umarł we Fryburgu w zupełnym zapomnieniu, juz za czasów naszej niepodległości państwowej, w roku 1922, po operacji raka”.

Na temat Aleksandra Myszugi pisała również - w czasach już współczesnych tj. w 2000 r. - Pani prof. dr Luba Kijanowska (Lwów) na łamach "Wokalistyki i pedagogiki wokalnej"- zeszytu naukowego nr 77 Akademii Muzycznej we Wrocławiu. Z artykułu wynika, że był On nie tylko wybitnym śpiewakiem ale też dobrym pedagogiem - wokalistą, u którego studiowali znani później śpiewacy niemal z całego świata, np. Janina Tisserant - Parzyńska, Aleksandra Lubycz -Parachoniak, Maria Hrebinecka, Stanisław Łukomski, Justyna Kossowska (Luba Kijanowska - Kamińska, Metoda nauczania śpiewu Aleksandra Myszugi - na podstawie niepublikowanych materiałów archiwalnych, w: Wokalistyka ... dz. cyt., s. 87 i n., pozostałe informacje na temat A. Myszugi podaję z powyższego artykułu). Podkreślić przy tym należy, że talent pedagogiczny A. Myszugi doceniał już jego wielki Nauczyciel tj. Walery Wysocki, o którym kiedyś krótko pisałem na łamach grupy "emisja głosu".

Do ciekawostek zaś nalezy to, że Aleksander Myszuga przezył wielką i niestety tragiczną miłość do artystki warszawskiej - Marii Wisnowskiej. Jego Ukochana została bowiem zastrzelona 01 sierpnia 1890 roku przez rosyjskiego oficera Barteniewa... Historia ta wyryła się na pewno na zawsze w Jego pamięci i w sercu. A echo tych wspomnień znajdujemy w Jego pamiętniku, na przykład w takich słowach:
"Miłość jest podstawą naszego szczęścia i naszych cierpień. My opłakujemy utratę ukochanych osób przez to, że byliśmy z nimi szczęśliwi. Mądrość powinna ratować nas przed rozpaczą i narzekaniami na Tego, który dał nam życie i który ma prawo w kazdej chwili je zabrać (...) Stojąc nad grobem drogiej nam osoby, zwrócimy nasze myśli ku ukochanej szlachetnej duszy, która wznosi się do Boga, i poprosimy dla niej o rozgrzeszenie (...) Wiara w nieśmiertelność duszy i w życie przyszłe ukoić boleść duszy potrafi, bowiem przez cierpienie dusza uszlachetnia się i przybliża się do Boga. My prowadzimy życie cielesne według naszych wrażeń i zdrowego rozsądku, ale przecież życia duchowego i istnienia duszy poza ciałem rozsądkiem osiągnąć nie możemy, dlatego powinniśmy wierzyć....".
Na koniec zaś przytoczę jeszcze takie oto słowa Pani prof. Luby Kijanowskiej: "Urodził się na wsi ukraińskiej, ale jego wewnętrzna przynależność była polska. Za to przywiązanie do kultury polskiej został ukarany w 1890 roku wyrzuceniem z teatru i wówczas wyjechał do Włoch."

Myślę więc, że to wystarczy aby nie mieć wątpliwości co do tego, po co w ogóle wspomniałem na łamach "Opery - a co to?" o tym wielkim, choć niestety zapomnianym artyście i polskim Patriocie...Przemysław Ponczek edytował(a) ten post dnia 02.08.10 o godzinie 19:15